Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One: 27. "Że bardzo go kochasz"

- Wypełniłem swoją część umowy, teraz pora na ciebie -odezwałem się po pewnej chwili, jaką mu dałem na przyswojenie sobie nowo nabytych informacji.

- Kochasz ją? - zapytał nagle, a ja w odruchu uniosłem brew, marszcząc czoło.

- Czy-tak - odparłem. - Co to ma do...

- Wiele.

W tamtej chwili zacząłem się zastanawiać, czy on aby na pewno nie czyta mi w myślach, ale nie miał jak.

- Oni to wiedzą. Wiedzą, że darzycie się uczuciem i właśnie to obrali za wasz słaby punkt. Oni naprawdę myślą, że to wy jesteście odpowiedzialni za te wojnę.

Wstałem nagle i aby uspokoić emocje, zacząłem krążyć po pokoju z rękami złożonymi za plecami. Czerwonoskóry postanowił kontynuować.

- Wiedzą, że razem jesteście nie do zniszczenia, ale osobno... - nie dokończył, ponieważ wiedział, że sam sobie dopowiem. - Miłość, to bardzo silne, piękne, ale i niebezpieczne uczucie. Radosne, gdy jesteście razem i bolesne, kiedy osobno.

- Czyli co mam zrobić, żeby ją odzyskać? - spojrzałem na niego, zatrzymując się w miejscu.

- Trudno powiedzieć. Przyznasz się, zamknął was i to zapewne osobno, a jeżeli nie przyznasz się, to dalej będą was separować.

- Czyli co bym nie zrobił i tak będziemy osobno - skwitowałem.

- Na to wychodzi - odparł szybko, spuszczając wzrok. - Loki? -zapytał, ponownie patrząc mi w oczy. - Możesz mi ufać.

- Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś z zesłania Avengers? -uniosłem pewniej podbródek.

- Wiesz co mnie łączy z Wandą. Poza tym masz władze nad moim kryształem, czyli również nade mną - przyznał.

Pomyślałem chwilę, aczolwiek miał rację. W razie, gdyby się okazało, że jest wysłannikiem Mścicieli, to mogę go unieszkodliwić. No i nie ukrywam, że w sytuacji, jakiej wówczas byłem, przydałby mi się sojusznik z szeregów wroga.

- Niech będzie, ale powiedz, co ty z tego będziesz miał?

- Wolność - odparł, a mnie to wystarczyło, chociaż nie wierzyłem w coś takiego, jak wolność.

Ustaliliśmy, że on będzie się dowiadywał wszystkiego, co mi się może przydać, a ja dostałem od niego prośbę, aby podpytać Wandę o uczucia do niego. Poczułem się, jak jego skrzydłowy, ale coś za coś. Zgodziłem się i dzięki temu, że mogłem swobodnie poruszać się po Avengers Tower, godzinę później siedziałem z Wandą w kuchni, rozmawiając przy kawie, która swoją drogą mi nie smakowała.

- To chcesz mi powiedzieć, że Thor i ty wspinaliście się na drzewa w królewskim sadzie tyko po to, żeby zrzucać owoce na głowę ogrodnika? -podsumowała dziewczyna, śmiejąc się przy tym.

- Nie byliśmy grzecznymi dziećmi - odparłem uśmiechnięty na samo wspomnienie dzieciństwa.

- Ja i mój brat również do takich nie należeliśmy - wspomniała z rozbawieniem, ale gdzieś w jej głosie wyczułem żal, zapewne wywołany tęsknotą za bratem.

- Vision mówił mi o nim -mruknąłem, patrząc w kubek.

Dziewczyna spojrzała na mnie nieco zdziwiona.

- Co ci mówił?

- Że bardzo go kochasz -spojrzałem na nią, ale już nie mówiłem o jej bracie, a o samym czerwonoskórym.

- Jesteśmy... Ze sobą bardzo związani - odparła i mogłem się domyślić, że ona również już nie mówiła o bracie.

- Jest ci bliski?

- Jest jedyną osobą, której mogę w stu procentach zaufać.

- Nie boisz się jego potęgi?

- Sama władam czymś, o czym nie mam pojęcia. Co ledwo kontroluję - mówiła, bawiąc się czerwoną energią między palcami dłoni.

- To dlatego jesteście ze sobą tak blisko. Rozumiecie się - zgadłem.

- Nie ma co tego komplikować -westchnęła, niwelując energię i wysilając się na blady uśmiech. - Kawa smakowała? - zmieniła temat, a ja postanowiłem, że również dam temu spokój jak na razie.

- Szczerze, to nie bardzo -zmarszczyłem czoło, patrząc na brunetke z jawnym rozbawieniem.

Zaśmiała się, odbierając ode mnie puste naczynie, dzięki czemu mogłem zająć ręce zabawą palcami.

- A ty miałeś jakąś dziewczynę? -zapytała, stojąc do mnie tyłem, ponieważ umieszczała kubki w zmywarce.

Zamarłem na chwilę, lecz szybko się otrząsnąłem z szoku. Czyli to jeszcze na mnie działa.

- Tak - niemalże szepnąłem. - Miałem narzeczoną - dodałem.

- U, daleko zaszedłeś. Ziemianka?

- Asgardka - poprawiłem ją.

- Jak miała na imię? - usiadła na swoim poprzednim miejscu, czyli na przyciwko mnie.

- Sigyn - odparłem, zwieszając wzrok na blat.

- Czemu nie doszło do ślubu?

- Sigyn spodobała się mojemu braciszkowi, a ta jakbym w ogóle dla niej nic nie znaczył, poleciała do niego - wyznałem, nie wiedząc czemu jej to mówię. - Ale to było dawno - dodałem.

- Hm, typowa sucz - odparła.

Spojrzałem na nią z szokiem, który powstał, kiedy dziewczyna nazwała moją byłą przekleństwem.

- Nie miałem pojęcia, że używasz takich słów.

- Takich i wielu innych - puściła mi oczko, po czym wyszła z kuchni, zostawiając mnie z uśmiechem.

Chyba jestem w stanie polubić Wandę. Myślałem, że będzie taka, jak inni tutaj, ale najwidoczniej bardzo się pomyliłem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro