One: 2. "[...] przestań mnie wyzywać [...]"
Poczułam szarpanie za bluzke, co mnie wkurzyło, bo mnie się nie budzi. Nigdy. Nawet jeżeli dom stanąłby w ogniu, a U.F.O wylądowało w moim pokoju; nie budzi się mnie.
- Nathalie, zaraz pójdziesz do kąta! - wydarłam się chowając moje ciało pod kołdrą, gdzie czułam się najlepiej.
- Ale ja mam na imię Thor -roześmiał się właściciel głębokiej barwy głosu, a mnie natychmiast postawiło do pionu.
- O kurcze - zaczęłam się poprawiać na widok dwóch Bogów stojących przede mną. - Ja, um, ja przepraszam, ale myślałam, że to moja siostra - zaczęłam się głupio tłumaczyć. Nienawidziłam takich sytuacji.
Znaczy nie to, że Bogowie często odwiedzają mój dom, nie?
Chociaż jak się ma rodziców-agentów, to wszystkiego trzeba się spodziewać.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnął się blondyn o niebieskich oczach. Ciekawy był. Wyglądał na przyjaznego.- To mój brat, Loki -wskazał wysokiego, zielonookiego mężczyzne w złoto-zielonej zbroi.
Jego mina mówi wszystko: "Nie chcę tu być".
- Um, hej - przywitałam się, ale on pozostał niewzruszony tym faktem. - Oukej... - przeniosłam wzrok na gromowładnego -Kawy? Herbaty? - mruknęłam, chcąc być miła.
- Nie, ja już muszę lecieć, mam sprawy tam - wskazał na sufit.- Na górze.
- Och. No tak, król Asgardu - puknęłam się palcem w skroń, bo tak oczywistej rzeczy nie można było zapomnieć.
A jednak Rose się to udało.
Ciekawe czemu...
Może dlatego, że Rose ma dziwne tendencje do różnych rzeczy i zapominania banalnych faktów.
To się chyba fachowo skleroza nazywa
Uśmiechnął się, po czym ucałował wierzch mojej dłoni patrząc mi w oczy z pod tych długich, czarnych rzęs.
Tata miał rację, mówiąc mi, że to taka męska Barbie.
- Do zobacznia - rzucił i wyszedł z mieszkania, żeby go nie rozwalić przy transporcie na Asgard.
Automatycznie mój wzrok poleciał na psotnika, który w ciszy mi się przyglądał.
- Co? - mruknęłam, co chyba go zdziwiło, bo wyrzucił brwi w górę.
Jednak szybko się opamiętał i pokręcił głową, siadając w fotelu obok mojego biurka.
Postanowiłam nie dręczyć świra i poszłam zobaczyć co z Nathalie. Uchyliłam lekko drzwi, aby móc wychylić przez nie głowę i zobaczyć śpiąca jeszcze siostrzyczke w swoim łóżeczku z motywem księżniczek Disney'a.
- Śpi? - zapytał nagle, będąc za moimi plecami, na co pisnęłam zaskoczona.
Nathalie otworzyła oczy i wstała do siadu. Gdy się rozglądnęła i spostrzegła, że w łóżku naprzeciwko niej nie ma rodziców, zaczęła płakać.
- Och nie. Nienienienie - zawyłam, podchodząc do niej szybko, aby zdążyć zanim obudziłaby cały blok.
Zabrałam ją na ręce, ale ona nie przestała płakać. Gdy zauważyłam, że Loki stał progu i uśmiechnął się na moją nieporadność, coś we mnie zagotowało.
- A ty co rżysz? - rzuciłam, patrząc na niego wzrokiem, którym mogłabym zabijać.
Kłamca spojrzał na mnie jak na idiotke, a jego uśmiech się poszerzył. Okej. Mam pomysł co może ją uciszyć i zrobię to bez względu na jego obecność.
Położyłam się z małą na łóżku rodziców i podniosłam ją nad siebie udając, że jest pszczółką. Po chwili płacz zmienił się w śmiech z jej i mojej strony.
- Ej, auć. Ręce mnie już bolą grubasku - odłożyłam ją na bok i rozmasowałam nadgarstki.
Takie małe, a tak ciężkie.
- Kto to? - wskazała palcem na psotnika stojącego w progu z rękami za plecami.
Wielki Pan.
Pff...
- A to? To taka nowa gosposia -widząc zdezorientowaną minę Lokiego, byłamz siebie dumna. -Nikt ważny. Co chcesz na śniadanie?
- Czekolada!
- O nie! - usiadłam. - Nie na śniadanie - powiedziałam dobitnie, dzięki czemu zafundowałam sobie III wojnę światową.
- Obiecałaś! - zaczęła, czerwieniąc się ze złości, a ja przeklnęłam ojca, że dał jej takie geny.
- Później, teraz coś zdrowego -wstałam i ominęłam tego dupka w drzwiach, trącąc go ramieniem, na co tylko prychnął z pogardą.
Nikt Cię tu nie chcę.
Zwłaszcza ja.
Oczywiście moja siostra nie byłaby sobą, gdyby nie poleciała za mną do kuchni i nie zaczęła się domagać tej czekolady.
- Nathalie, nie - odczepiłam ją od swojej nogi, żeby móc spróbować dosięgnąć płatków śniadaniowych.
Pal licho mój metr pięćdziesiąt trzy. Nie dosięgnę.
- Kurwa - mruknęłam stając na palcach, ale i to nic nie dało. Byłam taka krótka w nogach, że to było aż śmieszne.
- Kurwa - powtórzyła mała, a ja spojrzałam na nią z przerażeniem w oczach.
Świetnie!
- Nathallie... - wymknęłam w jej stronę palec, co miało robić za ostrzeżenie, ale...
- Kurwa!
Śmiech Lokiego rozniósł się po domu, ale nawet nie chciałam na niego patrzeć. Miałam o wieeeele większy problem.
- Przestań, to brzydkie słowo -złapałam jej rączki i uklęknęłam przed nią, aby być z nią na równi wzroku.
- Sama je mówisz - wystawiła mi język i wyrwała się, żeby móc pobiec do pokoju.
Powoli wstałam i przyłożyłam sobie jedną dłoń do czoła, a drugą oparłam o moje biodro.
- Rodzice mnie zabiją, przysięgam - westchnęłam, patrząc jak siostra skacze po moim łóżku. - Co ja pieprzę? Za nauczenie jej przeklinania zgotują mi ciężkie męczarnie, a dopiero potem śmierć przez wykrwawienie.
- Masz zadadki na kata -powiedział, stając obok mnie z tym swoim uśmiechem jak debil.
- I na Merlina, przestań mnie wyzywać w myślach.-przewrócił oczami, a ja zamarłam.
C o
- Ty dupku - zmrużyłam na niego oczy i wskazała go palcem. - Śmiesz mi czytać w myślach?
- Owszem. Czy to problem? Jeśli tak, to na pewno nie mój - znów ten uśmiech.
Wyrwałabym mu go z twarzy.
- Dlaczego zawsze ja trafiam na pojebańców?! - wyrzuciłam ręce w górę, a gdy zobaczyłam Nathalie w progu, modliłam się tylko o jedno.
- Pojebaniec!
Wypiję kwas.
Mogę?
- Nat! Nie wolno! - prawie krzyknęłam, ale ona mając mnie zupełnie gdzieś, odeszła na swój dywan. To dziecko nie jest z mojej rodziny. Na pewno nie.
Westchnęłam czując się jak najgorsza siostra ever. Bo taka byłam. Zamknęłam oczy i wzięłam wdech, żeby nie dać się ponieść emocjom, które w tamtej chwili miałam same negatywne.
- Chcesz żebym ją tego oduczył? -zaproponował, na co parsknęłam śmiechem i na niego spojrzałam.
- Niby jak? Metoda sztyletu i maczugi? Nie, dzięki - znów się przymierzyłam, żeby ściągnąć te płatki, ale no jakoś nie urosłam przez te parę minut.
- Uhhh! - tupnęłam zła nogą w ziemię, co rozbawiło Boga kłamstw.
On po prostu podszedł i ścignął mi te płatki, które wręczył do mych rąk.
- Dziękuję? - patrzyłam jak siada przy stole i odchyla się na oparciu, zakładając ręce za głowę.
- To nie z litość, tylko jestem głodny - bezczelnie puścił mi oczko.
Puścił mi oczko. Co?
- Sugerujesz, że nie poradziłabym sobie? - wyjęłam z szafki pod blatem trzy miski, ignorując jego trzepanie powiekami.
Niech trzepie, jak lubi.
Nie wnikam.
- Dokładnie tak - czułam w jego głosie, że się uśmiechnął i bardzo prawdopodobne było, że słuchał moje myśli.
Oh, jak ja go nienawidzę.
- Ja ciebie też - wymamrotał.
Zabije.
- Nie grzeb mi w głowie, bo pożałujesz, Laufeyson -wygroziłam mu łyżką.
- Mhm, spójrz, jak się lękam - uniósł dłonie i pomachał nimi, jakby naprawdę się bał.
No okej.
Wzięłam mleko z lodówki i zakradłam się do niego. Kiedy przechyliłam karton, on znikł. Po prostu znikł. Złapał mnie za nadgarstek, pojawiając się nagle obok mnie. Jego gniewny wzrok sprawił, że zaczęłam się go bać.
- Puszczaj mnie - próbowałam się mu wyrwać, ale on tylko mocniej ścisnął mój nadgarstek, co już na serio bolało.
- Zaczne wrzeszczeć! - zagroziłam mówiąc całkiem poważnie, a on zakpił pod nosem.
-Proszę bardzo - wzruszył ramionami nie wiedząc, że byłabym zdolna to zrobić.
Nie chciałam z siebie zrobić pośmiewiska przed nim i sąsiadami, więc wymyśliłam coś innego.
- Thor? - udałam zdziwioną patrząc mu przez ramię, on popatrzył na mnie lekko zbity z tropu, a potem z lekkim opóźnieniem spojrzał sobie przez ramię.
Heh, idiota.
Wykorzystałam to i wyrwałam swój nadgarstek z jego uścisku, aby potem z sykiem go rozmasować. Szybko się od niego odsunęłam na kilka kroków.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj -postawiłam sprawę jasno, na co on tylko się uśmiechnął. - Debil -mruknęłam, wracając do przygotowywania śniadania.
Niech on zniknie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro