One: 31. "Mój synu"
- Czego on ode mnie chce? Chyba do reszty postradał zmysły, jeżeli sądzi, że się nabiorę na niby rozmowę z nim. Tu musi chodzić o cel mojego przybycia, ale co ja mu powiem? Przecież mi nie uwierzy, że chciałem się dowiedzieć, gdzie moja ukochana - mówiłem sobie w myślach przemierzając złote aleje w drodze do królewskiego pałacu.
- Witamy, książę - strażnik przy bramie pałacu ukłonił się, czym byłem zdziwiony, ale nie okazywałem tego. Skinąłem mu głową i poszedłem dalej.
Na pewno chodzi o mnie?
Może mnie z kimś pomylili?
Miałem mętlik w głowie, kiedy wszyscy mnie tak witali i kłonili się, a przecież jeszcze miesiąc temu byłem tu wrogiem numer jeden. Mój tok myślenia został przerwany, gdy stanąłem przed złotymi wrotami, prowadzącymi do sali tronowej, gdzie najpewniej siedział Wszechojciec. Pewnym ruchem pchnąłem drzwi, dzięki czemu moim oczom ukazało się złote, przestronne pomieszczenie ze złotym tronem na środku. Siwobrody mężczyzna siedział wygodnie na tronie z włócznią w dłoni i wzrokiem wbitym w moją osobę. Uniosłem pewniej podbródek, stawiając coraz to pewniejsze kroki w kierunku Odyna. Zatrzymałem się dopiero przy schodach prowadzących na jego tron. Nasze spojrzenia krzyżowały się, a ja nie miałem zamiaru się skłonić.
- Chciałeś porozmawiać, więc jestem - odezwałem się, łącząc dłonie za plecami i stając w lekkim rozkroku. Uwielbiałem tą pozycję, ponieważ czułem się wtedy panem sytuacji. Nikt mi nie mógł się sprzeciwić.
Odyn w odpowiedzi wstał i ze wzrokiem utkwionym w moich oczach, schodził powoli ze schodków. Bacznie się mu przyglądałem, gotowy w każdej chwili zrobić unik lub coś w tym stylu.
Stanął na przeciwko mnie... Dosłownie na przeciwko mnie.
Nagle nachylił się, czego się lekko wzdrygnąłem, lecz potem zawładnęło mną zdziwienie oraz szok.
Odyn ucałował moje czoło.
Po jego wyprostowaniu się, wbiłem w niego zszokowany wzrok.
- Mój synu - odezwał się po chwili z uśmiechem. - Winienem ci dziękować za ryzykowanie życia w obronie mojej krainy.
Milczałem. Dosłownie nie wiedziałem, co mam zrobić lub jak mu odpowiedzieć, więc po prostu zamilkłem, słuchając kontynuacji z jego ust.
- Heimdall opowiedział mi, jak żeś się zajął walką za Asgard i jak zyskiwałeś zań rany. Ja uciekłem, a ty przybyłeś, aby ochronić to, co spisałem na straty -kontynuował.
- Czemu... Gdzie uciekłeś? -zająkałem się. Czy ja się przy nim jąkałem?
- Na Wanaheim - odparł, a ja oblizałem usta, mrużąc na niego oczy.
- Czemu? Dlaczego uciekłeś?
- Wiedziałem, że bez Thora ta walka będzie dla mnie przegrana. Nie spodziewałem się jednak, że okażesz się być takim wojownikiem i ruszysz na bój -zaśmiał się, wracając powoli na tron.
Analizowałem to wszystko, błądząc wzrokiem po złotej posadzce. Okazałem się być od niego odważniejszy. Niby nie powinno to dla mnie nic oznaczać, a jednak.
- Doszły mnie słuchy o twojej ukochanej - powiedział nagle, dzięki czemu na niego spojrzałem zaciekawiony. - Niestety nie mogę nic poradzić na sprawy ziemskie, aczkolwiek zaświadcze, że ta wojna nie była w żaden sposób wywołana przez was. Ciebie i ją.
- Powinienem ci podziękować? -prychnąłem. Nie miałem zamiaru się przed nim płaszczyć mimo wszystko.
- Ależ nie.
- Chwileczkę... Kto jeszcze wie, że walczyłem za Asgard?
- Chyba wszyscy - zaśmiał się swoim charakterystycznym dla niego, ochrypniętym głosem.
- To by wyjaśniało czemu mi się kłonią i witają - mruknąłem, drapiąc się w kark.
- Są wdzięczni, tak, jak i ja. Gdybyś czegoś jeszcze potrzebował, mów śmiało.
- Właściwie, to jest jedna taka sprawa... - uśmiechnąłem się chytrze.
I tym właśnie sposobem wróciłem na Midgard niezauważony. Szybkim krokiem poszedłem do pokoju Visiona i z impetem wszedłem do środka. Zastałem mojego brata przywiązanego do łóżka łańcuchami, jednak ten próbował się z nich uwolnić. Za to Vision w spokoju czytał sobie książkę w fotelu obok.
- Och, Loki, wróciłeś -czerwonoskóry mnie zauważył i uśmiechnął się do mnie miło.
Spojrzałem na niego wzorkiem, który pytał "Co do cholery?", a potem spojrzałem na swojego brata, wciąż trzymając klamke od drzwi.
- A, on... - wskazał mojego brata dłonią. -...Um, chciał wyjść, więc... Musiałem go jakoś powstrzymać i...
- Łańcuchy? - zakpiłem. - Skąd ty je w ogóle masz do cholery?-podszedłem do blondyna, napawając się tym widokiem.
- Nie wiesz, co jeszcze mam w szafkach - odparł.
- I nie jestem pewien, czy chcę wiedzieć - zażartowałem.
Na szczęście Thor wciąż był pod moim zaklęciem, dlatego łatwo mogłem go uspokoić i odczarować.
- Co do... -zorientował się, gdzie jest i, że jest przypięty do łóżka łańcuchami. - LOKI! -wydarł się tak, że aż się skrzywiłem.
- Wiem, jak mam na imię -mruknąłem, przetykając sobie moje biedne ucho.
- Odwiąż mnie na Merlina! - zaczął się szarpać.
- Daj mi najpierw popatrzeć na twoją nieporadność -uśmiechnąłem się szatańsko.
- Masz mnie w tej chwili odwiązać!
- No już, już - przewróciłem oczami i jednym ruchem nadgarstka uwolniłem go.
Syknąłem pod nosem, czując ból w skroniach od stosowania magii. Potem jeszcze warknąłem z bólu, bo moja głowa spotkała się ze ścianą, kiedy Thor mnie do niej przyparł.
- Mógłbyś mną tak nie rzucać? -burknąłem, łapiąc się za tył głowy.
- Ja ci się zaraz pozrzucam! -zacisnął dłoń w pięść i wymierzył ją we mnie.
- Thor - męski głos rozniósł się po pokoju echem, a my oboje spojrzeliśmy na Odyna, stojącego w kącie pokoju z dwoma strażnikami po bokach.
- O, tatuś - zagruchałem głosem małego dziecka, wiedząc, że teraz jestem dla Odyna ważny.
A mój braciszek się nade mną znęca. Oj nie ładnie.
WESOŁEGO NOWEGO ROKU KOCHANI MOI!!!!
🎉🎉🎉🎊🎉🎉🎉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro