One: 10. "Nathallie"
Rosalia's P.O.V
Loki zasłonił mnie swoim ciałem, a ja kompletnie nie wiedziałam co się dzieje.
Był oszołomiony z bólu i teraz to ja miałam przejąć kontrolę. Musiałam nas stąd wyciągnąć wciąż oddychających. Nie było to łatwe, zwłaszcza, że Loki był otumaniony do tego stopnia, że nie słyszał moich słów.
- Rusz się! - pociągnęłam go za rękę, żeby wyjść z nim z celi, uchylić się przed mocarnym ogonem tego czegoś i przedostać się na schody.
Loki coraz mniej kontaktował i w końcu upadł na szczycie schodów.
Całe szczęście, że już na szczycie.
- No nie. Nie rób mi tego teraz -mruknęłam, padając na kolana obok maga.
Poklepałam go po policzku, ale ani drgnął. Postanowiłam, że muszę go stąd zabrać zanim ta bestia się zorientuje gdzie jesteśmy.
O wilku mowa...
Tuż obok mojej głowy przeleciała kula magmy, a ja spojrzałam najpierw za siebie, gdzie lawa wypaliła dziurę w złotych wrotach tworząc dla nas drogę ucieczki, a potem na smoka, który już się gotował na kolejny cios kulą ognia.
No i co ja zrobię? Przecież go nie udźwignę, a zostać tu nie możemy.
Zdecydowałam się na ryzykowny krok...
Wyciągnęłam zza paska zbroi mężczyzny sztylet i stanęłam przed nim, patrząc wprost w ogromne oko bestii.
- Chcesz się bawić?! To masz! -krzyknęłam, rzucając sztyletem wprost w oko potwora.
Przeraźliwy ryk wydobył się z gardła smoka, a samo stworzenie zamknęło oczy i odsunęło się kilka kroków w tył.
Teraz pozostało uciec.
Wzięłam maga za ręce i zawlokłam przez dziurę we wrotach, gdzie czekali na mnie dwaj mężczyźni.
- Hogun! - zawołałam do czarnowłosego mężczyzny, którego poznałam z opowiadań Thora.
- Co się stało? - zapytał, biorąc maga pod ramię, a ja zajęłam się drugą stroną kruczowłosego.
- Bestia - to jedno słowo wystarczyło jako wytłumaczenie.
Hogun pomógł mi zanieść maga do wielkiej, złotej komnaty z ogniskiem na środku, a Fandral osłaniał nas cały czas.
Potem rdzawowłosy zamknął olbrzymie wrota i założył swój drugi miecz jako zamknięcie, żeby nie można było otworzyć wrót.
Hogun pomógł mi położyć Lokiego na jednej ze złotych kanap, ale bokiem, ponieważ chciałam zobaczyć plecy maga.
To co ujrzałam było okropne.
Spalona skóra, przywęglone mięśnie i wciąż dymiąca zbroja.
- Nieźle go załatwił .
- skwitował Fandral, ale to zignorowałam i postarałam się nie rozpłakać.
- Potrzebuję wody -zakomunikowałam, odchylając materiał zbroi na boki, aby lepiej widzieć rany.
A raczej jedną wielką rane na całe plecy.
- Spróbujemy coś załatwić, ale musiałby ze mną pójść Fandral, on zna lepiej ten zamek - oznajmił czarnowłosy.
Kiwnęłam głową.
- Dam radę sama - zapewniłam, a Hogun ukląkł przy mnie i położył mieczy przy moim udzie.
Spojrzałam na ostrze, po czym na przyglądającego mi się wojownika. Skinął na mnie głową, na co zrobiłam to samo.
Wojownicy wyszli przez wrota, a ja znów musiałam je zamknąć i założyć miecz na klamki. Potem uklękłam przy magu i dokładnie się przyjrzałam ranie.
Jedyne co mogłam na razie zrobić, to pozbycie się górnej części zbroi Lokiego i wyjęcie z rany kawałków stopionego metalu od zbroi i materiału. W oczekiwaniu na wojowników głaskałam boga po włosach i siliłam się uronić jak najmniej łez, ale skończyło się moim cichym szlochem.
~
Hogun wpadł do komnaty niczym burza, a za nim Fandral i krzyknęli do mnie, że trzeba stąd uciekać, na co zaprzeczyłam.
- Bestia tu idzie! - wykrzyczał wściekły rdzawowłosy na mój sprzeciw.
- Bierzcie Lokiego i wynocha stąd! Ja bez siostry nigdzie nie idę! - wrzasnęłam, gdy już strąciłam nad sobą kontrolę.
- Uważaj na siebie - mruknął Hogun, biorąc maga pod ramię, a Fandral pokręcił zrezygnowany głową i wyminął mnie, żeby pomóc przyjacielowi.
Wyszli przez drugie wrota, które wywarzył nogą czarnowłosy i zniknęli za nimi. Ja zostałam.
Wzięłam miecz do ręki, ale na tyle byłam przerażona, że nie wiedziałam co robić dalej. W końcu wzięłam wdech na uspokojenie i wyszłam z komnaty. Było zdecydowanie za cicho, co mnie zaniepokoiło jeszcze bardziej.
Przeszłam korytarz i weszłam schodami do sali tronowej, ale nic tam nie zastałam, co mnie zdziwiło.
- Gdzie strażnicy? - szepnęłam do siebie, rozglądając się dookoła.
Odwróciłam głowę w bok i dostałam z czegoś twardego w głowę, w wyniku czego mnie zamroczyło i upadłam na ziemię, a miecz poleciał dwa metry w bok.
~
Kiedy odzyskałam zdolność widzenia zauważyłam, że nade mną stał wysoki, mocarny wojownik w czarnej zbroi i czymś w rodzaju pałki w rękach. Miał czerwone oczy, które od razu mi się skojarzyły z bestią.
Warknął na mnie i wziął zamach, ale przeturlałam się w bok, unikając ciosu, który by zabolał, bo w złotej posadzce zostało spore wgniecenie, na które wytrzeszczyłam oczy.
- Du er min - wywarczał, znów robiąc zamach, ale tym razem wstałam na nogi i zgarnęłam miecz.
W ostatniej chwili zablokowałam jego pałkę mieczem, przez co broń wydała z siebie metaliczny dźwięk. Niestety był ode mnie silniejszy, więc odepchnął mnie w tył i zatrzymał mój miecz w swojej dłoni.
Podszedł do mnie, a ja z przerażeniem czekałam aż mnie zabije. Jednak zaraz stanął w miejscu i upadł martwy, a moim oczom ukazała się moja siostra.
- Nathallie - westchnęłam, rzucając się na siostrę z objęciami. - Co oni ci zrobili? -spojrzałam na jej włosy, które przybrały szary kolor, po czym spojrzałam w jej srebrne oczy.
- Dziadek Odyn mówił, że jestem niezwykła - powiedziała, bawiąc się moimi włosami.
- Dziadek Odyn? - zapytałam, nie do końca wiedząc co o tym myśleć.
- Taakk. Mówił też, że wyjadę do krainy Hell.
- Boże mój - szepnęłam, wtulając ją w siebie.
Ona nic nie wiedziała. To dobrze. Przynajmiej nie musiała się bać i cierpieć.
- Słuchaj słoneczko - spojrzałam w jej oczy. - Musimy stąd iść. Powiesz mi co zrobiłaś temu panu? - wskazałam na mężczyzne, który przed chwilą chciał mnie zabić.
- Zobaczyłam, że chce cię uderzyć, a ja tego nie chciałam i pomyślałam, że go nie lubię i jakoś tak upadł - wyjaśniła w swoim języku, ale i tak ją zrozumiałam.
- Dobrze, tylko nie rób tak każdemu, okej? - poleciłam, a dziewczynka kiwnęła głową.
Teraz trzeba znaleźć Fandrala, Hoguna i Lokiego.
Jutro piątek, piąteczek, piątunio😃😃 A ja leżę chora w łóżku😷
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro