Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Two: 15. "księżniczka wzywa"

- Ranve! - zawołała ponownie blondynka chcąc dogonić swojego synka biegającego po całej motylej eskapadzie w ogrodach królewskich.

Stałem z boku i śmiałem się z tego widoku. Odkąd Ranve zaczął chodzić, nie możemy nad nim nadążyć. Mały nie ma hamulców.

- No nie - jęknęła moja ukochana siadając zrezygnowana i zdyszana na trawie.

- Daj spokój, nic mu nie będzie -uspokoiłem podchodząc bliżej dziewczyny, która i tak nie odrywała wzroku od zielonookiego sprintera.

- A co jeżeli zrobi sobie krzywdę?

- Niby w jaki sposób?- usiadłem obok niej, a swój wzrok zawiesiłem na oczach blondynki.

Miałem coraz mniej czasu na przyglądanie się mojej ukochanej blondynce. Obowiązki w królestwie oraz wychowanie potomka pochłonęło nas całkowicie. Często nie wystarcza nam czasu na zwykłe "witaj" a co dopiero na okazywanie sobie uczuć.

- Nie wiem, przewróci się, skaleczy? - spojrzała na mnie z obawą. Uśmiechnąłem się lekko. Przejmowała się dosłownie każdą rzeczą, której nie była w stanie kontrolować.

- Zapewniam cię, że nic mu się nie stanie. Przecież to ogrody królewskie, czyli miejsce, gdzie krzywda jest niemożliwa.

- Wiesz, że on ma swoje zdolności - mruknęła i chciała wstać, lecz złapałem jej nadgarstek przez co usiadła na mnie okrakiem.

- Ja też je mam, spójrz -oboje spojrzeliśmy na naszego synka, który próbował złapać motyla tuż przy stawiku.

Dzięki magii dwuletni chłopczyk swobodnie przeszedł po tafli wody.

- Widzisz? Bezpiecznie -uśmiechnąłem się do swojej żony, która mój grymas odwzajemniła.

Dziewczyna pochylił się, ujęła mój piliczek i...

- Mamo! Mamo!

Ranve nagle wepchnął się pomiędzy nas i pokazał nam niebieskiego motyla w swojej dłoni. Przysięgam, że jeżeli to nie byłby mój syn, to skończyłby marnie.

- Śliczny - zagruchała blondynka oglądając motyla. - Gdzie go złapałeś?

- O tam! - wskazał paluszkiem gdzieś za ramię dziewczyny. - Mogę ci złapać takiego!

- Tak? To świetnie! Chodź, połapiemy ich troszkę -wstała i wzięła chłopczyka za rączkę oddalając się ode mnie.

- Hej! Tak nie można! -krzyknąłem za nimi zostając sam na trawie.

Freya tylko spojrzała na mnie przez ramię i pokazała mi język. Pokręciłem głową rozbawiony, ale szybko wstałem z ziemi, żeby dorwać ich oboje.

Teleportowałem się przed nich i porwałem w ramiona swoją ukochaną, a zaraz potem synka.

Oboje zapiszczeli, a potem się roześmiali. Zabawa w ogrodach trwała aż do wieczora, kiedy to musiałem wrócić do zamku i zająć się pracą w gabinecie. Lubiłem te ciszę po tym, jak już wyszalałem się z nimi w ogrodach. To był taki odpoczynek od odpoczynku. Mimo, że czasem praca zajmowała mi po kilka godzin, to moja żona potrafiła mi ją bardzo umilić, jeżeli wiecie co mam na myśli.

- Książę - usłyszałem głos należący do strażnika, który przed chwilą wszedł do mojego gabinetu. - Księżniczka wzywa -oznajmił.

Zdziwiła mnie ta wiadomość. Wzywa? Freya miała w zwyczaju przychodzić do mnie do gabinetu, a nie wzywać mnie do siebie.

Przestraszony, że coś się mogło stać natychmiast poszedłem do naszej sypialni. Powoli otwarłem drzwi, aby nie obudzić Ranve, który spał w swoim kojcu. Zobaczyłem moją ukochaną leżącą na naszym łóżku.

- Kochanie - szepnąłem podchodząc do dziewczyny, która wyglądała na niezwykle zmęczoną. - Co się stało? -pogłaskałem jej policzek wierzchem swej dłoni.

- Nie wiem, słabo mi, nie mogę spać.

Jej głos był wycieńczony. Jakby przed chwilą uciekała przed czymś strasznym.

- Coś zaradze na sen, ale dlaczego ci jest słabo?

- Nie wiem.

Westchnąłem. Jeszcze nigdy Freya nie skarżyła się na problemy zdrowotne, więc byłem o nią wyjątkowo zmartwiony.

Postanowiłem się najpierw zająć problemami ze snem dziewczyny, dlatego też przyłożyłem swoją dłoń na jej czoła i uśpiłem dziewczyne swoją magią.

Chciałem zaczekać do rana, żeby zobaczyć czy po przebudzeniu dziewczyna odzyska siły. Darowałem sobie pracę na tamten dzień i zostałem z małżonką, aby mieć ją na oku przez tą noc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro