Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2, czyli nawiązuje nowe znajomości

– Żartujesz!

Lemony pokręcił głową.

– Chciałbym. Typ nie chciał mi sprzedać jedzenia, bo myślał, że jestem pranksterem.

Hayden zdusił w sobie śmiech, ale nie mógł ukryć tego, że próbował się nie uśmiechnąć. Ze wszystkich osób, jakie dziś poznał, Lemony stał się jego ulubieńcem. Podobało mu się w nim, że zdawał się być jednocześnie niezwykle roztrzepany i nieogarnięty, ale potrafiący załatwić wszystko, jeśli tylko się postara. Biła od niego nieokreślona pewność siebie, która przyciągała do niego ludzi.

– Musisz mieć ciekawe życie. – Hayden odłożył pudełko z chińszczyzną na stolik przy kanapie i oparł się o nią.

– Trochę za bardzo... Pewnie nie powinienem tego mówić i zanim to zrobię, muszę cię spytać o twoją moralność. – Lemony pochylił się w jego stronę.

– To znaczy?

Lee odstawił swoje pudełko. Wstał z kanapy i zaczął chodzić po pokoju, zbierając myśli.

– Twój przyjaciel coś zrobił, od kłamstwa do morderstwa, wybierz sobie dowolną zbrodnie. W którym momencie przestaje być to wasza tajemnica?

– Mój przyjaciel jest adwokatem. Najpierw był przyjacielem, później został adwokatem.

– Serio?

Hayden skinął głową.

– Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po tym jak już oficjalnie skończył studia i dostał dyplom to dałem mu chyba dolara, żeby od teraz wszystko, co mu powiem było tajemnicą zawodową.

Lemony się zatrzymał i zwrócił głowę ku niemu.

– Brzmi jak zajebista przyjaźń. Idealna osoba do powiedzenia, że kogoś potencjalnie zabiłeś.

– Słuchaj... – Jekyll starał się zachować w pełni powagę. – Jestem lekarzem, któremu zdarzyło się już przyczynić się w mocnym cudzysłowie do czyjejś śmierci. Jak pracujesz w szpitalu to jest to nieuniknione.

– Niezwykle mi utrudniasz dojście do sedna, żebym nie palnął czegoś głupiego.

– Czemu ci tak zależy, żeby mi o tym powiedzieć.

– Bo mnie tu nie lubią i wolę być na wstępie szczery, niż żeby dotarły do ciebie plotki, skoro i tak już się wtrąciłeś pomiędzy mnie a sąsiadów.

Usiadł z powrotem na kanapie. Hayden z ciekawością mu się przyglądał. Zaczął tworzyć w głowie własne teorie, co Lemony stara mu się powiedzieć w odpowiednich słowach. Odrzucił od razu wszystko, co jest powiązane z zabijaniem i wszystko, co moralnie jest dla niektórych nawet gorsze. Nie pasowało mu to do całości, poza tym kto by się chwalił podczas pierwszej rozmowy z nieznajomym, że jest mordercą? Był przekonany, że Lemony jest lub był uwiązany w coś nielegalnego, skąd na początku wzięło się pytanie o moralność. Ostatecznie Jekyll przychylał się do dwóch opcji, które nie tylko miały sens jako teoria, ale i pasowały do tego, co wokół siebie wytwarzał jego sąsiad. Złodziej na drobną skalę lub...

– Jesteś dilerem, prawda?

Lemony na dźwięk "diler" wyprostował się i spoważniał na chwilę.

– Byłem. Długi to poważna sprawa, szczególnie kiedy zaciąga je na ciebie twoja matka w banku... – odpowiedział z pewnym wyrzutem w głosie – Skąd ty to wziąłeś? Bierzesz coś?

Hayden zgarnął ręką pudełko z jedzeniem i zaczął się bawić pałeczkami.

– Dedukcja. Po tym jak zacząłeś rozmowę od moralności oraz tym jaką aurę wokół siebie rozprzestrzeniasz, wydawało się najbardziej prawdopodobne. I nie. Nie ćpam, nie palę i będąc samemu nie piję.

– Nie wierzę, że student medycyny nie brał czegoś, co by mu pomogło zdać egzaminy – rzucił Lemony, wracając do bardziej wyluzowanego stanu.

Hayden jedynie wzruszył ramionami.

– To nie tak, że nigdy niczego nie brałem. Raz byłem blisko spróbowania czegoś mocniejszego, ale mam dość spore opory przed robieniem rzeczy, ktoś mogą się źle skończyć. Wyciągam za dużo potencjalnych scenariuszy, zanim coś zrobię, a z wiedzą, co robią ci w organizmie używki bardzo szybko ci się odechciewa brać czegokolwiek. Będę w bardzo złym miejscu emocjonalnie, jeśli kiedyś coś wezmę... Ale mieliśmy o tobie rozmawiać. – Wyjął jedną pałeczkę i wskazał na Lemony'ego.

Lemony westchnął. Milczał przez chwilę, rozglądając się na boki, szukając odpowiednich słów.

– Po twoim tonie wnioskuję, że nie będziesz mnie zbytnio oceniać, a ja od dawna nie miałem okazji opowiedzieć tej historii w całości – zaczął, nieumyślnie unikając wzroku Jekylla – Moja kochana matka wzięła na mnie porządny kredyt, który spłacałbym wieki, żyjąc jak wcześniej żyłem. Mniejsza teraz na co go wzięła. To było tuż po tym jak przeprowadziłam się do Chicago. Chcąc spłacić jak najszybciej długi, wpadłem niezbyt przyjemne towarzystwo, ale udało mi się osiągnąć cel dość sprawnie. Ucierpiały za to moje relacje z rodziną, bo nie mogłem w pełni powiedzieć, jak to zrobiłem. Tu wprowadziłem się parę miesięcy temu, żeby znowu zmienić otoczenie. Niby to się udało, ale ktoś z przeszłości mnie znalazł i ludzie zaczęli mnie nękać, żebym coś im załatwił. Czasami to robię, jak potrzebuję na już pieniędzy. Głównie miękkie narkotyki albo coś, co możesz kupić w aptece jak się postarasz. Przez to, że ludzie się tu kręcą, szczególnie wokół mojego mieszkania, reszta budynku ma z tym problem. Raz dostałem po głowie, że to moja wina, że jakaś grupka losowych ludzi weszła na dach, żeby sobie zdjęcia porobić. Zadawanie się ze mną jest najlepszym sposobem, żeby cię sąsiedzi nie lubili.

Hayden zaczął przetwarzać w głowie całą historię. Nie wydawało mu się, że Lemony naciągał prawdę, czy koloryzował pewne sytuacje. W najgorszym przypadku jedynie coś zataił, co nie byłoby niczym dziwnym, skoro znając się od dziś. I tak mu bardzo dużo powiedział.

– Myślałem, że to będzie coś gorszego, ale brzmi niestety jak codzienność. Ludzie nie lubią ludzi, bo to ludzie. Nic z tym nie zrobisz.

– Ty naprawdę nie oceniasz, to był strzał w ciemno. Wow.

Lemony się mylił. Hayden miał w swojej głowie komentarz do tej sytuacji. Uważał, że chłopak po przeprowadzce nie powinien się z powrotem w to angażować, bo może się to źle skończyć. Sam fakt łamania prawa uwierał trochę w jego poczucie moralności, ale to nie było jego życie, a Lee wyglądał na osobę, która zapewne mocno oddziela tę część swojego życia od całej reszty. Nie chciał mu robić wykładów moralizatorskich, stąd nie planował go krytykować na głos.

– Na to wychodzi... Teraz ja coś mogę opowiedzieć, ale nie wiem, co chcesz usłyszeć.

Lee odpowiedzialności bez cienia zawahania się.

– Co cię tutaj sprowadza?

Przez chwilę panowała cisza, Hayden miał dość opowiadania w kółko tej samej historii. Jeszcze przed samą przeprowadzką musiał wyjaśniać każdemu, czemu akurat Chicago.

– Nie mam pojęcia. Nie potrafiłem odmówić przyjacielowi, kiedy powiedział mi, że przeraża go wizja mieszkania w mieście, w którym nikogo nie zna. Rzuciłem sarkastycznie, że jeśli znajdzie mi pracę i mieszkanie, to przeprowadzę się razem z nim. Zapomniałem jednak, że on jest w stanie to zrobić. I tak tu wylądowałem. Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało, po prostu nie wiem jeszcze, co tu robię – odpowiedział, łapiąc się na tym, że to chyba najszczersza odpowiedź, jaką do tej pory udzielił na to pytanie.

Przypomniało mu się, jak musiał poinformować własną mamę o pomyśle Granta. Mary Jekyll rzadko kiedy patrzyła przychylnie na pomysły przyjaciela swojego syna. Choć uwielbiała go z całego serca, od zawsze sądziła, że Marshall wpakuje ich kiedyś obu w poważne problemy, ale nigdy nie wypowiedziała tych słów na głos. Hayden z trudem się zdobył na rozmowę o przeprowadzce. Spędził ostatni rok w Londynie, w domu, gdzie mieszkały jego ciocia i kuzynka, a mama wprowadziła się do nich, kiedy Jekyll poszedł na trzeci rok studiów. Wiedział, że to jego decyzja, ale wyprowadzka z Europy znowu oznaczała, że nie będzie się widział z rodzicielką przez dłuższy czas. I jak jemu to zbytnio nie wadziło, tak wiedział, że jej to mimo wszystko łamało serce.

– Jaką pracę ci znalazł w takim razie? Jakby sam fakt, że jesteś lekarzem, za dużo nie mówi.

Jekyll wstał z kanapy i przeszedł się do swojego plecaka. Wyjął z niego identyfikator, który miał nosić w szpitalu i podał go Lee.

– Hayden Jekyll – powiedział, obracając kawałek plastiku w ręce – Gdybyś mi nie powiedział, nigdy bym nie wpadł na to, że jesteś lekarzem.

Hayden uśmiechnął się pod nosem.

– Codziennie się budzę i też sam sobie nie dowierzam. Ale inni mówią, że jestem dobry w tym co robię, więc chociaż mam pracę.

– Jak kiedyś ktoś mnie pobije do krwi, będę wiedział do kogo się zwrócić – oparł Lemony, wstając z kanapy i oddając identyfikator – Nie będę ci się narzucać, wyglądasz na zmęczonego. W razie czego pukaj do mnie, kiedy chcesz... Daj mi na chwilę swój telefon. Zostawię ci mój numer.

Jekyll wyjął urządzenie z kieszeni. Odblokował je twarzą i wręczył mu. Lemony szybkim ruchem wystukał swój numer, po czym zadzwonił sam do siebie.

– Nie wiem, z jakich portali społecznościowych korzystasz, ale mnie najłatwiej znaleźć dzwoniąc lub pisząc.

– Zapamiętam.

Porozmawiali jeszcze przez chwilę, po czym się pożegnali. Hayden w końcu został sam i mógł odpocząć po całym dniu.

***

Dni mijały spokojnie. Hayden dość szybko odnalazł się w nowej rzeczywistości. Zawsze wstawał o tej samej godzinie i wykonywał te same czynności przed wyjściem z domu — wyklinał się, że wybrał taki zawód, pił kawę, jadł śniadanie, ogarniał się do wyjścia. Następnie jeździł autobusem o tej samej godzinie i starał się siadać na tym samym miejscu (tylko raz mu się nie udało, bo ktoś go uprzedził). Później w zależności od tego, ile miał czasu szedł przed pracą do pobliskiej kawiarni, żeby kupić kawę. Jeszcze nie miał tej jednej ulubionej, więc wybierał co dzień różne. W pracy nie miał już kontroli nad każdą minutą swojego życia, więc nie planował, jak wykorzysta swój czas. Robił swoje, na bieżąco się dostosowywał do sytuacji. Jego nowi współpracownicy z niedowierzaniem przyglądali się, jak Jekyll czasami lepiej się odnajduje w pracy niż oni. Adams chwalił go na każdym kroku, co Hayden bardzo szybko przekuł w wewnętrzny żart pomiędzy nim a Aidenem — zrobili bingo, licząc, że kiedyś uda im się ustrzelić cały rząd. Z Mikealą spędzał sporo czasu na dyżurach, Jekyllowi bardzo dobrze się z nią współpracowało, szczególnie że dziewczyna lubiła mówić za dwie osoby oraz nie odzywać się przez dłuższy czas, kiedy było trzeba. Claire wciąż była dla niego tajemnicą, zdarzyło im się wymienić parę słów, ale to były wyżyny ich znajomości. Z Nickiem natomiast najwięcej przebywał poza pracą — wracali do pewnego momentu razem z pracy, chodzili na kawę czy na jedzenie w trakcie przerw.

Każdy jego dzień kończył się tak samo. Wracał z pracy autobusem o tej samej godzinie. Po powrocie do domu przestawał przestrzegać ustalonych przez siebie ram czasowych i kolejności wykonywanych czynności, dając sobie chwilę oddechu. Jedynie starał się chodzić spać o tej samej godzinie, żeby na następny dzień być przytomnym.

I tak mu minął prawie cały tydzień. Dzisiejszy dzień nie różnił się od reszty. Jedynie z jakiegoś powodu Adams ich powiadomił, że Claire może dziś nie być i w razie czego, będą musieli się podzielić jej obowiązkami. Hayden przyjął to z entuzjazmem, bo znacznie polubił dyżury na SOR-ze, których Claire miała najwięcej z nich wszystkich. Przechadzał się po pomieszczeniu, szukając czegoś do roboty.

– Przepraszam – głos pielęgniarki go zaskoczył – Jeden z pacjentów nie daje się dotknąć. Prosi, żebyś ty się nim zajął.

Hayden wpatrywał się przez chwilę w kobietę.

– To będzie ciekawe. Gdzie on jest?

Pielęgniarka wskazała mu ręką na koniec pomieszczenia. Hayden powolnym krokiem przeszedł się w tamtym kierunku.

– Grant, chcesz mi o czymś powiedzieć? – zapytał, zanim odsłonił parawan.

Jego oczom ukazał się Marshall. Od razu rzucała się jego prawa ręka pokryta kawałkami szkła, które były losowo powbijane na przedramieniu.

– Grant – powiedział stanowczo Hayden, wymuszając na przyjacielu, żeby na niego spojrzał – Co do cholery?

Grant uniósł głowę. Miał minę zbitego psa.

– Praca.

Jekyll jęknął. To nie był pierwszy raz, kiedy zszywał przyjaciela. Grant miał tendencję do bycia manipulowanym przez pracodawców, zauważał to, ale nie miał z tym problemu, dopóki miał pracę. Hayden miał inne zdanie na ten temat.

– Jeśli ten twój cały Morrison... – Specjalnie przekręcił jego nazwisko.

– Morton – przerwał mu słabo Marshall.

– Jeśli ten twój cały szef cię w to wpakował...

– To moja wina. Wypadek przy pracy. Dosłownie.

– Nie zacznę ci tego wyjmować, dopóki nie zaczniesz opowiadań, jak do tego doszło.

Marshall cicho jęknął z bólu. Hayden usiadł na taborecie obok niego i zaczął dokładnie oglądać rękę. Nie wyglądała aż tak tragicznie, jak na pierwszy rzut oka. Względnie.

– Do kancelarii przyszedł jakiś typ. Miał problemy z żoną i jeszcze większe problemy, żeby wziąć rozwód. Morton jednym gestem mi pokazał, że to nie pierwszy raz jak ten człowiek tu jest. Mamy specjalny na to. Więc ten typ zaczął opowiadać o tym, jak go to żona oskarża o zdradę i tak dalej. Naszło go, że można jednak ona go zdradza, ale on to w sumie dowodów nie ma. Tak siedzieliśmy w trójkę przez jakąś godzinę. W końcu rzuciłem, że możemy przeszukać jego mieszkanie i czegoś poszukać. Dziesięć minut później siedziałem w samochodzie, jadąc z tym mężczyzną do jego mieszkania. Zaczęliśmy przeszukiwać jego mieszkanie, aż w końcu jego żona wraca. Ała – syknął.

– Wybacz – powiedział Hayden. Zbyt gwałtownie wyjął jeden z kawałków szkła. O wiele łatwiej było mu się skupić na pracy, słuchając opowieści Granta – Wybiłeś ręką lustro?

– Nie. Więc jego żona wraca i mam dwa... Trzy wyjścia. Zostawać, schować się lub uciec przez schody ewakuacyjne na zewnątrz budynku. Gdybym został, jego żona miałaby naoczny dowód, że nie dość, że ją mąż zdradza to jest jeszcze kryptogejem. Czyli miałaby przewagę w sądzie. Wybrałem ucieczkę. Nie wiem jak, ale poślizgnąłem się na nich i jakoś dziwnie ułożyłem rękę. Podnoszę ją i widzę, że jest cała w odłamkach szkła.

Grant podczas odpowiadania historii starał się nie krzywić z bólu. Zrozumiał z czasem, że Hayden go zagadywał, żeby myślał o tym jak najmniej. Jekyll nie był za to przekonany, czy wierzy w tę historię, czy nie.

– Ty wiesz, co chce powiedzieć – zaczął Hayden, kiedy wyjął ostatni kawałek. Marshall przewróci oczami. – Zawsze się dajesz wciągnąć w takie sytuacje... – Jego przyjaciel milczał. – Morton w ogóle wie, że tu jesteś? Ktokolwiek wie?

– Wiesz... – zaczął, ale urwał.

Hayden skierował głowę w stronę, w którą patrzył Grant. Zza parawanu wyszła Claire.

– Adams chce z tobą porozmawiać – powiedziała – Teraz.

– Jestem trochę zajęty – odparł tak naturalnie, jak tylko mógł – Możesz przekazać, że zaraz przyjdę?

Claire przysunęła się do nich, żeby zobaczyć, co robi Hayden.

– Może ci pomóc? – zaproponowała – Miałam się bez ciebie nie pokazywać.

Zapanowała niezręczna cisza, którą Grant postanowił wykorzystać.

– Ty jesteś Claire, prawda? – zapytał. Hayden słysząc to pytanie, delikatnie nacisnął na jego przedramię, dając do zrozumienia, żeby w to nie brnąc. Marshall udawał, że ponownie nie krzywi się z bólu.

– Tak? – odpowiedziała niepewnie, nie wiedząc, co ma teraz zrobić.

– Przyjaźnimy się – dopowiedział szybko Marshall – Hayden opowiadał mi, jak mu idzie w pracy i z kim pracuje. Powiązałem wątki.

Jekyll pozostawił to bez komentarza i zaczął bandażować rękę przyjaciela. Założył go w taki sposób, żeby Grant nawet nie pomyślał o tym, żeby samemu go zdjąć (co już kiedyś miało miejsce).

– Mogłabyś go przypilnować? Pójdę tylko formalności ogarnąć – zapytał, patrząc na Claire.

Dziewczyna skinęła głową. Hayden niepewnie zostawił ich samych, licząc się z potencjalnymi konsekwencjami. Znając na pamięć numer ubezpieczenia Granta bez problemu wypisał wszystko, co potrzeba, żeby za rachunek zapłacił jego pracodawca oraz żeby dostał zwolnienie na resztę dnia. Znał Granta, wiedział, że gdyby tego nie zrobił, Marshall wróciłby do pracy i ukrywał, że coś stało mu się w rękę, którą pisze.

Jekyll wrócił do nich, słysząc, jak rozmawiają o barach i alkoholu.

– Zdecydowanie jestem za – powiedział głośniejszym tonem Marshall.

– Nie dość ci przygód na jeden dzień? – mruknął Hayden, podając mu papiery – Masz to zanieść Mortonowi. Byłeś w pracy, wysłał cię gdzieś, zrobiłeś sobie krzywdę, nie będziesz dziś pracować, bo nadwyrężysz rękę. Rozumiesz? I uwierz, sprawdzę, czy to zrobiłeś.

Marshall zabrał papiery. Spojrzał na swoją rękę, a później na Haydena.

– Wciąż umówiłem nas piwo z twoimi znajomymi po twojej pracy. Claire popiera.

– Aha. Masz to zanieść Mortonowi. Później będziemy rozmawiać – dodał stanowczo.

Grant uśmiechnął się krzywo i podniósł się z łóżka, zbierając swoją kurtkę.

– Claire, miło było poznać – powiedział, całkowicie ignorując przyjaciela, po czym wyszedł z pomieszczenia.

Hayden westchnął ciężko, na co Claire się zaśmiała pod nosem. Pierwszy raz widział ją w takim stanie.

– Masz dziwnych przyjaciół – skomentowała po chwili.

– Mam tylko jednego, ale martwić się trzeba jak za dziesięciu – odpowiedział – I to oficjalnie nasza najdłuższa rozmowa.

Zaczęli iść w stronę windy. Komentarz Haydena, lekko speszył Claire.

– Sorry za to. Mam ostatnio ciężki okres w życiu. Praca, studia, niedawne rozstanie, współlokatorka, która nie daje mi zapomnieć o żadnej z tych rzeczy... Założyłam, że nawet nie zauważysz. Zazwyczaj nikt nie zauważyła – odpowiedziała.

Wyszli z SOR-u i zatrzymali się przy wejściu do windy. Claire stanęła tyłem do kawałka ściany, na której był przycisk. Hayden chcąc coś sprawdzić, niby przypadkiem nachylił się do niej, żeby nacisnąć przycisk.

– Mam wrażenie, że mnie nie lubisz z jakiegoś powodu – powiedział, patrząc jej przelotnie w oczy.

Dziewczyna nie mogła przez chwilę oderwać od niego wzroku. Chwilę jej zajęło, żeby się ogarnąć, pomógł w tym dźwięk otwierającej się windy. Odsunęła się od niego i weszła do środka.

– A ja mam wrażenie, że mnie podrywasz – odparła, kiedy drzwi od windy się zamknęły.

Hayden oparł się o jedną ze ścian, relatywnie daleko od niej. Poszło mu zbyt prosto, żeby usłyszeć te słowa. Poczuł zero satysfakcji.

– Chciałabyś.

– Moja teoria ma sens, inaczej byś nie zauważył tego, że nie zwracam na ciebie uwagi, jak wszyscy wokół.

– A jak twoja teoria się ma do mojej aseksualności?

Na potrzeby swojego pytania Hayden planował nie wyjawiać na razie, że w jego przypadku orientacja nie miała nic wspólnego z byciem w związku. Doszło do niego, kim jest w trakcie swojego drugiego związku, kiedy był już na studiach. On dostrzegł w sobie spektrum bycia aseksualnym, ona bycia biseksualną. Po paru miesiącach oboje uznali, że lepiej będzie się przyjaźnić. Jekyll wciąż żył w przeświadczeniu, że jeśli lub, o ile znajdzie odpowiednią osobę to z chęcią się zwiąże, ale na tym etapie życia nie tylko nie czuł takiej potrzeby, jak i nie miał ochoty.

– Zagiąłeś mnie. Nie wymyślę teraz odpowiedzi, która będzie zabawna, spostrzegawcza i wbije ci igłę w ego.

– To nie byłoby aż takie trudne. Wystarczyłoby coś w stylu "To, czemu miałabym cię lubić?". Wtedy ja miałbym dylemat, co odpowiedzieć, żeby nie wyjść na idiotę.

Claire uśmiechnęła się przyjaźnie.

– Teraz już na pewno poinformuję Aidena, Nicka i Mikealę o tym, że twój przyjaciel zaprosił nas na piwo. Może pod wpływem alkoholu uda mi się doprowadzić do tego, żebyś wyszedł na idiotę.

Dźwięk windy przerwał im na chwilę rozmowę. Claire wyszła jako pierwsza, Hayden z kolei odczekał parę sekund i poszedł za nią. Nie podobało mu się, że sam się wpakował w sytuację, w której pomysł Granta dojdzie do skutku. Mógł się nie odzywać.

Picie z Grantem Marshallem kończy się zawsze w nieprzewidziany sposób.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro