Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14~Na linii wroga

-Leo, powiedz coś! Cokolwiek!

-Stoisz mi na stopie - odparł.

Spojrzałam w dół. Faktycznie miażdżyłam mu palce. Odsunęłam się trochę i dopiero teraz zauważyłam, gdzie trafiła kula - w jego nogę kilka centymetrów nad ochraniaczem na kolano. Nie był w stanie stać, musiał usiąść. Posadziłam go na schowku, ale tylko na chwilę.

-Leo, choć, musimy iść - poganiałam.

-Nie dam rady - odrzekł trzymając ręce na postrzelonej nodze i sycząc z bólu. - Idź sama, no już!

-Oj, Leo, jesteś tak porąbany jak cała ta organizacja - westchnęłam. - Gdzie masz hak?

Żółw sięgnął za siebie i wyciągnął go. Wystrzeliłam hak a on zaczepił o krawędź dziury w dachu. Razem z Leonardo zaczął podnosić nas do góry. Wydostaliśmy się na powierzchnię. Teraz musieliśmy zejść na dół, ale tu nie było niczego po czym można by dostać się na ziemię. Na szczęście była jeszcze lina od haka. Ostrą cześć zaczepiłam na krawędzi dachu a sznur spuściłam. Leo zsunął się pierwszy a ja za nim. Przewiesiłam jego ramię przez siebie i rozejrzałam się. Królestwo za studzienkę. Jest! Zeszliśmy na dół. Leonardo siadł a ja sprawdziłam jego nogę. Poświecił mi telefonem.

-Stary, ale miałeś szczęście - powiedziałam. - Tetnica nienaruszona, żyły w porządku. Rzadko kto tak obrywa.

-A ty skąd to wiesz? - spytał.

-Z telewizji.

To oczywiste. Dzisiaj nawet największy głąb gdyby pooglądał trochę filmów dokumentalnych stałby się geniuszem. Nigdy nie robiłam takich zabiegów, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Ostrożnie walnęłam palce i wyciągnęłam kulkę. Leo wydał stłumiony krzyk a potem zakrył usta. Nie miałam żadnego bandaża, ale kawałek mojej bluzki też załatwi sprawę. Nagle usłyszałam dźwięk swego nadajnika. Wcisnęłam guzik.

-Jak wam idzie, Aishi? - spytała Tiff.

-Już wyszliśmy, a wy? - odparłam.

-Kierujemy się do wyjścia. Jesteśmy na schodach.

-Dobra, idę do was.

Rozłączyłam się i wyszłam z kanałów. Wyciągnęłam się po linie na dach. Podbiegłam do dziury, ale na szczęście  chłopcy już wychodzili. Podawałam rękę każdemu by mógł się wydostać. Gdy doszłam do Donniego chciałam usłyszeć jakieś słowo od niego, ale z bólem przypomniałam sobie, że on mnie nie pamięta ani nikogo z nas.

-Dzięki... Aishi, tak? - upewniał się.

Pokiwałam głową. Ostatnia była Tiff.

-Musimy się gdzieś ukryć - powiedziała. - Ścigają nas.

Wtedy wystrzelił pocisk. Na moment świat stanął w miejscu. Na prawym boku Tiffany zaczęła powstawać czerwona plama.

-Tiff, nie! - zawołałam.

Wciągnęłam ją i przytrzymałam. Raph po wystrzale zatrzymał się i wrócił. Nie pytał o nic, od razu wziął Tiffany na ręce po czym pobiegł do liny. Ruszyłam za nim. Nagle jak spod ziemi przede mną wyrósł Braian. Odkopnął mnie i przycisnął do ziemi.

-Aishi! - zawołał Mikey.

Braian jeszcze mocniej przycisnął mnie nogą. Trzymał ją na moim ramieniu dokładnie tam, gdzie kilka dni temu wbił mi nóż, więc ból był jeszcze bardziej nie do zniesienia. Jęczałam po cichu blagając w myślach by mnie puścił albo dobił. Wyciągnął pistolet kierując go w moją stronę.

-Stójcie! - krzyknął do żółwi. - Jeden ruch i po niej.

-Wypuść ją! - zawołał Kal.

-Biegnijcie! - wydusiłam. - Szybko!

Puściłam do nich oko a oni błyskawicznie zwiali.Teraz pomoc przede wszystkim jest potrzebna Tiffany, Donniemu i Leo. Braian odbezpieczył spluwę. nic nie mogłam zrobić. Za mocno mnie trzymał.

-Asta la vista, Ninja- zapowiedzi.- A tak na marginesie... ja też jestem Ninja. Z Klanu Stopy.

Tak czułam. Nagle ktoś odepchnął go ode mnie i ogłuszył. Wstając zamarłam.

-Christophe?-spytałam łapiąc za ramię.

-Przepraszam, Aishi-odparł dysząc z przerażeniem.- To przez Fionę. Dała mi serum. To naprawdę nie moja wina.

-O czym ty do jasnej bredzisz?-nie rozumiałam a ból w ramieniu dodatkowo utrudniał mi jasność myślenia.- Nie, chwila, moment, po kolei. Co się stało z Donniem? Dlaczego on nic nie pamięta?

-Właśnie, daj mu to i staraj się przypomnieć mu, kim jest-ciągnął dając mi fiolkę turkusowego płynu.

Popatrzyłam na niego nieufnie. Jak mogłam mu ufać po tym co zrobił?

-Aishi, jeżeli chcesz odzyskać swojego faceta to musisz mi uwierzyć-powiedział.- A teraz uciekaj.

Pobiegłam do chłopaków. Christophe został na miejscu patrząc nam nie. Wiedziałam to bo spojrzałam na niego przez ramię. Miałam mętlik w głowie, ponieważ już nie wiedziałam w co mam wierzyć. Skąd miałam mieć pewność, że Chris nie robił mnie w balona i nie dał mi trucizny zamiast lekarstwa.

 No i o co chodziło mu z tym serum? Jakaś kontrola czy coś? Zsunęłam się po linie czując coraz bardziej palący ból w ramieniu. Chyba rana została aż za mocno podrażniona. Robiło mi się niedobrze i chwilowo prawie mdlałam. musiałam jednak jak najszybciej dostać się do studzienki. Otworzyłam pokrywę i wskoczyłam do środka.

-W porządku?-spytałam.

-Z nami tak, gorzej z Tiffany-odparł Kal.

Spojrzałam na przyjaciółkę a raczej na jej ranę. Dziewczyna była już jeną nogą w grobie. Popatrzyłam n nią przerażona. Jej twarz bladła, opuszczała nas.

-Tiffany, posłuchaj mnie, okay?-powiedziałam zdławionym głosem.- Musisz wytrzymać. Zabierzemy cię do kryjówki tam cię wyleczę ,ale musisz wytrzymać.

Tiff mrużyła oczy coraz bardziej. Przełknęła ślinę próbując uśmiechnąć. Potem cisza... Nie chciałam w to wierzyć. Ona... odeszła. Tak po prostu.

-Tiff?-spytałam.

Łzy same popłynęły. Tyle dla mnie zrobiła. Pomogła wsiąść do pociągu, gratulowała na treningach, przyniosła jedzenie do celi i zaryzykowała uwolnienie żółwi. A teraz tak po prostu ją straciliśmy Donnie, choć nic nie pamiętał, położył rękę na moim ramieniu. Przyciągnęłam Tiffany do siebie i przytuliłam a potem położyłam. Otarłam łzy.

-No to co teraz?-dociekał Mikey.

-Skoro O.N.G.A. tak bardzo chce tej wojny to będzie ją miała-odparłam stanowczo.

..............................................................

Hejka, rozdział na szybko, wiem. 

 A taka informacja dla tych którzy czytali lub oglądali Niezgodną. Jak wiecie kilka motywów wzięłam z filmu a zabicie Tiffany był odniesieniem do zabicia matki Tris :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro