Two: 7. "Osąd?"
Loki's P.O.V
Siedziałem na tym balkonie wpatrzony w ogrody królewskie aż nie zaczęło padać.
Aha, Thor się wkurzył.
Szczerze mnie to nie obchodziło, jak na ten moment. Cały czas po głowie krążyły mi słowa Freyi. Mam o nią walczyć, nie poddawać się, ale jak ja mam się do niej zbliżyć? Usiadłem na łóżku wpatrzony w ogień kominka. Jednak szybko moje myśli zostały rozproszone przez pewien widok, a mianowicie tyłu Freyi.
Merlinie siwobrody...
Wciągnąłem więcej powietrza widząc jej krągłe walory blondynki. A ja jestem tylko facetem!
- Coś się stało? - zapytała, kiedy już stałem przy drzwiach mojej komnaty.
- N-nie, ja tylko... Muszę się przejść - powiedziałem i nie czekając na jakąkolwiek reakcje ze strony dziewczyny, wyszedłem.
Nie mogłem tam stać i patrzeć, jak mnie nieświadomie kokietuje. Zdecydowanie musiałem ochłonąć, więc w tym celu udałem się na spacer korytarzami zamkowymi. Przechodziłem obok wrót prowadzących do sali tronowej, gdy dobiegły mnie czyjeś krzyki. Jak to ja, moja ciekawość i ognik mamy w naturze - podsłuchaliśmy.
- Kiedy to nie ja! Przysięgam! -krzyknął czyjś znany mi głos, jednak nie mogłem ustalić jego właściciela.
- Łżesz! - odkrzyknął mój brat, od razu go rozpoznałem, a raczej jego głos - Są dowody! Świadkowie! Nie masz już co prosić nawet o łaskę!
W tym momencie wszedłem i ujrzałem mego brata na złotym tronie oraz niemalże płaczącego ukochanego Freyi. Zmarszczyłem brwi na chłopaka, który na mnie spojrzał oczami pełnymi łez.
- Bracie - odezwał się blondyn, przez co zwróciłem na niego swoje oczy. - Jestem zajęty, jeśliś jeszcze nie zauważył.
- Owszem, zauważyłem. Czemu wydzierasz się na cały zamek, który prawdopodobnie już śpi? - przechyliłem głowę lekko do boku i uniosłem brew.
- Mam tu wyjątek prawa, potrzebujący natychmiastowego osądu - zgromił wzrokiem chłopaka.
- Osąd? Beze mnie? Dlaczeguż odbierasz mi taką przyjemność? -podszedłem bliżej całej afery, a gdy już stanąłem obok skazanego, obleciałem go wzrokiem.
Wyglądał, jak siedem nieszczęść, przysięgam.
- Loki, to nie są żarty - rzucił oschle blondyn w moją stronę.
- Dla mnie wszystko jest żartem -parsknąłem śmiechem, co nie spodobało się jednak mojemu bratu. - No dobrze, dobrze, o co chodzi?
- Ta szumowina jest odpowiedzialna za zniszczenie mienia królewskiego, uszczerbek na zdrowiu strażnika oraz próbe włamania się do ogrodów królewskich - wyjaśnił, na co rzuciłem skazanemu spojrzenie pełne powątpienia.
- Przysięgam na wszystko, co żywe, że to nie byłem ja! - bronił się chłopak.
- Jakie są dowody? - uniosłem brew patrząc na swojego brata wyczekującym spojrzeniem.
- Służka, ogrodnik no i strażnik. Wszyscy mówili, że widzieli właśnie jego - skinął głową na bruneta, który zaś głową pokręcił.
- To czego ty się wypierasz? -odwróciłem się w stronę skazanego.
- B-bo... - nie dokończył, ponieważ nie miał pojęcia co powiedzieć w swojej obronie.
- Dlaczego chciałeś się dostać do tych ogrodów? - zadałem kolejne już pytanie czując, że coraz bardziej wewnątrz mnie szaleją demony.
Przed oczami cały czas miałem obraz jego i Freyi całujących się. Złość czy zazdrość... Nie interesowało mnie to, ja tylko chciałem, żeby cierpiał. Tak dawno nie czułem tego, co w tamtym momencie.
- Ponieważ moja ukochana chciała tam zawsze pójść, a ja zrobię dla niej wszystko i próbowałem znaleźć jakieś wejście poboczne...
Emocje się we mnie gotowały do tego stopnia, że niemal poczerwieniałem.
- I strażnik cię przyłapał -skończyłem za niego, a on tylko przytaknął głową w milczeniu.
- Przysięgam, że nie chciałem nikogo skrzywdzić...
- Loki, trzeba wydać wyrok -wtrącił Thor.
Miałem okazję, żeby się wyżyć na tym słabiaku.
- Pomyślmy - mruknąłem z szatańskim uśmiechem na ustach. - Pobicie strażnika, zniszczenie własności królewskiej do tego kłamstwa przed królem i próba, nie udana z resztą i to fatalnie; włamania do ogrodów, gdzie wstęp ma tylko i wyłącznie rodzina królewska - podsumowałem. - Jaką karę powinienem ci wydać, hm? - uniosłem brwi.
- Błagam o wybaczenie, ja zrobię wszystko, ale błagam... Ja mam narzeczoną, dzie...
- Kara prac na polach Elizejskich w krainie Hell - warknąłem już wściekle czerwony.
- Nie! - krzyknął zapłakany brunet.
- Bracie - zwróciłem się do mojego brata, który wyraźnie myślał nad właściwością mej kary.
- Nie sądzisz, że...
Zanim król zdążył się sprzeciwić mojej decyzji, zahipnotyzowałem go tak, aby mieć całkowitą kontrole nad jego umysłem. Kazałem mu wezwać strażników, którzy pojawili się niemal od razu i zabrali skazańca. Wyrywał się, błagał i płakał, aczkolwiek dla mnie była to tylko czysta przyjemność. Po wszystkim wróciłem do spacerów korytarzami, jak gdyby nigdy nic. W pewnym momencie się zatrzymałem, niczym moje serce.
Co ja zrobiłem?
Przecież Freya mnie zabije...
Kocham kocham kocham i jeszcze raz kocham was!!!
4 tysie!!
Chryste Panie, powietrza😱
💗💗💗
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro