Oraz o tym, czego nie lubi, a co ostatecznie okazuje się nie takie złe.
To małe niewiadomoco chciałam zadedykować Jess. Nie wiem, czy coś z niego wyjdzie- zwłaszcza, że zamysł był przecież zupełnie inny... ale bez Jej podpowiedzi przy piosence Elektrycznych Gitar z pewnością nic w tym miesiącu by już nie powstało.
__________
Niewdzięczne kreatury. Podli, mali Midgardianie... Dać im palec, a odgryzą całą rękę!
Loki ze swej bezpiecznej fortecy, stworzonej z koców i poduszek na kanapie, nienawistnym spojrzeniem śledzi każdy ruch Bruce'a Bannera. Pomyśleć, że tak niewiele brakowało, by gotów był mu zapomnieć incydent z Hulkiem! I oczywiście nie namawiał go do tego nikt inny, jak sam Anthony Stark. Już wtedy mógł się czegoś domyślić, ale nie! Na Norny, ten przeklęty rok w Midgardzie zdecydowanie źle na niego wpłynął. Stał się zbyt ufny, naiwny. Na samą myśl o tym, prychna z niesmakiem.
A oto proszę- gwiazda tego wieczoru, w całej swej wspaniałości, wkracza do salonu, uśmiechając się wesoło, jednak nie, nie do Lokiego! Do Bannera!
Zaraz Tony wypowie tym swoim ociekającym słodyczą tonem "Hej, Brucie, mógłbyś coś dla mnie zrobić?", otoczy doktora swoim ramieniem i wyprowadzi go do nie wiadomo, gdzie i po co. Och, tak, zawsze kończyło się to w ten sposób.
Głupi, żałosny Stark. Może by tak wyrzucić go przez to okno jeszcze raz...?
Potok nienawistnych myśli przerywa mu dźwięk kruszonego fajansu, nagłe uczucie gorąca na dłoniach i dziwny, kłujący ból. Z zaskoczeniem obserwuje, jak kawa, zmieszana już nieznacznie z jego krwią, skapuje na podłogę. Tłumiona wściekłość znalazła chwilowe ujście sprawiając, że nieświadomie strzaskał trzymany do tej pory kubek z gorącym napojem, o którym zdążył zapomnieć do tej pory już zupełnie.
—Lokes, co ty wyprawiasz? Nic ci nie jest? —z chwilowego oszołomienia wyrywa go głos Tony'ego, a już po chwili w polu widzenia Lokiego pojawia się jego zmartwiona twarz. Zmartwiona? Ha, ha, a to dobre! Że też jeszcze sili się na ciągnięcie tej gry.
—Nic mi nie jest, Stark— zapewnia oschle, odsuwając się z gracją (na jaką oczywiście pozwala mu strój przesiąknięty obecnie kawą i krwią), po czym posyła mężczyźnie niechętne spojrzenie, wyplątując się z koców i kierując kroki do kuchni.
Kiedy już pozbył się z dłoni ostatniego odłamka, przemył drobne ranki i pozwolił im się samoistnie zagoić, odchrząka znacząco.
—Wiem, że tu jesteś— nie odwraca się jednak ani na moment, by spojrzeć na stojącego od jakiegoś czasu w drzwiach Starka.
—Zdziwiłbym się, gdybyś nie wiedział— w głosie mężczyzny pobrzmiewa rozbawienie. — Jesteś niemożliwy, kiedy stajesz się zazdrosny, wiesz?
Loki przez ułamek sekundy zastanawia się, czy się nie przesłyszał. Zazdrosny? On?! Ogarnia go niepohamowana wściekłość, odwraca się z furią i... nagle zdaje sobie sprawę z tego, że Stark wcale nie stoi w drzwiach, a tuż przed nim.
—Nawet nie próbuj protestować księżniczko. Wiem, co widzę. Może to trochę masochistyczne, ale cholernie mnie to kręci — śmiertelnik papla jak zwykle i nagle jego ręce oplatają Lokiego w pasie, przyciągają z niespodziewaną siłą, a ich usta łączą się w chaotycznym pocałunku, któremu bóg po chwili się poddaje.
Kiedy przerywają, Loki nadal jest naburmuszony - tym razem jednak zdecydowanie mniej.
—Więc? Wyjaśnisz mi o co chodzi? —Tony uśmiecha się przymilnie, by zaraz prychnąć, udając oburzenie:
—Musisz mieć mnie za naprawdę głupiego, jeśli myślisz, że niczego nie zauważyłem.
Loki przez moment milczy, nieco speszony, bo faktycznie tak uważał.
—Banner. Wszędzie z nim chodzisz, godzinami tkwicie razem w warsztacie!— wyrzuca z siebie wreszcie to, co od kilku dni dręczy go najbardziej. — W czym on jest lepszy ode mnie? —pyta, a jego głos pobrzmiewa desperacją.
—Oj, Loki, Loki— Tony kręci z niezrozumiałym rozbawieniem głową, po czym chwyta dłoń boga w swoją i, nie zważając na protesty, ciągnie go za sobą. — Miałem nie pokazywać ci tego teraz, ale... widzę, że nie mogę dłużej zwlekać. Mam nadzieję, że ci się spodoba, bo inaczej skoczę z twojego ulubionego okna, Reniferku— znów uruchamia tryb paplania i Loki, nauczony doświadczeniem, nawet nie próbuje przerywać. Po chwili zatrzymują się przed drzwiami do warsztatu, które Tony otwiera dramatycznym gestem przepuszczając boga pierwszego- ten jednak zamiera w progu, zupełnie zaskoczony.
—To dla ciebie. Bruce pomagał mi jedynie z detalami. Reszta jest ciężką pracą moich rąk —oznajmia z dumą milioner.
— Och... — wyrywa się z ust Lokiego, niezdolnego po raz pierwszy do złożenia rozsądnego zdania. —Naprawdę? Tony...
— Tak, tak, też cię kocham, księżniczko — mężczyzna śmieje się wyraźnie rozbawiony, szturchając go lekko łokciem i jest to chyba najwspanialsze wyznanie miłości w całych Dziewięciu Krainach.
__________
Tak, to chyba najgorsze, co może być- niedopowiedzenie.
Ale co mi tam... ciekawa jestem, co, według Was, mógł "zmajstrować" Tony? :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro