Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7, czyli moja praca jest dziwna

Hayden musiał mrugnąć parę razy, żeby przystosować oczy do ilości światła, jaka wpadała do pomieszczenia. Nie był przyzwyczajony do tylu jasnych mebli i niezasłoniętych okien z samego rana. Minęła chwila, żeby powiązał fakty, że leży w łóżku Marshalla. Odwrócił głowę w prawo i zobaczył Granta, który wciąż spał w ubraniu. Jekyll westchnął ciężko, starając się przypomnieć, co się stało poprzedniego dnia. Próbował się podnieść z łóżka, jednak powstrzymał go przeszywający i otępiający ból głowy, później pleców, a na końcu całego ciała.

Odczekał paręnaście minut, po czym dopiero wstał. Wyszedł z sypialni w poszukiwaniu telefonu. W salonie panował niewielki bałagan. Na podłodze stały szklanki, na stole leżały resztki jedzenia, a na kanapie można było znaleźć parę ubrań. Hayden rozejrzał się i znalazł na parapecie swój telefon, który ktoś mu podłączył do ładowania. Podniósł go. Uspokoił się trochę widząc, że był pierwszy listopada. Dobiegała właśnie ósma rano. Dostał parę wiadomości, głównie od Nicka, czy wszystko w porządku. Trochę nie był pewien, co ma odpowiedzieć. Względnie nie czuł się źle, ale... Ale coś mu nie dawało spokoju, że dobrze też nie jest.

– Widzę, że wstałeś.

Po Haydenie przebiegły ciarki. Głos Granta go zaskoczył, choć mógł się domyślić, że jego przyjaciel wstanie tuż po nim. Marshall nie miał twardego snu. Wszystko go budziło. Jekyll odwrócił się w jego stronę.

– Tia...

– Jak się czujesz? – zapytał Grant, podchodząc do niego.

Hayden wzruszył ramionami.

– Dziwne... Co się wczoraj stało?

Marshall schował na chwilę twarz w dłoniach, przecierając oczy i westchnął.

– Straciłeś przytomność. A czworo lekarzy dostało lekkiej paniki, co się stało. Miałem wrażenie, że w pewnym momencie tylko ja zacząłem myśleć racjonalnie – mruknął słabo – Byłem o krok od zadzwonienia do cioci w tamtym momencie.

Kiedy to Hayden i Grant faktycznie zaczęli myśleć nad przeprowadzą do Chicago, Mary Jekyll nie miała z tym problemu. Co prawda wolała, żeby jej syn mieszkał, chociaż na tym samym kontynencie co ona, ale widziała w oczach Haydena, jak brakuje mu Granta na co dzień. Kiedy więc Marshall przyjechał w wakacje do Londynu, żeby pomóc Haydenowi się spakować i przygotować do życia z powrotem w Ameryce, Mary wzięła go na słowo i kazała obiecać, że jeśli coś niepokojącego zacznie się dziać z jej synem, ma niezwłocznie zadzwonić niezależnie od godziny. Nie powiedziała, skąd wzięła się ta obietnica, ale Grant doznał pewnego szoku słysząc powagę w jej głosie. Oczywiście obiecał jej to, do tego nauczył się numer matki Jekylla na pamięć, jednak nie potrafił poprzedniej nocy do niej zadzwonić. Nie kiedy on sam nie widział, co się działo z jego przyjacielem, a Mary Jekyll byłaby skłonna wsiąść w pierwszy samolot do Chicago, żeby tylko się upewnić, że z Haydenem jest wszystko w porządku.

– Dzięki, że tego nie zrobiłeś. Wydaje mi się, że ciężej to przechodzi niż jak szedłem na studia... Boi się, że cokolwiek stało się mojemu ojcu i mi się udzieli – powiedział niepewnie Hayden, po czym skrzyżował ręce na piersi – Nie wiem, co mi się wczoraj stało. Ostatnie, co pamiętam to, że zrobiło mi się słabo, a później chyba zapytałem o coś Claire. Przestałem się czuć sobą na chwilę.

– I straciłeś przytomność chwilę po tym. – Uśmiechnął się krzywo. – Claire poczuła się z lekka winna temu i kazała ci przekazać, że jeśli nie czujesz się na siłach, nie musisz iść dziś do pracy. Ona to załatwi, cokolwiek to miało znaczyć... Nie mniej ja muszę do wyjść za niedługo...

– A ty jak się czujesz? – przerwał mu Jekyll.

– Bywało lepiej, ale nie narzekam. Daj mi chwilę, ogarnę się i odprowadzę cię do mieszkania. Pogadamy w trakcie.

Hayden skinął głową. Zyskał jakieś pół godziny dla siebie. Kiedy usiadł na kanapie, zebrał się w sobie, żeby napisać do Claire. On też czuł się z lekka winny tej sytuacji. Co do końca mu się podobało, bo nie potrafił opisać, skąd się to w nim brało.

Hayden: Dzięki, że dziś za mnie poszłaś do pracy

Hayden: Nie pamiętam, co się wczoraj stało, a aktualnie ledwo się na nogach trzymam

Hayden: Postaram się przyjść w drugiej połowie dnia, żeby dokończyć swoją dobową zmianę

Hayden: Potrzebuję jedynie jeszcze trochę snu

Kiedy już miał odłożyć telefon i położyć się na chwilę, zobaczył, że Claire zdążyła mu odpisać.

Claire: Przeraziłeś nas wczoraj dość mocno

Claire: I nie ma sprawy

Claire: Lepiej się czujesz?

Hayden: Mam taką nadzieję

Odłożył telefon. Przeszło po nim dziwne wrażenie, że coś jest nie tak i że jedynie będzie tylko gorzej. Starał się odpędzić to od siebie, ale... Rzadko kiedy się mylił.

***

Dni mijały, a Haydenowi się nie poprawiało. Co prawda nie stracił ani razu przytomności, ale stracił poczucie czasu. Zdawało mu się, że Halloween miało miejsce parę miesięcy temu, kiedy na dobrą sprawę nie minęły nawet trzy tygodnie. Chodził do pracy wiecznie zmęczony, nie potrafił się wyspać. Usprawiedliwiał to sobie ogólnym stresem i przytłoczeniem pracą. Jednak nie mógł ignorować tego, że prawdopodobnie zaczął lunatykować. Inaczej nie potrafił wytłumaczyć tego, że pewne rzeczy leżały rano w innym miejscu niż wieczorem. Że on sam czasami budził się w czym innym niż zasypiał. Znajdował niepodpięty telefon do ładowania, kiedy powinien. No i zdziwił się, jak jednego dnia przyszedł do niego kurier z paczką, której nie zamawiał, z martensami w środku. Normalnie zwróciłby je, ale uznał, że skoro do niego dotarły, to może lepiej je zostawić. Kto wie, może mu się przydadzą. Przestał też śnić. Przez większość swojego życia i tak nie pamiętał swoich snów, jednak w połączeniu z całą resztą było to dla niego niepokojące.

Dla własnego spokoju unikał też fizycznej konformacji z Grantem. Nie chciał mu dawać powodów do zmartwień. Oraz wolał uniknąć rozmowy z mamą o tym. Miał szczęście, że praca Granta była czasochłonna, więc jak już się widzieli czy wymieniali wiadomościami co słychać, Marshall był zbyt zmęczony, żeby cokolwiek zauważyć, a Jekyll też zwalał wszystko na przemęczenie. W pracy najłatwiej szło mu udawanie. Mikeala i Aiden mieli to względnie gdzieś, Nick nie do końca wiedział, czy i jak poruszać ten temat, a Claire zdawała się widzieć i wiedzieć więcej niż ktokolwiek by się spodziewał. Oczywiście nic też na ten temat nie mówiła, a jej kontakt z Haydenem nie uległ zmianie, wciąż był niezręczny. Zostawał jeszcze Lemony, który po prostu rozumiał, że jak Jekyll będzie chciał, to sam powie.

Na koniec dnia i tak zostawał sam ze sobą i swoimi myślami.

– Hayden!

Chłopak otrząsnął się i podniósł wzrok. Dotarło do niego, że Mikeala mówiła od jakiegoś czasu, a on nie słuchał. Skupił się na bardzo na swoim odbiciu w szybie.

– Tak? – odparł, odwracając głowę w jej stronę.

– Usłyszałeś choć jedno słowo, jakie do ciebie mówiłam? – spytała zirytowana.

– Cóż...

Mikeala wzięła głęboki wdech na uspokojenie, a Jekyllowi zrobiło się z lekka głupio, że jej nie słuchał.

– Adams cię szuka. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale po całym szpitalu chodzi policja. Chce, żeby się zajął specjalnym pacjentem.

Kurwa.

Hayden poczuł szczerą ciekawość.

– Czemu ja?

W odpowiedzi dziewczyna wzruszyła ramionami.

– Adams jest przerażony, sam nie chce się tym zająć i szuka kogoś, kto potrafi nie okazywać emocji...

– To krzywdzący stereotyp – przerwał jej, ale widząc irytację na jej twarzy, uśmiechnął się tylko krzywo i dał jej kontynuować. Zaczęli też iść w stronę windy.

– Jedyne, co udało mi się dowiedzieć, że ktoś anonimowo zadzwonił na pogotowie koło czwartej nad ranem, że w opuszczonym magazynie znalazł nieprzytomnego i pobitego mężczyznę. Parę godzin później zjawiła się policja, typa skuli z łóżkiem, a Adamsowi kazali się nim zająć i dowiedzieć, co mu się stało. Nikt nic oficjalnie nie mówi, ale rozeszła się plotka, że... – urwała na chwilę i rozejrzała się, po czym dodała ściszonym głosem – jest ważnym członkiem kartelu.

Przez chwilę żadne z nich nic nie mówiło. Ciszę jednak przerwał dźwięk sygnalizujący otwieranie się windy. Oboje weszli do niej, czekając aż zostaną sami.

– Adams chce, żebym rozmawiał z członkiem kartelu? Ja? – zapytał nie dowierzając Hayden – Wow.

– Co mam ci powiedzieć? Ja powiedziałam z góry, że tam nie idę, Aidena nie puści, Nick ma dziś wolne, Claire... Nie ujmując jej wiedzy, wątpię, żeby była odpowiednią osobą do tego.

Mikeala nie lubi Claire? A to niespodzianka.

– Ja niby jestem?

– Tylko ty zostaniesz.

I ciebie też chyba niezbyt.

Hayden niepewnie spojrzał na Mikealę. Przez myśl przeszło mu, że ktoś możliwe, że przegadał Adamsa, żeby to on odwalił brudną robotę z ryzykiem narażania własnego życia. Nie skomentował tego jednak. Dziewczyna odprowadziła go pod odpowiednie drzwi, gdzie w pobliżu kręciło się pary policjantów. Przez wielkiego okno Jekyll obserwował jak Adams niepewnie krąży po sali. Pobity mężczyzna leżał przykuty do łóżka. Z tej odległości ciężko jednak było stwierdzić, czy wciąż był nieprzytomny, czy po prostu leżał starając się dojść do siebie. Kiedy Hayden chwycił za klamkę, usłyszał tylko słabe „powodzenia". Nim zdążył jakkolwiek odpowiedzieć, Mikeali już nie było. Przewrócił oczami i wszedł do środka. Jekyll z jakiegoś powodu poczuł, znajome uczucie. Nie potrafił go nazwać, ale bardzo blisko było mu do deja vu.

To nie skończy się dobrze, pomyślał.

Adams podszedł do niego, jak tylko zauważył, że Hayden wszedł do środka i zamknął drzwi.

– Dobrze, że jesteś – powiedział zbyt spokojnym głosem.

Mam przejebane, dodał w myślach Hayden.

Masz przejebane.

– Yhym...

Jekyll mógłby przysiąść, że jeszcze nigdy nie widział kogoś tak zestresowanego w pracy, jak jego przełożony w tym momencie. Co go podwójnie zaczęło niepokoić, bo obserwował, jak Grant przechodzi przez różne stany załamania, które były skutkiem stresu, kiedy nie potrafił powiązać ze sobą praktyk oraz bycia w topce uczniów na swoim roku.

– Oddychaj – dodał ściszonym głosem. Hayden miał ochotę go uderzyć na otrzeźwienie, ale to mógł nie być najlepszy pomysł w tym momencie. – To do czego mnie potrzebujesz? – zapytał, jak najbardziej naturalnym głosem.

– Dowiedz się czegoś od niego... Czegokolwiek – odpowiedział błagalnie – Monituj jego stan, potrzebuję zrobić sobie przerwę – dodał głosem, udając opanowanie.

W odpowiedzi Jekyll skinął głową i przesunął się, umożliwiając przełożonemu szybsze wyjście. Jego wzrok dyskretnie skierował się w stronę mężczyzny. Miał podbite oko, liczne siniaki widoczne na całym ciele, szramę na szyi, która nie wymagała zszycia oraz prawą nogę w gipsie. Podszedł do łóżka medycznego i wyjął kartę pacjenta. W opisie dostrzegł, że mężczyzna stracił też parę zębów. Najbardziej zainteresował go jednak komentarz, jakoby wszystkie rany i urazy zostały zadane z wręcz chirurgiczną precyzją. Hayden westchnął ciężko. Wczytując się w szczegóły opisu, włożył rękę do kitla szukając telefonu. Oprócz tego wyczuł, że ma tam strzykawkę wypełnioną białą substancją. Trochę się zdziwił, bo nie pamiętał, żeby ją tam wkładał. Jednak po wyjęciu telefonu, wszystko stało się dla niego jasne.

Adams: Morfina. Jak zacznie się robić agresywny, podaj mu ją.

Przewrócił oczami. Kiedy już chciał schować urządzenie, poszła do niego kolejna wiadomość.

Lemony: Doszły mnie plotki, co się dzieje w szpitalu, w którym pracujesz. Ten człowiek był moich szefem. Uznałem, że chcesz to widzieć i mnie powiadomić, kiedy ewentualnie będzie wychodził

Lemony: Czy obchodzi mnie jego życie? Nie

Lemony: Czy to on mi kazał się pozbyć szkatułki?

Lemony: No właśnie

Hayden poczuł wewnętrzne załamanie, które graniczyło z rozczarowaniem. Lubił jak niewielki chaos wkradał się do jego życia, ale to było trochę za dużo na raz. Podniósł ponownie wzrok na mężczyznę. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że skądś go zna.

– Czuję, że mi się przyglądasz.

– To po części moja praca – odparł – Ciężko się nie przyglądać. Przy takich obrażeniach powinieneś nie żyć. – Jekyll przejechał ręką po szyi. – Szczególnie po tym. Komuś musiało zależeć, żebyś nie umarł z jego ręki.

Wow. Ale groźnie.

Mężczyzna niezamierzenie uśmiechnął się lekko pod nosem. Hayden odłożył kartę i z pewnego nawyku sprawdził, czy poprawienie założono mu wenflon oraz stan kroplówki, do której był podpięty. Potrzebował zająć sobie czas i wymyślić sposób, żeby zmusić mężczyznę do rozmowy. Niepokoił go zbieg okoliczności oraz spokój tego człowieka. Czy on widział, ile radiowozów stoi przed szpitalem? Jekyll też nie, ale mógł się tego domyślać.

– Więc, jak do tego doszło? – zagadał.

– A czemu pytasz?

Hayden udawał, że zastanawia się nad tym pytaniem.

– I tak tu muszę siedzieć. Dostaliśmy odgórny nakaz, żeby nie zostawiać cię samego w pomieszczeniu. Nie żebyś miał gdzie uciec, tylko na tym piętrze minąłem z pięciu funkcjonariuszy. Czterech z nich stoi w okolicy drzwi – zaczął mówić dość beznamiętnym głosem – Przyjdzie moment, gdzie zaczną cię wypytywać o to, co się stało... Mogę ich nakierować, żeby nie pytali o pewne rzeczy. Tajemnica zawodowa. – W ostatnim zdaniu wyczuł, że wypowiedział je z mocniejszym brytyjskim akcentem niż to przez parę ostatnich tygodni miało miejsce.

Atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała. Hayden poczuł się zbyt pewnie w masce, którą przybrał. Wewnętrznie posiadał czasami ciągoty do szerzenia kontrolowanego chaosu, który pomagał mu osiągnąć zamierzony cel. Ostatnim razem, kiedy świadomie do tego doprowadził miało związek z jego ostatnim związkiem, którego nie wspominał zbyt przyjemnie.

Mężczyzna podniósł się nieznacznie z zaciekawienia. Nie był przyzwyczajony, żeby zwracano się do niego w taki sposób.

– Wciąż nie odpowiedziałeś na moje pytanie...

– Odpowiedziałem. Lubię wiedzieć rzeczy.

– Skąd mam mieć pewność, że po tym co ci powiem, nie przekażesz tego dalej?

– Nie masz.

Hayden spojrzał na mężczyznę z pewnym spojrzeniem. Nie miał jednak jak się zorientować, że jego tęczówki zmieniły barwę na czarną. Trwało to wystarczająco długo, żeby diler nieznacznie się przeraził. Nie dał jednak tego po sobie poznać. Przestało mu się podobać z kim aktualnie musi przebywać w jednym pomieszczeniu. Zdecydowanie wolał poprzedniego lekarza, który zachowywał się jakby miał zejść ze stresu.

Jekyll zaczął się obawiać, że taktyka, która obrał może nie zadziałać. Wolał nie ryzykować jednak utraty przybranej maski. Wyjął z kieszeni strzykawkę i zaczął ją obracać w ręce, przekierowując swój stres na tik. Nie wiedział, co powinien zrobić czy dalej powiedzieć. Liczył na cud, że dowie się czegokolwiek. Chciał móc zapewnić Lemony'ego, że ów mężczyzna nie wie nic o tym, że Lee nie pozbył się tego, czego miał. Co gorsza, Hayden nawet nie próbował myśleć o tym, że to on ma w tym momencie szkatułkę w mieszkaniu.

– Nie pamiętam zbyt dużo – odezwał się w końcu mężczyzna – Obudziłem się w opuszczonym magazynie, przywiązany do krzesła. Jakiś mężczyzna zaczął mnie przepytywać o pewien narkotyk, który nigdy nie wyszedł na rynek. Nie wiem, skąd o nim widział, ale chciał się dowiedzieć jak najwięcej. Tym bardziej nie wiem, jak ktoś o niego posturze zdołał zamieść mnie do tego magazynu, bo sprawiał wrażenie samotnika, a był jeszcze chudszy od ciebie.

Hayden szczerze się zainteresował.

– Co to był za narkotyk? – zapytał ściszonym głosem.

– Nikt go oficjalnie nigdy nie nazwał. Miał on w pewien sposób wysuwać pozytywne strony i emocje, tłamsząc wszystko, co złe w człowieku. Oczywiście w teorii i mocno wmawiając sobie, że tak miało być. Osoba, która udoskonala przepis jednak zrezygnowała z tego, wymuszając na wszystkich, żeby nie pozwolić temu dotrzeć do ludzi. Podobno przy ostatecznej formule osoba, która go zażyła, popadła w obłęd w zaledwie tydzień i próbowała popełnić samobójstwo, które pociągnęłoby za sobą śmierć masy ludzi. Ta historia ma oczywiście wiele wersji, jednak wszystkie kończą się tak samo... Co cię bawi?

Zajęło Jekyllowi chwilę, żeby zorientować się, że zaczął się śmiać pod nosem. Przywołał się do porządku, po czym podszedł bliżej do szpitalnego łóżka. Wolną ręką poprawiłam plakietkę na swoim kitlu, aż mężczyzna nie zauważył jego nazwiska.

– Nic. Moim nauczyciel w liceum miał obsesję na punkcie doktora Jekylla i pana Hyde'a. Jak tylko zobaczył moje nazwisko nie mógł nie nawiązywać do tej książki przez całą moją naukę tam. Dzielenie osobowości na dobrą i złą połowę jest mi bardzo dobrze znane. – Wzruszył ramionami.

W innych warunkach już byś zaczął coś podejrzewać, ale co zrobię, że jesteś idiotą.

Hayden miał wrażenie, jakby ktoś coś do niego powiedział. Jednym problemem było to, że w sali znajdowały się jedynie dwie osoby, a mężczyzna milczał od dłuższej chwili. Jekyll nie miał siły dalej ciągnąć tej rozmowy. Zaczynała go brać niepewność, której nie potrafił wytłumaczyć. Jakby znowu zaczynał patrzeć na swoje życie z boku. Dyskretnie wziął głęboki wdech i podał mężczyźnie morfinę, żeby z powrotem go uśpić.

– Jakieś ostatnie słowa przed zaśnięciem? – zapytał niewzruszony.

– Twoja ciekawość źle się dla ciebie skończy – oparł, a chwilę później pogrążył się w śnie.

Przez następne pół godziny Jekyll siedział w fotelu, czekając jak ktoś przyjdzie go zastąpić. Nie chciał zirytować Adamsa, wychodząc bez słowa. Jednocześnie nie widział, co ma ze sobą zrobić w tym czasie. Zdążył odpisać Lemony'emu, że nie ma się czym martwić. Kiedy zaczął prawie przysypiać do środka weszła lekarka, której imienia nie pamiętał. Poprosiła o krótkie zdanie relacji, co działo się z mężczyzną przez ostatni czas, a następne powiedziała Haydenowi, że przyszła go zastąpić. Chłopak przyjął to z ulgą i jak najszybciej wyszedł z pokoju, po czym wrócił do swojej rutyny w pracy.

Nim się zorientował ze szpitala zniknęła policja wraz z mężczyzną. Wolał nie dopytywać, gdzie go przewożą, prawdopodobnie do szpitala, który łatwiej byłoby go pilnować... Lub też ktoś ulegał Adamsowi, żeby go przenieść do innej placówki. Tak czy inaczej, starł się o tym nie myśleć. Kilku policjantów go zatrzymało w ciągu dnia, żeby zadać parę pytań. Hayden odpowiadał bardzo wymijająco na wszystko. Zgodnie z obietnicą (a raczej chęcią ochronienia Lemony'ego) nie powiedział ani słowa o narkotyku. Funkcjonariusze, widząc, że ten nie jest skłonny do rozmowy, szybko go wypuścili. Adamsowi opowiedział z grubsza to samo, dodając parę spostrzeżeń jak to, że większość ran wygląda jakby powstały, kiedy mężczyzna był nieprzytomny, argumentując to tym, że to by raczej zapamiętał. Przełożony mu obiecał w tym miejscu dodatek do pensji za ryzyko, którego się podjął, co chłopak nie do końca potrafił skomentować, ale liczył, że jego znajomi z pracy się o tym nie dowiedzą, o ile sam by im nie powiedział.

– Możemy pogadać?

Hayden wzdrygnął się. Nie spodziewał się, że ktoś będzie go próbował zagadywać przy wyjściu z pracy. Odwrócił się w stronę głosu. Claire.

Z pewnym zmieszaniem stanął z boku, żeby nie przeszkadzać osobom, które chciałby wyjść ze szpitala. On też bardzo tego chciał.

– Coś się stało? – zapytał niezbyt pewnie.

Od kiedy tracisz pewność siebie w jej towarzystwie? Tak. To szydera. Nie ważne.

– Robisz coś dzisiaj? – wypaliła tonem, jakby samo wypowiedzenie tych słów dużo ją kosztowało.

Jekyll nie rozumiał, do czego dziewczyna dąży.

– Claire...

– Nie zrozum mnie źle. Widzę, że za mną nie przepadasz, a ja mam swoje przemyślenia, co do ciebie...

– Miło, że jesteś szczera – mruknął ze zmęczenia.

Claire przewróciła oczami.

– Chcę się z tobą spotkać, żeby przegadać to, żebyśmy nie tkwili w niedomówieniu. Nic więcej.

Przez chwilę stali w ciszy. Claire czekała na odpowiedź, a Hayden nie był pewien jak powinien zareagować. W końcu zmotywował się do odpowiedzenia czegokolwiek, żeby przez tę sytuację nie spóźnić się na autobus.

– Napisz, gdzie i o której, to dam ci znać. To był długi dzień, nie wiem, czy jak nie wrócę do domu to nie zasnę ze zmęczenia. Nic nie obiecuję, ale zawsze będzie można znaleźć jakiś inny dzień – odparł dość niepewnie.

Claire skinęła głową.

– Pewnie.

***

Hayden miał rację, że ten dzień go fizycznie wykończył. Po powrocie do domu pierwsze co zrobił to położył się na kanapie i już nie zdołał się podnieść. Od kilkunastu minut wpatrywał się w wiadomość od Claire. Z jednej strony chciał się dowiedzieć, co ma do powiedzenia, ale jednocześnie nie miał siły już na nic. Jednocześnie bał się konfrontacji z nią.

Zdecyduj się. Mam plany na dziś.

– Zdecydować się. Zabawne. Jakby. Nie próbowałem właśnie tego zrobić od jakiegoś czasu.

Oh.

Jekyll nim się zorientował, odpisał Claire, że dziśnie da rady. Nie miał na to siły, liczył, że go zrozumie. Odłożył na boktelefon i od razu zasnął

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro