One: 30. "Heimdallu"
- Loki, to ryzykowne - odezwał się czerwonoskóry po tym, jak wtajemniczyłem go w moją intrygę, dostania się do krainy złota. - Co jeżeli ktoś się zorientuje? - podsunął, wodząc za mną zmartwionym wzrokiem.
- Właśnie w tym twoja rola, aby nikt nie zauważył mego zniknięcia - odpowiedziałem, chodząc zamyślony po moim pokoju.
- Ale nie wiesz nawet, czy ci się uda omamić Thora...
- Thor nie ma silnej głowy, wiem to. Z nim pójdzie mi łatwo -mruknąłem, myśląc nad dalszymi posunięciami. Plan musiał być doskonały
- A ból? Przecież masz wszczepione ograniczenie magii. To będzie bardzo bolało; próba użycia magii i to jeszcze tak potężnej, jak wtargnięcie do umysłu twojego brata.
- Z bólem sobie poradzę, o to się nie martw - zapewniłem. - Tylko musisz mego brata gdzieś przechować, żeby nikt go nie znalazł.
- A jak potem wrócisz? - zapytał i tu przystanąłem w półkroku.
- Coś wymyślę - burknąłem pod nosem. - Jak zawsze - dodałem do po chwili namysłu.
Ryzykujesz Loki.
- Ja bym jeszcze przemyślał tą decyzje, Loki.
- Na szczęście ty to ty, a ja to ja.
Mój plan zakładał, że odciągnę mojego brata na bok, pod pretekstem ważnej rozmowy, jednak skończyło się na tym, że podczas treningu Vision zebrał Avengers w sali obrad, a ja wtedy przetrzymałem Thora na korytarzu.
- Bracie, nie może to poczekać? -marudził blondyn, kiedy szedł za mną w miejsce, gdzie nie ma kamer, czyli do rogu korytarza.
- Nie - odwarknąłem sucho, nagle się do niego odwracając i kładąc po dwa palce z każdej ręki na jego skroniach.
Zamknąłem oczy, a zanim Thor zdążyłby jak kolwiek zareagować; już używałam magii, dzięki czemu moje oczy się zamgliły, a ja sam odczułem ból w okolicy skroni. Jednak nie zawracałem na niego uwagii, gdyż potrzebowałem skupienia na tym, aby przekazać mojemu bratu jak najwięcej mocy. Wkrótce potem jego oczy również się zamgliły, a ja mogłem zaprzestać i wziąść oddech, uspokajając ból. Udało się. Thor był na moje skinienie. Niestety dopiero po zakończeniu uprawiania magii, ból dał mi się weznaki. Nieznosiłem tego uczucia. To było najgorszy ból, jak mógł dla mnie istnieć.
- Thor - odezwałem się po chwili, dysząc jeszcze z wysiłku. - Zabierz mnie na Asgard -poleciłem, patrząc na jego zwykle zarużowioną twarz, na którą wiele niewiast zwracało uwagę. Teraz była jednak blada i sucha. Bez życia. Tak samo jego mętne oczy.
Idealnie
- Nie mogę - odparł, a ja szczerze się zdziwiłem, czego nawet nie ukrywałem.
- Podaj powód.
- Trzeba wyjść na dach.
Zrozumiałem o co chodzi. Przecież nie może tutaj przywołać Heimdalla, bo zniszczyłby conajmniej pół wieżowca. Wyszliśmy więc na dach, ale po drodze nie uniknęliśmy spotkania z Wandą, która jeszcze bardziej utwierdziła mnie w tym, że mogę jej ufać. Po prostu zrozumiała co zrobiłem i co zamierzam zrobić, ale jedynie się do mnie uśmiechnęła, co odwzajemniłem. Na dachu nie było nikogo, ale znów musiałem użyć magii, aby zniwelować działanie kamer monitorujących, co zabolało. Zdecydowanie nie powinienem przez jakiś czas używać magii.
- Teraz - powiedziałem, na co blondyn skinął drętwo głową.
- Heimdallu, otwórz portal-zawołał, a chwilę później tęczowy promień światła o oślepiającej sile wystrzelił z nieba prosto na nas.
Byłem gotów, aczkolwiek bałem się, że Odyn może chcieć mnie zamknąć lub coś w tym stylu. Teoretycznie powinien to zrobić, ale od czego mam magię? A w Asgardzie moje ograniczenie nie działa. Chyba odzwyczaiłem się od teleportacji, ponieważ omal nie upadłem, gdy już byliśmy w Asgardzie pod złotą kopułą. Poczułem ulgę, kiedy moim oczom ukazał się Heimdall. Był we mnie wpatrzony, jakbym miał trzy głowy. Potem przeleciał wzorkiem po moim bracie, lecz nie wyglądał na zdziwionego jego hipnozą.
- Heimdallu - odezwałem się po chwili, łącząc swoje ręce za plecami.
- Witamy w Asgardzie, książę -przywitał mnie i znowu zawładnęło mną zdziwienie.
Ostatnio mnie tak przyjaźnie witał, gdy nie wiedziałem o moim pochodzeniu.
- Czy to jakaś zasadzka? -prychnąłem, jednak ani krzty rozbawienia nie było w moim głosie.
- Ależ skąd. Na księcia Asgardu? - niemalże uwierzyłem w jego grę aktorską.
- Więc o co chodzi? - uniosłem brew.
- Odyn chce się z tobą widzieć, Panie.
Poraz pierwszy od dawna coś mną drgnęło. A, strach. Tak, to było to.
- Nie taki jest cel mojego przybycia - odparłem, chcąc uniknąć spotkania z Wszechojcem.
- A więc jaki?
- Chcę, abyś odnalazł umysł pewnej Midgardki - pewniej uniosłem podbródek.
- A, ona - uśmiechnął się kąciekiem ust, odchodząc do rozwarcia w kopule, skąd zawsze wypatrywał Midgardu. - Złotowłosa piękność o oczach w kolorze oceanu, która zawładnęła twoim zlodowaciałym sercem -powiedział, patrząc po kosmosie.
Mimowolnie się uśmiechnąłem na jego wypowiedź. Owszem, jest piękna i jest panią mojego serca. Nieobaloną władczynią.
- Widziałem, gdy zabierano ją od ciebie. Była przerażona. Nie chciała iść. Walczyła, niczym lwica - zaśmiał się w ostatnim zdaniu. - Jednak siły wyższe nad nią zwyciężyły. Musiała się poddać.
- Co jej zrobili? - zapytałem, ponieważ wiedziałem, że napewno coś jej zrobili, ale nie wiedziałem co. Nie lubiałem nie wiedzieć.
- Krzywda się jej nie dzieje, możesz być spokojny. Jednak trudno mówić tu o dobrym traktowaniu.
- Heimdallu, mów, co teraz robi, czuje - poleciłem, podchodząc sprawianie do brązowoskórego.
- Widzę ją. Jest w celi.
- Co robi? - spojrzałem w gwiazdy, chcąc zobaczyć swoją ukochaną, jednak nie mam takiego daru, jak Heimdall.
- Płacze - odparł, na co moje samopoczucie gwałtownie się pogorszyło.
- Dlaczego nie mogę wyczuć jej umysłu? - spojrzałem z opóźnionym refleksem na mężczyzna po mojej prawej.
- Ponieważ oni o to zadbali.
- Kto? Jacy oni? I gdzie są?
- Ludzie, którzy nie chcą, abyś ją znalazł.
- Gdzie są Heimdallu? No mów że - pospieszałem go, chcąc jak najszybciej odzyskać ukochaną.
Spojrzał mi w oczy, w których mogłem zobaczyć blask wszechświata.
- W pewnej ziemskiej krainie, zwanej Norwegią.
Co do cholera ona robi w Norwegii i czemu akurat tam? Nic mi tu nie pasowało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro