Two: 14. "Tylko czy Ty sobie poradzisz"
Ważna notka pod rozdziałem!!
Miesiąc minął niczym jeden, spokojny dzień. Freya zamieszkała ze mną w mojej komnacie, tak samo, jak nasz synek, Ranve. Jest tak podobny do mnie, że za każdym razem, gdy mam go w swoich ramionach, nie muszę mówić ludziom, że to ja jestem jego ojcem. Thor w pełni zrozumiał moją sytuację i wspierał mnie oraz moją rodzinę w tym wszystkim. Owszem, do dzieci stworzony nie jestem, więc Freya musiała mieć dużo cierpliwości w nauczaniu mnie opieki nad maluszkiem. Za to ja wziąłem się poważnie za nauczanie jej panowania nad swoją energią.
- Freya, skup się - zganiłem ukochaną, gdy poraz setny nie mogła wytworzyć ognika w swojej dłoni.
Mięliśmy chwilę czasu, ponieważ Kophia zgodziła się zająć Ranve. Z resztą ona uwielbia się nim zajmować, dlatego ja i Freya wykorzystaliśmy ten czas wolny, aby przejść się na dworek królewski i poćwiczyć umiejętności. Dworek nie był duży, to raczej taki mały ogródek na półkolistym balkonie w zamku.
- Staram się! - odparła ponawiając próbę ognia, co poraz kolejny skończyło się niczym. - No i kurcze! - tupnęła nogą w ziemię, jak mała, obrażona dziewczynka.
Ja w tamtym momencie szczerzyłem się jak głupi. Cóż, wyglądała uroczo, kiedy się obrażała.
- Freya - podszedłem do blondynki, która przed chwilą usiadła na marmurowej ławeczce. - Musisz się uspokoić -poleciłem siadając obok niej.
- Próbuje, ale mi nie wychodzi -oparła łokcie na swoje kolana, a brode na dłoniach.
- Ponieważ się powstrzymujesz -zauważyłem, na co ona nie zareagowała w żaden sposób.
Dobrze, a więc próbujemy sprawdzonej metody. Wstałem nagle i patrzyłem na nią z góry.
- Wstawaj - rozkazałem, przez co ona spojrzała na mnie z uniesioną brwią. - Mówię wstań.
- Rozkazujesz mi? - wskazała palcem na swoją klatkę piersiową.
- Tak, właśnie to robię, a ty masz się mnie słuchać.
- Och, przepraszam? - wstała oburzona, dzięki czemu znalazła się dokładnie na przeciwko mnie.
- Książę - wskazałem na siebie kciukiem. - Podwładna.-pokazałem ją palcem wskazującym, na co rozchyliła usta.
- Nie doczekanie twoje! -prychnęła. - Jestem twoją narzeczoną! Księżniczką za kilka miesięcy, a ty śmiesz mi rozkazywać?!
- Znalazła się księżniczka. Pokaż co potrafisz, wtedy pogadamy -prychnąłem.
- Tak? To patrz - warknęła, a chwilę później niebieski płomień z rąk dziewczyny pozbawił marmurową rzeźbę głowy.
Rozchyliłem szerzej oczy, bo ta rzeźba przedstawiała mnie. Cóż, przynajmniej wciąż mam głowę.
- Widzisz? Mówiłem ci, że... -uciąłem, kiedy zobaczyłem jak blada jest moja ukochana.
Ocho, chyba za dużo tej energii.
- Freya - złapałem dziewczynę w talii zanim zdążyła upaść na ziemię.
- Nic mi nie jest, ja tylko... -wymamrotała, jednak dalej już nie słuchałem, a tylko przyłożyłem po dwa palce do obu jej skroni, aby ofiarować trochę swojego aetheru dziewczynie.
- Chyba wystarczy na dziś -sapnąłem siadając na ziemi tuż obok blondynki, która powoli odzyskiwała kolory.
- Zgadzam się - mruknęła na wpół przytomna.
Tak jak się tego spodziewałem i jak to się zwykle kończy podczas naszych ćwiczeń, zemdlała. Musiałem wziąć ją na swoje ręce i zanieść do naszego pokoju, gdzie zastałem widok naszego synka bawiącego się włosami Kophi.
Nie wiem kto miał z tego więcej radochy, ona czy on.
- Znowu? - zapytała widząc blondynke w moich ramionach, którą zaraz odłożyłem na łóżko.
- Już niedługo nauczy się to kontrolować - podszedłem do przyjaciółki oraz synka, po czym przy nich ukucnąłem, ponieważ siedzieli na ziemi przed kominkiem. - A ty, młody? -wziąłem malucha na ręce i z nim wstałem, na co się zaśmiał. - Kiedy nam w końcu pokażesz co umiesz? - podrzuciłem go.
- A istnieje szansa, że Ranve nie będzie miał aetheru? - zapytała dziewczyna z podłogi, rozplątując swoje włosy.
- Nie, oboje z Freyą mamy go w sobie, więc Ranve również będzie go miał - posmyrałem swoim nosem jego nosek, dzięki czemu znowu zachichotał.- W swoim czasie.-dodałem i ucałowałem czoło synka.
- Nie boisz się tego? - wstała nadal usilnie rozkołtuniając włosy, ale moim zdaniem nie było szans na ich rozplątanie.
- Czego? - spojrzałem na nią przelotnie.
- No że mały nie poradzi sobie z tą energią i będzie tak jak z...
- Nie - warknąłem chcąc, aby nie skończyła swojego zdania. - Nie wolno ci o tym wspominać.
- Wybacz, ja tylko chciałam ci powiedzieć, że tak może być i...
- Nie przy mnie - odłożyłem małego do jego kojca tuż obok naszego łóżka. - Dopilnuję, aby mały sobie poradził.
- Tylko czy ty sobie poradzisz -usłyszałem za swoimi plecami.
Edytor: Słuchajcie, przez jakiś czas to ja będę pisał rozdziały do tej książki, bo Pawica ma sporo na głowie, a nie chce żebyście zostali bez rozdziałów. Dlatego wybaczcie mi jeżeli to nie będzie jakoś dobre 😕
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro