Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One: 35. "Rozkaz"

Zastygłem w miejscu, a oczy wlepiłem w Odyna, który dosłownie przed momentem mi odmówił powrotu do życia.

- Jak to nie? - zapytałem w końcu głosem, który nie ukrywał mojego wzburzenia.

- Nie za darmo - odparł, a ja chciałem do niego podejść, ale Hell uniemożliwiła mi to, lekko mnie parząc ognikiem.

Trochę mi ulżyło, jednak obawa została. Nie wiem do czego jest zdolny Odyn, ale na pewno skorzysta na tym układzie.

- Słucham - powiedziałem, zakładając ręce na piersi, a ognik osiadły na moim ramieniu zgapił moją pozę.

Spojrzałem na niego, a on na mnie. Poruszyłem ramieniem, na co zapiszczał i złapał się jednego z moich nieułożonych loków.

- Idź stąd - strzepałem ognika, a jego niski pisk sprawił, że Hell prychnęła śmiechem.

Odyn spojrzał na nią ostrzegawczo, na co odchrząknęła i poprawiła się w tronie.

- Wydam ten rozkaz, ale tylko jeżeli zgodzisz się powrócić na Asgard i objąć rolę księcia, a także prawej ręki króla -oznajmił wszechojciec i wtedy dopiero na niego spojrzałem.

Nie spodziewałem się czegoś takiego, aczkolwiek nie miałem zamiaru wybrzydzać.

- Zgoda - uśmiechnąłem się, a potem spojrzałem przez ramię, gdzie ognik zbierał się z ziemi.

- Ale nie myśl, że uwierzę ci na słowo, Loki - wycelował we mnie palcem, ale nie bardzo go słuchałem.

- Nakropisz moje berło swą krwią, abym miał pewność, że mi nie uciekniesz.

Miałem dylemat. Jeżeli to zrobię, to nie będę mógł się z tego wykręcić. Będę związany z tą krainą. A jeżeli nie, to Rose zginie. Nie mogę na to pozwolić.

- Niech będzie - zdecydowałem, podchodząc do siwobrodego, kiedy ten wyjmował zza swego pasa sztylet.

Odyn wyciągnął swoją dłoń, żebym na niej położył swoją, co zrobiłem z lekką nieufnością. Patrzyłem, jak ostrzem przecina wnętrze mojej dłoni, przez co moment później zaczęła się z rany sączyć szkarłatna ciecz. Nie bolało, ale byłem przerażony wizją związania mnie z Asgardem na dobre. Potem Odyn nachylił swoją włocznie, a ja już miałem nad nią dłoń, gdy nagle ją zabrałem.

- Najpierw rozkaz - poleciłem zszokowanemu Wszechojcowi.

- Loki...

- Rozkaz. Bez tego ni huhu, że się zgodzę - powiedziałem dobitnie, a ognik wyzbierany z podłogi ponownie usiadł mi na ramieniu i kiwnął głową, potwierdzając moje słowa.

Teraz się go nie pozbędę...

- Niech ci będzie - westchnął i rzucił krótkie spojrzenie Hell, która zrozumiała przekaz i posłała swojego podwładnego po listę dusz, na której byłem zapisany.

Po chwili zostałem wykreślony z listy i tym samym moje serce od nowa zaczęło bić. Boskie uczucie.

- Teraz kontrakt - przypomniał Odyn.

Nie miałem wyboru, bo jescze mógł cofnąć swój rozkaz, więc skropliłem swą krwią berło Wszechojca. To rozbłysnęło, kiedy Odyn szeptał do niego słowa kontraktu. Nie słyszałem ich, aczkolwiek nie bałem się tego, co może on wymyślić.

- Loki, wracamy do domu -uśmiechnął się do mnie, czego nie odwzajemniłem.

- A-a Rose? Ja muszę na Midgard -powiedziałem, a raczej wyjąkałem.

- Trzeba było o tym myśleć zanim żeś się zgodził na moje warunki.

- Była mowa, że ją uratuję. Poświadczyłeś za nas! - niemalże krzyknąłem, a ognik zasłonił... Coś w rodzaju uszu...

- Skuprzesz się na tym, co może ci dać Asgardzka kobieta, a nie śmiertelna Midgardka!

- A Thor? On ma Jane i to jest fair?!

- Ty masz być tym, który spełnia moją wolę!

- A co z Rose?! Ona umrze!

- Już to zrobiła - wtrąciła Hell, na co ja automatycznie zamarłem i na nią spojrzałem.

- Co zrobiła? - zapytał Odyn.

- Umarła - szepnęła, patrząc na mnie przepraszającym spojrzeniem.

- Jest tutaj? Muszę ja zobaczyć. Daj mi ją zobaczyć - rzuciłem zdesperowany.

- Nie mogę - pokręciła głową. - Jesteś żywy, Loki, a żywi nie mają prawa przebywać z umarłymi.

- A Odyn?

- To wszechojciec, on może wszystko, czego zapragnie, przepraszam.

Świat mi się zawalił. Straciłem ją? To po co te moje wszystkie starania? Tyle wyrzeczeń, tyle łez. Tyle tęsknoty.

- Ty-ty musisz mi pomóc. Możesz wydać pozwolenie, żebym ją zobaczył - zwróciłem się do Odyna.

- Nie zezwalam - odparł oschle, odwracając się, po czym wyszedł z sali jak gdyby nigdy nic.

Ognik pisknął rozpaczą, opierając główkę na mojej szyi.

Poczułem łzy w oczach. Tak dawno nie płakałem, a teraz mam ochotę to zrobić.

- Loki...

- Nie - przerwałem jej. - Jest dobrze. Naprawdę... Jest dobrze -szepnąłem ledwo kontrolując swój głos, po czym odwróciłem się i poszedłem w stronę wyjścia.

Czyli tak się to kończy? Ona umarła, a ja mam być księciem? Nasza historia dobiega końca w tak okrutny sposób? Nie, to nie może być prawda.

Ta historia nie może się tak skończyć...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro