Two: 3. "[...] to ona"
Długie, błyszczące blond włosy; głębokie oczy w kolorze granatu; jasna, nieskazitelnie czysta cera bez żadnej skazy; szczupła sylwetka no i te usta, których tak dawno nie smakowałem. Stała tam. Tak po prostu. Wzrok miała opuszczony na podłogę, ponieważ służki nie mają prawa patrzeć w oczy swoich panów. Ja za to mogłem się gapić w jej oczęta i robiłem to. Nie wiem ile tak stałem, ale Rosalia zaczęła na mnie zerkać co chwilę, czyli dość długo się na nią patrzyłsm. Ale to ona...
- Książę, wybacz, że się do ciebie oddzywam, ale czy czuję się pan dobrze? - zapytała cichutko swoim niezwykle melodyjnym głosem.
- J-c-tak - wyjąkałem, wciąż się w nią gapiąc, jakbym był niespełny umysłu. Aż ognik uderzył mnie w ucho.
W sumie rzeczy taki w tamtej chwili byłem. Nie miałem pojęcia, czy śmiać się czy płakać. Ale coś mi nie pasowało...
Czemu ona jeszcze mnie nie rozpoznała?
Bez wahania do niej podszedłem, po czym objąłem dłonią jej delikatny policzek. Wzdrygnęła się lekko.
- Rosalia? - zapytałem, jednak dziewczyna nie wydała się wiedzieć o czym mówię.
- Ja? - uniosła brwi, jak w ogóle mnie nie pamiętała.
- Tak, jesteś Rosalia, tak?
- Nie, Panie, Freya - odparła, na co tym razem to ja wystrzeliłem brwi w górę.
To Asgardzkie imię, ale ona nie jest Asem, więc jakim cudem ma na imię Freya?
- Freya - powtórzyłem ledwo słyszalnie, łamiącym się szeptem.
- Panie, ja może wezwę medyków? - zmarszczyła czoło, patrząc mi w oczy.
Ma rację, zachowuje się, jakbym był chory na umyśle. Ogarnij się, Loki. Wziąłem rękę i nieco się od niej odsunąłem. Dopiero teraz zauważyłem, jak bardzo speszona była.
- Jesteś... Nową służką? W sensie moją? - wychrypiałem, zakładając ręce za plecy.
- Tak, Panie - spuściła wzrok na podłogę.
- I masz na imię Rosa-Freya? -szybko się poprawiłem, mrugając parę razy.
- Tak, Panie.
- Jesteś Asgardką od urodzenia? -przymrużyłem lekko powieki.
- Tak, Panie.
Zszokowany wytrzeszczyłem na nią oczy. Teraz już nic nie rozumiem.
- A twoi rodzice to?
- Panie, jaki to ma związek z moją służbą u księcia?
- Ja pytam, ty odpowiadasz, rozumiesz? - zmarszczyłem brwi, a ona pokiwała grzecznie głową. - Więc? - przypomniałem.
- Um, moja mama ma na imię Oltar, a tata Kopius. Rodzina nosi tytuł Vieza - wyjaśniła, na co ognik westchnął
W życiu nie słyszałem o takiej rodzinie, czyli musi być ona niezbyt zamożna i spokojna. W sumie nie dziwię im się. Tak na prawdę, to ja podejmuje wszystkie decyzje, a także te o karaniu i skazywaniu przestępców. Thor to tylko zabawka w moich rękach.
- Co o mnie wiesz? - zapytałem, na co blondynka spojrzała na mnie szybko.
- No... Jesteś Panie księciem Asgardu, bratem króla Thora, a także Lodowym...
- Mhm, masz jakieś rodzeństwo? - przerwałem jej szybko, zanim zdążyła dokończyć.
- Owszem, starszego brata, Ceneusa.
Zamrugałem kilka razy na blondynkę, ale nadal nie poukładałem sobie tego w głowie. Potrzebowałem czasu, przerwy.
- Dobrze, idź przynieś mi przekąskę - poleciłem, podchodząc do drzwi łazienki.
Jednak zaraz po wyjściu niebieskookiej oparłem (bardziej jakby uderzyłem) czoło o drzwi z głośnym wypuszczeniem powietrza przez usta. Zamknąłem powieki i pokręciłem głową. To ona. A może nie? Może to tylko moja wyobraźnia, a dziewczyna jest po prostu mocno podobna do Rosalii? Co jeżeli tęsknie za nią tak bardzo, że trace zdolność mojego logicznego myślenia?
- Ognik, to ona - szepnąłem do niego, a on cicho jęknął.
Co powinienem zrobić w takim razie? Zmienić służke? Zapomnieć? Kiedy to tak bolesny proces. Wszelkie moje przemyślenia wyznałem Kophi, mej najbliższej przyjaciółce. Siedziała obok mnie na moim łóżku, uważnie i z zainteresowaniem słuchając mojego monologu, w którym wyjaśniałem jej całą sytuację. Oczywiście już wcześniej wiedziała o mojej historii z Rosalią, dlatego nie musiałem jej mówić wszystkiego i przeżywać tego od nowa.
- ...i dlatego zwracam się do ciebie - zakończyłem swoją wypowiedź, opierając łokcie na kolanach i czoło na dłoniach.
- Whoa, no... To jest problem -powiedziała zszokowana, głaszcząc śpiącego na jej palcu ognika.
- Ja wariuję, prawda? -mruknąłem załamany swoją osobą.
- Gdybym cię nie znała, to powiedziałabym "Tak, Loki, jesteś walnięty i powinieneś iść do dobrego uzdrowiciela!", ale że cię znam, to powiem "Nie jesteś wariatem, tylko wciąż ją kochasz i za nią tęsknisz.".
- Czyli co? - zapytałem, unosząc lekko głowę, aby na nią spojrzeć.
- Czyli są dwie możliwości, albo ona wciąż żyje, ale cię nie pamięta, albo to jakaś normalna Asgardka, a tobie działa wyobraźnia - westchnęła.
Jęknąłem, wstając z łóżka.
- A co jeżeli to ona? Co jeżeli ona żyje? Jak przeżyła? Hell mi mówiła, że ona nie żyje, że umarła, że...
Nie dokończyłem, ponieważ dłoń szatynki znalazła się na moich ustach.
- Wdech, wydech - poleciła i razem ze mną wykonała te czynności w bardzo uspokajający sposób. - Cokolwiek się stanie, cokolwiek kryje ta dziewczyna i cokolwiek się jej zdarzyło; będę przy tobie. Możesz na mnie liczyć - zarzekła się, patrząc swoimi brązowymi tęczówkami w moje zielone.
Pokiwałem głową w odpowiedzi, a kiedy wzięła ręke, wziąłem ją w objęcia. Dziewczyna głaskała moje plecy w przyjemnie czuły sposób. Po chwili odsunąłem się od niej i zobaczyłem, że trochę zgnietliśmy ognika.
- Sorry stary - powiedziałem, przecierając oczy nadgarstkami, aby zniwelować uczucie chęci płaczu.
- Au... - jęknął płomyk, masując swoją głowę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro