Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12~Sześć godzin koszmaru~

Wieczór nadszedł bardzo mozolnie. Zazwyczaj gdy człowiek na coś czeka to czas się wlecze. Dopiero gdy światła zgasły a wszyscy poszli spać dwóch strażników stanęło przy naszych kratach. Przyszedł także Christophe. On miał nas przesłuchiwać? O, tak. Już mnie korciło, by obić mu tą śliczną twarzyczkę. Pierwszy został wyciągnięty Donnie. Nie, tylko nie on! Zobaczyłam, że Chris złośliwie się uśmiecha. Chciał się nam nie odegrać? Chce skrzywdzić Donatello i mi w ten sposób dokopać? To psychopata!

-Dopilnuje,, żeby wszystko wyśpiewał- szepnął do mnie.

Puściły mi nerwy. Znajdował się na wyciągnięcie ręki, więc impulsywnie złapałam go za kurtkę i przyciągnęłam do krat. Wydał z siebie cichy jęk. Na stówę jakiś siniak na twarzy mu zostanie, ale miałam to głęboko gdzieś.

-Tknij go palcem, a przysięgam, że nie rozpoznasz swojej facjaty jak z tobą skończę-zagroziłam.

-Aishi, przestań-powiedział Leo odciągając mnie razem z Raphem od Christophe'a.- Daj spokój. On nie jest tego wart.

Ścisnęli mnie naprawdę mocno a ja nie miałam na sobie kurtki, więc także będę miała siniaki. Chris obciągnął swoją kurtę i popchnął Donniego znikając z nim za ścianą. Wkurzona kopnęłam kraty i siadłam na łóżku. Drapałam się po głowie wrzynając palce we włosy. Nagle zdałam sobie sprawę, że nadal mam kosmyki związane w kucyk. Ściągnęłam frotkę i cisnęłam ją w kąt. Nie chciałam niczego co by kojarzyło mi się z tym kretynem. Byłam taka zdenerwowana i wściekła, że z chęcią zdemolowałabym całą celę.

-Uparciuch, opanuj się-powiedział Raph.

-Nie nazywaj mnie tak!-krzyknęłam do niego.

Sama nie wiem czemu, ale w tej chwili to przezwisko straszeniem nie denerwowało.

-Ale czemu?-spytał.- Przecież lubisz, gdy tak do ciebie mówię.

-Bo lubię, ale...nie w tej chwili-westchnęłam.

-Hej, co się dzieje-dociekał Leo.- Wszystko gra?

-No właśnie nie-wyjawiłam.- Chris przesłuchuje Donniego.

-To ten co się na niego rzuciłaś?-wtrącił Mikey.- I co z tego?

-A to, że jest we mnie chorobliwie zakochany- tłumaczyłam.- Wie, że Donatello to mój chłopak, czyli jest tak jakby jego rywalem. Obawiam się, że dojdzie do bójki albo i gorzej.

-Więc tu chodzi o to, że on się w tobie buja i jest zazdrosny?-Raphael starał się to sobie poukładać.

-A ze wzajemnością?-dopytywał Michelangelo.

-Pogięło cię?!-warknęła.- Nigdy w życiu. Chris jest nienormalny. Stworzył O.N.G-ę z siostrą i wujem bo Ninja zabili mu rodzinę. W tym sensie nawet go trochę rozumiem, ale to nie zmienia faktu, że jest psychopatą!

Nie mówiłam już z jakiego klanu pochodzili mordercy. Lepiej, żeby nie wiedzieli. Kolejna godzina zaczęła pozbawiać mnie zmysłów. Czekaliśmy i czekaliśmy. Po trzech godzinach przyszła Fiona, ale bez Donniego. Wzięła na przesłuchanie Rapha i Mikey'go.

-Gdzie jest Chris?- spytałam. -I gdzie jest Donatello?

-Jeszcze go przesłuchuje-odparła.- Spokojnie, zaraz wróci. Pytanie tylko czy go rozpoznasz? Albo raczej czy to on rozpozna ciebie?

Strażnicy zabrali już Raphaela i Michelangelo a Fiona złośliwe zarechotała. Co do oni mu zrobili? Pobili, skatowali a może nawet torturowali. Dwie następne godziny i Raph z Mikey'm wrócili. Nikt ich nawet nie tknął, zachowywali się normalnie. Więc co do jasnej Anielki działo się z Donniem? Już sześć godzin minęło a on nadal nie wracał. Myślałam, że zwariuje.

Nagle... cud. Usłyszałam znajome kroki. Wtedy zobaczyłam Donatello. Chris wprowadził go do celi a ja nie czekając na nic rzuciłam mu się na szyję a nogami oplotłam jego skorupę.

-Donnie, dzięki Bogu, nic ci nie jest!- zawołałam.

Wisząc na mi jednak nie poczułam, że mnie przytula. Co prawda mnie obejmował, ale zupełnie bez siły. Bardziej starał się mnie odepchnąć. Puściłam go więc ze zdziwieniem patrząc na jego twarz.

-Donnie, co się dzieje?-spytałam.

-Kto to jest Donnie?-odparł.- I kim ty jesteś?

-No jak to?-wtrącił Raph.- Przecież Donnie to ty.

-Donnie, naprawdę mnie nie poznajesz ?-dociekałam.- To ja, Aishi.

-Aishi?-dziwił się coraz bardziej.

-Aishi i ty w niebieskim, idziecie ze mną-rzekł stanowczo Chris.

Spojrzałam w jego stronę i jakby wyłączył mi się mózg. Nie wiedziałam nawet co robię. Pamięć zawodzi mnie do dzisiaj. Chyba rzuciłam się na niego. Walną o ścianę. Z wargi poleciała mu krew a ja okładałam go pięściami.

-CO TY MU ZROBIŁEŚ?!-wrzeszczałam.- DLACZEGO?!!!

-Aishi, przestań!-wyrwał Leo odciągając mnie.-Uspokój się!

Szamotałam się naprawdę mocno bo Leonardo nie potrafił mnie utrzymać. Nagle przyciągnął mnie do siebie ściskając z całej siły.

-Jeszcze mu dokopiesz-szepnął.- Na mój znak. Wtedy możesz nawet rozwalić mu głowę.

Strażnicy nas rozdzielili i łapiąc za ręce poprowadzili przez korytarz. Spojrzałam kątem oka na Donatello. On mnie nie poznawał. Nie poznawał mnie! Nie poznawał też swoich braci. Co Christophe mu zrobił?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro