Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One: 23. "

Zostałam wprowadzona do małego, szarego pokoju z lustrem weneckim, za którym pewnie stoją Avengers. Steve nie został w pokoju, a tylko usadził mnie na metalowym krześle. Nie ukrywam, te kajdanki mnie potwornie ocierają. Kapitan wyszedł, a jego miejsce zajął ten blondyn, który oskarżył nas o współpracę z Mrocznymi Elfami. Patrzyłam, jak siada na przeciwko mnie z beżową teczką w dłoni. Jednak kiedy podniósł na mnie wzrok ja go spuściłam.

- I tak będziesz musiała się odezwać.-mruknął z rozbawieniem, które mi się nie udzieliło.- Nie będę cię męczył, jeżeli będziesz współpracować.-powiedział wyjmując z teczki jakieś zdjęcia i papiery.- Kojarzysz gościa?-podsunął do mnie zdjęcie Malekita, ale było widać, że to portret pamięciowy.

- Zaprzecz.-usłyszałam w głowie głos psotnika i podskoczyłam na krześle.

Zdecydowanie się odzwyczaiłam od jego obecności w moim umyśle. Za to blondyn spojrzał na mnie, jak na idiotke.

- Coś się stało?

- Um, nie.-odparłam szybko, poprawiając się na krześle.

- No to kojarzysz go czy nie?

- Nie.

Patrzył głęboko w moje oczy, jakby chciał mnie złamać, a ja chciałam uciec od jego spojrzenia.

- Ani się waż.-powiedział stanowczo Loki.- Jeśli spuścisz wzrok, to to będzie znaczyć, że kłamiesz.-wyjaśnił, a ja podniosłam pewniej podbródek.

- Heh.-parsknął śmiechem.- Dobrze. To powiedz mi co myślisz o Mścicielach?

- A co to ma do rzeczy?-zmarszczyłam brwi.

- Zadałem pytanie.

- Ja też.

- Idiotka.

- Co?-zapytałam, chociaż chciałam, aby to było w mojej głowie.

- Co co?

- Nic.-rzuciłam szybko z szeroko otwartymi oczami i przerażeniem wypisanym na twarzy.

Obleciał mnie zdezorientowanym spojrzeniem.

- W takim razie przejdźmy dalej.-powiedział niezręcznie i odchrząknął, szukając czegoś w papierach.

- Nie wykłócaj się z nim. Nic ci to nie da.-powiedział Loki.

- Nie nazywaj mnie idiotką, bo oberwiesz.-odparłam, patrząc uparcie na agenta przede mną.

- U, groźba?-zakpił wielce rozbawiony.

- A tak.-powiedziałam pewna siebie.

- A ją?-blondyn podsunął mi tym razem zdjęcie mojej siostry.

Zabrało mi dech w piersi, kiedy zobaczyłam ją nieprzytomną, zakrwawioną i na stercie gruzu. Łzy samoistnie pojawiły mi się w oczach.

- Rosa. Spokojnie.-uspokajał mnie psotnik, jednak w tamtej chwili go nie słuchałam.

Byłam wpatrzona w to zdjęcie i nie dowierzałam.

- Biedna mała.-westchnął blondyn.- Miała zaledwie sześć lat.-dodał.- Znałaś ją?

- Zaprzecz. Rosalia, musisz zaprzeczyć.

- Nie.-mruknąłem, czując, jak łza swawolnie spływa po moim policzku.

- Ciekawe.-mruknął, uparcie się we mnie wpatrując.- Nawet bardzo ciekawe, wiesz?-oparł się na stole łokciami i pochylił lekko w przód.- A powiedz mi, co sądzisz o tym wszystkim. Wiesz, tym całym zamknięciem.

Spojrzałam na niego i miałam nadzieję, że Loki mnie jakoś poratuje, doradzi, ale nic takiego nie nastąpiło.

- No, słucham.-pospieszył mnie, a ja wiedziałam, że muszę sobie radzić sama.

- Co ja o tym sadzę? Sądzę, że jesteście idiotami.-powiedziałam, czując złość, wzbierającą w moim ciele.

- Idiotami?-uniusł jedną brew.- A to czemu?

- Czemu?-prychnęłam.- Posadziliście mnie i nie tylko do więźnia, oskarżacie o współpracę z jakimś elfem, a ja wam może jescze mam stopy całować, co?-warknęłam.

- Przydałoby się.-szepnął, przekładając papiery.

- Słucham?

- Lepiej od razu się przyznaj.-rzucił z kpiącym uśmiechem.

- Niby do czego?

- Do twoich umiejętności.-westchnął.

- Że... Co?

- A no to. Nasz wywiad dowiedział się, że twoja siostrzyczka, której się wypierasz, ma jakieś zdolności.

- Czekaj, skąd to wiecie?

- Mówiłem, wywiad.-rzucił zdawkowo.- Pogadajmy o tobie i Lokim. Bo coś między wami jest i to widać. Zależy ci na nim?

- Loki, pomóż.-poprosiłam, ale nie uzyskałam żadnej odpowiedzi, a tym bardziej wyczekiwanej pomocy.

- Kochasz go?-zadawał pytanie za pytaniem, a ja tylko słuchałam i zastanawiałam się, czy się przyznać do uczuć, jakie żywie do maga.

- Możliwe.-odparłam wymijająco, pewniej unosząc podbródek.

- W takim razie byłabyś zła, gdybyśmy coś mu zrobili, co?-uniusł brwi, a moje serce zrobiło fikołek.

- Ani go tknijcie.-syknęłam w pełni zezłoszczona.

- Czyli byłabyś zła.-zaśmiał się i wyjął z kieszeni mały pilot, który skierował ponad moje ramię i nacisnął guzik.

Spojrzałam przez ramię, tylko po to, żeby zobaczyć, jak szkło weneckie w ścianie się rozsuwa, odsłaniając mi widok na mojego psotnika... Skrępowanego kajdanami, uniemożliwiającymi czarowanie. Miał swój typowy uśmiech na ustach i stał przed jednym z agentów, który mierzył do niego z broni.

- To co? Zabawimy się?-uśmiechnął się zadziornie i nacisnął przycisk na pilocie.

Zauważyłam, że kajdany Lokiego puściły przez jego ciało coś w rodzaju energii elektrycznej. Nie słyszałam go, ale z całą pewnością warknął z bólu, na co wskazywał wyraz jego twarzy.

- Zostaw go!-krzyknęłam, obracając się w kierunki agenta, mającego niezłą zabawę z tego wszystkiego.

- Co mówisz? Popieść go? Jak chcesz.-wzruszył ramionami i ponownie nacisnął przycisk.

- Loki!-zapłakałam, widząc, jak mój ukochany pada na kolana pod wpływem bólu.- Puść go! Błagam! Już dość!-błagałam i płakałam, aczkolwiek nawet ten slurwysyński uśmiech mu z twarzy nie zniknął.

- Och kochanie, ja dopiero zaczynam.-powiedział, a piekło Lokiego wciąż trwało.

Czułam złość, żal i gniew, ale najsilniejszym uczuciem, jakie wtedy przeżywałam, było zmartwienie. O niego, mojego ukochanego, który w tamtym momencie był pod władzą prądu. Potem gniew przejął nade mną władze i dosłownie się w nim zatraciłam. Coś dziwnego się ze mną działo. Kolory zaczęły się ze sobą zlewać, a moje ręce niekontrolowanie drżeć. Zacisnęłam oczy, bo ta energia, która we mnie powstała zaczęła boleć swoją siłą. Krzyknęłam, uwalniając całą potęgę, a potem upadłam kompletnie wyczerpana. Zobaczyłam tylko, że agent, który mnie przesłuchiwał został ciśnięty o ścianę, przez jakąś niebieską smugę światła

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro