One: 18. "Inny?"
Przysięgam, że jeszcze kilka dni i zwariuję. Nie wiem nic, nie mówią mi o niczym, a ja umieram z ciekawości i tęsknoty. Jedyne, co zostało mi objaśnione, to to, że wojna trwa i za szybko się nie skończy. Jestem tu już tydzień i ciągle tylko przesiaduję w moim pokoju, czytając książki lub też słuchając muzyki.
- Rosalia? - usłyszałam głos Visiona. Podniosłam wzrok na czerwoną postać w progu mojego nowego pokoju. - Wołają cię -oznajmił i czekał aż rusze się z łóżka, aby pójść za nim.
Gdy w końcu to się stało, udaliśmy się prosto do sali obrad, gdzie czekali wszyscy członkowie drużyny. Była cisza, kiedy zajmowałam miejsce obok Clinta. Czułam ich wzrok wypalający dziurę w mojej twarzy, aczkolwiek udawałam, że niczego nie zauważam. Długo wszyscy milczeliśmy aż Steve nie odchrząknął i wyprostował się na krześle.
- Mamy... - podążył wzrokiem po swoich towarzyszach, którzy nagle zaczęli być dziwnie zdenerwowani. - Informacje na temat Lokiego - dokończył, patrząc mi z niepewnością w oczy
- Co z nim? - uniosłam pewniej podbródek, aby utrzymać pozory silnej i niezależnej.
Kapitan na chwilę opuścił wzrok, ale jego oczy ponownie spotkały się z moimi.
Jest zestresowany...
- Żyje - odpowiedział zdawkowo, aczkolwiek mnie to nie wystarczyło.
- To znaczy? -uniosłam brew, a Kapitan zgapił mój ruch.
- Na litość! - miliarder wstał ze swojego krzesła, mająca minę, jakby miał szczerze dość naszej rozmowy, nie dążącej do nikąd tak na prawdę.- Jeleń jest żywy, oddycha, ma się dobrze. Nawet więcej! Jest na Ziemi! Wybaczcie, ale nie mogłem was słuchać.
- Jest na Ziemi?! Gdzie?! Muszę go zobaczyć! - wstałam z krzesła gotowa w tej chwili spotkać się z ukochanym.
Jednak wymiana spojrzeń drużyny lekko ostudziła mój zapał.
Co znowu
- Rosalia, on jest w zakładzie psychiatrycznym - oznajmiła zabójczyni, a mnie mina zrzędła.
- Jak to? - zapytałam, zszokowana przenosząc wzrok na Tonyego, oczekując od niego wyjaśnień.
- Przyleciał na Ziemię po wojnie kompletnie zszokowany, przestraszony i zachowywał się jak... Jak nie on. Był inny.
- Inny? - przeniosłam wzrok na Visiona, który jako jedyny zdawał się utrzymywać pozory normalności.
- Tak, jak mówi Anthony, nie był sobą. Miał... - przeniósł wzrok na swoje splecione dłonie, wahając się chwilę z dokończeniem zdania. - Dziwne teorie i zachowywał się, jakby wciąż był na wojnie, ranny i bezbronny. Po wstępnych badaniach okazało się, że ma stany lękowe -wytłumaczył najprościej jak potrafił.
Łzy stanęły mi w oczach, więc zamrugałam kilka razy, aby wyzbyć się chęci rozpłakania się w ich obecności. Mój ukochany, człowiek, któremu się oddałam i byłam gotowa poświęcić dla niego swoje życie, on teraz jest zamknięty w jakimś psychiatryku ze stanami lękowymi? Nie, to nie może być on. Przecież Loki był zawsze tym o mocnej psychice i nie dawał się w żaden sposób zastraszyć.
Zacisnęłam powieki, zęby oraz pięści, zdeterminowana, żeby zobaczyć kruczowłosego.
- Chcę go zobaczyć - mruknęłam cicho, ale stanowczo i nie było mowy, żebym przyjęła odmowę. Nie tym razem. Nie w takiej sprawie.
- Ale...
- Chcę go zobaczyć! - powiedziałam dość głośno, otwierając oczy, aby zobaczyć zdziwione miny Mścicieli.
- Dobrze - powiedział niepewnie Clint, po chwili ciszy. - Ale odwiedziny są dopiero za dwa dni, więc będziesz musiała jeszcze poczekać.
Kiwnęłam głową, a potem, nie czekając na pozwolenie, wyszłam. Moim celem był pokój, ale myśl, że miałam czekać tam sama i nie mając żadnego większego pomysłu na zajęcie sobie czasu, dobiła mnie. Wolałam usiąść sobie w salonie na siódmym piętrze i gapić się w ścianę przez bite dwadzieścia minut. Gdyby nie Natasha, dosiadająca się do mnie, pewnie nadal patrzyłabym w te ścianę, a tak, to opuściłam wzrok na swoje dłonie. Rosjanka początkowo była cicho, pewnie nie wiedziała jak mnie podejść, żebym zaczęła rozmowę, ale w końcu się odezwała.
- Zamierzasz te dwa dni przesiedzieć na tej kanapie? - mruknęła żartem, dzięki czemu lekko się uśmiechnęłam.
Z nich wszystkich najbardziej lubiłam Natashe i Visiona. Wydawali mi się najbardziej spokojni ze wszystkich.
- Nie - pokręciłam głową, wzdychając, po czym na nią spojrzałam. - Nie mam co robić -przyznałam.
- Wiesz... - przechyliła głowę do boku. - Może i znajdę dla ciebie jakieś ambitne zadanie?
No i tak znalazłam się z nią na strzelnicy, ucząc się używać broni wszelkiego kalibru. Za każdym razem byłam blisko środka, ale w niego nie trafiałam, ironia losu.
- Natasha? - zapytałam, odkładając słuchawki na specjalną półkę na polu do strzałów.
- Mów mi Nat - uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, co odwzajemniłam.
Polubiła mnie?
- Czy ja wam, nie wiem, przeszkadzam? - mówiąc to wzrok miałam skupiony na jakże ciekawym podłożu.
- Co? Nie, dlaczego?
- No... - spojrzałam w bok, a następnie na nią. - Takie odnoszę wrażenie.
- Nie, nie masz się czym przejmować. Tylko wiesz, byłaś nowa, a my nie jesteśmy zbyt ufni. Sama rozumiesz - zaśmiała się, na co tylko przytaknęłam.
Nasz trening trwał aż do ściemnienia się, kiedy to Kapitan przyszedł patrenować, a ja wymknęłam się do pokoju pod pretekstem zmęczenia. Rzeczywiście byłam zmęczona, ale nie na tyle, żeby iść spać. Wzięłam więc szybki prysznic i ubrałam się w czarną bieliznę. Wychodząc z łazienki i susząc przy tym włosy ręcznikiem zauważyłam, że książka należąca niegdyś do Lokiego leżała teraz na moim łóżku, a byłam prawie pewna, że przed kilkoma godzinami odkładałam ją na półkę. Rozglądnęłam się, jednak nikogo nie zauważyłam. Ostrożnie i powoli podeszłam do łóżka i przyglądnęłam się lekturze z odległości. Była ona otwarta na setnej stronie, czyli to zdecydowanie nie mogłam ja być osobą, która ją czytała, bo skończyłam czytać na dwusetnej pierwszej stronie.
Byłam tym zbita z tropu, ale pomyślałam, że to nic ważnego i odłożyłam książkę na półkę, aby móc wślizgnąć się pod kołdrę, poprosić J.A.R.V.I.Sa, żeby zgasił światło i spróbować zapaść sen. Jednak ta noc nie różniła się od innych, nie mogłam spać. Za dużo myśli w mojej głowie. Znów sięgnęłam po proszki na sen, przez których stosowanie zauważyłam u siebie spadek koncentracji i dziwne chwilę zamyśleń. Jednak tylko one jakoś tam mi pomagały we śnie. Nie była to duża pomoc, ale zawsze.
~
Rano byłam strasznie ospała, bo mój sen nie przekroczył czasu trzech godzin. Planowałam pozostać w łóżku, ale wyszło, jak wyszło. Byłam osobą, która nie potrafiła usiedzieć długo w miejscu, tak więc wstałam tylko po to, żeby doprowadzić się do porządku i zasiąść przed książką. Nie dane mi było jednak przeczytać ani jednego zdania, ponieważ moje rozkojarzenie było niemożliwe duże. Ledwo rozumiałam pierwsze słowo, więc nie było mowy o dalszym czytaniu. Odpoczynek też nie był mi dany, bo Natasha wpadła mi do pokoju i zapytała czy nie chcę z nią poćwiczyć na strzelnicy. Zgodziłam się, żeby nie dać po sobie poznać czegoś niepokojącego.
Zanim poszłyśmy na strzelnicę, zahaczyłyśmy o jadalnie, gdzie razem z większością drużyny zjedliśmy śniadanie. Dowiedziałam się, że Thor przylatuje za tydzień, ponieważ ma jeszcze jakieś sprawy na Asgardzie, a Clint oraz Kapitan wybyli na misję bodajże w Hongkongu. Na strzelnicy szło mi źle, bardzo źle. Nie mogłam się w ogóle skupić w wyniku czego nie trafiałam nawet w tarczę.
- Co się z tobą dzieje?- zapytała Nat, przekrzykując huk strzałów z naszych broni.
- Nie wyspałam się.
Teoretycznie nie skłamałam, ponieważ jak mówiłam, nie spałam dobrze, ani długo. Jednak nie to było przyczyną mojego rozkojarzenia, tylko te leki na sen. W końcu miałam naprawdę dość, dlatego poprosiłam Rosjankę o chwilę przerwy, dzięki czemu mogłam odpocząć oparta o ścianę. Nie czułam się dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro