III - Scarlett
Nie powiem, jestem w szoku, że po dwóch latach wciąż dobrze rozmawia mi się z Rävgorem. Pomimo że nigdy jakoś nie byliśmy specjalnie blisko, czasem brakowało mi osoby, która nie będzie mnie oceniać i usłyszę niezbyt miłą krytykę w swoją stronę.
Właśnie wracaliśmy do domu – ja, Rävgor i Jeremy, który wręcz błagał na kolanach, żeby go ze sobą zabrać. Tym razem w samochodzie nie było niezręcznej ciszy. Praktycznie w ogóle jej nie było, ponieważ Jeremy uznał, że musi komentować wszystko i wszystkich. Ten idiota sprawił, że Lauren Clayton zaprosiła mnie na swoją imprezę. Przy praktycznie całej szkole. Nie mały szok, szczególnie że rozmawiałyśmy z parę razy w życiu.
– Więc idziesz na imprezę? – spytał Jeremy. Spojrzał na mnie w lusterku.
– Wiem, że jest i że zostałam na nią oficjalnie zaproszona. Jeśli mama się zgodzi to tak – odpowiedziałam bez przekonania.
Chłopak przewrócił oczami i wymamrotał coś o tym, że nie umiem się bawić.
– Sprawy sabatu czy nadopiekuńczość? – spytał Rävgor.
– Jedno i drugie tak właściwie. Jest jeszcze sprawa tych morderstw. Jak mnie puści to będzie coś.
– No i znowu to samo – mruknął Jeremy pod nosem.
Pytająco spojrzałam na Rävgora.
– Wierzy, że to wszystko to taki jeden wielki żart. Że ktoś okrada kostnicę i pozoruje morderstwa lub tworzy je za pomocą voodoo, gdzie ofiary to tak naprawdę realistyczne lalki. Nasza mama ma tego dość, bo codziennie dostaje masę wiadomości o tym, jakby nie wiedziała, co się dzieje. Przez to wszystko mamy też nieoficjalny zakaz wychodzenia z domu po zmroku.
– Nie, ty go masz – odparł Jeremy.
– Wmawiaj sobie, że tylko ja.
– Lepsze to od rozmów za każdym razem, kiedy wrócę późno i jak bardzo jest to niebezpieczne.
Obaj westchnęli ze zrozumieniem. Te dwa morderstwa przerażały każdego dorosłego w naszych frakcjach. Jednak my jako młodsze pokolenie woleliśmy w to nie wierzyć. Teoretycznie nasze życie było zagrożone, ale łatwiej było to wypierać. Nikt nie chciał przyznać się do tego, że wychodząc z domu, może już nie wrócić, a policja znaleźć bez krwi i serca.
– Fuck.
Ciche przekleństwo Rävgora zwróciło moją uwagę.
– Co się stało? – spytałam.
Podniósł wzrok znad telefonu i spojrzał się na mnie. Później schował urządzenie do kieszeni.
– Mama znalazła mi zajęcie na dziś. A chciałem iść pobiegać, żeby złapać formę przed oficjalnymi treningami z całą nową drużyną i kapitanem – odpowiedział zrezygnowany.
– Całe wakacje torturowaliście mnie ćwiczeniami, a ty mówisz, że nie masz formy? – jęknął Jeremy nieprzekonanym tonem.
– Muszę unormować tempo, żeby nikt się nie dziwił, że przez wakacje zacząłem biegać z kilka razy szybciej. A ciebie było trzeba sprawdzić, jak dajesz sobie radę i jak bardzo ci zależy na byciu w drużynie – odpowiedział mu, uśmiechając się krzywo.
– Więc co będziesz robić?
– Mapy Seattle.
***
Cztery godziny później wciąż siedziałam u Rävgora, pomagając nanosić wszystko, co się dało na mapy Seattle. Ta była dwudziestą siódmą z układem tajemniczych przejść podziemnych i schronów apokaliptycznych, czy bunkrów. Było tego więcej, niż się spodziewałam.
W międzyczasie dostałyśmy jedzenie od mamy Rävgora (najlepsza pizza, jaką można znaleźć w Seattle), moralne wsparcie od Sii oraz pseudo śmieszne komentarze od Kyle'a. Jeremy gdzieś się zaszył, a Nancy przez pierwsze półtorej godziny nam pomagała. Pewnie posiedziałaby z nami dłużej, ale zajęcia baletu były ważniejsze.
Zapomniałam, jak to jest, kiedy w twoim domu jest więcej niż dwie osoby. W tym dwójka osób byłaby czymś niezwykłym i niecodziennym.
– Mam tego dość – jęknął Rävgor i położył się na podłodze.
Jego frustracja spowodowana tym, że to akurat na niego padła odpowiedzialność przy tworzeniu map, była frustrująca.
– Musiałeś robić gorsze rzeczy – odparłam.
Prawdopodobnie wyczuł w moim głosie brak przekonania, bo nic nie odpowiedział. Też zaczynałam mieć tego dość. Jakby ktokolwiek, kto o to prosił nie, mógł znaleźć tego w internecie i sam sobie wydrukować. Wszystkim ułatwiłoby to życie. Przynajmniej nam.
Poza tym, na co komu tyle map?
***
Niepewnie przekroczyłam próg domu. Brak światła w przejściu źle zapowiadał, to co mogę zaraz zobaczyć. Po cichu przemknęłam się do swojego pokoju. Nie minęłam niczego podejrzanego, co niewątpliwie poprawiło mi nastrój. Położyłam rzeczy obok biurka i podeszłam do okna, które wychodziło na podwórko.
Oho, zaczyna się. Pośrodku trawnika znalazło się wielkie ognisko, z którego jarzył się niebieskawy ogień. Wokół niego naliczyłam dwie osoby. Jedną z nich była moja mama. Ubrana w granatowy płaszcz, który używany był podczas rytuałów. Rozmawiała z mężczyzną. A raczej osobą, której wiek mógł się wahać od dwudziestu do trzydziestu pięciu lat. Oświetlał ich tylko ogień, więc nie miałam jak się mu przyjrzeć. Jedne czego byłam pewna, to, że miał czarne włosy.
W pewnym momencie miałam wrażenie, że na mnie spojrzał. Nie w stronę okna. Na mnie. Biorąc pod uwagę, że na dworze było ciemno, a ja nie zapalałam światła w pokoju. Wydało mi się to dziwne.
Kiedy byłam już pewna, że na mnie nie patrzy, ogień zmienił kolor. Na brunatny. Zatem był to ogień, który służył do odtwarzania przeszłości. O ile się nie mylę. Jest ich trochę. Byłam jednak przekonana, że kolor ognia oznaczał aurę danej osoby. Więc kimkolwiek ta osoba by nie była, brąz to jej kolor.
Chciałam popatrzeć jeszcze trochę na sytuację, jaka miała miejsce w moim ogrodzie, ale usłyszałam dźwięk telefonu. Niby mogłam to zignorować, ale i tak ponownie nie skupię się wystarczająco mocno, żeby bez ruchu oglądać scenę.
Najnowsza wiadomość pochodziła od Rävgora. Poprzednie były wysłane przez moich przyjaciół na wspólnym czacie. Kompletnie zapomniałam, że mieliśmy się dziś spotkać. Po chwili namysłu nacisnęłam przycisk rozmowy i czekałam, aż odbiorą. W międzyczasie zapaliłam lampę na biurku. Jeśli miałam szczęście, to każde powinno być już w swoim domu.
– Zanim coś powiecie – zaczęłam, kiedy cała trójka włączyła się do rozmowy.
– Przerwę ci. Przyjechałaś dziś do szkoły z Rävgorem, a po niej też razem wróciliście. Czy jest coś między wami? – spytała Abigail.
– Coś musi być na rzeczy, skoro Lauren zaprosiła ją na swoją imprezę – dodała Ellie.
– Zabawne – mruknęłam – Uratowałam go dziś przed spóźnieniem, żeby nie wyleciał z drużyny.
– To nie wyjaśnia, czemu cię dziś nie było – zauważył Louis.
Pomagałam w tworzeniu map Seattle dla kogoś, kto chce złapać mordercę, który jest albo wampirem, albo wilkołakiem. Wspomniałam, że moja rodzina należy do sabatu, a ja jestem wiedźmą. Czy tam czarownicą.
Tak, tego na pewno nie mogę powiedzieć.
– Dawno z nim nie rozmawiałam. Zagadaliśmy się i dopiero wróciłam do domu.
To była prawda. Pozbawiona ważnych szczegółów. Jak ja nie lubię ich okłamywać w tej kwestii, ale lepsze to niż tłumaczenie o rzeczach, o których sama nie wiem.
– Wciąż jesteś w nim zadurzona? – zasugerowała Ellie. Niewątpliwie cała trójka chciała o to spytać.
Oczywiście, że nie byłam. Nigdy nie byłam. Jasne jest przystojny i ma ciekawą osobowość, ale żeby mi się podobał? Może kiedyś, jak byliśmy dziećmi, ale teraz? Może trochę na etapie, w którym zaczynasz się interesować związkami, gdzieś w otchłani swojego umysłu o tym myślałam, ale to nigdy nie było nic poważnego. A przynajmniej nie chciałam, żeby było.
Ale to było jedyne wyjście na wyjaśnienie im, czemu przestałam się z nim zadawać. Najlepszym rozwiązaniem okazał się nieudany związek. Słowa, jakie padły z mojej strony, a później Rävgora były absurdalne. Równie dobrze mogło pójść o to. Nikt nas nie słyszał, nikt nie miał na nic dowodów.
– Nie jestem.
– Zaprzeczasz, czyli to prawda – skomentowała Abigail.
– Lub zaprzecza, bo jej przeszło – Ellie jak zawsze stanęła w mojej obronie. A raczej zawsze miała podejrzenia co do relacji pomiędzy mną a nim.
– Myślę, że tu możemy przejść o tym rozmawiać.
– Zgadzam się z tobą Louis.
Miałam coś jeszcze dopowiedzieć, ale drzwi od mojego pokoju się otworzyły. W progu stanęła moja mama. Wciąż miała na sobie granatową pelerynę.
– Późno dziś przyszłaś – zaczęła, a ja wskazałam na telefon. Istniała szansa, że to, co zaraz by nie umyślnie powiedziała, zaciekawiłoby moich przyjaciół.
– Muszę kończyć – mruknęłam do telefonu i się rozłączyłam.
– Jak już mówiłam, późno dziś przyszłaś. Mówiłam coś o przychodzeniu przed zmrokiem.
– Wiem, przepraszam. Mogłam cię uprzedzić.
Przepraszam? Jest.
Głos pełen skruchy? Jest.
Głupi zakaz? Jest.
– Na poprawę mojej sytuacji mogę dodać, że byłam w domu Lupusów. Pomagałam przy tworzeniu map dla tego wielkiego detektywa z Europy.
Zamiast odpowiedzieć, zapaliła większe światło w pokoju i usiadła na moim łóżku.
– Zrozum, że sytuacja jest poważna – powiedziała spokojnym tonem.
– Więc, czemu nikt w okolicy o tym nie wie? Policja stara się wyciszyć sprawę, a każdy z tej społeczności panikuje, jak widzi samotnego nastolatka.
Wzięła głęboki wdech i spojrzała się na mnie.
– Osoba, o której wspomniałaś, cieszy się renomą nie tylko w Europie. Jest to inteligenty człowiek, który ma niekonwencjonalne metody. Według niego wyciszenie sprawy ma pomóc zapanować nad mordercą, który pragnie uwagi.
– Od kiedy wiedźmy i wilkołaki ufają na tyle ludziom? – nie byłam pewna, co właściwie chcę osiągnąć. Jednak skoro już z nią rozmawiam, to dowiem się czegoś interesującego.
– Źle się wyraziłam. Nie mogę zdradzić tożsamości tej osoby, ale nie jest ona człowiekiem. Przynajmniej nie w pełnym znaczeniu tego słowa.
– Wielki detektyw potrzebuje dwudziestu siedmiu map zrobionych przez nastolatków? – spytałam ironicznie. Chyba jednak przesadziłam, bo odpowiedzią na moje pytanie był rozczarowany wzrok.
– Jest staromodny – dwa słowa wystarczyły, żebym wiedziała, że mogę o nic nie prosić przez następnych kilka dni – Dobranoc.
– Dobranoc – odpowiedziałam, kiedy zamykała drzwi.
Podniosłam telefon. Na ekranie wciąż widniała wiadomość od Rävgora, a moi przyjaciele postanowili zacząć spamić na naszym czacie, żebym im opowiedziała, czemu nie przyszłam na spotkanie.
Rävgor: Tym razem piszę w imieniu mamy "Dziękuję za pomoc"
Rävgor: Mówi również, że możesz przychodzić, kiedy chcesz i tak dalej
Rävgor: Wygląda na to, że ona, jak i reszta świata wierzy w to, że będziemy razem
Zaśmiałam się pod nosem. Ten aspekt naszego życia przypominał typowy film romantyczny o nastolatkach, gdzie najlepsi przyjaciele się w sobie zakochują.
Scarlett: Sami daliśmy im w to wierzyć, wmawiając całemu światu, że to o to się pokłóciliśmy
Rävgor: Może ty, ja to przemilczałem w domu
Scarlett: W domu dla mojej mamy, było zrozumiałe, że poszło o coś innego, ale poza domem jak miałam wyjaśnić prawdziwy powód przyjaciołom?
Rävgor: Znam ten ból
Uśmiechnęłam się pod nosem i przełączyłam na inną konwersację.
Louis: Nie odpowiadaj im, czemu nie przyszłaś. Mówiłaś w szkole, że nie jesteś pewna, czy będziesz mogła
Scarlett: Wyjdzie na to, że je ignoruję. To nie jest dobry plan
Louis: Chcą wierzyć, że olewasz przyjaźń na rzecz związku. Ja wiem, że tak nie jest, ty wiesz, że tak nie jest.
Co jak co, ale mieć Louisa za przyjaciela to jedna z lepszych rzeczy, jakie przytrafiły mi się w życiu.
Pomimo że przyjaźnimy się całą czwórką, to każdego z każdym wiążą trochę inną relację. A ja jestem tą, którą wprowadziła do tej grupy Louisa. Tego chłodno odbierającego świat o jasnych blond włosach i oczach w nieokreślonym kolorze, chłopaka, który był zagubiony. Ellie to nie przeszkadzało, gorzej było z przekonaniem Abigail, że to dobry pomysł. Jak się okazało, jej wątpliwości wynikały z tego, że w tym czasie on się jej podobał, o czym z kolei ja nie wiedziałam. Na szczęście wszystkich z ich potencjalnego związku nic nie wyszło.
A później nastał czas liceum, który utwierdził mnie w tym, że posiadanie trójki przyjaciół jest odpowiedzią liczbą. Wtedy jeszcze rozmawiałam z Rävgorem. To były ciekawe czasy. Już wtedy Ellie i Abigail snuły przypuszczenia o domniemanej romantycznej relacji pomiędzy mną a nim. Ignorowałam to, bo niektóre z tych historii brzmiały uroczo i służyły głównie zabawie, czy jakby tego nie nazwać. Później jednak nastały wakacje i moje szesnaste urodziny. Niestety żadnego z nich nie było w domu, co nie było jakimś problem, bo mieliśmy się spotkać kilka dni później, kiedy już by wrócili. Jednak to był dzień, w którym dowiedziałam się o tym wspaniałym świecie.
I szczerze? Nie uwierzyłam w to. Lubiłam (wciąż lubię) tematykę fantasy, wszystkie te seriale, filmy i książki o wampirach, magii czy Nocnych Łowców, to było coś, co uwielbiałam. A tu na takie ważne szesnaste urodziny dowiaduję się, że jestem praktycznie częścią jednego z nich. Do tego nałożyło się ta cała przepowiednia, którą otrzymuję każda wiedźma i czarownik.
"Przed wiekiem wyboru, dziecko spod znaku ósemki,
Zaprzepaści swą aurę i dokona wyboru,
Który zmieni świat, jaki znamy,
I nic już nie będzie takie same."
Może nie brzmi to strasznie, ale z czasem dowiedziałam się, że za każdym razem, kiedy Dziecko Magii usłyszy takie słowo, to szansa na uniknięcie używania czarnej magii maleje do zera. I większość z nich nie dożywa trzydziestki. A takie osoby jak ja bez przeszkód żyją po sto pięćdziesiąt lat.
Jak tu nie kochać życia. Pod wpływem emocji poszłam do Rävgora, mając nadzieję, że przekona mnie, że to wszystko było zaplanowanym żartem. Nie chciałam być typem heroiny, która będzie musiała poświęcić siebie lub wszystko, co posiada, żeby coś uratować.
Ku mojemu zdziwieniu, Rävgor zamiast niedowierzań i zaprzeczać, w pewnym momencie zaczął mnie poprawiać, co niewątpliwie doszczętnie zrujnowało mój cały światopogląd. Zaczął mi opowiadać więcej o tym, w jakim świecie faktycznie żyjemy, o frakcjach i jej członkach, o tym, jak pokrótce działa magia i o czym jak bardzo go bolało, że nie mógł wcześniej z nikim spoza rodziny porozmawiać o swoim prawdziwym życiu. I tak nam minął ten dzień.
Do czasu wypadku jego rodzeństwa i naszej kłótni. Za każdym razem, kiedy sobie o niej przypominam nam ochotę popaść w depresję. W obie strony padały groźby gorsze od śmieci. I tak nie odzywaliśmy się do siebie przez bardzo długo. Przez praktycznie całą dziesiątą klasę. Przez naszą pychę i zaparzenie we własną rację, parę słów zamieniliśmy dopiero w jedenastej klasie, bo nauczyciel dobrał nas parę na jednej lekcji i żeby nie dostać złej oceny, musieliśmy się komunikować.
Później właściwe tylko w takich sytuacjach rozmawialiśmy. I raz dłużej na wiosennym balu, głównie z uprzejmości, żeby sprawdzić, czy wciąż jesteśmy tym, kim byliśmy – on wilkołakiem bez przemiany, ja wiedźmą, która nie korzysta z czarnej magii.
Zatem tak była dla mnie szokiem jego poranna wiadomość. Dwa lata nam zajęło, żeby spędzić ze sobą więcej niż kilka minut.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk wibracji.
Ellie: Zapomnijmy o tym, co się dziś stało
Ellie: Tylko proszę, obiecaj, że nie doprowadzicie do sytuacji, jaka miała kiedyś miejsce
Scarlett: Nie obiecuję, ale postaram się
Scarlett: Też nie chce powtórki tego wszystkiego
***
W końcu trzecia (i ostatnia) główna postać. Nowa historia, nowy świat, nowi bohaterowie. Co mogę jeszcze powiedzieć?
Piszcie w komentarzach, która z postaci przypadła wam najbardziej do gustu.
👑👑👑
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro