One: 14. "Nie oskarżam cię o nic [...]"
Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu, a właściwie czymś bliżej nie określonym.
Kiedy próbowałam się podnieść do siadu, bok mojego brzucha wybuchł ostrym, przeszywającym bólem, a wynikiem tego był krzyk z moich ust.
- Leż - rozkazał Loki, klęcząc obok mnie i przykładając dłonie do moich skroni, co uśmierzyło ból.
- Loki... C-co się... - starałam się cokolwiek powiedzieć, ale ucisk w brzuchu mi to skutecznie uniemożliwił.
- Spokojnie, masz rane na brzuchu. Zregenerowałem cię jak mogłem, ale resztę musi zrobić czas - usiadł obok mojej głowy, wpatrując się w moje tęczówki.
- Nat? - wychrypiałam, po czym odchrząknęłam cicho, co też trochę bolało.
- Z tego co wiem schronili się gdzieś w podziemiach Asgardu, ale nie wiem gdzie dokładnie -wyjaśnił, opierając łokieć na swoim zgiętym kolanie. - Wiesz coś, co powinienem wiedzieć?-zapytał po chwili.
Nie do końca wiedziałam o co mu chodzi, więc zamrugałam na niego dwa razy ze zmarszczonymi brwiami.
- Chodzi mi o ciebie - wyjaśnił, ale mi to nic nie rozjaśniło, więc pokręciłam głową.- Myślę - zaciął się, spuszczając wzrok na swoje buty.- Myślę, że skoro Nat ma takie umiejętności... -spojrzał na mnie wymownie.
- Ja? - zapytałam z niedowierzaniem. - Nie, Loki, gdzie ja? P-przecież...
- Spokojne - zachichotał.
On chichocze?
Swoją drogą miły odgłos dla uszu.
- Nie oskarżam cię o nic, martwię się po prostu.-wyznał, a widząc moje pełne pytań spojrzenie, wyjaśnił. - Słuchaj -poprawił się na podłodze. - Jeszcze tydzień temu miałbym gdzieś czy coś ci się stanie, czy jesteś ranna i czy się boisz, ale teraz... - wziął wdech i zmarszczył czoło. - Teraz jesteś dla mnie ważna i przyznaje, odgrywasz w moim życiu ważną rolę, Rosalie.
- Czyli co? - zapytałam chcąc, żeby to powiedział, albo w ogóle sobie to odpuścił.
- Nie lubię mówić o swoich uczuciach - wychrypiał cicho, zerkając na mnie z rozbawieniem.
- Loki - mruknęłam równie rozbawiona co on, ale i tak... Powiedz to!
- No dobrze, dobrze - zaśmiał się, po czym nachylił się nade mną i musnął moje usta swoimi, ale to było inne doznanie od jego poprzednich pocałunków, delikatniejsze, czulsze.
- Kocham cię, Rosa - wyznał wciąż nade mną pochylony.
- Ja ciebie też - odparłam z uśmiechem, który samoistnie mi wtargnął na usta. - Ale co teraz? -zapytałam, niszcząc tą chwilę.
- Szczerze? Nie mam pojęcia -przyznał, przeczesując swoje włosy w tył. - Nat, Hogun i Fandral zapadli się pod ziemię i to dosłownie, my jesteśmy tutaj, a mojego brata, ani nikogo innego nie mogę wyczuć.
- Odyn?
- Nie, nawet nie wiem czym są te bestie.
- Napewno coś wymyślisz -uśmiechnęłam się pokrzepiająco, a on odgapił mój grymas.
- Skąd ta pewność?
- Jesteś Loki, książę Asgardu i najzdolniejszy mag jakiego widziały wszystkie światy -puściłam mu oczko. - Wierzę w ciebie.
Poszerzył swój uśmiech i znów dotknął moje usta swoimi. Potem siedzieliśmy w milczeniu i głowę dam, że myślał co dalej zrobić.
Byliśmy w kropce, przyznaję. Nic nie wiedzieliśmy. Niczego nie pojmowaliśmy. Byliśmy sami na polu bitwy, ale każde z nas wiedziało, że nie może się poddać. Ja mimo ran, Loki mimo bólu psychicznego. Nie poddamy się. Damy radę.
Razem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro