Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5, czyli chyba słyszę głosy w głowie

Budzik zaczął dzwonił, budząc Haydena. Spojrzał na ekran telefonu, orientując się, że od powrotu wczoraj do domu przespał dobre dwanaście godzin, a właśnie dochodziła szósta rano. Podłączył urządzenie, żeby się naładowało i podniósł się z łóżka. Wciąż miał na sobie ubrania z wczoraj, krążył więc przez parę minut po mieszkaniu, żeby znaleźć coś w co mógłby się dziś ubrać, a w międzyczasie parzył sobie kawę. Mimo tylu godzin snu najchętniej wróciłby do łóżka, żeby przespać cały dzień.

Kiedy kawa się parzyła, Hayden zaspany przeszedł do łazienki. Poczuł się oślepiony przez białe światło. Stanął przed lustrem i przepłukał twarz wodą dla rozbudzenia się. Podniósł wzrok znad zlewu, doszukując się na swojej twarzy worków pod oczami.

– Co do...

Jekyll jeszcze raz przepłukał twarz, jednak białe pasmo wciąż widniało pośród jego włosów. Dotknął ręką kosmyka i owinął go wokół palca.

A to ciekawe.

– To zdecydowanie nie są oznaki siwizny...

Puścił włosy i nerwowo wyszedł z łazienki w poszukiwaniu nożyczek. Zapomniał o wszystkim wokół, przez co nie tylko wpadł na krzesło, ale i o mało nie wylał na sobie świeżo zaparzonej kawy. Wyjął nożyczki z szuflady i tym razem bardziej ostrożnym krokiem, wrócił do łazienki. Pochylił się nad lustrem i obserwując bacznie swoje odbicie, uciął biały kosmyk wraz z pasmem czarnych włosów. Położył je na prawej dłoni. Dotknął palcami, że sprawdzić, czy ich struktura różni się od siebie.

Rozejrzał się wokół siebie w poszukiwaniu jakiegoś małego pojemnika. Znalazł w swojej walizce pustą fiolkę, jedną z paru, które zabrał ze swojego pokoju w Londynie jako część zestawu małego chemika, który z kolei dostał od swojej kuzynki. Schował włosy do niej, a fiolkę włożył do plecaka.

Nie wziąłby tego zbyt poważnie, gdyby nie jego ostatni sen. Nie podobało mu się, że jego włosy znikąd przybrały kolor włosów Hyde'a. Oczywiście przyjmował do siebie, że mógł dostać paranoi ze zmęczenia, a później z nadmiaru snu, dlatego postanowił zostawić odcięte włosy, żeby je zbadać w wolnym czasie w szpitalnym laboratorium.

Czemu musisz tak wszystko analizować w naukowy sposób? Nudne to.

Haydenowi przeszło przez myśl, czemu zawsze wszystko analizuje i nadmiernie myśli o rzeczach. Nie potrafił sam na to sobie odpowiedzieć, więc starał się skupić na tym, że musi się ogarnąć do pracy.

Półtorej godziny później stał na przystanku pod szpitalem, czekając na Nicka. Hayden zdążył przyjął do wiadomości, że przez jakiś czas będzie skazany na nowych ludzi, więc starał się nie zamykać i integrować, przez co z własnej inicjatywy chodził przed pracą z Nickiem na kawę.

– Jestem – powiedział Nick, wysiadając z autobusu.

Hayden schował telefon i pomachał mu ręką na przywitanie.

– Hej – dodał – Już myślałem, że się dziś spóźnisz.

– Twoja wiara w ludzi jest zatrważająca.

– Staram się przewidywać sytuacje i podchodzić realistycznie, nic wielkiego. — Hayden wzruszył ramionami.

Po przekroczeniu progu kawiarni skierowali się ku kasie. Dziś obsługiwała ją studentka, którą Hayden kojarzył z drugiej zmiany w kawiarni. Stanęli przy ladzie rozmyślając nad zamówieniem. Dziewczyna z zainteresowaniem spojrzała na Jekylla, uśmiechając się do nich (ale głównie do Haydena) przyjaźnie.

– Co mogę podać? – zapytała.

– Podwójne espresso – rzucił Nick z zainteresowaniem przyglądając się temu, jak studentka starała się zwrócić uwagę jego znajomego.

Hayden nie dostrzegając tego, wpatrzył się w menu, które wisiało na ścianie. Znał je na pamięć, ale co dzień liczył, że znajdzie w nim coś nowego.

– Macie może syrop lawendowy? – zapytał, pochylając się nad blatem, szukając wzrokiem dostępnych syropów do kaw.

– Nie jestem pewna – powiedziała speszona. Jekyll przerzucił na nią wzrok. – Mogę sprawdzić.

Nie skomentował tego, że skoro pracowała tu jakiś czas, powinna być bardziej świadoma, jaką ofertę mają. Hayden podniósł się z blatu.

– To proszę podwójne latte i jak będzie to z tym syropem.

Dziewczyna skinęła głową i policzyła im zamówienie. Hayden odruchowo zapłacił za ich dwójkę, jak to zwykle z Grantem robili, a po dostaniu rachunku przesunęli się na bok.

– Starała się z tobą flirtować – powiedział cicho Nick.

Jekyll starał się zwalczyć w sobie reakcje odwrócenia się w stronę studentki.

– W takim razie nie zdziwię się jak w przyszłym tygodniu do oferty wejdzie lawendowy syrop... Czemu na to zwracasz uwagę? Mam nadzieję, że to nie jest głos zazdrości...

Nick pokręcił głową.

– Może trochę o to, że tobie wszystko przychodzi z łatwością – odparł.

Przez tłum w kawiarni Hayden nie podjął tematu dalej. Zaintrygowały go jednak słowa Nicka, które przynajmniej z jego perspektywy nie były prawdą. Zdawał sobie sprawę, że pewnie miał łatwiej w życiu od sporej ilości osób, ale nie oznaczało, że wszystko przychodziło mu z łatwością. Na co mu ostatecznie dyplom ukończenia jednej z najlepszej uczelni w kraju, jeśli nie potrafi sobie poradzić emocjonalnie z pewnymi sprawami? Już dawno doszedł do konkluzji, w której wolałby prowadzić nudne i spokojne życie, żyjąc z pensji z miesiąca na miesiąc, jeśli to by mu zagwarantowało brak problemów z własną psychiką i nadmiernym myśleniem.

Odebrali obaj kawę – Nicka była taka, jaką zamówił, natomiast Haydena niestety bez syropu, za to dostrzegł, że na serwetce dołączonej do kubka znalazł się numer telefonu. Jekyll pokazał to koledze, który o mało nie wybuchł śmiechem.

– Niech zgadnę, nie masz zamiaru się z nią kontaktować?

– Wątpię – odpowiedział, chowając serwetkę do kieszeni kurtki, bo jednak głupio mu było ją ot tak wyrzucić – O co ci chodziło z tym, że wszystko przychodzi mi z łatwością? To nie był zwykły przytyk w moją stronę.

– Wyrwało mi się – powiedział niepewnie Nick, ale widząc, że Haydena interesuje głębsze rozwinięcie tematu, zaczął kontynuować – Poznałem ostatnio kogoś. Dobrze się nam rozmawiało, przy paręnaście dni pisaliśmy, aż się zebrałem i ją zaprosiłem na randkę dzisiaj. Tyle że nie do końca wymyśliłem, gdzie mamy pójść i stresuje się tym od wczoraj.

Jekyll zatrzymał go ręką.

– To nie tłumaczy przytyku, ale skoro to wasze faktycznie pierwsze spotkanie to polecałbym miejsce, w którym po prostu będziecie mogli się lepiej poznać. Jakaś fajna knajpa czy coś.

Nick westchnął.

– To wciąż nie rozwiązuje mojego problemu – dodał, próbując ominąć chłopaka i iść w stronę szpitala.

– Pokaż mi jej Instagrama, to ci coś podpowiem.

Nick zatrzymał się w półkroku. Wyjął z kieszeni telefon, szukając czegoś na nim. Następnie podał urządzenie Haydenowi. Jekyll zaczął przeglądać zdjęcia dziewczyny. Głównie był to wizerunek infrastruktury Chicago obrobione w vintage kolorach. Na jednym ze zdjęć sprzed paru miesięcy, znalazł jej wizerunek. Dziewczyna wygląda jakby była w wieku studenckim. W oczy rzucały się jej płomiennorude, falowane włosy.

– Mój sąsiad ostatnio wspominał o włoskiej restauracji w bardzo vintage i fotogenicznej okolicy. Mam wrażenie, że powinno jej się spodobać. Spytam go o dokładny adres, jeśli chcesz. – Oddał mu telefon. – Ładne zdjęcia miasta wstawia. Gdybym je zobaczył wcześniej, szybkiej bym przyjechał do Chicago.

– Studiuje fotografie – dodał – Serio tak myślisz?

– Nie mogę mieć pewność, ale tak. Rzecz, której się nauczyłem to, że czasami warto być kreatywnym i szczerym, ale jednocześnie nie silić się na nie wiadomo co.

– Ciekawe spostrzeżenia. Zapamiętam

Hayden skinął głową w ramach odpowiedzi. Resztę drogi do szpitala spędził na słuchaniu obaw Nicka. Starał się go jakoś uspokoić, ale nie za bardzo wiedział, co miał mówić, żeby przypadkiem nie pogorszyć stanu kolegi.

W pracy natomiast Jekyll nie mógł wyzbyć się wrażenia, że ktoś co jakiś czas do niego mówi. Nie miał omamów słuchowych, ale zdążyło się parę razy, że kiedy był sam, słyszał jak nie do końca jego głos rozbrzmiewa mu w głowie i nie jest kompatybilny z resztą jego myśli. Wmawiał sobie, że to pewnie skutki uboczne zbyt dużej ilości snu czy nawet przepracowania, ale nie potrafił sobie tego logicznie wytłumaczyć. Jego wiedza medyczna nic mu nie podpowiadała. Nawet nie był w stanie powiedzieć, czy faktycznie coś słyszy, czy nie. Głos zdawał się przygłuszony. Rzucił nawet do siebie raz, że to pewnie jego sumienie stara się do niego przemówić. Lub też w jego przypadku Hyde. Raz się zaśmiał z suchego żartu i wspomnieniu o obsesji jego nauczyciela z liceum na punkcie gotyckich nowel, w tym „Doktor Jekyll i pan Hyde".

Lekko rozkojarzony siedział na wspólnym lunchu. Słuchał jak Claire i Mikeala wymieniają się poleceniami kremów do rąk, włączając w dyskusje do jakiś czas Aidena. Nick był skupiony na telefonie, jak podejrzewał pisał z tajemniczą dziewczyną, którą miał zabrać dziś na randkę. I wszystko szkło by dobrze, gdyby nie to, że Claire postanowiła zagadać Haydena.

– Coś się stało? – spytała.

Po jej pytaniu reszta zwróciła wzrok ku Jekyllowi, który walczył ze sobą, żeby nie przewrócić oczami, a następnie nie powiedzieć, czegoś chamskiego.

Ja bym coś powiedział.

– Czemu miałoby?

– Dziś nie rzucasz uwagami.

– Wciąż przeżywa, że baristka próbowała go poderwać – rzucił Nick, odkładając telefon.

– To nie prawda – oburzyła się Hayden – Nie spałem dziś za dobrze, to tyle – wyjaśnił spokojniejszym tonem.

Claire spojrzała na niego wymownie.

– Jasne. – Oparła się o siedzenie, po czym przechyliła głowę, a na jej twarzy pojawiało się zdziwienie.

Jekyll odstawił butelkę z wodą i odwrócił się, żeby sprawdzić na co parzyła Claire.

– O nie – jęknął cicho na widok Granta.

– Hej – powiedział Marshall, opierając się o siedzenie przyjaciela.

Wszyscy oprócz Haydena przywitali się z nim.

– Możesz mnie nie nachodzić w pracy? – zapytał Jekyll, podnosząc głowę, żeby na nowoprzybyłego.

– Ależ ja cię nie nadchodzę... Przychodzę z propozycją.

– Spierdalaj, co?

Grant zaśmiał się.

– Nie ma szans. Nie przepuszczę takiej okazji.

– Przyznaj, że mnie nienawidzisz i będzie po problemie.

– Potrzebuje wiedzieć, o co chodzi – wtrącił Aiden z zafascynowaniem w oczach.

– Ten tu – zaczął Grant i położył dłoń na ramieniu Haydena, która ten od razu strącił – ma niedługo urodziny. A ja was na nie zapraszam, bo ten oczywiste, że on tego nie zrobi.

– Kiedy dokładnie? – dopytała Claire.

– Halloween. Dwudzieste piąte – mruknął Hayden, odkręcając butelkę z wodą. Miał zamiar się z niej napić, ale Marshall odsunął się na niewielką odległość w razie, jakby Jekyll zmienił plany, co do tego jak chce skorzystać z wody. – Grant, czemu ty mi to robisz...

– Bo już ci coś kupiłem. Teraz narzekasz, zmienisz zdanie.

– Może... Może nie.

Jak zawsze fascynujące jak się rozbudzasz w towarzystwie Granta.

Jekyll rozejrzał się dyskretnie, znowu miał wrażenie jakby słyszał głos w głowie. Nikt jednak nie zareagował na jego komentarz.

– Niech ci będzie – dodał – Nie będę sabotował, cokolwiek chcesz zrobić. Niech stracę.

– Miło z twojej strony – powiedział Grant, z powrotem opierając się o krzesło – Wyśle wam dziś szczegóły, zapraszam, jeśli nie macie nic lepszego do roboty w Halloween... A ty mógłbyś mi obejrzeć rękę? Urwałem się z pracy po to.

Hayden westchnął ciężko.

– Pewnie.

***

– Wyglądasz jakbyś musiał się napić lub uciec z kraju. Ewentualnie zakończyć swoje życie – powiedział Lemony na przywitanie, kiedy Hayden otworzył mu drzwi – W dwóch na rzeczy mogę pomóc.

Jekyll spojrzał się na niego podejrzenie.

– Powinien pytać, w których?

Przepuścił Lee w drzwiach.

– Nie.

Hayden zawiesił się na chwilę, przetwarzając czy bardziej pasuje do Lemony'ego pomoc w ucieczkach z kraju, czy morderstwa. Oczywiście wystarczy, żeby znał takie osoby. Czy też może to podchwytliwe i błędną odpowiedzią jest zorganizowanie alkoholu?

Wciąż myśląc, zamknął drzwi i przeszedł do salonu. Walnął się na kanapie obok Lemony'ego.

– Naprawdę wyglądasz okropnie – dodał Lee.

– Granta nawiedziło i ogłosił, że mam za parę dni urodziny, mimo że wie, że z chęcią bym przemilczał ten dzień. I ogólnie cały dzień chodzę przymulony – odpowiedział Jekyll, przypominając sobie, że tego samego dnia znalazł na swoich włosach biały kosmyk.

– Muszę poznać tego człowieka. Fascynuję mnie jego podejście do życia... Boli cię starzenie się?

– Też, ale nie o to chodzi. Po prostu nie przepadam za hucznym obchodzeniem urodzin... No i parę dni po tym będzie kolejna rocznica śmierci mojego ojca. Dość niefortunny zbieg okoliczności.

– Przykro mi... – zaczął Lee, ale Hayden wtrącił mu się w słowo.

– To mile, ale nie potrzebnie. Tak naprawdę nigdy go nie poznałem, nie mam z nim żadnych wspomnień... Po prostu bierze mnie wtedy na przemyślenia – powiedział szczerze.

Lemony oparł się o kanapę, myśląc, co ma powiedzieć, żeby przypadkowo nie wpędzić sąsiada w dół emocjonalny. Obserwował jak Hayden, zaczął się wpatrywać pustym wzrokiem w losowy punkt w kuchni.

– Jak umarł? Jeśli mogę o to spytać... – zapytał niepewnie.

Przez chwilę nie dostał odpowiedzi. Hayden oderwał wzrok i spojrzał na niego.

– Tu mógłbym skłamać, bo bardzo często odpowiadałem wymijająco, ale no popełnił samobójstwo, kiedy miałem z cztery lata. – Dostrzegł przerażoną twarz Lemony'ego. – Nic więcej nie wiem, jeśli obawiasz się, że zdradzę ci szczegóły.

– Spodziewałem się wypadku samochodowego z jakiegoś powodu – powiedział, starając się nie zachować normalny ton – Nie jestem przerażony, po prostu się nie spodziewałem! Nie patrz tak na mnie.

Jekyll uśmiechnął się pod nosem na ten komentarz.

– Załóżmy, że ci wierzę... Jestem przyzwyczajony do różnych reakcji, więc luz.

– Ja za to jestem przyzwyczajony do słuchania o szczegółach przyczyn śmierci innych osób – odpowiedział szybko Lemony, bardzo naturalnym tonem, po czym dodał – Tak naprawdę to nie. Czasami miałem okazję posłuchać, niestety. – Skrzywił się bardziej na pokaz niż faktycznie z obrzydzenia. – Co do Granta...

Hayden odwrócił wzrok. Miał podejrzenia, co Lee będzie chciał mu powiedzieć. Sam wiedział, że zachowuje się dziecinnie obrażając się na przyjaciela, bo ten chcę zrobić dla niego coś miłego. Jakkolwiek by nie lubił w sobie takiego zachowania, to było to silniejsze od niego. Choć przy innych raczej się kontrolował, tak przy Marshallu wiedział, co może powiedzieć, żeby ten się na niego nie obraził na jakiś czas. Dziś nie nawet nie był blisko tej granicy.

– To dla niego potrzebowałeś tego adresu?

Tego Jekyll się nie spodziewał. Zdążył już zapomnieć, że prosił o coś takiego. To był zdecydowanie zbyt długi dzień dla niego.

– Nie, to dla znajomego z pracy – powiedział niepewnie – Dzięki swoją drogą.

Lemony machnął ręką.

– Żaden problem. Od tego tu jestem, ogarnę wszystko.

Hayden poczuł dziwną ulgę po usłyszeniu tych słów. Reszta rozmowy z Lemonym zeszła na narzekanie Lee, że nie może utrzymać jednej pracy, przez co cały czas musi być gotowy na jej zmienne. Jak to mówił, pracodawcy za nim nie przepadają. Po wyjściu sąsiada Jekyll postanowił wyjątkowo wcześnie położyć się spać. Wziął szybki prysznic i z kubkiem herbaty usadowił się na łóżku. Napisał do Nicka, jak poszło spotkanie, nie licząc jednak, że dostanie szybko wiadomość. Chciał już odłożyć telefon, ale dostrzegł Grant coś do niego wysłał.

Grant: Nie będę cię przepraszam, ale mogłem przesadzić z formą

Grant: Chciałem się odwdzięczyć, za to co zrobiłeś na moje urodziny

Grant: Nie bądź zły

Zamyślił się nad odpowiedzią.

Hayden: Nie jestem

Hayden: Mogłeś mnie uprzedzić, że przyjdziesz

Hayden: Tyle

Grant: Wiem

Grant: Wciąż obaj wiemy, że znalazłbyś sobie wtedy inną wymówkę

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro