Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One: 24. "Nie zaprzeczyłaś"

Zaczęłam mrużyć oczy, a po ich otwarciu nie zobaczyłam niczego innego, jak jednej, wielkiej, szarej plamy. Poruszyłam lekko głową, ale to był mój pierwszy, bolesny błąd, ponieważ wybuchł mi w niej pożar. Naprawdę miałam wrażenie, że coś mi się w mózgu fajczy, aczkolwiek nie za bardzo mogłam się ruszać, więc nawet nie miałam szansy na rozmasowanie skroni. Po chwili odzyskałam zdolność normalnego widzenia i zorientowałam się, że leżę w sali szpitalnej z podpiętymi kablami do ciała i maską tlenową na ustach i nosie. Jedno, jedyne pytanie mi się w głowie zrodziło... Co ja tu do cholery robię?

- Leżysz.

Usłyszałam jego głos, przez co omal zawału nie dostałam. Zwróciłam swoją głowę w jego stronę i znów moje serce omal nie zatrzymało się. Loki był przypięty do różnych maszyn i tak samo, jak ja miał maskę tlenową. Jego zwykle blada cera, miała teraz kolor białej ściany, a wyczerpane oczy wyrażały pustkę.

- Loki? - zapytałam, chcąc, aby na mnie spojrzał, ale pozostawił swój wzrok wbity w sufit.

- Nie zaprzeczyłaś - odparł po pewnej chwili, a ja od razu wiedziałam, o co mu chodzi.

- Ale i nie potwierdziłam -broniłam się tak, jak umiałam i tym, czym mogłam.

- Ale nie zaprzeczyłaś - aparatura wskazująca jego puls, nieco przyspieszyła swoją pracę.

- Bo nie wiedziałam, czy dobrze bym wtedy zrobiła.

- A co ja ci mówiłem? Że masz zaprzeczać, tak? To czemu nie zaprzeczyłaś? - obrócił głowę w moją stronę.

- Bo nie miałam pojęcia, czy tak będzie okej! - uniosłam trochę swój ton głosu.

- Na pewno byłoby lepiej, niż jest teraz - ponownie wbił wzrok w sufit.

- Przynajmniej żyjesz -mruknęłam, również przenosząc wzrok na sufit.

- Jeszcze - dodał, przez co od razu na niego popatrzyłam z obawą i zmartwieniem.

- Co to miało znaczyć?

- Oni nie odpuszczą. W końcu się dowiedzą tego, co chcą wiedzieć, a my, nie zależnie, czy im to powiemy, czy nie; zginiemy.

- Nie pomagasz - odpyskowałam, co chyba nie było najlepszym pomysłem, bo psotnik zacisnął pięści oraz powieki, a jego puls radykalnie przyspieszył.

- I kto to mówi? - warknął, gwałtownie obracając głowę w moim kierunku i otwierając oczy. - To nie ja tu cały czas marudze i rycze i to nie ja tu nas posłałem do szpitala!

- A ty myślisz, że ja tego chciałam?! Widziałam, jak oni cię torturowali...

- Och ja wiem, że ty widziałaś i wiem, jak zareagowałaś! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłaś?!

- No właśnie nie bardzo! Bo ciągle masz przede mną jakieś sekrety! Nic mi nie mówisz!

- To dla twojego cholernego dobra! Nawet nie masz pojęcia...

Nie dokończył, ponieważ nagle zawył z bólu i złapał się za klatkę piersiową. Wystraszyłam się i to bardzo, gdy do sali wpadli lekarze oraz pielęgniarki i otoczyli maga. Słyszałam tylko urywki, bo zaczęłam niekontrolowanie łkać, a z tym moje serce zaczęło walić w mojej piersi, jakby chciało wyskoczyć z krat żeber. Poczułam słabość i ciemność coraz bardziej mnie ogarniała. Ostatnie, co słyszałam, to krzyk pielęgniarki do lekarza o tym, że go tracą.

Jako, że to jest maraton, to te rozdziały będą o połowę krótsze😋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro