One: 27. "Że bardzo go kochasz"
- Wypełniłem swoją część umowy, teraz pora na ciebie -odezwałem się po pewnej chwili, jaką mu dałem na przyswojenie sobie nowo nabytych informacji.
- Kochasz ją? - zapytał nagle, a ja w odruchu uniosłem brew, marszcząc czoło.
- Czy-tak - odparłem. - Co to ma do...
- Wiele.
W tamtej chwili zacząłem się zastanawiać, czy on aby na pewno nie czyta mi w myślach, ale nie miał jak.
- Oni to wiedzą. Wiedzą, że darzycie się uczuciem i właśnie to obrali za wasz słaby punkt. Oni naprawdę myślą, że to wy jesteście odpowiedzialni za te wojnę.
Wstałem nagle i aby uspokoić emocje, zacząłem krążyć po pokoju z rękami złożonymi za plecami. Czerwonoskóry postanowił kontynuować.
- Wiedzą, że razem jesteście nie do zniszczenia, ale osobno... - nie dokończył, ponieważ wiedział, że sam sobie dopowiem. - Miłość, to bardzo silne, piękne, ale i niebezpieczne uczucie. Radosne, gdy jesteście razem i bolesne, kiedy osobno.
- Czyli co mam zrobić, żeby ją odzyskać? - spojrzałem na niego, zatrzymując się w miejscu.
- Trudno powiedzieć. Przyznasz się, zamknął was i to zapewne osobno, a jeżeli nie przyznasz się, to dalej będą was separować.
- Czyli co bym nie zrobił i tak będziemy osobno - skwitowałem.
- Na to wychodzi - odparł szybko, spuszczając wzrok. - Loki? -zapytał, ponownie patrząc mi w oczy. - Możesz mi ufać.
- Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś z zesłania Avengers? -uniosłem pewniej podbródek.
- Wiesz co mnie łączy z Wandą. Poza tym masz władze nad moim kryształem, czyli również nade mną - przyznał.
Pomyślałem chwilę, aczolwiek miał rację. W razie, gdyby się okazało, że jest wysłannikiem Mścicieli, to mogę go unieszkodliwić. No i nie ukrywam, że w sytuacji, jakiej wówczas byłem, przydałby mi się sojusznik z szeregów wroga.
- Niech będzie, ale powiedz, co ty z tego będziesz miał?
- Wolność - odparł, a mnie to wystarczyło, chociaż nie wierzyłem w coś takiego, jak wolność.
Ustaliliśmy, że on będzie się dowiadywał wszystkiego, co mi się może przydać, a ja dostałem od niego prośbę, aby podpytać Wandę o uczucia do niego. Poczułem się, jak jego skrzydłowy, ale coś za coś. Zgodziłem się i dzięki temu, że mogłem swobodnie poruszać się po Avengers Tower, godzinę później siedziałem z Wandą w kuchni, rozmawiając przy kawie, która swoją drogą mi nie smakowała.
- To chcesz mi powiedzieć, że Thor i ty wspinaliście się na drzewa w królewskim sadzie tyko po to, żeby zrzucać owoce na głowę ogrodnika? -podsumowała dziewczyna, śmiejąc się przy tym.
- Nie byliśmy grzecznymi dziećmi - odparłem uśmiechnięty na samo wspomnienie dzieciństwa.
- Ja i mój brat również do takich nie należeliśmy - wspomniała z rozbawieniem, ale gdzieś w jej głosie wyczułem żal, zapewne wywołany tęsknotą za bratem.
- Vision mówił mi o nim -mruknąłem, patrząc w kubek.
Dziewczyna spojrzała na mnie nieco zdziwiona.
- Co ci mówił?
- Że bardzo go kochasz -spojrzałem na nią, ale już nie mówiłem o jej bracie, a o samym czerwonoskórym.
- Jesteśmy... Ze sobą bardzo związani - odparła i mogłem się domyślić, że ona również już nie mówiła o bracie.
- Jest ci bliski?
- Jest jedyną osobą, której mogę w stu procentach zaufać.
- Nie boisz się jego potęgi?
- Sama władam czymś, o czym nie mam pojęcia. Co ledwo kontroluję - mówiła, bawiąc się czerwoną energią między palcami dłoni.
- To dlatego jesteście ze sobą tak blisko. Rozumiecie się - zgadłem.
- Nie ma co tego komplikować -westchnęła, niwelując energię i wysilając się na blady uśmiech. - Kawa smakowała? - zmieniła temat, a ja postanowiłem, że również dam temu spokój jak na razie.
- Szczerze, to nie bardzo -zmarszczyłem czoło, patrząc na brunetke z jawnym rozbawieniem.
Zaśmiała się, odbierając ode mnie puste naczynie, dzięki czemu mogłem zająć ręce zabawą palcami.
- A ty miałeś jakąś dziewczynę? -zapytała, stojąc do mnie tyłem, ponieważ umieszczała kubki w zmywarce.
Zamarłem na chwilę, lecz szybko się otrząsnąłem z szoku. Czyli to jeszcze na mnie działa.
- Tak - niemalże szepnąłem. - Miałem narzeczoną - dodałem.
- U, daleko zaszedłeś. Ziemianka?
- Asgardka - poprawiłem ją.
- Jak miała na imię? - usiadła na swoim poprzednim miejscu, czyli na przyciwko mnie.
- Sigyn - odparłem, zwieszając wzrok na blat.
- Czemu nie doszło do ślubu?
- Sigyn spodobała się mojemu braciszkowi, a ta jakbym w ogóle dla niej nic nie znaczył, poleciała do niego - wyznałem, nie wiedząc czemu jej to mówię. - Ale to było dawno - dodałem.
- Hm, typowa sucz - odparła.
Spojrzałem na nią z szokiem, który powstał, kiedy dziewczyna nazwała moją byłą przekleństwem.
- Nie miałem pojęcia, że używasz takich słów.
- Takich i wielu innych - puściła mi oczko, po czym wyszła z kuchni, zostawiając mnie z uśmiechem.
Chyba jestem w stanie polubić Wandę. Myślałem, że będzie taka, jak inni tutaj, ale najwidoczniej bardzo się pomyliłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro