LXIV - Aless
Kiedy mówiłem, że chcę nabrać perspektywy, nie miałem na myśli tak brutalnego doznania. I wytknięcia mi hipokryzji. Chciałem znaleźć inspirację. To tyle. Dostrzec nic nieznaczący szczegół, który mnie natchnie, a w mojej głowie pojawi się cały plan.
Teraz przynajmniej już wiem, że nie muszę szukać lepszego sposobu niż konfrontacja. (Znaczy, wciąż mogę, ale zabierze to znacznie więcej czasu). Co jest najgorszym pomysłem, biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z łowcą czarownic. Czyli będę zdany na siebie bardziej, niż zazwyczaj jestem. A to wszystko w imię tego, żeby ludzie nie umierali.
Ludzie umierają codziennie. Taki ich los.
Czyżbym właśnie przekładał własne życie ponad innych? Możliwe.
Co by nie mówić i tak pożyje dłużej od nich.
– Aless?
– Słuchałam?
Spojrzałem na Lawsona.
– Zadałem ci pytanie.
Chyba przestałem słuchać.
Nasz wyjazd do Los Angeles niestety musieliśmy skrócić. Chwilę po tym, jak wyjawiłem swój jedyny pomysł Rävgorowi i Scarlett za pomocą jednego zdania, dostałam smsa. Znaleźli Paula. W parku, gdzie jest jeden z tuneli. Martwego.
I szczerze bym to olał. Powiedziałabym, że z przyczyn logicznych nie mogę wcześniej wrócić i niech mi prześlą szczegóły z miejsca zbrodni oraz wyniki sekcji zwłok i wszystko inne, co uznają za ważne, a resztę ogarnę sobie sam, kiedy wrócę. Tylko że był jeden problem. Paul był pierwszym zamordowanym nastolatkiem, który nie był człowiekiem. To znaczy, w pełni nim nie był. Heartless jest takim idiotą, że zabił niewinne dziecko, które jest wilkołakiem w mieście wilkołaków. Serio myślałem, że mam do czynienia z kimś, kto chociaż się stara uchodzić za geniusza zbrodni. Ale nie, bo po co? Róbmy wszystko, żeby zacząć wojnę pomiędzy wampirami a wilkołakami, bo w końcu wrócą do obwiniania się nawzajem o to wszystko.
Więc musiałem wrócić i dopilnować, żeby odpowiednia osoba się zajęła ciałem, bo całe śledztwo pójdzie się jebać, jeśli patolog skupi się na tym, że coś jest nie tak z ciałem Paula, a nie na przyczynie zgonu. Całą podróż spod motelu do naszego mieszkania, starałem się poinstruować głównie Melanie i Priscę, co mają robić, a szczególnie czego definitywnie mają nie robić, tak że, jak już wrócę do Seattle, nie będę musiał gasić pożaru i wmawiać ludziom, że wilkołaki nie istnieją. Pewnie i tak wiedziały, jak to załatwić, ale trzeba było je też poinformować, że coś takiego miało miejsce. Bo Lawson poinformował jedynie Dawn. Co jest słuszne, dobrze, że ją poinformował, ale... Zresztą nieważne. Od momentu znalezienia Paula do przeczytanie przeze mnie wiadomo o tym, minęło podobno z pół godziny do godziny, nie będę się unosić, że tylko Dawn została poinformowana. Zmęczenie robi swoje.
Do Seattle wróciliśmy pierwszym możliwym samolotem. Znaczy pierwszym możliwym, po tym, jak Scarlett i Rävgor się wyspali. Między tym wszystkim Scarlett opowiedziała nam jeszcze o jej całej podróży z Victorem i skąd on miał wiedzę o wskrzeszaniu ludzi. Trochę mnie zatkało, jak wyszło na jaw, że faktycznie udało mu się przywrócić kogoś do życia (powiedzmy, że się udało) bez użycia magii. To mi dało do myślenia, że skoro martwi mogą chodzić, to może Heartless używa magii, żeby ich ożywić i kazać iść w wyznaczone miejsce. Przeszło mi to kiedyś przez myśl, ale odrzuciłem od razu, za mało prawdopodobne mi się to wydało. Pewnie jakieś zaklęcie voodoo, pozwalające kontrolować kogoś. To by z kolei wyjaśniało, czemu żadna kamera go nie ujęła. To wyjaśnienie miało sens, co by nie mówić.
Do Seattle dotarliśmy późnym wieczorem w sobotę. Tuż po opuszczeniu samolotu zostawiałem ich bez słowa, co wiem, że nie było fair, ale potrzebowałem być sam. Musiałem to wszystko przemyśleć. Nie wyszło mi to jednak za dobrze.
– Z chęcią je usłyszę jeszcze raz – powiedziałem – Jestem zmęczony. Nie spałem od ponad czterdziestu godzin. A Paulowi też się nie śpieszy.
Warto jeszcze wspomnieć, że przyjechałem tuż z lotniska, żeby zobaczyć zwłoki Paula i nad nim właśnie toczy się rozmowa. Oby nikt z jego rodziny mnie nie usłyszał.
– Mówiłem ci, żebyś się przespał. To by poczekało do rana. Dla nich – Wskazał ludzi za drzwiami. – byłoby go nawet bardziej na rękę.
– Mam problemy ze snem. I tak bym nie zasnął... I to właśnie powód, dla którego nie powinniśmy organizować festynu.
Jednak w tym momencie jego organizacja jest niestety na rękę. Zakładając, że Heartless już o nim wie, bo dość szybko się to rozniosło, to już pewnie planuje jak to wykorzystać. Jeśli miałbym się udać na konfrontację z nim, to tylko w okolicach festynu. Czemu? Na festynie muszę się pojawiać. Jeśli się spotkam z Heartlessem przed nim, ten (prawdopodobnie, przestałem brać rzeczy zapewne) mnie porwie i zabije, to inni zaczną mnie szukać, jak nie pojawię na festynie. Zauważą w porę, że mnie nie ma.
Ale wciąż możliwe, że więcej osób zginie i zostanie podłożone na widok publiczny, żeby inni widzieli.
– Nie chcesz, żeby to organizowali, bo to nie jest twój pomysł. Przypominam ci, że to ty przekonałeś wszystkich do zorganizowania balu.
Aż się powstrzymałem, żeby nie przekląć, rozwalić czegoś albo chociaż przewrócić oczami.
– Wtedy myślałem, że mi nie ucieknie. Teraz wiem, że w tłumie lepiej działa. Musimy się uczyć na własnych błędach. On już nie może. – Mając na sobie rękawiczki, dotknąłem Paula. – Irytował mnie, jeśli mam być szczery. Uczenie go jakichkolwiek podstaw samoobrony czy walki było straszne.
I do tego pachniał jak wilkołak. To też przeszkadzało.
Lawson zmierzył mnie wzrokiem. Wiem, nie wypada źle o nim mówić w takiej sytuacji.
– Nie powinieneś rozmawiać z jego rodziną w najbliższym czasie. Jeszcze coś ci się wymsknie przy nich.
Niestety to miałem w planie na dniach. Nie mogłem się ot tak pojawić przed drzwiami jego domu i pytać nachalnie o ich zmarłego syna, ale rodzina (albo tylko rodzice, szczegóły mało istotne w tym momencie) wiedzieli, że jest wilkołakiem i że został przemieniony prawie rok temu.
Albo poproszę Melanie o to. Nie no, sam muszę z nimi porozmawiać.
– Zabawne w cholerę. Jestem profesjonalny. Teraz nie muszę być, bo jesteśmy tu sami. A martwy raczej już nie podsłucha.
Lawson był wyraźnie zniesmaczony moimi tekstami. Jednak faktycznie, coś było nie tak z uszami. A raczej ich nie miał. Mam wrażenie, że Paul, kiedy wyczuł, że jest w zagrożeniu, próbował się przemienić, ale mu nie wyszło i został z wilczymi uszami i pazurami. Stąd Heartless pewnie go pozbawił uszu. A przynajmniej to moja teoria.
Earsless. Nie, to już nie brzmi tak fajnie.
– Kiedy ty dojrzejesz?
– Używanie czarnego humoru nie jest oznaką nie dojrzałości, a procesu przetwarzania żałoby.
Nie skomentował tego.
Potrzebowałem snu.
Drzwi do sali nagle się otworzyły. Przeszła przez nie Dawn.
– Już jestem – powiedziała, kiedy podeszła do nas.
Uśmiechnąłem się do Lawsona, dając mu do zrozumienia, żeby wyszedł. Tego też nie skomentował, jedynie opuścił salę.
– Nie obudziłem cię, prawda? Nie miałem takiego zamiaru – dodałem szczerze.
– Nie zmrużyłam oka od doby, więc nie, nie obudziłeś mnie.
– To podobnie jak ja.
– Nie skomentuję nawet.
Chyba nie jest w nastroju. Jaki świetny ze mnie detektyw.
– Nie zadzwoniłbym, gdyby to nie było ważne. Sam nie jestem w stanie tego sprawdzić, a nie będę prosił Scarlett...
– Wciąż nie wiem tylko, w czym mam ci pomóc – powiedziała wyraźnie zmęczona, unikając patrzenia na Paula.
– Mam teorię. Może się okazać głupia, ale chciałabym, żebyś sprawdziła, czy nie czuć od niego magii.
To były szczątkowe wyjaśnienia. Nie powiem wprost, że chcę sprawdzić, czy Heartless bawił się w ożywianie ciał. Musiałabym wyjaśnić, skąd na to wpadłem. To ta część, która wolę przemilczeć ze względu na Scarlett, która też na pewno nie powiedziała mi wszystkiego.
– Nie myślisz już, że to może być łowca czarownic?
– Myślę. Ale każdy może korzystać z zielonej magii... Nie chcę mówić za dużo przed dostaniem faktów.
Spojrzała na mnie nie pewnie, ale zrobiła to, o co ją poprosiłem. Twarz miała skupioną. Dawn uniosła rękę nad ciałem Paula i wolno przemieszczała ją. Wokół jej palców zaczęła się pojawiać granatowa aura, która co jakiś czas delikatnie opadała w dół, rozpływając się w powietrzu.
– Nic tu nie ma. Albo masz rację i Heartless wie, co robi, żeby nie zostawiać śladów, albo jej nie masz.
Fuck.
Oczywiście, że nie dostanę jednoznacznej odpowiedzi.
– A masz dostęp do jego wspomnienia? – spytałem z nadzieją. To też może się wydać pomocne.
– Nie do tych, które mogłyby ci pomóc. Ale upewnię się. – Dawn nakierowała swoją dłoń nad głowę dzieciaka. Mogę tak na niego mówić, okey? – Ostatnie co pamięta, to nie udaną próbę przemiany. Tuż po tym stracił przytomność, a później tylko mgła.
Czy to znaczy, że mógł widzieć twarz Heartlessa?
Jeśli tak, to mój samobójczy plan jakoś powoli zyskiwał w moich oczach.
– Czyli...
Niepotrzebnie zacząłem myśl na głos. Wyjąłem z kieszeni elektryka i zacząłem się zastanawiać nad tym, co mogę powiedzieć Dawn. Im dalej brnę w to, tym mniej mogę sprawdzać. Zaciągnąłem się z przyzwyczajenia i wypuszczałem wolno dym. Dawn wyglądała, jakby chciała mnie skarcić za palenie, ale powstrzymała się ostatecznie.
– Mgła oznacza, że pomiędzy porwaniem a śmiercią, Paul był przytomny – powiedziała, żeby przerwać ciszę. To było coś, o czym wiedziałem. Z drugiej strony Ian był ledwo żywy, kiedy Heartless próbował go zabić. Z trzeciej dostałem list, w którym się przyznał, że wszystko, co robi, robi z premedytacją.
– Jestem pewien, że to może być gdzieś w papierach. Godzina zgonu... Czemu Paul?
I wtedy do mnie doszło. To była ciężka doba, proszę mnie nie krytykować. Minął miesiąc, od kiedy ostatnio znaleziono nastolatków. Heartless potrzebował nowej ofiary, żeby przypadkiem nikt o nim nie zapomniał. A w poniedziałek przynajmniej połowa apelu była streamowana, a osobami, które się wyróżniły na nim to właśnie Paul i Ian. Z Ianem się wcześniej nie udało, to został Paul. A to wszystko, żeby nie wyszło, że Côté High jest pobłażliwiej traktowane i mniej osób stamtąd ginie.
Dawn wzruszyła ramionami z bezsilności. To coś, na co rzadko zwracałem uwagę. Policja może być pochłonięta pracą, ja robiąc swoje, nastolatki bojąc się o swoje życie, ale rodzice? Stracić odwracalnie to coś się kocha, to najgorsza rzecz, którą jako ludzie odczuwający emocje, możemy doświadczyć. Stoi na równi ze strachem o stratę ukochanych. Wiem, co mówię. Za dużo myślę o Danielle. Z każdym dniem boli mniej na myśl o niej. O jej cudownym uśmiechu. Niesamowitej prezencji. Silnym charakterze.
Zielonych oczach.
Właściwie tylko dlatego dotarło do mnie, co mówił Victor. Pijany chłopak, którego nie znałem. Z którym nie miałem nawet okazji porozmawiać. Jednak jego oczy. Jego zielone oczy. Kiedy starał się racjonalnie wytłumaczyć, o co mu chodzi, zobaczyłem w pewnym momencie Danielle. Za tym poszły wszystkie wspomnienia. O tym, jak rzuciłem wszystko, żeby ją uratować. Nienawidziłem sobie przez dłuższy czas, że nie udało mi się. Obwiniałem siebie, wmawiając, że gdybym robił coś inaczej, znalazłbym ją i wszystko byłoby dobrze. Jednak jedyne, czego nie mogłem sobie zarzucić, to brak podjęcia ryzyka. Najgłupszego i najbardziej irracjonalnego, po którym można wygrać albo przegrać wszystko.
Dotarło do mnie, że znienawidziłabym się bardziej niż wtedy, jeśli Scarlett i Rävgorowi coś by się stało, a ja nie zrobiłbym wszystkiego, żeby temu zapobiec. Myśl o tym, że miałabym jakiś plan, kiedy jedno z nich by ucierpiało, dlatego że nic nie zrobiłem, sparaliżowała się w tamtym momencie. Od dekad nie zależało mi jakimś tak bardzo, do nikogo się tak nie przywiązałem, jak do nich.
Nigdy nie miałem takich przyjaciół.
Właśnie to nigdy ich nie miałem.
– Lawson ci mówił, żebyś unikał rozmowy z jego rodzicami? – Pytanie Dawn wyrwało mnie z zamyślenia.
– Coś wspomniał. Potrafię się zachować profesjonalnie, nie wiem, o co mu chodzi...
– To nie to. Choć są przerażeni, wierzą, że magią uda się przywrócić mu życie, jako że był "wybrany".
– Katolicy? – Czemu to musiała być moja pierwsza myśl?
Skinęła głową. Najgorszej.
Znaczy, nie że nienawidzę katolików, ale nie lubię ludzi głęboko wierzących, myślących, że ich dzieci są albo przekleństwem, albo wybrańcami. Obie wersje są przerażające. Nie ważne, czy wierzysz, że twoje dziecko zostało wybrane, żeby być zbawcą narodu, czy żeby poszło na medycynę.
– Wodą święconą mnie obleją – mruknąłem.
– Melanie od paru miesięcy próbowała ich przekonać na prośbę Paula, że nie jest tak, że skoro przeżył ugryzienie wilkołaka i teraz potrafi sam nim być, to znaczy, że to cud. Teraz są przekonani, że ich syn się odrodzi.
– Wow. Jest mi bardzo przykro Paul, że musiałeś żyć w takim domu. – Chciałem go poklepać po ramieniu, ale uznałem, że jednak wolę nie dotykać trupów bez potrzeby. – Z drugiej strony nie mogłeś być lepszym człowiekiem, skoro...
Tu miałem dodać "skoro Scarlett cię odrzuciła". Co nie było nigdy powiedziane wprost, ale wciąż. Jednak nie wiem, ile wie Dawn, a temat potencjalnych byłych, aktualnych i przyszłych drugich połówek (choć no 99%, że jeśli już, to będzie to chłopak) skończy się na mnie.
Nie. Chcę. Poruszać. Tego. Tematu. Z. Dawn.
Nie.
– Skoro co?
Chyba zamyśliłem się za długo.
– Zapomniałem. Wyszedłby nieśmieszny czarny żart... Mam nadzieję, że on będzie ostatnim dzieckiem, jakiego będziemy myśli oglądać w takim stanie. Gdybym nie odkrył, że stoi za tym łowca, teraz trzeba by powstrzymywać wampiry i wilkołaki przed wojną domową, bo jedno z nich zginęło. I to, że Prisca i Melanie są w dobrych stosunkach, ratuje sytuację.
– I ty. Pomimo dziwnego nastroju i przeświadczenia przez wszystkich, że rzucasz to śledztwo, wciąż tu jesteś i się przejmujesz. To powstrzymuje wszystkich przed rzuceniem się na siebie. Podobno twój ojciec też taki był. Można go było nienawidzić, ale kiedy przychodziło, co do czego, słuchano go.
Cóż, nie powiem, że tak nie było. Skądś nazywa się go do dziś królem wampirów. Ale...
– Mój ojciec zrobił wiele złych rzeczy. Ratował głównie siebie i swoje imię. Zdarzały mu się jednak momenty altruizmu i odruchy człowieczeństwa. W jakiś krzywy sposób zakochał się mojej mamie, kiedy ona była jeszcze młoda i niezbyt rozumiała, jak brutalny może być świat, pomimo nie życia w luksusach. Nigdy by jej nie skrzywdził ani mnie, przynajmniej nie naumyślnie czy fizycznie. Ale kiedy przychodzi, co do czego sieje tylko chaos wokół siebie. A teraz nikt nawet nie wie, gdzie się znajduje. Po prostu zniknął, tak go wszystko interesuje, włącznie z jego własnym i jedynym synem – wypaliłem, powstrzymując się od płaczu, na myśl o tym wszystkim. Myślę za dużo jak zwykle. Najgorsze wspomnienia do mnie dochodzą. Aless, uspokój się. – Nie porównuj mnie do niego. Nigdy.
– Nie próbowałam cię obrazić. Nie masz dzieci, prawda?
– Wyglądam na osobę, która by miała? – Siliłem się na żartobliwy ton.
Ale odpowiedź brzmi, nie, nie mam. Nigdy też nie byłem w sytuacji, gdzie bym się tego obawiał. Zalety sypiania głównie z mężczyznami.
I bycia samotnym.
– Chcę tylko powiedzieć, że patrzyłbyś wtedy na to inaczej. Zamiast wypierać, czyim synem jesteś, zaakceptuj to i przekuj w coś dobrego.
– Gdybyś nie miała córki, powiedziałbyś coś takiego?
– Widzę przyszłość w snach, wiedziałam, że będę mieć córkę. Więc tak, powiedziałabym dokładnie to samo.
– Potrafisz zobaczyć, czy uda mi się dopaść Heartlessa? – Słyszałem, że mój głos się łamał.
Dawn spojrzała na Paula.
– Niestety nie. Umiem czytać przeszłość z pamięci innych. Przyszłość jest zmienna. Zdarza się, że coś wiem, ale nie występuje to tak często, jak myślisz. Czasami pomaga w wygraniu spraw sądowych. Jednak im więcej niewiadomych, tym mniejsza szansa na to, że coś zobaczę. A uwierz, próbuję od września jakoś pomóc. Czasami moja moc jest kompletnie bezużyteczna.
Chciałem powiedzieć, że to nie prawda. Chciałem cokolwiek odpowiedzieć. Ale nie mogłem.
– Tak mawiała moja matka. – dodała. A to plot twist. – Twierdziła, że jest bezużyteczna, skoro nie potrafię z niej w pełni korzystać.
– Scarlett musi mieć z nią nie za ciekawą relację – skomentowałem.
Dawn uśmiechnęła się smutno i spojrzała na mnie.
– Niestety nie dożyła czasów, kiedy Scarlett dowiedziała się o magii. Magia nie lubi trzymać trzech pokoleń obok siebie. Choć znając ją, czarna magia niezbyt by jej przypadła do gustu i mogłaby i tak urwać kontakt przez to.
– Czekaj, a nie mówiłaś, że to ojciec wprowadził cię w świat magii?
– Bo tak było. Oboje byli mocno powiązania z magią.
Rozmowa przybrała dość dziwny kierunek. I choć z chęcią bym go kontynuował przez godziny, tak rozmawianie nad ciałem Paula sprawiało, że coś było nie tak. Rozmawianie o zmarłych w prosektorium też nie jest zbyt przyjemnym tematem.
– Od paru miesięcy staram się zrozumieć, dlaczego czarna magia jest aż taka zła dla osób, którym jest ona pisana. Wiem, że niszczy człowieka od środka, kiedy wykorzystuje się ją nie umiejętnie, widziałem na własne oczy, kiedy ojciec mnie zabierał po balach bogaczy. Dla nich to była zabawa, dla wiedźm, które czarowały, oznaczało śmierć i szaleństwo. Później jednak poznałem Rubena, który, choć nigdy nie władał czarną magią, potrafił mówić o niej godzinami jako coś, co chciałaby posiąść. Urodzić się zdolnym do korzystania z niej.
– Scarlett nie boi się czarnej magii. Boi się przepowiedni. Nadejdzie dzień, w którym świadomie zacznie z niej korzystać i zamiast bać się o swoją przyszłość, znajdzie rozwiązanie, w którym słowa proroctwa będą oznaczały coś dobrego. Dla osób, które się rodzą z predyspozycjami do używania czarnej magii, nie jest ona zła sama w sobie. Wspomaga głównie białą magię. Ale wciąż potrafi cię wyniszczyć, wszystko od tego, do czego będziesz jej używać i jak nauczysz się z niej korzystać. Wierzę, że jest zdolna do znalezienia balansu, ale potrzeba jej czasu i zrozumiałości z naszej strony.
– W to nie wątpię.
Przez myśl przeleciały mi wszystkie sytuacje, gdzie Scarlett była na granicy korzysta z czarnej magii. Jeśli miałbym zgadywać, szuka odpowiedniego pretekstu dla siebie, żeby nauczyć się ją kontrolować, bo ciężko przyznać się do tak drastycznej zmiany zdania po dwóch latach.
– Więc nic nie możesz więcej zrobić, co by mnie zbliżyło do odkrycia prawdy? – zapytałem, zmieniając temat. Ktoś musiał to zrobić, a ja się stąd wydostać i przespać.
– Niestety. Ale dam znać, jeśli to się zmieni.
Oboje jeszcze przez chwilę wpatrywaliśmy się w Paula. Może to wynik zmęczenia, ale zaczynałem widzieć na jego twarzy zrozumienie. Jakby chwilę przed śmiercią pogodził się z tym, że to koniec i rozumie, czemu go to spotkało.
Na moje, może wierzył, że bycie wilkołakiem to klątwa i śmierć go wyzwoliła. Zaczynam żałować, że z nim nie nigdy nie rozmawiałem wystarczająco długo, żeby teraz wiedzieć takie rzeczy. Niestety czasu nie cofnę.
Dawn też tego nie potrafi.
***
Zapukałem do drzwi. Kilkanaście godzin po wizycie w prosektorium postanowiłem jednak porozmawiać z rodzicami Paula jak najszybciej jak to z mojej strony możliwe. Ludzie mogą mnie brać za idiotę, ale w tym przypadku, oni na pewno nie powiedzieli o wszystkim policji. Może mi się uda dostać te szczegóły. Przydałyby się.
Albo przynajmniej uświadomię, że ich syn nie wróci. Ktoś musi to zrobić, co by nie mówić.
Rozejrzałem się po korytarzu. Tym razem zadzwoniłem domofonem. Chyba byłbym bardziej cierpliwy, gdybym dzwonił do domu, a nie mieszkania. Dom ma większą powierzchnię i dłużej może zająć dojście do drzwi.
Aless, uspokój się. Nie warto.
Wziąłem głęboki wdech. W tym momencie spokój był kluczem do dostania tego, czego chcę. Spokój, zrozumienie drugiej strony i ... Nieważne.
Drzwi się otworzyły. Nie wiem, czego się spodziewałem, ale otworzyła mi niska dziewczynka, ubrana cała na czarno z wyraźnie nieobecnym wyrazem twarzy. Pochyliłem się trochę.
– Rodzice są w domu? – zapytałem.
Zamiast odpowiedzi, otworzyła szerzej drzwi i gestem, zaprosiła mnie do środka. Zaprowadziła mnie do kuchni, gdzie z kolei stał mężczyzna o podobnych rysach, co Paul z kubkiem w ręce. Czyżbym czuł kawę z whisky?
Mężczyzna spojrzał na mnie wrogo. Szybko jednak zmienił wyraz twarzy na bardziej przyjemny.
– W czym mogę pomóc?
– Miałem nadzieję, że uda mi się porozmawiać o Paulu... Przepraszam, że się nie przedstawiłem najpierw. Aless Vasile, prowadzę śledztwo w związku z jego... – urwałem, mając wciąż w głowie, że obok mnie stoi dziewczynka. – Melanie Lupus powiedziała, że to nie powinien być problem. Jesse Garcia, jak mniemam?
– Zgadza się. – Odstawił kubek na blat i podszedł do mnie, żeby podać mi rękę. Niechętnie odwzajemniłem uścisk. – Nie spodziewaliśmy się ciebie dziś. Krążyły plotki, że nie ma cię w mieście.
– Bo nie było. Wróciłem wcześniej. – Puściłem jego rękę. – Możemy porozmawiać? Mam parę pytań, na które policja by nie wpadła, żeby zadać.
– Oczywiście. – Uśmiechnął się, po czym spojrzał na dziewczynkę. – Mandy, poprosiłabyś mamę, żeby przyszła do salonu?
Mandy skinęła głową i pobiegła do jednego z zamkniętych pokoi.
– Może czegoś się napijesz? – zaproponował Jesse, kiedy skierował mnie do salonu, który był połączony z kuchnią.
Usiadłem na fotelu naprzeciwko kanapy.
– Nie dziękuję... – Planowałem dodać "Chyba że posiadacie krew" w ramach żartu, ale powstrzymałem się, kiedy zobaczyłem naprzeciwko siebie krzyż. Skrzywiłem się lekko. – Chociaż napiłbym się wody, jeśli to nie problem.
– Skądże.
Kiedy Jesse wrócił do kuchni do salonu od drugiej strony, weszła Maria Garcia. Mam bardzo dziwne przeczucie, że latynoski wygląd Paul zawdzięczał matce (choć do obu swoich rodziców był podobny), a nazwisko ojcu. Dobrze się dobrali.
Maria usiadła naprzeciwko mnie. Podobnie jak córka, też była ubrana na czarno, jedynie jej mąż nosił szaro-granatowe ubrania. Oboje jednak nie wyglądali jak po stracie dziecka, czego nie mogłem powiedzieć o ich córce. Ona wiedziała, że jej brat już nie wróci. Oni jeszcze nie.
Jesse podał mi szklankę z wodą i usiadł (z mojej perspektywy) na prawo od żony.
– W czym możemy pomóc? – zapytała kobieta, starając się uśmiechnąć miło.
Dawno się tak dziwnie w czyimś otoczeniu nie czułem. Faktycznie mogłem nie przyjeżdżać.
– Jak już wspominałem, jestem prywatnym detektywem i od września zajmuję się tą sprawą. Chciałbym zadać parę pytań. Będą bardzo podobne do tego, o co pytała was wczoraj policja. – Z ich mowy ciała wyciągnąłem, że mogę mówić dalej. – Przede wszystkim, macie pojęcie, co Paul mógł robić w parku, w którym go znaleziono?
Wymienili się spojrzeniami.
– Wyszedł pobyć sam. Piątek był bardzo blisko pełni, więc nic dziwnego, że chodził po parku, jeśli wiesz, co mam na myśli – odpowiedziała Maria, przyglądając mi się dokładnie.
– Tak, wiem o tym, że był wilkołakiem. – Z akcentem na b y ł. Jestem okropny. Tym ludziom syn umarł. I z akcentem na nie był dobrym wilkołakiem. Rävgor mi kiedyś opowiedział, że nie potrafił się nigdy przemienić w wilka i inne mniej istotne rzeczy. – To nie jest jakaś tajemnica, jeśli choć trochę się tym interesuje. Więc po prostu wyszedł na spacer? Nic w tym nie wiedzieliście podejrzanego? Z nikim przed swoim wyjściem nie rozmawiał?
– Nie. Nie przypominam sobie. Wyszedł koło osiemnastej z domu – odpowiedział Jesse. Z jego głosu czułem, jakby mógł o tym, jakby spodziewał się, że Paul wróci za piętnaście minut do domu. I to nie w ten sposób, że nie może przetrawić śmierci, a raczej faktycznej wiary, że ich syn nie umarł i on wróci. Czuję się okropnie z tym, że będę musiał im uzmysłowić, że tak nie jest.
– Nie zachowywał się podejrzanie przez ostanie dni?
Zaprzeczyli. Okey. Czyli tak jak praktycznie każdy z poprzednich ofiar.
– A właściwie, skąd wiesz, że nasz syn jest wilkołakiem? Od Melanie? – zapytała Maria, pochylając się trochę do przodu, szczerze zainteresowana.
Cóż...
– Jestem wampirem. Wiem takie rzeczy. – Dawno tak obojętnie nie powiedziałem na głos, że jestem wampirem. Do tego wzruszyłem ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – I proszę, nie próbujcie mnie polewać wodą święconą, żeby to sprawdzić. Raz, że nie działa, dwa proszę nie.
– Wampirem?
Uśmiechnąłem się, odsłaniając na chwilę kły. Przypadkiem zraniłem się w wargę. Przepiłem wodą smak własnej krwi.
– Jak widać. To nie jest nic wielkiego...
– Więc umarłeś?
Kurwa.
– Tak. Byłem chory, pewna osoba mnie ugryzła, umarłem i zostałem wampirem. – W wielkim skrócie oczywiście.
Przez chwilę panowała cisza. Nigdy nie byłem mocno religijny, a już na pewno przestałem być, kiedy zostałem wampirem, a ojciec mi opowiedział o aniołach. Nie możesz wierzyć w coś, co istnieje. Poznałem osobiście parę bogów, głównie greckich, gdzieś mi mignął Lucyfer przed oczami, a jednak czułem nie pokój, kiedy spoglądałem na krzyż. Jakby Jezus do mnie mówił, żebym powiedział tym ludziom, że ich syn po trzech dniach niezmartwychwstanie.
– Przepraszam, że to powiem, ale zdajcie sobie sprawę z tego, że wasz syn nie żyje, prawda?
Pochyliłem się trochę i położyłem ręce na kolanach. Nie wiem, co mnie skłoniło do zadania tego pytania tak znikąd, ale przynajmniej przerwało ciszę. Obserwowałem, jak na twarzach małżeństwa Garcia wyraz twarzy ze smutnych zmienia się na próby wyśmiania mnie po ostatecznie my wiemy lepiej. Każdy przeżywa inaczej tragedię, ale bez przesady.
– Tymczasowo – odpowiedział twardo Jesse.
To już jest wyższy poziom wyparcia. Nigdy takiego nie osiągnę.
– Śmierć tak nie działa. – Starałem się jak mogłem zachować spokój w głosie. I powagę.
– Ty jesteś martwy.
– Jestem wampirem. To nie jest to samo. Wciąż mogę umrzeć i wtedy umrę permanentnie.
– Proszę, nie próbuj nam wmawiać, że w świecie pełnym magii i cudów nie ma przywracania do życia. To tylko kwestia czasu, kiedy wszystko się uspokoi i ktoś użyje zaklęcia do przywrócenia naszemu synowi życia. Nie musisz się o to martwić.
Wypowiedź Marii wprawiła mnie w szok. Tak, istniały zaklęcia nekromancji. To nie jest tak, że nikt nigdy tego nie próbował. I co innego ożywić ciało, co i już jest moralnie wątpliwe, a co innego przywrócić duszę oraz aurę do martwego ciała. Już jebać, że to czarna magia, od której automatycznie twoja aura staje się czarna, może po prostu ktoś już był pogodzony ze śmiercią i po przywróceniu do życia nabawi się traum, gdzie pierwsze co zrobi, to popełni samobójstwo? Przez całe moje długie życie, jeszcze nie widziałem, żeby komuś bez komplikacji udało się faktycznie kogoś wskrzesić. Były próby. Było, cokolwiek zrobił Victor. Wampiryzm się nie liczy. Ewentualnie zasłyszałem plotkę, że duszę osoby, która została duchem, udało się połączyć z ciałem. Ale też po to, żeby dokończyć sprawy i odejść z tego świata w spokoju.
– Nekromancja jest zakazana – odpowiedziałem, zmieniając swój ton na jeszcze bardziej pewny siebie – Nie znajdziecie osoby, która się zgłosi jak do wolontariatu, żeby korzystała z czarnej magii dobrowolnie. Nie wierzę, że przez te wszystkie miesiące nikt wam o tym nie powiedział. Nie uświadomił, jak działa ten świat i podstawowe zasady w nim.
– Od każdej zasady są wyjątki – przerwał mi Jesse – Jesteś żywym dowodem na to, że martwi mogą żyć.
Zatkało mnie.
I nie ja. Chłopak przyjaciółki Victora.
– Jeśli zamierzasz nas przekonywać do swoich racji, które uważasz za słuszne, to po prostu wyjdź – dodała Maria.
Nie uzyskałam od nich żadnych informacji. Nie warto było tu przychodzić.
– To nie są moje racje. To są zasady, które rządzą tym światem.
– Po prostu wyjdź z naszego mieszkania – powiedział spokojnym tonem Jesse.
Podniosłem swoją torbę z podłogi i wyjąłem z niej wizytówkę, którą położyłem na stole blacie kuchennym.
– Nie będę się kłócił. Ale jeśli któreś z was zmieni zdanie lub przypomni sobie, o czym istotnym, co by mogło mi pomóc w śledztwie zamordowanych nastolatków, to jest mój numer.
Mówiąc to, nawet na nich nie spojrzałem. Starając się powstrzymać od zbędnych komentarzy na głos i w głowie, skierowałem się do wyjścia. Kiedy już przekroczyłem próg, Mindy jednak mnie zatrzymała.
– Oni wiedzą – powiedziała cicho. Odwróciłem się i spojrzałem na nią pytająco. – Rodzice wolą żyć, myśląc, że Paul do nich wróci.
– Skąd o tym wiesz?
– Wczoraj była u nas pani, która opiekowała się bratem po jego wypadku i próbowała im wytłumaczyć dokładnie to samo, co ty dziś. A parę miesięcy temu nie chcieli słuchać o tym, że Paul jest wilkołakiem. Dopiero niedawno to zaakceptowali i uznali to za znak od Boga. – Po tonie jakim mówiła, mogę stwierdzić, że nie jest zbyt religijna. Co chyba coś świadczy, skoro ma maksymalnie dziesięć lat i wychowuje się w przesadnie chrześcijańskim domu.
– Bardzo mi przykro z tego powodu.
– Dziękuję. – Przez chwilę wpatrywała się w moje buty i bawiła się kawałkiem czarnego swetra, jakby się zbierała w sobie, żeby coś powiedzieć. – Paul wcale nie szedł do parku tamtej nocy. Podsłuchałam, jak mówił, że umówił się z kimś w opuszczonym magazynie. Możliwe, że szedł przez ten park, ale na pewno nie planował robić tego, o czym rodzice ci mówili.
Czyżbym zaczął wierzyć, że Heartless wiedział jak zbawić martwego już Garcię do miejsca, gdzie znalazłem tunel i udawać, że jest dilerem, zaatakować go od tyłu, zaciągać do tuneli, zabić i zostawić ciało w parku? Nie mówię, że nie.
Chciałem jej coś odpowiedzieć, ale z wnętrza mieszkania wyniósł się głos ojca, który wolał do siebie córkę. Mindy z przepraszającym wyrazem twarzy zamknęła cicho drzwi przede mną, jakby ukryć fakt, że ze mną rozmawiała.
Co prawda nie dowiedziałem się niczego nowego, ale może uda mi się dostać telefon Paula i sprawdzić z kim się kontaktował. Albo policja mi to zdradzi.
Plusem tej sytuacji było to, że miałem plany na cały dzień.
Niestety to tylko mnie utwierdzało w fakcie, żeby będę musiał opracować szczegóły swojego samobójczego planu i go zrealizować.
Za jakie grzechy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro