One: 24. "Nie zaprzeczyłaś"
Zaczęłam mrużyć oczy, a po ich otwarciu nie zobaczyłam niczego innego, jak jednej, wielkiej, szarej plamy. Poruszyłam lekko głową, ale to był mój pierwszy, bolesny błąd, ponieważ wybuchł mi w niej pożar. Naprawdę miałam wrażenie, że coś mi się w mózgu fajczy, aczkolwiek nie za bardzo mogłam się ruszać, więc nawet nie miałam szansy na rozmasowanie skroni. Po chwili odzyskałam zdolność normalnego widzenia i zorientowałam się, że leżę w sali szpitalnej z podpiętymi kablami do ciała i maską tlenową na ustach i nosie. Jedno, jedyne pytanie mi się w głowie zrodziło... Co ja tu do cholery robię?
- Leżysz.
Usłyszałam jego głos, przez co omal zawału nie dostałam. Zwróciłam swoją głowę w jego stronę i znów moje serce omal nie zatrzymało się. Loki był przypięty do różnych maszyn i tak samo, jak ja miał maskę tlenową. Jego zwykle blada cera, miała teraz kolor białej ściany, a wyczerpane oczy wyrażały pustkę.
- Loki? - zapytałam, chcąc, aby na mnie spojrzał, ale pozostawił swój wzrok wbity w sufit.
- Nie zaprzeczyłaś - odparł po pewnej chwili, a ja od razu wiedziałam, o co mu chodzi.
- Ale i nie potwierdziłam -broniłam się tak, jak umiałam i tym, czym mogłam.
- Ale nie zaprzeczyłaś - aparatura wskazująca jego puls, nieco przyspieszyła swoją pracę.
- Bo nie wiedziałam, czy dobrze bym wtedy zrobiła.
- A co ja ci mówiłem? Że masz zaprzeczać, tak? To czemu nie zaprzeczyłaś? - obrócił głowę w moją stronę.
- Bo nie miałam pojęcia, czy tak będzie okej! - uniosłam trochę swój ton głosu.
- Na pewno byłoby lepiej, niż jest teraz - ponownie wbił wzrok w sufit.
- Przynajmniej żyjesz -mruknęłam, również przenosząc wzrok na sufit.
- Jeszcze - dodał, przez co od razu na niego popatrzyłam z obawą i zmartwieniem.
- Co to miało znaczyć?
- Oni nie odpuszczą. W końcu się dowiedzą tego, co chcą wiedzieć, a my, nie zależnie, czy im to powiemy, czy nie; zginiemy.
- Nie pomagasz - odpyskowałam, co chyba nie było najlepszym pomysłem, bo psotnik zacisnął pięści oraz powieki, a jego puls radykalnie przyspieszył.
- I kto to mówi? - warknął, gwałtownie obracając głowę w moim kierunku i otwierając oczy. - To nie ja tu cały czas marudze i rycze i to nie ja tu nas posłałem do szpitala!
- A ty myślisz, że ja tego chciałam?! Widziałam, jak oni cię torturowali...
- Och ja wiem, że ty widziałaś i wiem, jak zareagowałaś! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłaś?!
- No właśnie nie bardzo! Bo ciągle masz przede mną jakieś sekrety! Nic mi nie mówisz!
- To dla twojego cholernego dobra! Nawet nie masz pojęcia...
Nie dokończył, ponieważ nagle zawył z bólu i złapał się za klatkę piersiową. Wystraszyłam się i to bardzo, gdy do sali wpadli lekarze oraz pielęgniarki i otoczyli maga. Słyszałam tylko urywki, bo zaczęłam niekontrolowanie łkać, a z tym moje serce zaczęło walić w mojej piersi, jakby chciało wyskoczyć z krat żeber. Poczułam słabość i ciemność coraz bardziej mnie ogarniała. Ostatnie, co słyszałam, to krzyk pielęgniarki do lekarza o tym, że go tracą.
Jako, że to jest maraton, to te rozdziały będą o połowę krótsze😋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro