One: 23. "
Zostałam wprowadzona do małego, szarego pokoju z lustrem weneckim, za którym pewnie stoją Avengers. Steve nie został w pokoju, a tylko usadził mnie na metalowym krześle. Nie ukrywam, te kajdanki mnie potwornie ocierają. Kapitan wyszedł, a jego miejsce zajął ten blondyn, który oskarżył nas o współpracę z Mrocznymi Elfami. Patrzyłam, jak siada na przeciwko mnie z beżową teczką w dłoni. Jednak kiedy podniósł na mnie wzrok ja go spuściłam.
- I tak będziesz musiała się odezwać.-mruknął z rozbawieniem, które mi się nie udzieliło.- Nie będę cię męczył, jeżeli będziesz współpracować.-powiedział wyjmując z teczki jakieś zdjęcia i papiery.- Kojarzysz gościa?-podsunął do mnie zdjęcie Malekita, ale było widać, że to portret pamięciowy.
- Zaprzecz.-usłyszałam w głowie głos psotnika i podskoczyłam na krześle.
Zdecydowanie się odzwyczaiłam od jego obecności w moim umyśle. Za to blondyn spojrzał na mnie, jak na idiotke.
- Coś się stało?
- Um, nie.-odparłam szybko, poprawiając się na krześle.
- No to kojarzysz go czy nie?
- Nie.
Patrzył głęboko w moje oczy, jakby chciał mnie złamać, a ja chciałam uciec od jego spojrzenia.
- Ani się waż.-powiedział stanowczo Loki.- Jeśli spuścisz wzrok, to to będzie znaczyć, że kłamiesz.-wyjaśnił, a ja podniosłam pewniej podbródek.
- Heh.-parsknął śmiechem.- Dobrze. To powiedz mi co myślisz o Mścicielach?
- A co to ma do rzeczy?-zmarszczyłam brwi.
- Zadałem pytanie.
- Ja też.
- Idiotka.
- Co?-zapytałam, chociaż chciałam, aby to było w mojej głowie.
- Co co?
- Nic.-rzuciłam szybko z szeroko otwartymi oczami i przerażeniem wypisanym na twarzy.
Obleciał mnie zdezorientowanym spojrzeniem.
- W takim razie przejdźmy dalej.-powiedział niezręcznie i odchrząknął, szukając czegoś w papierach.
- Nie wykłócaj się z nim. Nic ci to nie da.-powiedział Loki.
- Nie nazywaj mnie idiotką, bo oberwiesz.-odparłam, patrząc uparcie na agenta przede mną.
- U, groźba?-zakpił wielce rozbawiony.
- A tak.-powiedziałam pewna siebie.
- A ją?-blondyn podsunął mi tym razem zdjęcie mojej siostry.
Zabrało mi dech w piersi, kiedy zobaczyłam ją nieprzytomną, zakrwawioną i na stercie gruzu. Łzy samoistnie pojawiły mi się w oczach.
- Rosa. Spokojnie.-uspokajał mnie psotnik, jednak w tamtej chwili go nie słuchałam.
Byłam wpatrzona w to zdjęcie i nie dowierzałam.
- Biedna mała.-westchnął blondyn.- Miała zaledwie sześć lat.-dodał.- Znałaś ją?
- Zaprzecz. Rosalia, musisz zaprzeczyć.
- Nie.-mruknąłem, czując, jak łza swawolnie spływa po moim policzku.
- Ciekawe.-mruknął, uparcie się we mnie wpatrując.- Nawet bardzo ciekawe, wiesz?-oparł się na stole łokciami i pochylił lekko w przód.- A powiedz mi, co sądzisz o tym wszystkim. Wiesz, tym całym zamknięciem.
Spojrzałam na niego i miałam nadzieję, że Loki mnie jakoś poratuje, doradzi, ale nic takiego nie nastąpiło.
- No, słucham.-pospieszył mnie, a ja wiedziałam, że muszę sobie radzić sama.
- Co ja o tym sadzę? Sądzę, że jesteście idiotami.-powiedziałam, czując złość, wzbierającą w moim ciele.
- Idiotami?-uniusł jedną brew.- A to czemu?
- Czemu?-prychnęłam.- Posadziliście mnie i nie tylko do więźnia, oskarżacie o współpracę z jakimś elfem, a ja wam może jescze mam stopy całować, co?-warknęłam.
- Przydałoby się.-szepnął, przekładając papiery.
- Słucham?
- Lepiej od razu się przyznaj.-rzucił z kpiącym uśmiechem.
- Niby do czego?
- Do twoich umiejętności.-westchnął.
- Że... Co?
- A no to. Nasz wywiad dowiedział się, że twoja siostrzyczka, której się wypierasz, ma jakieś zdolności.
- Czekaj, skąd to wiecie?
- Mówiłem, wywiad.-rzucił zdawkowo.- Pogadajmy o tobie i Lokim. Bo coś między wami jest i to widać. Zależy ci na nim?
- Loki, pomóż.-poprosiłam, ale nie uzyskałam żadnej odpowiedzi, a tym bardziej wyczekiwanej pomocy.
- Kochasz go?-zadawał pytanie za pytaniem, a ja tylko słuchałam i zastanawiałam się, czy się przyznać do uczuć, jakie żywie do maga.
- Możliwe.-odparłam wymijająco, pewniej unosząc podbródek.
- W takim razie byłabyś zła, gdybyśmy coś mu zrobili, co?-uniusł brwi, a moje serce zrobiło fikołek.
- Ani go tknijcie.-syknęłam w pełni zezłoszczona.
- Czyli byłabyś zła.-zaśmiał się i wyjął z kieszeni mały pilot, który skierował ponad moje ramię i nacisnął guzik.
Spojrzałam przez ramię, tylko po to, żeby zobaczyć, jak szkło weneckie w ścianie się rozsuwa, odsłaniając mi widok na mojego psotnika... Skrępowanego kajdanami, uniemożliwiającymi czarowanie. Miał swój typowy uśmiech na ustach i stał przed jednym z agentów, który mierzył do niego z broni.
- To co? Zabawimy się?-uśmiechnął się zadziornie i nacisnął przycisk na pilocie.
Zauważyłam, że kajdany Lokiego puściły przez jego ciało coś w rodzaju energii elektrycznej. Nie słyszałam go, ale z całą pewnością warknął z bólu, na co wskazywał wyraz jego twarzy.
- Zostaw go!-krzyknęłam, obracając się w kierunki agenta, mającego niezłą zabawę z tego wszystkiego.
- Co mówisz? Popieść go? Jak chcesz.-wzruszył ramionami i ponownie nacisnął przycisk.
- Loki!-zapłakałam, widząc, jak mój ukochany pada na kolana pod wpływem bólu.- Puść go! Błagam! Już dość!-błagałam i płakałam, aczkolwiek nawet ten slurwysyński uśmiech mu z twarzy nie zniknął.
- Och kochanie, ja dopiero zaczynam.-powiedział, a piekło Lokiego wciąż trwało.
Czułam złość, żal i gniew, ale najsilniejszym uczuciem, jakie wtedy przeżywałam, było zmartwienie. O niego, mojego ukochanego, który w tamtym momencie był pod władzą prądu. Potem gniew przejął nade mną władze i dosłownie się w nim zatraciłam. Coś dziwnego się ze mną działo. Kolory zaczęły się ze sobą zlewać, a moje ręce niekontrolowanie drżeć. Zacisnęłam oczy, bo ta energia, która we mnie powstała zaczęła boleć swoją siłą. Krzyknęłam, uwalniając całą potęgę, a potem upadłam kompletnie wyczerpana. Zobaczyłam tylko, że agent, który mnie przesłuchiwał został ciśnięty o ścianę, przez jakąś niebieską smugę światła
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro