Rozdział 4, czyli moja nowa codzienność
Hayden obudził się z niemym krzykiem na podłodze. Bolały go plecy, przez co nie był w stanie się podnieść. Tępym wzrokiem wpatrywał się w sufit, porządkując w głowie myśli. Dawno nie miał tak realistycznego snu. Nie pamiętał, czemu znalazł się na podłodze. Jego ostatnie wspomnienie, to kiedy odstawił szkatułkę na stół. Nie pamiętał też zbyt dobrze rozmowy z Lemonym i czemu tak ważne jest, żeby pozbyć się fiolek, które znajdowały się w środku.
Przypomniał sobie za to znowu dzień musicalu i rozmowę z Madison parę dni po nim. Kiedy usłyszał od niej, że to, co było między nimi nie było dla niej wystarczające, bo chciałaby czegoś więcej, zaczął kwestionować to, kim jest. Sądził z początku, że to kwestia różnicy wieku, był w końcu od niej młodszy o dwa lata. Jednak z biegiem rozmowy, zrozumiał co dokładnie miała na myśli. Po paru miesiącach związku dla Madison naturalnym krokiem był po prostu seks. Hayden odruchowo chciał wtedy odpowiedzieć, że dla niego też, ale złapał się na tym, że wcale tak nie myślał. A właściwie, że w ogóle o tym nie myślał. Nie ze względu na wiek, a na to kim był. Nie potrzebował tego, a był w takim wieku, że brał to za coś oczywistego, więc nie przyszło mu do głowy, że dziewczyna może czuć inaczej. Jekyll był wręcz zdziwiony, że to on najwidoczniej jest w tej mniejszości. Wtedy jeszcze nie kojarzył takiego słowa jak "aseksualność".
Mimo tego miał do niej zrozumiały żal, który nie opuścił go przez lata, że nie powiedziała mu o tym, co czuje wcześniej. Jedyne co sprawiało, że nie załamał się kompletnie, był Grant. Tuż po musicalu poszedł do niej i na oczach wszystkich zaczął jej wyrzucać różne rzeczy, próbując się dowiedzieć, co zrobiła i czemu jego przyjaciel stracił więcej chęci do życia. Madison zaciągnęła wtedy Granta na bok i wyznała mu, co Hayden mógł zobaczyć, zarzekając się, że nigdy wcześniej go nie zdradziła. Marshall opowiedział Jekyllowi o tej rozmowie i dopiero po paru dniach, był gotowy z nią osobiście porozmawiać. Madison starała się to tłumaczyć Haydenowi tym, że nie chciała go zranić, ale szybko odbił, że to, co zrobiła było znacznie gorsze, bo nie tylko go zdradziła, ale okazała wobec niego brak szacunku. Nie mniej Jekyll jej wierzył, że nie chciała go naumyślnie zranić. To jednak za dużo nie zmieniało. Po tym oczywistą decyzją było rozstanie. Nie musieli mówić tych słów na głos, ale wiedzieli, że nie ma sensu tego ciągnąć dalej. I tak po zakończeniu szkoły szli na różne uczelnie.
Hayden relatywnie szybko doszedł do siebie, przynajmniej tak wszystkim wokół się wydawało. Wewnętrznie rozpamiętywał przez parę miesięcy ten dzień i jego konsekwencje, często mając problemy z zaśnięciem. Z czasem pomógł mu natłok nauki na studiach i to, że mógł się, na czym skupić. Mimo że minęło od tamtego czasu prawie dziesięć lat, Jekyll wciąż nie potrafił o tym zapomnieć, wspomnienia zalewały go w najmniej odpowiednim momencie.
Jekyll jęknął głośno przy próbie wstania. Nie mógł określić, ile leżał przytomny na podłodze, a tym bardziej jak długo był nieprzytomny. Przez całkowicie zasłonięcie okna w mieszkaniu panował względny mrok, jedynie z kuchni dochodziło słabe światło. Hayden zebrał się w sobie i podpierając się ramionami, powoli udało mu się usiąść na podłodze, a następnie wstać. Zaczęło mu się kręcić w głowie, żeby się nie potknąć ani nie stracić równowagi, oparł się ręką o ścianę.
– Trzeba było nie pić – mruknął do siebie i jakoś doszedł do stołu.
Podniósł z niego telefon. Dochodziła siódma. Nie myśląc za dużo, schował jedną z fiolek, którą znalazł na stole i włożył ją do szkatułki. Nie zauważył, że fiolka była pusta. Na wpół przytomny zabrał ze sobą szkatułkę, którą schował do szuflady w stoliku w przedpokoju. Chwiejnym krokiem poszedł do sypialni, rzucił się na łóżko i od razu zasnął.
***
Od wydarzenia z baru minęły prawie trzy tygodnie, a Hayden wciąż nie mógł zapomnieć o swoim śnie. W wolnych chwilach wracał do wspomnień z dzieciństwa, gdzie rozmawiał z Hydem i samotnie się z nim bawił. Nie byli mu wtedy potrzebni inni kumple. Nie podobało mu się, że jego umysł się z nim bawi. Opowiedział o nim Grantowi, ale że chłopak nie był specjalistą w tej dziedzinie, czy też nawet się tym nie interesował, nie mógł nic poradzić przyjacielowi oprócz tego, żeby zajął czymś innym myśli. I Hayden postanowił zastosować się do tej rady.
Jekyll skupił się bowiem na pracy. Nic tak nie odrywało od własnych problemów, jak skupianie się na problemach innych. Stał się przez to specjalistą od dziwnych przypadków na SOR-ze. Za każdym razem, kiedy do szpitala trafiał ktoś, czyj problem stał poprzeczkę wyżej niż "coś sobie zrobiłem, potrzebuje pomocy" oraz nagłych przypadków, był wzywany, żeby się tym uporać. Pielęgniarki już dawno straciły cierpliwość do takich pacjentów, a lekarze mieli ważniejsze sprawy na głowie niż użeranie się z kłótniami rodzinnymi czy związkowymi, a Haydenowi sprawiało to niebywałą satysfakcję, że mógł słuchać o dramatach innych ludzi w ramach swojej pracy.
Miał już przypadki, w których żona wbiła długopis mężowi w nogę, bez większych powodów, ale mąż podejrzewał ją o zdradę ze swoim ojcem; nastolatki, która wylała na swoją nogę wrzątek, żeby uniknąć lekcji, ale jej matkę to nie interesowało, więc od wypadku do trafienia do szpitala minęło pół dnia; dwójkę przyjaciół płci męskiej, którzy pobili się o chłopaka, który w tym czasie miał dziewczynę; czy jedno z ulubionych, pijana dwudziestoparolatka twierdziła, że wampir ją ugryzł i że ona nie chce, żeby ją ratować, a przyszła do szpitala, żeby móc się bezpiecznie napić krwi po przemianie, na co jej dziewczynie brakowało słów. Przez to, że była czwarta nad ranem, wszyscy byli zmęczeni i nie mogli się skupić na opowieści kobiety, bo dodatkowo nie składały się one w logiczną całość. Jedynie Hayden zdołał jej wytłumaczyć, że żeby zostać wampirem najpierw musi umrzeć. Zaczął mieszać różnie historie o tym, jak zamienia się w krwiopijców i wyszła z tego całkiem wiarygodna opowieść, tak że kobieta szybko się otrząsnęła, że ona jednak nie chce zostać wampirzycą. Argument o braku odbicia w lustrze ją przekonał. Od tamtego momentu za każdym razem, kiedy taki przypadek się trafiał, Jekyll był wezwany, bo jako jedyny miał cierpliwość i na tyle sporą wyobraźnię, żeby pacjenci nie poczuli się zlekceważeni. A on sam wolał to niż kolejne obchody i wykonywanie tych samych czynności
I tak prawie było tym razem. Kiedy Jekyll już czuł, że będzie mógł pójść do domu, do szpitala przyszedł pewien mężczyzna.
– Więc porwali cię kosmici? – spytał Hayden niepewnym głosem, starając się, żeby nie zaśmiać.
Mężczyzna skinął głową.
– Skąd o tym wiesz? Coś pamiętasz?
– Obudziłem się rano z tym. – Podniósł koszulkę i wskazał na bliznę po usuniętym wyrostku robaczkowym.
Hayden zaniemówił i pierwszy raz od zamieszkania w Chicago zwątpił w swoją pracę. Wolał zdecydowanie opowiadać o wampirach, kosmici nie byli jego mocną stroną. Zaczął rozmyślać też, czy nie sprawdziłyby się lepiej jako psychiatra.
– Okey... To może inaczej. Co robiłeś na noc przed porwaniem?
Mężczyzna jakby się speszył i spojrzał nerwowo na swój plecak.
– Nic takiego... Nie pamiętam za dużo z tej nocy.
Hayden kalkulował w głowie, jakie środki odurzające mógł wziąć i z czym je zmieszał. Zazwyczaj pamięta się o tym, skąd ma się blizny po operacji, które do tego wyglądają na stare. To musiało być coś mocniejszego, możliwe, że wciąż był pod ich wpływem. Jekyll rozejrzał się, czy nikt na niego nie patrzy i bez zgody mężczyzny zaczął przeglądać jego plecak, do którego jeszcze kilka minut temu się przytulał. Zanim pacjent zdążył zareagować, chłopak znalazł kilka kartoników z dziwnymi grafikami. Chłopak wziął głęboki wdech i powiedział.
– Rozumiem, że przed porwaniem zażyłeś to? – Odłożył plecak na miejsce i pokazał mu kartoniki przed oczami.
Mężczyzna niepewnie przytaknął. Hayden zamknął oczy i zaczął liczyć po cichu do dziesięciu, żeby się uspokoić. Nie chciał wybuchnąć na oczach swojego pacjenta. Od kiedy trzymał szkatułkę z nieokreśloną substancją w domu, jeszcze bardziej sceptycznie podchodził do narkotyków.
Kiedy otworzył oczy dostrzegł Mikealę, która właśnie go minęła.
– Hej, Mikeala stój – zawołał – Proszę.
– Tak? - zatrzymała się, a Hayden szybko do niej podszedł. Zostawił mężczyznę pod okiem pielęgniarki.
– Pamiętasz, jak ci pomogłem kiedyś? – zaczął, obserwując twarz dziewczyny – No mi też by się przydała pomoc. Porwanie przez kosmitów i LSD to nie moja bajka. Szczególnie w połączeniu.
– Wolisz pijane blondynki, które myślą, że zaraz zamienią się w wampira? – zapytała ironicznie.
– Haha – mruknął, udając śmiech – Wiem, do czego pijesz. Przestań.
– Claire zaczęła z tobą rozmawiać, nic tylko się cieszyć. Będziecie piękną parą – ciągnęła wypowiedź ironicznym tonem.
– Mogłabyś się nim zająć?
Chłopak zrobił błagalną minę.
– Niech ci będzie – odparła – Tylko dokończyć za mnie obchód.
– Pewnie.
Kiedy Mikeala podeszła do mężczyzny i zaczęła z nim rozmawiać, Hayden odetchnął z ulgą. Spędził ostatnią godzinę w pracy na obchodzenie i pilnowaniu czy pacjenci czegoś nie potrzebują. Dyskretnie miał założoną w uchu słuchawkę bluetooth, z której leciała playlista piosenek, którym daleko było do spokojnych i uspokajających. Pozwalało mu przez to w pełni skupić. Poczuł się niezwykle zmęczony psychicznie o rozmowie o porwaniu przez kosmitów.
Wychodząc z pracy, zaczął narzekać przy Nicku jak bardzo jest dziś zmęczony i nie ma na nic siły. Złapał się na tym, że pierwszy raz od dawna tak mocno narzekał przy kimś, kto nie był Grantem czy Laviną, jego kuzynką. Czasami to było silniejsze od niego.
Jedyne, o czym Hayden teraz marzył, to wrócić do domu, zamówić coś dobrego i spędzić czas na oglądaniu seriali, a później się wyspać. Żył jednak przez ostatnie tygodnie w pewnym strachu przed zaśnięciem i że pewnego dnia znowu będzie musiał rozmawiać z Hydem. Nie potrafił tego wytłumaczyć, w końcu to był tylko sen, ale bał się tego. Jadąc autobusem przypomniał sobie podobną sytuację, kiedy był jeszcze na studiach. Jeden z jego wykładowców na zajęciach opowiedział o przypadku swojej pacjentki, która cierpiała na bezsenność i o tym jakie zaburzenia psychiczne to spowodowało. Jekyll poczuł się wyjątkowo dotknięty tą historią. Na domiar złego tego samego dnia jego eks namówiła go na obejrzenie tego dnia "Koszmar z Ulicy Wiązów". Takie połączenie skończyło się u niego brakiem głębokiego snu przez tydzień, przez co chodził ledwo żywy. Prawdę mówiąc, spał może po godzinę, dwie dziennie przez to. Przeszło mu, dopiero kiedy Grant go trochę upił i położył spać.
Chłopak na myśl o tym wspomnieniu uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Siedząc w autobusie, zorientował się, że miał poprzedniego dnia zrobić zakupy, ale o tym zapomniał. Zmusił się do wyjścia z pojazdu o parę przystanków wcześniej. Ze słuchawkami na uszach, wyszedł z autobusu i skierował się do sklepu. Sprawdził wiadomości, czy przypadkiem Lemony znowu nie kupił za dużo jedzenia przez swoje roztargnienie, bo zazwyczaj oddawał to Haydenowi, wcześniej go o tym informując.
Przy wejściu przywitało go zimne powietrze z klimatyzacji. Po Haydenie przeszły ciarki. Miał na sobie ciepłą bluzę (oczywiście fioletową) i jeansową kurtkę, a pomimo tego było mu zimno, co rzadko się zdarzało. Żeby odgonić od siebie te myśli, skupił się na tym, co musi kupić. Kawa, mleko, cukier... Takie podstawy, żeby jak ktoś by wpadł z niezapowiedzianą wizytą, nie uznał, że Hayden nic nie je przez pustki w szafkach. Grant już mu zwrócił na to uwagę, kiedy raz tak wpadł.
Przechadzał się bez pośpiechu z koszykiem w dłoni. Wyjątkowo nie mógł się skupić na muzyce, złapał się, że nawet nie wie, czego słucha. Zgarniał automatycznie potrzebne przedmioty z półek.
Podczas wybierania idealnych jabłek, zwrócił uwagę na kłócącą się parę. Kłócili się tak głośno, że chłopak, mając na maksa ustawioną głośność przy jednej piosence z mocnym basem, słyszał ich, prawie że idealnie. Miał ochotę sarkastycznie skomentować to na głos, żeby para to usłyszała, ale zorientowała się w ostatnim momencie, że jedną z tych osób była Claire.
Ciekawość w nim wygrała. Jekyll dyskretnie przeszedł w alejkę obok, udając, że szuka czegoś na półkach. Wyłączył muzykę i wsłuchał się w zażartą dyskusję.
–... pewnie, rób, co chcesz! Naprawdę mnie to nie obchodzi! – Głos blondynki rozniósł się po sklepie.
– Dlatego mnie śledzisz? Jesteś żałosna.
– Ja? Żałosne to jest twoje zachowanie, Elliott. Czemu nie możesz się pogodzić z tym, że cię rzuciłam?
– Ty rzuciłaś mnie? – Elliott zdusił w sobie śmiech. – Nie wydaje mi się.
– Tobie się nie wydaje?
– Nie będę z tobą rozmawiać. Nie chcę cię nigdy więcej widzieć!
I sobie poszedł. Tak po prostu, nie dodając ani słowa więcej. Claire stała wpatrzona w swojego byłego. Nie wydawała się smutna, czy zła. Hayden miał wrażenie, że przepracowała w głowie to, co usłyszała na jakiś czas przed tym, kiedy to faktycznie usłyszała.
Stąd Jekyll zdecydował się nie podchodzić do niej. Po usłyszeniu kłótni wyrwanej z kontekstu mógłby się to źle skończyć, bardzo łatwo mógłby coś źle powiedzieć i tylko pogorszyć sytuację.
Obserwował na wszelki wypadek czy dziewczyna się nie rozpadnie emocjonalnie. Claire jednak wyszła bez słowa ze sklepu. Hayden z jeszcze mniejszym entuzjazmem niż wcześniej wrócił do zakupów. Zamyślił się zbyt mocno nad tym, czego był świadkiem. Zaczynał rozumieć, czemu jego znajomi z pracy mieli o niej mieszane uczucia. Wątpił, żeby kiedykolwiek słyszeli jej kłótnie, ale pewnie ten związek i jego atmosfera przenosiła się z Claire do szpitala.
Rozproszył go dopiero kontakt ze sprzedawcą. Zapłacił za zakupy i wrócił spacerem do domu. Ów spacer zmniejszał ryzyko wpadnięcia na Claire lub jej byłego. Przynajmniej tak to sobie tłumaczył.
Kiedy już myślał, że nic złego go już tego dnia nie spotka, przy windzie stała jedna z jego sąsiadek, która co rusz skarżyła na Lemony'ego, żeby go eksmitować. Haydenowi czasami też się za to dostawało, przez co raz na kilka dni dzwonił do niego pan Weber, żeby się dopytać, czego Jekyll i Lee w tym tygodniu nie zrobili, a są o to oskarżani.
– Dobry wieczór – powiedział pierwszy Hayden, żeby nie przyczynić się do skarg na sobie w tym dniu.
– Dla kogo dobry ten dobry – odparła lekceważąco.
Jekyll starał się powstrzymać od powiedzenia trafnego, aczkolwiek bardzo nieeleganckiego komentarza na ten temat. Ratował go instynkt samozachowawczy.
– To, że nie lubi pani Lemony'ego, to nie znaczy, że mnie też należy traktować z góry, jakbym był osobą demoralizującą pani dzieci. – Hayden starał się bezpiecznie dobierać słowa, żeby nie mogła ich użyć przeciwko niemu. W normalnych okolicznościach by zignorował niezbyt przyjemne nastawienie sąsiadów, ale wiedział, że jeśli to się nie skończy, ktoś może wpadać na pomysł z wezwaniem policji. To nie skończyłoby się dobrze dla Lemony'ego.
– Chłopcze, wpływ tego człowieka jest toksyczny. Moje dzieci go podziwiają, bo myślą, że dorosłe życie polega na nicnierobieniu i wydawaniu pieniędzy, które pojawiają się znikąd. Osoby inteligentne wiedzą, że z takimi osobami nie należy się zadawać.
– Osoby inteligentne, czyli takie z wykształceniem wyższym?
Kobieta skinęła głową.
– Ależ oczywiście.
– Czyli muszę powiedzieć swojemu pracodawcy, żeby mnie zwolnił za brak inteligencji. Osiem lat studiów medycznych w Yale chyba były tylko snem.
Kobieta nie skomentowała tego, przez co Hayden poczuł satysfakcję. Wysiadła na swoim piętrze. Kiedy przekroczyła próg windy Hayden jeszcze dodał.
– Radziłbym na pani miejscu i całej reszty przestać, cokolwiek chcą państwo osiągnąć. Nie ma pani pojęcia jak łatwo kogoś pozwać, szczególnie mając przyjaciela prawnika. Również po Yale.
Nie był pewien jak, ale to, co podziewał podziałało. Jego sąsiadka stanęła jak wryta, niestety nie słyszał, co odpowiedziała, bo drzwi windy zdążyły się zamknąć. Hayden napisał na wszelki wypadek do Granta, czy coś takiego jest możliwe.
Zrezygnowany sam wyszedł z windy i wrócił do mieszkania. Mimochodem rozpakował plecak z zakupów, po czym poszedł się położył na łóżku. Poczuł jeszcze bardziej, że jestem zmęczony tym dniem. Nawet nie zorientował się, kiedy zasnął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro