Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One: 9. "[...] zdrada."

- Jak myślisz... Nic jej nie jest? -zapytała cicho brunetka, siedząc na przeciwko mnie.

Zarówno ja, jak i ona bardzo się martwiliśmy o Nathallie. Polubiłem tą małą, rozbieganą istotkę.

- Nie wiem moja droga -wyznałem, po czym westchnąłem ciężko.

Kolejne godziny dłużyły się jak dni, a po siostrze Rosalie nie było śladu. Moje wszelkie plany, jakie układałem w głowie nie miały sensu, szans na zrealizowanie, albo w ogóle były beznadziejne. Widziałem jak bardzo Rosa się bała. Była przerażona niewiedzą, ale też i tym, że sama nie miała pojęcia co się tutaj dzieje.

- Rosalia - powiedziałem, ale ona jak patrzyła przed siebie martwym wzrokiem tak patrzy - Spójrz na mnie - poleciłem i nadal nic.

Zdecydowałem wstać i do niej podejść. Dopiero, kiedy usiadłem obok niej i ją objąłem, zdołała się we mnie wtulić, a ja mogłem poczuć jak się trzęsła z przerażenia.

- Rosa, musisz być silna -oznajmiłem, gładząc uspokajająco jej plecy.

- Kiedy ja nawet nie wiem gdzie Nat - zaszlochała. - A jeśli oni jej coś zrobią? A-albo...

- Odyn jest głupi, ale nie aż tak, żeby krzywdzić niczemu nie winne dziecko - przerwałem jej złe scenariusze, a ona już nic nie mówiła.

Siedzieliśmy tak jeszcze parę minut, aż nie wyczułem obecności mojego brata. Spojrzałem na niego z chęcią mordu za to, że nas tu wsadził, ale on patrzył na nas z jakimś żalem? Trudno to opisać.

- Loki... - zabrał głos, ale nie miałem zamiaru go słuchać, ani pozwolić, żeby Rose łykała jego kłamstwa

- Zamilcz - warknąłem.

Thor spuścił wzrok na swoje buty, wyraźnie zawstydzony. Zapewne swoją decyzją osadzenia nas tutaj.

- Chciałem tylko powiedzieć, że mała jest bezpieczna - oznajmił, a mnie coś zagotowało.

Wstałam gwałtownie, omal nie potrącając przy tym brunetki i podszedłem do pola odgradzającego mnie od brata.

Uderzyłem w nie z taką siłą pięści, że zrobiło się na moment żółte.

- Nie wiem czemu tutaj jesteśmy, ani jaki masz w tym cel, żeby nas tu trzymać, ale wiem jedno. Zbliż się do małej choć na kilometr, a pożałujesz żeś mnie tu ściągnął -zagroziłem, na co oczy blondyna się zmrużyły.

- Jest pod moją opieką -powiedział, chcąc jakoś załagodzić mój wybuch, ale nic nie mogło tego zrobić.

- Mówię...

- Odyn już dawno by się jej pozbył, ale ja się za nią wstawiłem - wszedł mi w słowo.

- Czemu chce ją zabić? - wtrąciła brunetka, wycierając łzy dłonią, po czym podeszła do mnie.

- Nie mogę wam powiedzieć, to byłaby zdrada - oświadczył, na co raptownie prychnąłem.

- Jak ja ci zaraz zrobię zdrade...

Powstrzymała mnie dłoń Rose, która spoczęła na moim ramieniu. Gdyby nie ona, ten bezmózg dawno by leżał martwy.

- Możesz powiedzieć cokolwiek? -zapytała z nadzieją moja towarzyszka, ale blondyn pokręcił głową.

Pij kurwa kwas

- Oczywiście - zakpiłem, odchodząc na drugi koniec celi.

- Bracie, gdybym mógł, już dawno bym was uwolnił.

Zostawiłem to w mileczniu. Nie miałem ochoty nawet na niego  patrzeć, więc zająłem się rozmyślaniem nad tym wszystkim. Nie pasowało mi sporo rzeczy. Skoro

Thor nas przytargał z Midgardu, to po co wziął Nathallie pod swoją opiekę?

I ten aether...

Ma co wspólnego z nami tutaj?

Możliwe.

Że... Nie.

To nie ma możliwości się wydarzyć.

- Loki? - usłyszałem za sobą głos Rosalie i ocknąłem się z zamyślenia. - W porządku?

- Tak, tylko się zamyśliłem -posłałem jej lekki uśmiech, jednak go nie odwzajemniła.

- Ile nas tu będą więzić?

- Nie mam pojęcia - wyznałem, wzdychając przy tym. - Nie zależy to niestety ode mnie.

Spuściła wzrok na swoje stopy, a jej oczy błysnęły łzami. Chciałem coś powiedzieć, pocieszyć ją, ale wtedy dobiegł mnie okropny ryk jakiegoś stworzenia.

- Co to było? - zapytała przerażona dziewczyna, wtulając się w mój tors.

Objąłem ją, rozglądając się do okoła. Jednak nic nie zauważyłem. Zaraz znów ten sam ryk i strażnicy wpadli do aresztu, odganiając coś swoimi włóczniami. Nie mogłem z początku zobaczyć tego stworzenia, ale chwile później ukazał mi się ogromna bestia, przypominająca coś w rodzaju smoka. Czarne, mocarne cielsko, jeszcze większe skrzydła i długi ogon, którym zgarnęła strażników, a ci uderzyli z ogromną siłą o barierę w naszej celi, tym samym ją przebijając.

Bestia spojrzała swoimi czerwonymi ślepiami w moje zielone oczy i już wiedziałem, że ma następny cel. Otworzyła paszczę, a zanim zdążyła splunąć ogniem, schowałem brunetke pod moim ciałem.

Czułem jak moje plecy płoną  żywym ogniem, przez co wydałem z siebie okrzyk bólu, a przed oczami pojawiły mi się mroczki.

- Daj - usłyszałem głos Rosalie i nie do końca wtedy kontaktowałem, więc spojrzałem na nią tępym wzrokiem.

Poczułem jak coś mi spada z nadgarstka, a energia wypełnia mnie całego. Mimo to ból nadal dawał mi się weznaki i dalej byłem otępiały.

- Rusz się! - ponagliła mnie i pociągnęła moją dłoń gdzieś w bok, a potem nastała już tylko ciemność.

Wymusiłam ten rozdział, ale na szczęście wena wróciła😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro