One: 21. "To dla waszego dobra"
Obudziłam się, bo poczułam jakieś wstrząsy niewiadomego pochodzenia. Usiadłam na łóżku, ale trudno mi się było zorientować w sytuacji, zwłaszcza, że zaraz do mojej sali wpadła kompania agentów T.A.R.C.Z.Y z karabinami w rękach. Szerzej otworzyłam oczy na widok wycelowanych we mnie luf.
- Na ziemię! - wrzasnął jeden z agentów, a ja zdezorientowana nie miałam pojęcia co robić, więc tylko siedziałam.
Siłą sprowadzili mnie z łóżka i przyparli brzuchem do podłoża, co wcale wygodne nie było. Czułam zakuwane kajdanki na moich nadgarstkach. Brutalnie postawili mnie na równe nogi i wyprowadzili z sali. Zostałam poprowadzona przez korytarz i zauważyłam, że drużyna Mścicieli patrzy na to wszystko z boku. Strzeliłam Stevowi spojrzenie typu "Co do cholery?!", a on tylko uniósł pewniej podbródek. Nie wyrywałam się z dwóch powodów, pierwszy, głowa mi pulsowała i była o krok od wybuchu, a drugi, zwyczajnie nie miałam powodu. No bo ja przeciwko kilkunastu agentów z bronią? Jak myślicie, kto wygra?
- Puść mnie do cholery! -usłyszałam kobiece warknięcie zapewne skierowane do jednego z agentów.
Nie myliłam się. Zauważyłam, że do sali obrad, w której byliśmy, została wprowadzona Wanda. Również była w kajdankach i ubrana w koszule nocną.
- Wanda? - zapytałam zdziwiona jej widokiem, ale po tym, jak ona spojrzała na mnie, widziałam, że nie tylko ja nie wiem co się dzieje.
- Ty? Okej, ktoś mi powie co się tu wyprawia? - rozglądnęła się, aczkolwiek chętnych do wyjaśnień nie było.
Był za to ktoś, kogo się tu nie spodziewałam. Loki. Tyle, że nie był zakuty w kajdany, a tylko stał mając po bokach agentów, którzy kierowali w niego swoje lufy. Miał bezczelny uśmiech na swoich ustach, na co się w sumie uśmiechnęłam. Spojrzał na mnie i puścił mi oczko. Jemu również posłałam pytające spojrzenie, ale tylko wzruszył ramionami.
- Teraz... - powiedział jakiś agent, zdejmując swój hełm, dzięki czemu mogłam zobaczyć jego zielone oczy i blond włosy.
Zapewne kapitan oddziału, który nas zakuł w kajdany.
- Sobie pogadamy - dokończył zdanie, po czym usiadł okrakiem na krześle, które wcześniej sobie przysunął.
Skinął głową w bok, przez co agenci poprowadzili mnie bliżej Lokiego i teraz stałam z nim ramię w ramię. To samo zrobili z Wandą i dotykała ona mojego ramienia. Zielonooki patrzył po nas, jakby szukał czegoś, co zgubił. Loki wydawał się być tym szczerze rozbawiony, Wanda zdezorientowana, a mi było już wszystko jedno.
- Takie pytanko, kojarzycie takie coś, jak te rzekomą wojnę w Asgardzie?
Popatrzyłam na Lokiego, a on wiedział, że mu się przyglądam, jednak wzrok miał utkwiony w blondynie.
- Może i jaki to ma związek z naszym porwaniem? - Wanda odbiła piłeczke.
- To nie porwanie, a ochorona.
- Kogo niby? - zakpiłam.
- Was - rzucił tak po prostu i wzruszył ramionami.
Po tych słowach Loki został ogłuszony uderzeniem w tył głowy i upadł na ziemię. To samo było z Wandą, ale ja nie miałam zamiaru dać się gdzieś wyzieźć, więc odskoczyłam w przód. Blondyn chciał mnie złapać, a ja w pore się uchyliłam, dzięki czemu uniknęłam jego ramion. Za to wpadłam w ramiona Steva.
- Puszczaj!
- To dla waszego dobra - warknął i wbił mi igłę strzykawki w szyję, przez co syknęłam z bólu.
Potem była tylko ciemność i szumy w głowie, których powoli miałam dość.
~
Zaczęłam mrużyć oczy, a po chwili otwarłam je i jedyne, co zobaczyłam, to szary sufit pokryty chyba metalem. Obróciłam głowę w bok, dzięki czemu zorientowałam się, że obok mnie jest szklana ściana, a za nią Wanda siedząca na metalowej pryczy i patrząca na swoje buty.
- Wanda? - mruknęłam, unosząc się na swoich zdartych, lekko opuchniętych łokciach.
Dziewczyna spojrzała w moją stronę, ale szybko jej wzrok powędrował na coś za mną. Również tam spojrzałam i zobaczyłam Lokiego, który stał nade mną i patrzył mi w oczy. Ukląkł przy mnie, a następnie zaczesał mi kosmyk włosów za ucho. Siłą rzeczy się uśmiechnęłam.
- W porządku? - zapytał, marszcząc czoło w opiekuńczym geście.
- Nie wiem gdzie jestem, kiedy jestem i jak jestem, ale tak... Ogółem jest okej - rzuciłam z lekkim rozbawieniem.
Zielonooki uśmiechnął się szeroko, po czym podał mi rękę i mogłam wstać.
- Więc? - zapytałam, starając się patrzeć mu prosto w oczy, a nie gdzieś po ścianach, chociaż bardzo mnie kusiło rozglądnąć się po pomieszczeniu, gdzie nas przetrzymywali.
- Wanda - mruknął mag, przenosząc wzrok na dziewczynę, ale ta zaraz po wypowiedzeniu jej imienia, zniknęła.
- No to co teraz? - usłyszałam jej głos zaraz obok mnie, na co podskoczyłam zlękniona.
- Chryste, ja też chcę czarować -złapałam się za serce, a Loki prychnął śmiechem.
- Loki - burknęła zniecierpliwiona dziewczyna.
- Kobiety - prychnął. - Jak pewnie zauważyłyście jesteśmy w więzieniu...
- No nie mów - zakpiła rosjanka.
Czy oni się kłócą? Bo Loki właśnie jej posłał zabójcze spojrzenie, a ona go spiorunowała wzrokiem.
- Nie mówię, ja prawię. Wracając, prawdopodobnie podejrzewają nas o wywołanie wojny i sojusz z Malekitem.
- Jaki sojusz? - zapytałam, niedowierzający własnym uszom.
- Z Malekitem, ale ja przecież go na oczy nie widziałam -zaargumentowała.
- Szukają winnych - mruknął Loki w zamyśleniu, wodząc wzrokiem po całej celi.
- Ale przecież to nie my -powiedziałam.
- Prawda, aczkolwiek oni nie mają kogo za to winić, a czemu by nie nas, skoro to my władamy magią z aeteru?
- Ja nie - prychnęłam, zakładając ręce na piersi, na co oboje na mnie spojrzeli.
- Masz w sobie aether -powiedział Loki.
- Jak...
- Później ci wyjaśnię, a teraz wracajmy do pozorów zanim się zorientują - machnął ręką, dzięki czemu Wanda przeniosła się do swojej celi, a sam mag do swojej.
Teraz już się nie dziwię, że Loki nie lubi Midgardu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro