Rozdział 8, czyli ten poświęcony... Hyde'owi?
Jak na środek tygodnia, bar był wyjątkowo wypełniony ludźmi. Claire starała się nie rozmyślać nad odpowiedzią Haydena. Nie znała go zbyt długo, ale zdążyła zauważyć, że Jekyll od swoich urodzin chodził przemęczony praktycznie cały czas. Nie miała mu tego za złe, ale zaczynała żałować, że w ogóle go o to spytała, bo w końcu mogła spodziewać się takiej odpowiedzi. Przyzwyczaiła się do tego, że ludzie w pracy nie do końca za nią przepadają. A przynajmniej większość tych, z którymi najczęściej musi przebywać. Miała swoje podejrzenia, skąd się to brało, ale nie lubiła do tego wracać.
Spojrzała się na butelkę z piwem przed sobą. Wolałaby w tym momencie siedzieć u siebie w mieszkaniu, ale jej współlokatorka uznała, że zrobi niezapowiedzianą domówkę, których Claire nie lubiła. Ani znajomych swoich współlokatorki. Skończyła więc w barze, licząc, że Hayden zmieni zdanie. Zaczynała żałować, że przez naukę potraciła dość sporo znajomych, którzy mieszkaliby w Chicago, przez co była skazana teraz na siedzenie w samotności.
Nagle do baru wszedł młody mężczyzna. Przykuł on nieświadomie uwagę Claire. Wyglądał jakby proces starzenia go nie dotyczył. Równie dobrze mógł się jeszcze łapać na bycie nastolatkiem jak i mieć z przodu trójkę w wieku. Najbardziej w wyglądzie rzucały się jego białe włosy – z jednej strony trochę wyglądały, jakby ktoś je potraktował wybielaczem, jednocześnie jak na biel miała dość naturalny odcień, a do tego mieszało się to z paroma szarymi pasemkami. Jasne włosy i blada cera mocno kontrastowały z czarnymi oczami, które były tak ciemne, że ciężko było dostrzec różnicę między tęczówką a źrenicą. Przy odpowiednim świetle na jego nosie pojawiło się parę piegów. Ubiór sprawiał, że mógłby uchodzić za członka zespołu punkrockowego — czarne, poprzecierane jeansy, bordowa koszula z lejącego się materiału, a na to czarna skórzana kurtka z ćwiekami oraz martensy w tym samym kolorze. Dodatkowo jego dość chuda sylwetka dodawała mu wizualnie paru centymetrów wzrostu.
Ów człowiek przeszedł z przyciągającą wzrok gracją. Rozglądał się dyskretnie wokół siebie, jakby kogoś szukał, ale nie dawał tego po sobie poznać. Zatrzymał się przy Claire i usiadł obok. Dziewczyna kątek oka podniosła wzrok. Musiała przed sobą przyznać, że był w jej typie.
– Nie widziałem cię tu wcześniej – odezwał się. W głosie dość łatwo było wyłapać brytyjski akcent.
– Mogłam powiedzieć dokładnie to samo o tobie – mruknęła Claire.
Chłopak się zaśmiał z lekka ironicznie.
– Wyglądasz, jakby ktoś cię wystawił – zauważył, obracając się na krześle w jej stronę.
– Nie ma to jak mieć założenia na temat osób, których się nie zna i się nimi dzielić.
– Próbuje nawiązywać znajomości w nowym mieście.
– Prawda, wyglądasz jakbyś nie był stąd.
Mężczyzna spojrzał na nią z pewnym uznaniem. Podobało mu się, że dziewczyna stara się być niewzruszona sytuacja i zbyć go, jednocześnie nie ucinając samej rozmowy. W innych okolicznościach prawdopodobnie dałby jej spokój, ale dziś potrzebował dla siebie alibi. Lekkim ruchem ręki zawołał barmankę.
– Jakbym mógł... Dwa razy to samo, co koleżanka obok mnie pije – powiedział miłym tonem.
Barmanka niepewnie spojrzała na Claire szukając na tej twarzy odpowiedzi czy mężczyzna jej się nie naprzykrza. Levin ze zrezygnowaniem skinęła głową, że wszystko jest w porządku. Chwile później na blacie stały dwa piwa, które wcześniej piła dziewczyna.
– Nie wiem, co próbujesz osiągnąć, ale nie jestem tym, kim myślisz, że jestem – dodała, po chwili ciszy.
– Oh, bez przesady. Nie mam nieczystych intencji. Chcę jedynie porozmawiać, a wyglądałaś na osobę, która też tego potrzebowała – wyznał brzmiąc szczerze. Ciężko było jednak ocenić, czy faktycznie tak było, czy to tylko zachowanie pozorów. Czuła jednak, że nie kłamał.
– Sądzisz, że rozmowa z nieznajomym w tym pomoże?
– Nigdy nie wiesz.
Powiedzenie, że Claire była sceptycznie nastawiona do mężczyzny to mało powiedzieć. Nie mogła ukrywać tego, że wizualnie jej się podobał, ale po latach doświadczeń nauczyła się ściszać ten głos, żeby nie zatracić racjonalnego myślenia. A przynajmniej to starała się sobie wmówić.
– Jak się nazywasz? – zapytał nagle.
– Czemu chcesz to wiedzieć?
– Wtedy nie będziemy już nieznajomymi – zauważył, uśmiechając się nonszalancko.
Dziewczyna przewróciła oczami.
– Claire. Tyle musisz wiedzieć – odparła, nie patrząc na niego.
– Jayden Hyde – odpowiedział, wyciągając rękę w jej stronę. Claire spojrzała na niego i uśmiechnęła się w znaku, że nie zamierza go dotykać. Jayden przewrócił oczami.
Nagle dziewczyna zaśmiała się niekontrolowanie. Przeszło jej przez myśl jak ironiczna jest zbieżność imion w tym momencie. Nazwisk zresztą też.
Jednak z jakoś powodu Claire kontynuowała rozmowę z Hydem przez następne parę godzin. Nie powiedziałaby tego na głos, ale miał rację, że potrzebowała, z kimś porozmawiać, żeby nie czuć się całkowicie samotna. A rozmowa z Hydem była łatwa. Nie wymuszona. Dziwna. Uzależniająca. Pełna sprzeczności. Claire nie była w stanie opisać, o czym właściwie rozmawiali przez ten czas. Całkowicie utonęła w uroku, jaki Hyde roztaczał, jednocześnie zachowując, gdzieś zdrowy rozsądek, żeby nie pokazać tego. To, co trzymało ją na ziemi, był fakt, że w pewnym sensie przypominał jej Haydena. Nie potrafiła sobie wybić z głowy, że jest w nich coś podobnego. Aż w końcu nie wytrzymała.
– Kiedy się urodziłeś? – spytała.
Stali na przystanku autobusowym. Hyde poczuł się w odpowiedzialności, żeby odprowadzić Claire, żeby trafiła bezpiecznie do domu. Z początku dziewczyna sceptycznie podchodziła do tego pomysłu. Dała mu się jednak namówić, kiedy Jayden zasugerował, że on ją odprowadzi na przystanek, skąd dziewczyna wróci Uberem do domu, a jednocześnie wyśle jednej osobie pinezkę ze swoją lokalizacją dla jej bezpieczeństwa. Claire wysłała wiadomość na oślep. I tak nie spodziewała się, że ktoś o tej godzinie ją odczyta.
– Spokojnie, nie potrzebuję dokładnej daty... Znak zodiaku wystarczy – starała się go z lekka uspokoić, ale możliwe, że tylko pogorszyła stosunek Hyde do odpowiedzi.
Skrzywił się lekko i niby to przypadkiem, przejechał prawą ręką po własnym lewym przedramieniu.
– Skorpion, jeśli musisz wiedzieć.
– To dużo wyjaśnia. Skorpiony i Panny są ze sobą kompatybilne.
Hyde zawiesił się na chwilę.
– Pewnie... – mruknął – Chwila. Czyli jednak przyznajesz, że dobrze ci się ze mną rozmawiało?
Zrobił krok w jej stronę i spojrzał lekko dół, żeby nawiązać kontakt wzrokowy. Claire podniosła głowę. Oczy Hyde'a były hipnotyzujące. Coś w niej nie chciało się z nim żegnać. Chciała, żeby ta chwila trwała dłużej. Jednocześnie miała świadomość, że to, czego tak naprawdę chciała, nie znajdzie w relacji z osobą taką jak Hyde. Potrafiła to ocenić po jednej rozmowie z nim.
Ale.
Zawsze było jakieś ale.
– Chciałbyś... Ale nie żałuję spędzonego czasu z tobą – odparła z lekko prowokującym tonem w głosie. W odpowiedzi Hyde próbował się do niej bardziej zbliżyć, jednak lekko się zaśmiała i dodała cicho – Wybacz, nie całuję się z nieznajomymi.
– Brzmi fair. Liczę, że z czasem przestaniemy być nieznajomymi.
– Może kiedyś się uda. – Wzruszyła ramionami.
– Daj mi swój telefon. Jako przyjacielsko-romantyczny gest zostawię ci swój numer, jakbyś kiedyś potrzebowała z kimś porozmawiać. Nie obiecuję odpisywać od razu, może to zająć dni, ale co ci szkodzi.
Dziewczyna nie miała na tym etapie siły, żeby mu odmówić. Chwilę później wpatrywała się w numer Hyde'a. Niestety ta chwila nie trwała zbyt długo, bo na przystanku pojawił się samochód, który miał zabrać Claire do domu. Wymienili się spojrzeniami, przez które dziewczyna się poddała i przytuliła go na pożegnanie. Nim jednak on zdążył jakoś zareagować, Levine wsiadała już do samochodu. Po czym odjechała, zostawiając Hyde'a samego.
***
Hyde stanął przed kontenerem na tyłach baru. Prawdziwym powodem, dla którego wyszedł dziś z domu nie była Claire, a było to co znajdowało się w tych kontenerach. Otworzył go i spojrzał na dwójkę mężczyzn, których tam umieścił, podczas rozmowy z dziewczyną. Oczywiście swoją krótką nieobecność, wytłumaczył z góry potrzebami fizjologicznymi. Mężczyźni mieli zaklejone szarą taśmą ręce, nogi oraz usta, żeby uniemożliwić im ucieczkę. Hyde nie był przekonany, czy to zadziała, ale na nic dyskretniejszego w tak krótkim czasie nie zdołał wpaść. Nie planował rozmowy z Claire. Dobrze widział, że będzie siedzieć w barze, do którego sam poszedł z premedytacją, ale chciał trzymać się z boku. Istniało bowiem ryzyko, że zacznie coś podejrzewać. Że zacznie widzieć więcej szczegółów niż ktokolwiek by tego sobie życzył. Oczywiście uległ ciekawości. Bawiło go uprzedzenie Haydena, więc jak mógł nie wykorzystać okazji do tego, żeby na własnej skórze doświadczyć rozmowy z Levine... Niestety Jekyll miał rację, a jego nietypowe zainteresowanie nią wynikało z wyczuwalnych podobieństw między tą dwójką.
W tym momencie jednak nie miał czasu o tym myśleć. Hyde z łatwością wyjął dwójkę mężczyzn i rzucił ich na ziemię. Ten z ciemniejszą karnacją i lekko tlenionymi włosami patrzył z pożałowaniem na swojego kolegę z blond włosami.
– Nie mam dziś nastroju ani czasu – mruknął z pewną wyższością Hyde – Namyśliliście się?
W tym samym czasie oderwał obojgu taśmę z ust.
– Nic ci się nie powiemy! – wyrwał blondyn – Trzeba było nas nie zostawiać tam na parę godzin, teraz w każdej chwili mogą się znaleźć...
– Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzicie mnie wy. Chcę jedynie informacji – przerwał mu Hyde. Pochylił się nad nimi, uśmiechając – Więc?
Blondyn próbował opluć go w odpowiedzi, ale nie dość, że mu to nie wyszło, to Hyde zrobił automatycznie unik po tym uderzył mężczyznę z pewną satysfakcją.
– Zostaw go – odezwał się ten drugi, bardziej opanowany – Jest idiotą, ale to rodzina, co zrobię. Nie szukamy problemów. Powtórz, co chcesz wiedzieć?
Hyde wyjął fiolkę z zielonym płynem z kieszeni.
– Chce dojść do źródła, skąd się to wzięło.
Skrępowani mężczyźni wymienili się spojrzeniami.
– Jesteś idiotą, że się tym interesujesz – mruknął blondyn.
– A chcesz dostać mocnej niż dotychczas?
– Dawaj!
Kiedy Hyde przymierzał się, żeby faktycznie to zrobić, dostrzegł zażenowanie w oczach drugiego mężczyzny i powstrzymał ten odruch.
– Nie wiem, co to jest dokładnie ani skąd to wziąłeś, ale to nie jest tego warte. Plotki chodzą różne, ale wszystkie mówią o tym, że po zażyciu tego się umiera. Takie osoby jak my – Głową wskazał na siebie i kolegę. – nic nie widzą. A przynajmniej nie to, czego chciałabyś się dowiedzieć.
Na swoje nieszczęście, Hyde mu wierzył. Jego ostatnie dochodzenie skończyło się wpadnięciem w ślepą uliczkę i musiał zaczynać od nowa. Fakt, trafił na człowieka, który zlecił Lemony'emu pozbycie się narkotyku, ale za tym musiało stać coś więcej. Po prostu musiało. Z frustracji uderzył z całej siły w kontener, parę centymetrów od twarzy blondyna.
– Jesteś pewien, że nic więcej nie jesteście mi powiedzieć? – zapytał cicho.
– Powinieneś znaleźć osobę, która jako ostatnia miała z tym kontakt... Przed tobą oczywiście. Ona powinna coś wiedzieć.
– Ta, ten idiota, co zniknął bez słowa – jęknął blondyn, po czym dostał w bok od kolegi, żeby nie mówić nic więcej – Czyli ty możesz mówić, a ja już nie?
Nikt mu nie odpowiedział. Hyde zaczął krążyć przed nimi, zbierając myśli. Nie mógł iść do Lemony'ego, żeby go przepytać. Lee nie był głupi. Nie dość, że nic by nie powiedział, ale złapanie go, też by nie należało do najprostszych. Na razie to nie było tego warte, skoro miał potencjalnie inne opcje. Ze zrezygnowaniem zatrzymał się i spojrzał na mężczyzn, po czym pozbawił ich obu przytomności. Zdjął z nich taśmę oraz lekko poturbował, jednak wystarczająco poważnie, żeby trafili do szpitala. Dodatkowo dość dotkliwie złamał lewą rękę blondynowi. Ustawił ich w dość naturalny sposób, po czym podszedł do drzwi prowadzących do baru i zaczął się do nich dobijać. Zanim jednak ktoś zdążył otworzyć drzwi, Hyde zdążył już znikać. Liczył, że zadane obrażenia wystarczą, żeby obaj mężczyźni trafili na SOR do najbliższego szpitala.
O ironio pracował w nim Hayden Jekyll.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro