One: 3. "Jesteś słaba [...]"
- Nat, masz to zjeść - rozkazałam siostrze, która nijak nie chciała jeść płatków.
A czemu?
BO CZEKOLADA!
- Ja chce czekolade! - walnęła piąstką w stół, przez co Loki omal się nie zadławił swoją porcją.
Szkoda, że prawie.
- Nie ma i nie będzie jeśli nie zjesz śniadania - powiedziałam dobitnie, na co ona się nadąsała.
- Ja chcę! - wywróciła miskę z płatkami, a ja nie wytrzymałam mając dość tego wszystkiego.
Czując łzy nabierające się w moich oczach wstałam i szybko przeszłam do swego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Usiadłam ciężko na swoim łóżku i zalałam się łzami. Nie radzę sobie. Kąpletnie sobie nie daje rady. Ojciec ma rację, jestem do niczego. Naprawdę się staram, ale wszystko co robię wychodzi mi, a raczej nie.
- Płacz nic ci nie da, moja droga.
Nie miałam nawet na tyle siły, żeby podnieść na niego wzrok
- Odejdź - zawyłam, załamującym się głosem, ale nie potrafiłam go okiełznać.
Chciałam, żeby wyszedł.
- Mogę, ale będziesz tego żałować - mruknął jakoś tak dziwnie jak na niego. To do niego nie pasowało. Przynajmniej z tego, co mówili mi o nim rodzice.
- Loki - podniosłam na niego wzrok.- Naprawdę nie mam siły ani ochoty teraz żyć, więc chociaż ty daj mi spokój.
- Na pewno? - zmarszczył czoło, co wydało mi się być... Miłe?
- Tak - westchnęłam cicho, a potem poczułam zimny, wręcz lodowaty dotyk na moim czole, więc uniosłam wzrok wzdrygnięta, na klęczącego przede mną Lokiego. - Co ty... - nie mogłam dokończyć zdania, ponieważ zapadłam w głęboki i wyjątkowo przyjemny sen.
Minęło dość dużo czasu zanim otworzyłam oczy i zorientowała. się, że leżę w swoim łóżku przykryta kocem. Zdezorientowana rozglądnęłam się i szybko doszłam do wniosku, że jest za cicho. Jak poparzona zerwałam się do kuchni, gdzie wpadłam wprost w ramiona psotnika.
- Dobry wieczór - uśmiechnął się, ukazując lekkie dołeczki w policzkach, po czym odstawił spanikowaną mnie na nogi.
- Gdzie Nathallie? - zapytałam bez żadnych ceregieli, bo nie mam powodów do zaufania mu i powierzenia opieki nad moją siostrą.
- Śpi - rzekł, jakby to nie miało dla niego znaczenia, ponieważ najpewniej tak było, ale ja byłam conajmniej zszokowana.
Whoa. Okej. Nie wierzę.
- Udało ci się ją nakarmić, wykąpać i uśpić? - wybałuszyłam na niego oczy w szczerym zdziwieniu.
Wzruszył ramionami i podszedł do blatu, żeby oprzeć się o niego plecami i założyć ręce na piersi mierząc mnie wzrokiem.
- Ja, ja nawet nie wiem jak ci podziękować. Whoa -przeczesałam włosy palcami.
- Brakuje mi tu książek - puścił mi oczko i no tak. Przecież musiał mieć jakiś, żeby mi pomóc.
- Jasne. Ale nie myśl, że gdzieś wyjdziesz - pogroziłam mu palcem, na co się tylko uśmiechnął - Zaraz przyjdę.
- Czekam - usłyszałam, kiedy zamykałam się w pokoju na klucz.
Nie śpiesząc się wzięłam prysznic, umyłam zęby, twarz i rozczesałam włosy. Ubrałam na siebie dżinsowe spodenki, białą koszule z czarnymi guzikami i niskie skarpetki z nadrukiem Avengers, żeby podrażnić się z Lokim, który biedny tam czeka.
Niech czeka.
Wiem, jestem suką. I dobrze.
Zrobiłam sobie kocie oko i nałożyłam na usta różowy błyszczyk, a potem zgarnęłam z pod łóżka moją ulubioną lekture i weszłam do kuchni. Loki siedział na parapacie i patrzył przez otwarte na oścież okno. Przyglądałam mu się chwilę jak wodzi wzrokiem po panoramie, ale zaraz odkłożyłam lekturę na stół, przez co zwrócił na mnie wzrok.
- Mam książkę - ogłosiłam, będąc pod naporem wzroku maga, który skanował moje ciało od stóp do samego czubka głowy.
-Nie śpieszyłaś się - burknął, marszcząc brwi w wyraźnym zirytowaniu.
Założyłam ręce na piersi, kiedy zchodził z parapetu. Nagle się poślizgnął i wypadł przez okno, przez co moje serce zatrzymało się na sekundę.
- Loki!
Rzuciłam się do okna, a gdy zobaczyłam, że go nie ma, zmarszczyłam brwi.
- Martwisz się o mnie? - zapytał znów za moimi plecami, przez co podskoczyłam przestraszona i odwróciłam się do niego.
- Ty dupku! - uderzyłam go z pieści w pierś, co zupełnie nie zrobiło na nim wrażenia. - Nie rób tak więcej! - skarciłam go. W Asgardzie nie umieją wychowywać...
- To moja ulubiona zabawa -powiedział, wyraźnie mając ubaw z tego, że tak bardzo się o niego wystraszyłam.
- Znów cię nienawidzę, wiesz? -zmrużyłam na niego oczy, a on się roześmiał. - Mówię serio.
- Ja też. - oparł się tyłem o blat, a chwilę później rozbrzmiało pukanie do drzwi.
- Nikogo nie zapraszałam -popatrzyłam na niego wymownie, ale on uniósł ręce w geście obrony.
Podeszłam do drzwi i je otwarłam, a mój chłopak szybciej niż zdołałam sobie to wyobrazić przylgnął do moich ust i poprowadził mnie do wnętrza kuchni. Kątem oka zauważyłam, że Loki uniósł brwi w zaskoczeniu.
- Justin... - odepchnęłam go od siebie, na co uniósł brew, bo nigdy mu nie odmuwiłam, ale gdy spojrzał w bok, jego oczy przepełniły się zrozumieniem. - Mogłeś zadzwonić - szturchnęłam go palcem w brzuch, gdy przechodziłam, żeby zamknąć drzwi.
- Żeby do ciebie zadzwonić, trzeba mieć kurewskie szczęście złapać cię przy telefonie - włożył ręce w kieszenie. - A tak w ogóle, kto to jest? - wskazał kciukiem w bok na Lokiego, patrząc na mnie.
- Miałem o to samo zapytać -odparł zielonooki mierząc go wzrokiem, ale nie tak, jak mnie wcześniej. Jakby z pogardą?
- Ma na imię Lo... Liam i jest moim kuzynem - wymyśliłam, bo Justin nic nie wie o Asgardzie i tym, że moi rodzice są szpiegami T.A.R.C.Z.A.
- Och - powiedzieli oboje w tym samym czasie, po czym na siebie spojrzeli.
Chyba się nie polubili.
- A to Justin, mój były i obecny chłopak - zaśmiałam się, obejmując wymienionego w pasie.
W odwecie objął mnie ramieniem.
- Gratulacje. Idę czytać - mruknął chwytając za książkę, żeby udać się z nią do pokoju Nathallie, do którego wszedł po cichu i zamknął za sobą drzwi równie cicho.
- A jemu co? - zapytał Justin, sadzając mnie na blacie. - Okres ma czy co? - zakpił wchodząc między moje nogi.
- Justin - uderzyłam go w ramię, dzięki czemu zmarszczył nos w ten ulubiony przeze mnie sposób. - On taki jest. Po prostu -obroniłam psotnika, sama nie wiem czemu. Czułam taką potrzebę.
- Gbur i tyle - nie dał mi się odgryźć, bo wpił się w moje usta łapczywie biorąc to, co jego.
- Mogę go uderzyć?
Usłyszałam głos Lokiego w mojej głowie, przez co na chwilę zatrzymałam się z oddawaniem pocałunku.
- Co się stało kochanie? - wydyszał w moje usta, zaczesując kosmyk moich włosów za ucho.
- Nie, nic. Zdawało mi się, że Nathallie się obudziła -skłamałam, bo co mu miałam powiedzieć? Że słyszę głosy w mojej głowie?
- Ja nic nie słyszę - musnął lekko moje wargi swoimi i potem już było coraz namiętniej.
Dopóki ten baran znów się nie odezwał i zniszczył nastrój.
- Nie będę potem jadł w tej kuchni.
- Nikt cię o to nie prosi! -powiedziałam w końcu, odczepiając się od ust szatyna.
- Słucham? - zapytał, unosząc na mnie swój pociemniały z podniecenia wzrok.
Wieczny napaleniec...
- Ja, uh, chyba na ciebie pora -zeszłam z blatu, chcąc uchronić swojego chłopaka przed prawdą.
- Jak to, ale...
- Jestem zmęczona Justin, a muszę jeszcze posprzątać łazienke - skłamałam, żeby się go pozbyć nie raniąc go.
Tak właśnie okłamuje się chłopaka.
Ale jest ktoś kogo w tym momencie chce zranić i to mocno, Loki. Za grzebanie mi w głowie.
- No... Okej, ale jutro mogę wpaść? - zapytał, smyrając nosem mój nosek, na co zawsze chichoczę, jak dziecko.
- Możemy pójść z Nathellie i Liamem do parku - mina mu zrżędła, gdy wymówiłam imię mojego "kuzyna".
- A on po co? - bąknął.
- Jest, um, buntownikiem, a jego brat kazał mi go pilnować, więc samego w domu go nie zostawię.
- No dooobra - zgodził się marudząc przy tym. Z
- To pa - pocałował moje czoło i wyszedł z mieszkania, oczywiście trzaskając drzwiami. Nie był zły. To jego nawyk.
Cicho weszłam do pokoju siostrzyczki, żeby zobaczyć co robi Loki. Czytał, ale jego wzrok nie śledził tekstu, a więc myślał.
- Bo cię głowa rozboli - szepnęłam, na co nawet na mnie nie spojrzał, tylko się uśmiechnął. - Mamy do pogadania - wskazałam na kuchnie.
Zwlókł się z łóżka, a książkę odłożył na łóżko. Gdy znaleźliśmy się w kuchni, oparł się o parapet tyłem, a ja o szafki u boku psotnika.
- Słucham więc - wzruszył ramionami, a ja naprawdę się powstrzymywałam przed wybuchem.
- Przestań mi grzebać w głowie -zmrużyłam na niego oczy. - To nie jest coś, co należy do ciebie i nie masz prawa mi wchodzić w umysł.
- Ależ mam. Jesteś słaba, nie masz bariery w umyśle, czyli nie masz nic do ukrycia, ale po moich poszukiwaniach wiem, że masz sporo sekretów -uśmiechnął się przebiegle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro