Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One: 22. "Płaczesz?"

- Możesz mi łaskawie wyjaśnić co robisz? - zapytał Loki ze swojej celi, kiedy ja stanęłam na swojej pryczy w pozie jaskółki.

- Nudzi mi się - przyznałam, a następnie zeskoczyłam na ziemię, gdzie wpadłam w ręce psotnika, który znienacka teleportował się do mnie.

Uśmiechnął się do mnie tak, że zmiękły mi kolana i gdyby mnie tak mocno nie trzymał, zapewne poznałabym smak podłoża.

- Wytłumaczysz mi to z aetherem? - przypomniałam, kiedy już siedziałam po turecku na mojej pryczy, a Loki usiadł na ziemi przede mną.

- Masz piękne oczy, wiesz? - rzucił znikąd, przez co zamrugałam na niego parę razy.

- Loki?

- Hm?

- Czy ty właśnie próbujesz zmienić temat? - uniosłam podejrzliwie brew.

- Ależ skąd - podkręcił głową - Ja właśnie go zmieniłem.-uśmiechnął się chytrze.

- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć o aetherze?

- Bo ściany mają uszy, moja droga - powiedział i spojrzał przy tym na róg mojej celi.

Gdy tam spojrzałam, zrozumiałam, dlaczego nie chce mi nic mówić. Kamera. A jak kamera, to pewnie podsłuch.

- Och - powiedziałam, przenosząc na niego wzrok. - Ale powiedz... Jestem dla ciebie wyjątkowa? -spojrzałam na niego, a raczej jego zdezorientowaną minę. - Tak jak na przykład Nathallie? -podsunęłam dyskretnie.

Jego mina zmieniła się w przepełnioną zrozumieniem. Mag odchylił się lekko w tył i przeleciał wzrokiem po celi, wahając się i to wyraźnie.

- Loki - mruknęłam, dzięki czemu zwrócił na mnie uwagę.

- To drażliwy temat.

- Chcę wiedzieć - upierałam się.

Wziął wdech i rozchylił usta, aby coś powiedzieć, jednak uprzedził go dźwięk owierania drzwi. Loki zniknął szybciej niż zdążyłabym sobie to wyobrazić, ale znalazłam go wzrokiem chodzącego po swojej celi. Spojrzał na mnie przelotnie.

- Wanda - usłyszałam z prawej strony, a gdy tam spojrzałam, zobaczyłam Kapitana Ameryke, który stał przy wejściu do jej celi.

Dziewczyna podniosła wzrok ze swojej pryczy. Jej twarz wyrażała obojętność. Tak samo, kiedy Steve zakuł ją w specjalne kajdany, uniemożliwiające magie zapewne, i razem z nią udał się do wyjścia. Nawet na mnie nie spojrzał. Za to Wanda popatrzyła przez ramię i rzuciła mi spojrzenie pełne politowania.

- Przesłuchanie.

Aż podskoczyłam słysząc jego głos tuż obok siebie.

- Jeżeli Avengers mnie nie zabiją, w końcu ty to zrobisz, przysięgam - powiedziałam, kładąc dłoń na sercu.

Zaśmiał się cicho pod nosem.

- Jak to w ogóle jest możliwe, że oni cię nie widzą w kamerach?-zapytałam.

- Oni widzą, wiedzą i słyszą to, co ja chcę, aby słyszeli, wiedzieli i widzieli.

Wykorzystałam okazję i usiadłam na nim okrakiem, ale tylko po to, żeby otulić jego szyję moimi rękami i schować twarz w ramię psotnika. Brakowało mi tego, bardzo mi tego brakowało. Jeszcze bardziej brakowało mi jego ramion, które właśnie się wokół mnie obkręciły. I ust, czule muskających moją skroń. Rąk, cudownie głaszczących moje plecy. Oraz słów, dodających mi otuchy.

- Loki? -mruknęłam cichuteńko, kładąc brode na jego ramieniu.

- Tak?

- Kocham cię - przyznałam. - Tak tylko chciałam ci powiedzieć -pociągnęłam nosem.

- Płaczesz?

- Nie - głos mi się lekko zatrząsł. - Ale zaraz będę - ponownie wtuliłam twarz w jego ramię i zaczęłam cicho łkać.

- Rosa - zaśmiał się, ale nie tyle złośliwe, co dla mojego rozbawienia. - Nie płacz - szepnął wprost do mojego ucha.

- Mhm - mruknęłam, ale wcale nie zamierzałam przestać płakać.

W sumie rzeczy nawet nie wiedziałam o co rycze. A tak. Może o to, że nie dawno wróciłam z wojny w jakiejś obcej mi krainie, na której ja i mój ukochany mogliśmy zginąć, zostałam oskarżona o współudział w wywołaniu tej bitwy, a na dodatek moja siostrzyczka tam została i nie wiem co z nią...

Mocniej się w niego wtuliłam i już nie próbowałam się nawet powstrzymać przed łzami.

- Będzie dobrze. Zobaczysz -zapewnił, gładząc moje plecy w czuły sposób, co nieco mnie uspokoiło. - Płacz ile będziesz chciała, kochanie. Od tego mnie masz - pocałował moją skroń.

W tym momencie zaczęłam również płakać z tego, jaki on jest kochany.

- Loki - usłyszałam głos Steva, więc pewnie odprowadził Wande do jej celi i zobaczył Lokiego u mnie. A raczej pode mną. - Co ty...

- Rogers - przerwał mu psotnik. - W każdej chwili mogę wrócić do celi, ale spójrz na nią - zapewne wskazał mnie.

Chwilę później usłyszałam westchnięcie Kapitana.

- Macie dziesięć minut. Potem muszę ją zabrać - oznajmił, po czym wyszedł o czym świadczy dźwięk otwierania i zamykania drzwi.

Zielonooki delikatnie złapał mnie za ramiona i odchylił w tył. Zobaczył moje zapłakane i pewnie czerwone oczy. Ja unikałam jego wzroku, bo czułam się conajmniej dziwnie płacząc tak przed kimś.

- Przepraszam - pociągnęłam nosem i otarłam łzy nadgarstkami.

- A zupełnie nie masz za co - złapał moje dłonie i każdą z nich obdarował pocałunkiem.

- Zwykle... - zaśmiałam się cicho - Zwykle nie płaczę - rzuciłam mu krótkie spojrzenie.

- A potem wybuchasz emocjami, bo nie mają one jak ujść -
powiedział.

- No - zgodziłam się zerkając na niego.

Uśmiechnęliśmy się, a potem zaśmialiśmy. Nie długo jednak trwała nasza radość, ponieważ zaraz do mojej celi wszedł Steve. Spojrzałam na niego, ale kiedy tylko go rozpoznałam, odwróciłam wzrok. Nie chciałam patrzeć na żadne z nich. Cmoknęłam Lokiego w usta, po czym z niego wstałam, odczuwając natychmiastową pustkę. Bez słowa, ani nawet patrzenia na Kapitana, dałam się zakuć w kajdany i wyprowadzić. Przelotnie spojrzałam na Wande, która płakała. Zmarszczyłam brwi, wiedząc, że nic dobrego mnie tam nie czeka.

Ludzie, ludzie!
To już 2 tysiące!
Woah, jestem zaskoczona i dziękuję tym, którzy to czytają😻
Zachęcam do komentowania, bo to dodaje mi weny i pomysłów na rozdziały😉
Kocham was💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro