Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Two: 14. "Tylko czy Ty sobie poradzisz"

Ważna notka pod rozdziałem!!

Miesiąc minął niczym jeden, spokojny dzień. Freya zamieszkała ze mną w mojej komnacie, tak samo, jak nasz synek, Ranve. Jest tak podobny do mnie, że za każdym razem, gdy mam go w swoich ramionach, nie muszę mówić ludziom, że to ja jestem jego ojcem. Thor w pełni zrozumiał moją sytuację i wspierał mnie oraz moją rodzinę w tym wszystkim. Owszem, do dzieci stworzony nie jestem, więc Freya musiała mieć dużo cierpliwości w nauczaniu mnie opieki nad maluszkiem. Za to ja wziąłem się poważnie za nauczanie jej panowania nad swoją energią.

- Freya, skup się - zganiłem ukochaną, gdy poraz setny nie mogła wytworzyć ognika w swojej dłoni.

Mięliśmy chwilę czasu, ponieważ Kophia zgodziła się zająć Ranve. Z resztą ona uwielbia się nim zajmować, dlatego ja i Freya wykorzystaliśmy ten czas wolny, aby przejść się na dworek królewski i poćwiczyć umiejętności. Dworek nie był duży, to raczej taki mały ogródek na półkolistym balkonie w zamku.

- Staram się! - odparła ponawiając próbę ognia, co poraz kolejny skończyło się niczym. - No i kurcze! - tupnęła nogą w ziemię, jak mała, obrażona dziewczynka.

Ja w tamtym momencie szczerzyłem się jak głupi. Cóż, wyglądała uroczo, kiedy się obrażała.

- Freya - podszedłem do blondynki, która przed chwilą usiadła na marmurowej ławeczce. - Musisz się uspokoić -poleciłem siadając obok niej.

- Próbuje, ale mi nie wychodzi -oparła łokcie na swoje kolana, a brode na dłoniach.

- Ponieważ się powstrzymujesz -zauważyłem, na co ona nie zareagowała w żaden sposób.

Dobrze, a więc próbujemy sprawdzonej metody. Wstałem nagle i patrzyłem na nią z góry.

- Wstawaj - rozkazałem, przez co ona spojrzała na mnie z uniesioną brwią. - Mówię wstań.

- Rozkazujesz mi? - wskazała palcem na swoją klatkę piersiową.

- Tak, właśnie to robię, a ty masz się mnie słuchać.

- Och, przepraszam? - wstała oburzona, dzięki czemu znalazła się dokładnie na przeciwko mnie.

- Książę - wskazałem na siebie kciukiem. - Podwładna.-pokazałem ją palcem wskazującym, na co rozchyliła usta.

- Nie doczekanie twoje! -prychnęła. - Jestem twoją narzeczoną! Księżniczką za kilka miesięcy, a ty śmiesz mi rozkazywać?!

- Znalazła się księżniczka. Pokaż co potrafisz, wtedy pogadamy -prychnąłem.

- Tak? To patrz - warknęła, a chwilę później niebieski płomień z rąk dziewczyny pozbawił marmurową rzeźbę głowy.

Rozchyliłem szerzej oczy, bo ta rzeźba przedstawiała mnie. Cóż, przynajmniej wciąż mam głowę.

- Widzisz? Mówiłem ci, że... -uciąłem, kiedy zobaczyłem jak blada jest moja ukochana.

Ocho, chyba za dużo tej energii.

- Freya - złapałem dziewczynę w talii zanim zdążyła upaść na ziemię.

- Nic mi nie jest, ja tylko... -wymamrotała, jednak dalej już nie słuchałem, a tylko przyłożyłem po dwa palce do obu jej skroni, aby ofiarować trochę swojego aetheru dziewczynie.

- Chyba wystarczy na dziś -sapnąłem siadając na ziemi tuż obok blondynki, która powoli odzyskiwała kolory.

- Zgadzam się - mruknęła na wpół przytomna.

Tak jak się tego spodziewałem i jak to się zwykle kończy podczas naszych ćwiczeń, zemdlała. Musiałem wziąć ją na swoje ręce i zanieść do naszego pokoju, gdzie zastałem widok naszego synka bawiącego się włosami Kophi.

Nie wiem kto miał z tego więcej radochy, ona czy on.

- Znowu? - zapytała widząc blondynke w moich ramionach, którą zaraz odłożyłem na łóżko.

- Już niedługo nauczy się to kontrolować - podszedłem do przyjaciółki oraz synka, po czym przy nich ukucnąłem, ponieważ siedzieli na ziemi przed kominkiem. - A ty, młody? -wziąłem malucha na ręce i z nim wstałem, na co się zaśmiał. - Kiedy nam w końcu pokażesz co umiesz? - podrzuciłem go.

- A istnieje szansa, że Ranve nie będzie miał aetheru? - zapytała dziewczyna z podłogi, rozplątując swoje włosy.

- Nie, oboje z Freyą mamy go w sobie, więc Ranve również będzie go miał - posmyrałem swoim nosem jego nosek, dzięki czemu znowu zachichotał.- W swoim czasie.-dodałem i ucałowałem czoło synka.

- Nie boisz się tego? - wstała nadal usilnie rozkołtuniając włosy, ale moim zdaniem nie było szans na ich rozplątanie.

- Czego? - spojrzałem na nią przelotnie.

- No że mały nie poradzi sobie z tą energią i będzie tak jak z...

- Nie - warknąłem chcąc, aby nie skończyła swojego zdania. - Nie wolno ci o tym wspominać.

- Wybacz, ja tylko chciałam ci powiedzieć, że tak może być i...

- Nie przy mnie - odłożyłem małego do jego kojca tuż obok naszego łóżka. - Dopilnuję, aby mały sobie poradził.

- Tylko czy ty sobie poradzisz -usłyszałem za swoimi plecami.

Edytor: Słuchajcie, przez jakiś czas to ja będę pisał rozdziały do tej książki, bo Pawica ma sporo na głowie, a nie chce żebyście zostali bez rozdziałów. Dlatego wybaczcie mi jeżeli to nie będzie jakoś dobre 😕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro