To tylko wyobraźnia
Loretta miała zaledwie siedem lat, kiedy dotarło do niej, że dorośli są kompletnie beznadziejni, gdy mowa o potworach. Biedni, wiecznie zapracowani, żyjący w ciągłym stresie, nie potrafili zatrzymać się i zastanowić nad tym, co usłyszeli.
— Był tu — powiedziała. Przetarła zaspane oczy, nadęła policzki i ułożyła dłonie na malutkich bioderkach. Jej matka jedynie wywróciła oczami, uśmiechnęła się sztucznie, niby słodko i z miłością, a następnie zapaliła lampkę nocną i kazała dziewczynce wrócić do łóżka.
Następnej nocy sytuacja powtórzyła się. Kobieta, wciąż udając przejętą i uśmiechając się fałszywie, otworzyła szafę i spojrzała na swoją córkę.
— Widzisz? Nic tu nie ma. — Miała już dwójkę dzieci. Już to przerabiała. Otwieranie szafy zawsze pomagało.
— Ale mamusiu! — Loretta nadęła policzki. — On nie ukrywał się w szafie! On stał przy drzwiach, a potem siedział na łóżku i patrzył na mnie! Mamusiu, boję się!
Kolejne lata były niczym samotna przeprawa przez piekło.
Tego dnia Loretta nie miała humoru. Jak zwykle była niewyspana, a w szkole dostała dwie uwagi. Jedną za strasznie „młodszych przyjaciół" (chociaż Loretta wcale nie uważała bandy rozwydrzonych bachorów z drugiej „a" za swoich przyjaciół.), drugą za uderzenie starszego o rok chłopca (bo to nic złego, że od jakiegoś czasu ciągnął ją za rude warkoczyki i niszczył jej rzeczy. W końcu był chłopcem, a ci tylko tak potrafili okazywać zainteresowanie. Prawda?).
Później musiała brać udział w nudnym apelu i stanąć przed tymi wszystkimi, równie znudzonymi, dziećmi, tylko po to, by wyrecytować wiersz, z którego połowy słów nie rozumiała. Na szczęście, patrząc na innych uczniów, doszła do wniosku, że nie jest w tym sama, że oni rozumieją jeszcze mniej.
Po szkole wpadła do domu i rzuciła się na kanapę.
— Zamierzasz spać? — Jej matka zjawiła się w salonie.
— W dzień nie ma potworów — mruknęła i zamknęła oczy.
Kobieta westchnęła ciężko.
— Masz dwanaście lat, mogłabyś w końcu przestać wymyślać jakieś potwory.
Wtedy Loretta zdenerwowała się. Zerwała się z kanapy i zrzuciła z siebie bluzkę, odsłaniając czerwone i fioletowe ślady, które pokrywały bladą skórę.
— Jeśli nie potwór, to kto mi to zrobił? — spytała zrozpaczona.
*
Mając trzynaście lat Loretta zrozumiała, że od pewnego czasu potrafi czuć tylko strach i znudzenie.
— Mama tego nie rozumie — powiedziała, zawzięcie malując coś na kartce. — Ona myśli, że ja się okaleczam.
— A tata? — Ubrana na biało kobieta zapisała coś w swoim zeszycie i spojrzała zaciekawiona na dziewczynkę.
— Tata? — Loretta zawahała się. — Nie wiem. Jego wiecznie nie ma. Z samego rana wychodzi do pracy i wraca bardzo późno. — Wzruszyła ramionami. — Ale i tak jest lepszy od mamy. On przynajmniej nie wmawia wszystkim, że ma córkę wariatkę.
Kobieta znów zapisała coś w zeszycie, a w głowie już miała milion teorii.
I wszystkie błędne.
Loretta jej nie lubiła, bo zachowywała się dokładnie tak, jak jej matka – uśmiechała się sztucznie i kompletnie nie słuchała.
*
W wieku piętnastu lat Loretta zaczęła kłamać i przy okazji, wiedząc, że to może się przydać, zaczęła brać udział we wszelkich zawodach.
— Potwór? Jaki potwór — śmiała się, gdy matka albo psycholog pytały ją o niego. — Ten siniak? Cóż... ostatnio byłam na zawodach i przewróciłam się. To nic poważnego.
Jednocześnie, to właśnie wtedy przeżywała najgorsze chwile w swoim życiu.
Chwile... dni... W końcu lata.
Inne dziewczyny pokrywały swoje twarze masą kosmetyków.
Ona na swojej miała siniaki i blizny. Niektóre były tak duże, że nie dało się ich ukryć.
Inne dziewczyny mogły nosić spódniczki i bluzki na ramiączka.
Ona za bardzo wstydziła się tego, co codziennie ukrywała pod grubym swetrem i długimi spodniami.
Na szczęście Loretta nauczyła się okłamywać samą siebie. Szło jej to tak dobrze, że po pewnym czasie przestała zwracać uwagę na inne dziewczyny i powoli zaczęła sobie przypominać, jak to jest spać w nocy.
Nic nie słyszę —mówiła sobie, chociaż docierały do niej kroki i skrzypienie drzwi.
— Nie ma cię tu — mówiła do potwora i machała na niego ręką.
Ignorowała również palce zaciskające się wokół jej kostek i złowieszczy śmiech przy uchu.
Było dobrze.
Potwór był jedynie jej wymysłem.
Jak to powtarzała pani psycholog - to tylko wybujała wyobraźnia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro