Rozdział 7~Informacja dla przyjaciół
Środa. No nareszcie! Byle wytrzymać do północy. Wczoraj chciałam zasnąć choć na chwilę, ale nie mogłam się odpędzić od wszystkich. Gratulowali mi i podziwiali za tak odważny czyn. Stałam się gwiazdą organizacji. Ale gdyby wszyscy wiedzieli kim jestem naprawdę to nawet nie zwróciliby na mnie uwagi. Dzisiaj trening opierał się na celowaniu z pistoletu. W tym na pewno dobrze nie wypadnę. Nigdy nie miałam broni palnej w ręku... no może kilka razy złapałam blaster, ale nic poza tym.
Trzeci dzień w Lwim Dole. Usadowiliśmy się w długimi pistoletami. Nie znałam się na tego typu broni, więc nie wiem jak się nazywa, ale to było chyba coś na pograniczu wiatrówki. Na leżąco celowaliśmy do kukieł. Mieliśmy pięć naboi. O dziwo trafiłam cztery razy. To dość niezwykłe. Nawet myślami będąc gdzie indziej szło mi całkiem nieźle. Po treningu ruszyliśmy na obiad. Dzisiaj wyjątkowo wszystkim dobrze poszło na treningu, więc popołudnie mieliśmy wolne.
-Aishi, jak to możliwe, że jesteś dobrze w tylu dziedzinach?-dociekała Tiff.
-Uczyłam się karate, ćwiczyłam z rzutkami i jeździłam na strzelnicę-odparłam. Żadne z tych rzeczy nie było prawdą, no może poza tym karate. Wymówkę miałam dobrze wykombinowaną.-Lubię takie zajęcia.
-A może ty jesteś inna niż my?-wyrwał Braian.
Siedział znów naprzeciw mnie i wkurzał.
-Co chcesz przez to powiedzieć?-spytał Kal.
-A to, że wasza psiapsiółka może być Ninja-wyjawił.
Zdębiałam. Miałam nadzieje, że on tylko strzelał i nie miał na to dowodów.
-Skąd taki pomysł?-zdziwiłam się.
-Wystarczy spojrzeć jak się ruszasz podczas walki-dodał.- Zwykły żółtodziób tak się nie rusza.
-A ty skąd wiesz jak rusza się Ninja?-zagrzmiałam podnosząc się.- Może sam nim jesteś, co?! Albo szpiegujesz dla nich!
-Rewanż?-spytał wstając.
-A żebyś wiedział!- syknęłam.
-Aishi, uspokój się-wtrąciła Tiff łapiąc mnie za rękę.- Ten bęcwał nie jest tego wart.
-Spadaj stąd, Braian-rozkazał Kal.- No już!
Chłopak odszedł zabierając swój talerz i kubek. Próbowałam się uspokoić, ale strasznie korciło mnie by w końcu przetrącić mu ten uśmieszek.
-Spokojnie-mówiła Tiffany.-Nie pozwalaj mu się tak prowokować. Przecież jemu właśnie o to chodzi.
Odetchnęłam głęboko. Musiałam przypomnieć sobie nauki Splintera dotyczące gniewu.
W nocy czekałam w bezruchu na łóżku aż wybije północ. Słysząc już pierwsze uderzenie zegara na dwudziestą czwartą zerwałam się z pryczy i na palcach poleciałam na zewnątrz. Cele, Lwi Dół, korytarz, siatka, schody obok niej i już jestem na zewnątrz. Jej, jak ja już dawno nie widziałam księżyca. Trzy dni siedziałam pod ziemią jak kret. Odetchnęłam świeżym powietrzem a potem zeskoczyłam z budynku. Zobaczyłam cień. Niech to szlag! To Donnie! Nic nie zrobiłam by zamaskować podbite oko i ranę na policzku. Nie chciałam pytań w stylu „ Jak to się stało?" Robiło mi się trochę zimno bo przez pośpiech nie wzięłam kurtki i miałam na sobie tylko bluzkę na ramionka.
-Aishi-rozległ się dźwięk jego głosu.
-Donnie!-zawołałam biegnąc do niego.
Rzuciłam mu się na szyję. Czułam, że mnie podnosi do góry.
-Tęskniłam za tobą-wyjawiłam.
-Ja za tobą też-odparł stawiając mnie na ziemi i puszczając choć cały czas trzymał moje dłonie.- Nic ci nie jest?
Zanim mu odpowiedziałam zdążył zauważyć już ranę na policzku, podbite oko i zabandażowaną rękę.
-Aishi... kto ci to zrobił?-spytał.
No i się zaczęło.
-To tylko wypadki przy treningu-odparłam.- Naprawdę, wszystko dobrze. Ale mam bardzo złe wieści.
-To znaczy?
-Ta organizacja nazywa się O.N.G.A., czyli Ochronna Niezależna Grupa Antyninja. Ale tu nie chodzi o Stopy. Chodzi też o nas. Nasze życie też jest zagrożone.
-Co?
-O.N.G.A. chce wytępić wszystkich Ninja w nowym Jorku. Twierdzą, że siejemy zniszczenie. I nawet jeżeli nie wiedzą o waszym istnieniu to nie oznacza, że jesteście bezpieczni.
-Dość tego, zabieram cię stąd
-Nie, nie mogę odejść.
-Dlaczego?
-Nikt nie wie kim jestem naprawdę, więc na razie nic mi nie grozi. Jeżeli będą chcieli atakować albo ruszać na łowy zdążę was ostrzec.
-Aishi, ryzykujesz życiem.
-Wiem ,ale myślę też o waszym życiu.
Nie wytrzymałam. Musiałam go pocałować, żeby się uspokoił. Nie chciałam go puszczać, ale musiałam wracać Dlaczego to było takie trudne? Starałam się nie płakać choć łzy same cisnęły i się do oczu. Jeszcze raz mnie przytulił mówcą:
-Uważaj na siebie.
-I ty też-odparła.- Proszę, ograniczcie swe patrole do minimum. Nie chcę, żeby was złapali.
-Dobrze.
Donnie puścił mnie i wycofał się w cień a potem zniknął. Ja natomiast wróciłam na dół. Zeskoczyłam w siatkę idąc do swego łóżka. Jednak gdy szłam korytarzem, nagle ktoś zakrył mi usta wlokąc za sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro