One: 9. "[...] zdrada."
- Jak myślisz... Nic jej nie jest? -zapytała cicho brunetka, siedząc na przeciwko mnie.
Zarówno ja, jak i ona bardzo się martwiliśmy o Nathallie. Polubiłem tą małą, rozbieganą istotkę.
- Nie wiem moja droga -wyznałem, po czym westchnąłem ciężko.
Kolejne godziny dłużyły się jak dni, a po siostrze Rosalie nie było śladu. Moje wszelkie plany, jakie układałem w głowie nie miały sensu, szans na zrealizowanie, albo w ogóle były beznadziejne. Widziałem jak bardzo Rosa się bała. Była przerażona niewiedzą, ale też i tym, że sama nie miała pojęcia co się tutaj dzieje.
- Rosalia - powiedziałem, ale ona jak patrzyła przed siebie martwym wzrokiem tak patrzy - Spójrz na mnie - poleciłem i nadal nic.
Zdecydowałem wstać i do niej podejść. Dopiero, kiedy usiadłem obok niej i ją objąłem, zdołała się we mnie wtulić, a ja mogłem poczuć jak się trzęsła z przerażenia.
- Rosa, musisz być silna -oznajmiłem, gładząc uspokajająco jej plecy.
- Kiedy ja nawet nie wiem gdzie Nat - zaszlochała. - A jeśli oni jej coś zrobią? A-albo...
- Odyn jest głupi, ale nie aż tak, żeby krzywdzić niczemu nie winne dziecko - przerwałem jej złe scenariusze, a ona już nic nie mówiła.
Siedzieliśmy tak jeszcze parę minut, aż nie wyczułem obecności mojego brata. Spojrzałem na niego z chęcią mordu za to, że nas tu wsadził, ale on patrzył na nas z jakimś żalem? Trudno to opisać.
- Loki... - zabrał głos, ale nie miałem zamiaru go słuchać, ani pozwolić, żeby Rose łykała jego kłamstwa
- Zamilcz - warknąłem.
Thor spuścił wzrok na swoje buty, wyraźnie zawstydzony. Zapewne swoją decyzją osadzenia nas tutaj.
- Chciałem tylko powiedzieć, że mała jest bezpieczna - oznajmił, a mnie coś zagotowało.
Wstałam gwałtownie, omal nie potrącając przy tym brunetki i podszedłem do pola odgradzającego mnie od brata.
Uderzyłem w nie z taką siłą pięści, że zrobiło się na moment żółte.
- Nie wiem czemu tutaj jesteśmy, ani jaki masz w tym cel, żeby nas tu trzymać, ale wiem jedno. Zbliż się do małej choć na kilometr, a pożałujesz żeś mnie tu ściągnął -zagroziłem, na co oczy blondyna się zmrużyły.
- Jest pod moją opieką -powiedział, chcąc jakoś załagodzić mój wybuch, ale nic nie mogło tego zrobić.
- Mówię...
- Odyn już dawno by się jej pozbył, ale ja się za nią wstawiłem - wszedł mi w słowo.
- Czemu chce ją zabić? - wtrąciła brunetka, wycierając łzy dłonią, po czym podeszła do mnie.
- Nie mogę wam powiedzieć, to byłaby zdrada - oświadczył, na co raptownie prychnąłem.
- Jak ja ci zaraz zrobię zdrade...
Powstrzymała mnie dłoń Rose, która spoczęła na moim ramieniu. Gdyby nie ona, ten bezmózg dawno by leżał martwy.
- Możesz powiedzieć cokolwiek? -zapytała z nadzieją moja towarzyszka, ale blondyn pokręcił głową.
Pij kurwa kwas
- Oczywiście - zakpiłem, odchodząc na drugi koniec celi.
- Bracie, gdybym mógł, już dawno bym was uwolnił.
Zostawiłem to w mileczniu. Nie miałem ochoty nawet na niego patrzeć, więc zająłem się rozmyślaniem nad tym wszystkim. Nie pasowało mi sporo rzeczy. Skoro
Thor nas przytargał z Midgardu, to po co wziął Nathallie pod swoją opiekę?
I ten aether...
Ma co wspólnego z nami tutaj?
Możliwe.
Że... Nie.
To nie ma możliwości się wydarzyć.
- Loki? - usłyszałem za sobą głos Rosalie i ocknąłem się z zamyślenia. - W porządku?
- Tak, tylko się zamyśliłem -posłałem jej lekki uśmiech, jednak go nie odwzajemniła.
- Ile nas tu będą więzić?
- Nie mam pojęcia - wyznałem, wzdychając przy tym. - Nie zależy to niestety ode mnie.
Spuściła wzrok na swoje stopy, a jej oczy błysnęły łzami. Chciałem coś powiedzieć, pocieszyć ją, ale wtedy dobiegł mnie okropny ryk jakiegoś stworzenia.
- Co to było? - zapytała przerażona dziewczyna, wtulając się w mój tors.
Objąłem ją, rozglądając się do okoła. Jednak nic nie zauważyłem. Zaraz znów ten sam ryk i strażnicy wpadli do aresztu, odganiając coś swoimi włóczniami. Nie mogłem z początku zobaczyć tego stworzenia, ale chwile później ukazał mi się ogromna bestia, przypominająca coś w rodzaju smoka. Czarne, mocarne cielsko, jeszcze większe skrzydła i długi ogon, którym zgarnęła strażników, a ci uderzyli z ogromną siłą o barierę w naszej celi, tym samym ją przebijając.
Bestia spojrzała swoimi czerwonymi ślepiami w moje zielone oczy i już wiedziałem, że ma następny cel. Otworzyła paszczę, a zanim zdążyła splunąć ogniem, schowałem brunetke pod moim ciałem.
Czułem jak moje plecy płoną żywym ogniem, przez co wydałem z siebie okrzyk bólu, a przed oczami pojawiły mi się mroczki.
- Daj - usłyszałem głos Rosalie i nie do końca wtedy kontaktowałem, więc spojrzałem na nią tępym wzrokiem.
Poczułem jak coś mi spada z nadgarstka, a energia wypełnia mnie całego. Mimo to ból nadal dawał mi się weznaki i dalej byłem otępiały.
- Rusz się! - ponagliła mnie i pociągnęła moją dłoń gdzieś w bok, a potem nastała już tylko ciemność.
Wymusiłam ten rozdział, ale na szczęście wena wróciła😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro