Rozdział 9 i pół, czyli sen trzeci
Pośród czarnej przestrzeni Hayden stał wpatrzony w ruchomy obraz przed sobą. Obserwował jedno ze swoich spotkań z Laylą. Kiedy jeszcze byli ze sobą, lubił odwiedzać ją w pracy — pracowała w kwiaciarni swoich rodziców na kampusie. Jekyll mimo braku talentu do opieki nad roślinami, lubił jej pomagać. Często kończyło się na tym, że po prostu tam siedział i obserwował, jak dziewczyna pracuje, ale ona nie miała mu temu za złe. Aktualnie ukazało mu się wspomnienie z jego dwudziestych pierwszych urodzin. Byli wtedy ze sobą od trzech miesięcy. Hayden siedział wtedy przy laptopie, pisząc jakąś prace na zajęcia. Nagle z zaplecza wyszła Layla z pudełkiem w rękach i podsunęła go chłopakowi. W środku znajdował się miękki lawendowy koc (Jekyll spadł pod nim do dziś). Nagle sceneria się zmieniła i oboje leżeli na łóżku z włączonym filmem w tle, gdzie po prostu leżeli obok siebie i rozmawiali.
– Lubiłem ją.
Hayden odwrócił głowę. Hyde stał z dozą niepewności za nim, również oglądając wspomnienie.
– Ja też – mruknął w odpowiedzi.
Ekran zniknął, a oni znaleźli się na patynowej łące. Jekyll położył się na niej i zaczął patrzeć w niebo. Starał się ignorować obecność Hyde'a. Starał się go pozbyć ze swojego snu, ale za każdym razem, kiedy otwierał oczy, on wciąż siedział na trawie obok niego.
– Czemu nie możesz zniknąć? – zapytał Hayden w pewnym momencie. Hyde był wyjątkowo mało rozmowny. – Czemu widzę cię poza snami?
– Jestem częścią ciebie, nawet jakbym chciał, nie mogę zniknąć. Zawsze tu byłem – odparł. Odwrócił głowę i spojrzał na Haydena.
– Pewnie.
– I tak mi nie uwierzysz, nie moja wina, że jesteś idiotą i z wiekiem masz coraz bardziej ograniczone myślenie.
– Poszerzanie wiedzy przecież jedyne, co robi to ogranicza myślenie.
– Wiesz, że nie o to mi chodzi.
– Możliwe... To jest jedyne miejsce, w którym mam wrażenie, że odczuwam spokój – wyznał Jekyll, starając się, żeby głos mu się nie załamał.
– Jeśli nie będziesz go mógł odczuwać poza snami, źle się to skończy.
Hyde miał świadomość, że przyczynia się do złego stanu psychicznego Haydena. Nie mógł mu o tym jednak powiedzieć. Starał się dawać znaki o swojej obecności, komentując jego życie na bieżąco, ale Jekyll ich nie słyszał. Czasami niektóre z nich przebijały się do jego świadomości, ale za każdym razem miało to drastyczne skutki. Utrata przytomności, ataki paniki, względna paranoja. Nie mówiąc o to, że nie uwierzyłby mu. Sen też nie był dobrym miejscem na rozmowę o tym. Hayden sam musiał do tego dojść. To było najbezpieczniejsze rozwiązanie.
Położył się obok Jekylla na trawie.
– Powinienem powiedzieć Grantowi o swoim stanie. Prawda?
– Nie mam pojęcia. Nie jestem dobrą osobą do pytania o takie rzeczy. Nie jestem twoim sumieniem.
– Ale jesteś jedyną, którą mogę o to spytać.
Jekyll w takich momentach zapomniał o tym, że Hyde nie był prawdziwą osobą. Nie odbył z nim wielu rozmów podczas swoich snów, głównie go irytował, ale wtedy przypominał jak jego istnienie ratowało go w dzieciństwie od samotności. Przed Grantem nie miał nikogo. Lavina mieszkała daleko. On nie potrafił zagadywać do innych. Przeżył też okres, gdzie jego rówieśnicy go wyśmiewali, bo był „inny". Tworzyło się zamknięte koło gdzie z powodu samotności w szkole rozmawiał z wymyślonym przyjacielem, przez co się z niego śmiano. Hayden czasami się zastanawiał, co by się stało z nim, gdyby nie zacząłby się przyjaźnić z Grantem. Miał wrażenie, że przyjaciel nieświadomie wyzwala w nim to, co najlepsze, jest jego podporą przed wpadnięciem w stan psychiczny, z którego sam nie potrafiłby wyjść. Niestety mimo tego wszystkiego i wspólnych lat, nie mógł sobie wybić z głowy, że są rzeczy, których Marshall by nie zrozumiał, o czym mu nigdy nie powiedział. Nie widział, skąd się to u niego brało. Nigdy się poważniej nie pokłócili, mieli czasami cichsze miesiące, gdzie nie gadali, bo nie było o czym i byli zajęci swoimi życiami, ale nigdy nie było to spowodowane tym, że nie chcieli mieć ze sobą kontaktu.
– To nie jest dobra rzecz... Wiesz co by ci dobrze zrobiło? Gdybyś wyrzucił z siebie emocje śpiewając. Jak to kiedyś robiłeś...
– Wciąż mi się zdarza... – zaczął Jekyll, ale szybko urwał.
Incydent z Sheyllą na jego ostatnim semestrze nauki na studiach, zabiła jego pasje do muzyki. Starał się do tego wrócić, ale nie potrafił. Coś wtedy w nim umarło. To też był powód, dla którego przeniósł się na rok do Londynu. Od tamtego momentu minęło ponad półtora roku i wciąż nie mógł sobie wyobrazić siebie, śpiewającego przed ludźmi, co było wcześniej jego katharsis.
– Tak tylko mówię. Jakichkolwiek bym intencji nie miał, twoje załamanie psychiczne, fizyczne i emocjonalne nie jest mi na rękę.
Hayden obrócił głowę, żeby spojrzeć na Hyde. Ciężko było mu odczytać jego emocje, miał wrażenie, że ich nie posiadał, ale ton jego głosu był wyraźnie czymś zaabsorbowany.
– Mi też nie. Chyba... Nie chcę, żeby ktoś zauważył, że jest ze mną źle.
– Wiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro