Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One: 3. "Jesteś słaba [...]"

- Nat, masz to zjeść - rozkazałam siostrze, która nijak nie chciała jeść płatków.

A czemu?

BO CZEKOLADA!

- Ja chce czekolade! - walnęła piąstką w stół, przez co Loki omal się nie zadławił swoją porcją.

Szkoda, że prawie.

- Nie ma i nie będzie jeśli nie zjesz śniadania - powiedziałam dobitnie, na co ona się nadąsała.

- Ja chcę! - wywróciła miskę z płatkami, a ja nie wytrzymałam mając dość tego wszystkiego.

Czując łzy nabierające się w moich oczach wstałam i szybko przeszłam do swego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Usiadłam ciężko na swoim łóżku i zalałam się łzami. Nie radzę sobie. Kąpletnie sobie nie daje rady. Ojciec ma rację, jestem do niczego. Naprawdę się staram, ale wszystko co robię wychodzi mi, a raczej nie.

- Płacz nic ci nie da, moja droga.

Nie miałam nawet na tyle siły, żeby podnieść na niego wzrok

- Odejdź - zawyłam, załamującym się głosem, ale nie potrafiłam go okiełznać.

Chciałam, żeby wyszedł.

- Mogę, ale będziesz tego żałować - mruknął jakoś tak dziwnie jak na niego. To do niego nie pasowało. Przynajmniej z tego, co mówili mi o nim rodzice.

- Loki - podniosłam na niego wzrok.- Naprawdę nie mam siły ani ochoty teraz żyć, więc chociaż ty daj mi spokój.

- Na pewno? - zmarszczył czoło, co wydało mi się być... Miłe?

- Tak - westchnęłam cicho, a potem poczułam zimny, wręcz lodowaty dotyk na moim czole, więc uniosłam wzrok wzdrygnięta, na klęczącego przede mną Lokiego. - Co ty... - nie mogłam dokończyć zdania, ponieważ zapadłam w głęboki i wyjątkowo przyjemny sen.

Minęło dość dużo czasu zanim otworzyłam oczy i zorientowała. się, że leżę w swoim łóżku przykryta kocem. Zdezorientowana rozglądnęłam się i szybko doszłam do wniosku, że jest za cicho. Jak poparzona zerwałam się do kuchni, gdzie wpadłam wprost w ramiona psotnika.

- Dobry wieczór - uśmiechnął się, ukazując lekkie dołeczki w policzkach, po czym odstawił spanikowaną mnie na nogi.

- Gdzie Nathallie? - zapytałam bez żadnych ceregieli, bo nie mam powodów do zaufania mu i powierzenia opieki nad moją siostrą.

- Śpi - rzekł, jakby to nie miało dla niego znaczenia, ponieważ najpewniej tak było, ale ja byłam conajmniej zszokowana.

Whoa. Okej. Nie wierzę.

- Udało ci się ją nakarmić, wykąpać i uśpić? - wybałuszyłam na niego oczy w szczerym zdziwieniu.

Wzruszył ramionami i podszedł do blatu, żeby oprzeć się o niego plecami i założyć ręce na piersi mierząc mnie wzrokiem.

- Ja, ja nawet nie wiem jak ci podziękować. Whoa -przeczesałam włosy palcami.

- Brakuje mi tu książek - puścił mi oczko i no tak. Przecież musiał mieć jakiś, żeby mi pomóc.

- Jasne. Ale nie myśl, że gdzieś wyjdziesz - pogroziłam mu palcem, na co się tylko uśmiechnął - Zaraz przyjdę.

- Czekam - usłyszałam, kiedy zamykałam się w pokoju na klucz.

Nie śpiesząc się wzięłam prysznic, umyłam zęby, twarz i rozczesałam włosy. Ubrałam na siebie dżinsowe spodenki, białą koszule z czarnymi guzikami i niskie skarpetki z nadrukiem Avengers, żeby podrażnić się z Lokim, który biedny tam czeka.

Niech czeka.

Wiem, jestem suką. I dobrze.

Zrobiłam sobie kocie oko i nałożyłam na usta różowy błyszczyk, a potem zgarnęłam z pod łóżka moją ulubioną lekture i weszłam do kuchni. Loki siedział na parapacie i patrzył przez otwarte na oścież okno. Przyglądałam mu się chwilę jak wodzi wzrokiem po panoramie, ale zaraz odkłożyłam lekturę na stół, przez co zwrócił na mnie wzrok.

- Mam książkę - ogłosiłam, będąc pod naporem wzroku maga, który skanował moje ciało od stóp do samego czubka głowy.

-Nie śpieszyłaś się - burknął, marszcząc brwi w wyraźnym zirytowaniu.

Założyłam ręce na piersi, kiedy zchodził z parapetu. Nagle się poślizgnął i wypadł przez okno, przez co moje serce zatrzymało się na sekundę.

- Loki!

Rzuciłam się do okna, a gdy zobaczyłam, że go nie ma, zmarszczyłam brwi.

- Martwisz się o mnie? - zapytał znów za moimi plecami, przez co podskoczyłam przestraszona i odwróciłam się do niego.

- Ty dupku! - uderzyłam go z pieści w pierś, co zupełnie nie zrobiło na nim wrażenia. - Nie rób tak więcej! - skarciłam go. W Asgardzie nie umieją wychowywać...

- To moja ulubiona zabawa -powiedział, wyraźnie mając ubaw z tego, że tak bardzo się o niego wystraszyłam.

- Znów cię nienawidzę, wiesz? -zmrużyłam na niego oczy, a on się roześmiał. - Mówię serio.

- Ja też. - oparł się tyłem o blat, a chwilę później rozbrzmiało pukanie do drzwi.

- Nikogo nie zapraszałam -popatrzyłam na niego wymownie, ale on uniósł ręce w geście obrony.

Podeszłam do drzwi i je otwarłam, a mój chłopak szybciej niż zdołałam sobie to wyobrazić przylgnął do moich ust i poprowadził mnie do wnętrza kuchni. Kątem oka zauważyłam, że Loki uniósł brwi w zaskoczeniu.

- Justin... - odepchnęłam go od siebie, na co uniósł brew, bo nigdy mu nie odmuwiłam, ale gdy spojrzał w bok, jego oczy przepełniły się zrozumieniem. - Mogłeś zadzwonić - szturchnęłam go palcem w brzuch, gdy przechodziłam, żeby zamknąć drzwi.

- Żeby do ciebie zadzwonić, trzeba mieć kurewskie szczęście złapać cię przy telefonie - włożył ręce w kieszenie. - A tak w ogóle, kto to jest? - wskazał kciukiem w bok na Lokiego, patrząc na mnie.

- Miałem o to samo zapytać -odparł zielonooki mierząc go wzrokiem, ale nie tak, jak mnie wcześniej. Jakby z pogardą?

- Ma na imię Lo... Liam i jest moim kuzynem - wymyśliłam, bo Justin nic nie wie o Asgardzie i tym, że moi rodzice są szpiegami T.A.R.C.Z.A.

- Och - powiedzieli oboje w tym samym czasie, po czym na siebie spojrzeli.

Chyba się nie polubili.

- A to Justin, mój były i obecny chłopak - zaśmiałam się, obejmując wymienionego w pasie.

W odwecie objął mnie ramieniem.

- Gratulacje. Idę czytać - mruknął chwytając za książkę, żeby udać się z nią do pokoju Nathallie, do którego wszedł po cichu i zamknął za sobą drzwi równie cicho.

- A jemu co? - zapytał Justin, sadzając mnie na blacie. - Okres ma czy co? - zakpił wchodząc między moje nogi.

- Justin - uderzyłam go w ramię, dzięki czemu zmarszczył nos w ten ulubiony przeze mnie sposób. - On taki jest. Po prostu -obroniłam psotnika, sama nie wiem czemu. Czułam taką potrzebę.

- Gbur i tyle - nie dał mi się odgryźć, bo wpił się w moje usta łapczywie biorąc to, co jego.

- Mogę go uderzyć?

Usłyszałam głos Lokiego w mojej głowie, przez co na chwilę zatrzymałam się z oddawaniem pocałunku.

- Co się stało kochanie? - wydyszał w moje usta, zaczesując kosmyk moich włosów za ucho.

- Nie, nic. Zdawało mi się, że Nathallie się obudziła -skłamałam, bo co mu miałam powiedzieć? Że słyszę głosy w mojej głowie?

- Ja nic nie słyszę - musnął lekko moje wargi swoimi i potem już było coraz namiętniej.

Dopóki ten baran znów się nie odezwał i zniszczył nastrój.

- Nie będę potem jadł w tej kuchni.

- Nikt cię o to nie prosi! -powiedziałam w końcu,  odczepiając się od ust szatyna.

- Słucham? - zapytał, unosząc na mnie swój pociemniały z podniecenia wzrok.

Wieczny napaleniec...

- Ja, uh, chyba na ciebie pora -zeszłam z blatu, chcąc uchronić swojego chłopaka przed prawdą.

- Jak to, ale...

- Jestem zmęczona Justin, a muszę jeszcze posprzątać łazienke - skłamałam, żeby się go pozbyć nie raniąc go.

Tak właśnie okłamuje się chłopaka.

Ale jest ktoś kogo w tym momencie chce zranić i to mocno, Loki. Za grzebanie mi w głowie.

- No... Okej, ale jutro mogę wpaść? - zapytał, smyrając nosem mój nosek, na co zawsze chichoczę, jak dziecko.

- Możemy pójść z Nathellie i Liamem do parku - mina mu zrżędła, gdy wymówiłam imię mojego "kuzyna".

- A on po co? - bąknął.

- Jest, um, buntownikiem, a jego brat kazał mi go pilnować, więc samego w domu go nie zostawię.

- No dooobra - zgodził się marudząc przy tym. Z
- To pa - pocałował moje czoło i wyszedł z mieszkania, oczywiście trzaskając drzwiami. Nie był zły. To jego nawyk.

Cicho weszłam do pokoju siostrzyczki, żeby zobaczyć co robi Loki. Czytał, ale jego wzrok nie śledził tekstu, a więc myślał.

- Bo cię głowa rozboli - szepnęłam, na co nawet na mnie nie spojrzał, tylko się uśmiechnął. - Mamy do pogadania - wskazałam na kuchnie.

Zwlókł się z łóżka, a książkę odłożył na łóżko. Gdy znaleźliśmy się w kuchni, oparł się o parapet tyłem, a ja o szafki u boku psotnika.

- Słucham więc - wzruszył ramionami, a ja naprawdę się powstrzymywałam przed wybuchem.

- Przestań mi grzebać w głowie -zmrużyłam na niego oczy. - To nie jest coś, co należy do ciebie i nie masz prawa mi wchodzić w umysł.

- Ależ mam. Jesteś słaba, nie masz bariery w umyśle, czyli nie masz nic do ukrycia, ale po moich poszukiwaniach wiem, że masz sporo sekretów -uśmiechnął się przebiegle.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro