Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One: 18. "Inny?"

Przysięgam, że jeszcze kilka dni i zwariuję. Nie wiem nic, nie mówią mi o niczym, a ja umieram z ciekawości i tęsknoty. Jedyne, co zostało mi objaśnione, to to, że wojna trwa i za szybko się nie skończy. Jestem tu już tydzień i ciągle tylko przesiaduję w moim pokoju, czytając książki lub też słuchając muzyki.

- Rosalia? - usłyszałam głos Visiona. Podniosłam wzrok na czerwoną postać w progu mojego nowego pokoju. - Wołają cię -oznajmił i czekał aż rusze się z łóżka, aby pójść za nim.

Gdy w końcu to się stało, udaliśmy się prosto do sali obrad, gdzie czekali wszyscy członkowie drużyny. Była cisza, kiedy zajmowałam miejsce obok Clinta. Czułam ich wzrok wypalający dziurę w mojej twarzy, aczkolwiek udawałam, że niczego nie zauważam. Długo wszyscy milczeliśmy aż Steve nie odchrząknął i wyprostował się na krześle.

- Mamy... - podążył wzrokiem po swoich towarzyszach, którzy nagle zaczęli być dziwnie zdenerwowani. - Informacje na temat Lokiego - dokończył, patrząc mi z niepewnością w oczy

- Co z nim? - uniosłam pewniej podbródek, aby utrzymać pozory silnej i niezależnej.

Kapitan na chwilę opuścił wzrok, ale jego oczy ponownie spotkały się z moimi.

Jest zestresowany...

- Żyje - odpowiedział zdawkowo, aczkolwiek mnie to nie wystarczyło.

- To znaczy? -uniosłam brew, a Kapitan zgapił mój ruch.

- Na litość! - miliarder wstał ze swojego krzesła, mająca minę, jakby miał szczerze dość naszej rozmowy, nie dążącej do nikąd tak na prawdę.- Jeleń jest żywy, oddycha, ma się dobrze. Nawet więcej! Jest na Ziemi! Wybaczcie, ale nie mogłem was słuchać.

- Jest na Ziemi?! Gdzie?! Muszę go zobaczyć! - wstałam z krzesła gotowa w tej chwili spotkać się z ukochanym.

Jednak wymiana spojrzeń drużyny lekko ostudziła mój zapał.

Co znowu

- Rosalia, on jest w zakładzie psychiatrycznym - oznajmiła zabójczyni, a mnie mina zrzędła.

- Jak to? - zapytałam, zszokowana przenosząc wzrok na Tonyego, oczekując od niego wyjaśnień.

- Przyleciał na Ziemię po wojnie kompletnie zszokowany, przestraszony i zachowywał się jak... Jak nie on. Był inny.

- Inny? - przeniosłam wzrok na Visiona, który jako jedyny zdawał się utrzymywać pozory normalności.

- Tak, jak mówi Anthony, nie był sobą. Miał... - przeniósł wzrok na swoje splecione dłonie, wahając się chwilę z dokończeniem zdania. - Dziwne teorie i zachowywał się, jakby wciąż był na wojnie, ranny i bezbronny. Po wstępnych badaniach okazało się, że ma stany lękowe -wytłumaczył najprościej jak potrafił.

Łzy stanęły mi w oczach, więc zamrugałam kilka razy, aby wyzbyć się chęci rozpłakania się w ich obecności. Mój ukochany, człowiek, któremu się oddałam i byłam gotowa poświęcić dla niego swoje życie, on teraz jest zamknięty w jakimś psychiatryku ze stanami lękowymi? Nie, to nie może być on. Przecież Loki był zawsze tym o mocnej psychice i nie dawał się w żaden sposób zastraszyć.

Zacisnęłam powieki, zęby oraz pięści, zdeterminowana, żeby zobaczyć kruczowłosego.

- Chcę go zobaczyć - mruknęłam cicho, ale stanowczo i nie było mowy, żebym przyjęła odmowę. Nie tym razem. Nie w takiej sprawie.

- Ale...

- Chcę go zobaczyć! - powiedziałam dość głośno, otwierając oczy, aby zobaczyć zdziwione miny Mścicieli.

- Dobrze - powiedział niepewnie Clint, po chwili ciszy. - Ale odwiedziny są dopiero za dwa dni, więc będziesz musiała jeszcze poczekać.

Kiwnęłam głową, a potem, nie czekając na pozwolenie, wyszłam. Moim celem był pokój, ale myśl, że miałam czekać tam sama i nie mając żadnego większego pomysłu na zajęcie sobie czasu, dobiła mnie. Wolałam usiąść sobie w salonie na siódmym piętrze i gapić się w ścianę przez bite dwadzieścia minut. Gdyby nie Natasha, dosiadająca się do mnie, pewnie nadal patrzyłabym w te ścianę, a tak, to opuściłam wzrok na swoje dłonie. Rosjanka początkowo była cicho, pewnie nie wiedziała jak mnie podejść, żebym zaczęła rozmowę, ale w końcu się odezwała.

- Zamierzasz te dwa dni przesiedzieć na tej kanapie? - mruknęła żartem, dzięki czemu lekko się uśmiechnęłam.

Z nich wszystkich najbardziej lubiłam Natashe i Visiona. Wydawali mi się najbardziej spokojni ze wszystkich.

- Nie - pokręciłam głową, wzdychając, po czym na nią spojrzałam. - Nie mam co robić -przyznałam.

- Wiesz... - przechyliła głowę do boku. - Może i znajdę dla ciebie jakieś ambitne zadanie?

No i tak znalazłam się z nią na strzelnicy, ucząc się używać broni wszelkiego kalibru. Za każdym razem byłam blisko środka, ale w niego nie trafiałam, ironia losu.

- Natasha? - zapytałam, odkładając słuchawki na specjalną półkę na polu do strzałów.

- Mów mi Nat - uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, co odwzajemniłam.

Polubiła mnie?

- Czy ja wam, nie wiem, przeszkadzam? - mówiąc to wzrok miałam skupiony na jakże ciekawym podłożu.

- Co? Nie, dlaczego?

- No... - spojrzałam w bok, a następnie na nią. - Takie odnoszę wrażenie.

- Nie, nie masz się czym przejmować. Tylko wiesz, byłaś nowa, a my nie jesteśmy zbyt ufni. Sama rozumiesz - zaśmiała się, na co tylko przytaknęłam.

Nasz trening trwał aż do ściemnienia się, kiedy to Kapitan przyszedł patrenować, a ja wymknęłam się do pokoju pod pretekstem zmęczenia. Rzeczywiście byłam zmęczona, ale nie na tyle, żeby iść spać. Wzięłam więc szybki prysznic i ubrałam się w czarną bieliznę. Wychodząc z łazienki i susząc przy tym włosy ręcznikiem zauważyłam, że książka należąca niegdyś do Lokiego leżała teraz na moim łóżku, a byłam prawie pewna, że przed kilkoma godzinami odkładałam ją na półkę. Rozglądnęłam się, jednak nikogo nie zauważyłam. Ostrożnie i powoli podeszłam do łóżka i przyglądnęłam się lekturze z odległości. Była ona otwarta na setnej stronie, czyli to zdecydowanie nie mogłam ja być osobą, która ją czytała, bo skończyłam czytać na dwusetnej pierwszej stronie.

Byłam tym zbita z tropu, ale pomyślałam, że to nic ważnego i odłożyłam książkę na półkę, aby móc wślizgnąć się pod kołdrę, poprosić J.A.R.V.I.Sa, żeby zgasił światło i spróbować zapaść sen. Jednak ta noc nie różniła się od innych, nie mogłam spać. Za dużo myśli w mojej głowie. Znów sięgnęłam po proszki na sen, przez których stosowanie zauważyłam u siebie spadek koncentracji i dziwne chwilę zamyśleń. Jednak tylko one jakoś tam mi pomagały we śnie. Nie była to duża pomoc, ale zawsze.

~

Rano byłam strasznie ospała, bo mój sen nie przekroczył czasu trzech godzin. Planowałam pozostać w łóżku, ale wyszło, jak wyszło. Byłam osobą, która nie potrafiła usiedzieć długo w miejscu, tak więc wstałam tylko po to, żeby doprowadzić się do porządku i zasiąść przed książką. Nie dane mi było jednak przeczytać ani jednego zdania, ponieważ moje rozkojarzenie było niemożliwe duże. Ledwo rozumiałam pierwsze słowo, więc nie było mowy o dalszym czytaniu. Odpoczynek też nie był mi dany, bo Natasha wpadła mi do pokoju i zapytała czy nie chcę z nią poćwiczyć na strzelnicy. Zgodziłam się, żeby nie dać po sobie poznać czegoś niepokojącego.

Zanim poszłyśmy na strzelnicę, zahaczyłyśmy o jadalnie, gdzie razem z większością drużyny zjedliśmy śniadanie. Dowiedziałam się, że Thor przylatuje za tydzień, ponieważ ma jeszcze jakieś sprawy na Asgardzie, a Clint oraz Kapitan wybyli na misję bodajże w Hongkongu. Na strzelnicy szło mi źle, bardzo źle. Nie mogłam się w ogóle skupić w wyniku czego nie trafiałam nawet w tarczę.

- Co się z tobą dzieje?-  zapytała Nat, przekrzykując huk strzałów z naszych broni.

- Nie wyspałam się.

Teoretycznie nie skłamałam, ponieważ jak mówiłam, nie spałam dobrze, ani długo. Jednak nie to było przyczyną mojego rozkojarzenia, tylko te leki na sen. W końcu miałam naprawdę dość, dlatego poprosiłam Rosjankę o chwilę przerwy, dzięki czemu mogłam odpocząć oparta o ścianę. Nie czułam się dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro