{4} rozdział 8
Loki's P.O.V
Jeszcze spałem wygodnie w swoim łóżeczku, gdy moja ukochana postanowiła mnie obudzić, bo coś tam z dziećmi.
Nie kontaktowałem zbytnio, kiedy wywlekałem się z łóżka... Poprawka... Ona mnie wywlekała a ja się toczyłem.
-Ale co?-spytałem, będąc ciągniętym za rękę do pokoju dzieci. Stanęliśmy w progu, a rozentazjuzmowana Freya wskazała na Ranve i Persi.
Spali przytulając się do siebie, a raczej Ranve obejmował swoją siostrę i na moje oko wyglądało to tak, jakby chciał ją obronić przed całym światem.
Była dosłownie zamknięta w jego objęciach.
- Och, Loki.-blondynka załkała, wtulając się w mój bok. Wiedziałem, że była rozczulona tym widokiem, ale ja byłem raczej dumny z dzieci, że potrafią się przytulić i pocieszyć. O to mi chodziło w ich wychowaniu, żeby były jak najbliżej siebie.
- Ślicznie, ale czy mogę już iść spać?
Dostałem za to z jej maleńkiej dłoni w pierś, co mnie nie tyle bolało, ale rozśmieszyło. Tak czy siak wróciłem do łóżka, gdzie mogłem w pełni wypocząć.
Persi's P.O.V
Obudziłam się i dość szybko doszłam do wniosku, że Ranve przy mnie nie ma. Poszedł sobie? Ale kiedy się obudził czy zaraz po tym jak ja zasnęłam?
Zrobiło mi się smutno, bo bardzo chciałam, żeby był przy mnie cały czas. Potrzebowałam go, a on sobie poszedł.
Wstałam, ale tylko po to, żeby ubrać na siebie jakieś dresowe spodnie i luźną koszulkę. Była sobota, więc nie musiałam się martwić o szkołę. Przetarłam oko, schodząc po schodach.
Chciałam w spokoju zjeść śniadanie, ale w kuchni zostałam całą rodzinkę. Ojciec spojrzał na mnie z wyrzutem, a matka z niedowierzaniem i zmartwieniem. Za to brat rzucał mi przepraszające, krótkie spojrzenia.
Ocho...
- Dobrze, że jesteś.-odezwał się ojciec, a mnie się słabo zrobiło, bo w jego głosie słychać było jak bardzo wkurwiony był.- Siadaj.-wskazał na krzesło obok tego, na którym siedział brat. Rodzice stali, żeby wyglądać na tych dominujących, ale i tak tacy byli. Nie musieli się wysilać.
Grzecznie zajęłam miejsce obok brata, który patrzył w ziemię, unikając ze mną wzroku jakby się go bał.
- Ranve nam powiedział.-powiedziała mama i miałam przejebane...- Skarbie.-rozczuliła się, ale ojciec nie dał jej na to pozwolenia.
- Nie miłuj się nad nią.-wycedził, a ja opuściłam głowę, bo tylko on potrafił wpędzić mnie w doła na trzy miesiące.
- Tato...-Ranve próbował zareagować, ale znowu ojciec.
- Milcz.
Mama tak samo zachowała cisze. Nie wiem czy ona się bała ojca czy jego mocy, a może jeszcze czegoś innego, ale tak czy siak nie pomagała nam.
- A ty młoda damo, zdajesz sobie sprawę z tego, że złamałaś mój zakaz?-wymierzył we mnie palcem.
- Nie rozumiesz...
- Och rozumiem... Chciałaś iść, bo koleżanki szły a ty miałaś zostać w domu.-powiedział, a ja musiałam się postarać, żeby nie przewrócić oczami. Naprawdę.- Ale tym samym złamałaś mój zakaz, a to nie pozostanie mi obojętne.
- A to, że mnie ktoś skrzywdził?-uniosłam brwi, bo oczywiście to było dla niego tłem. Drugim planem. Moja niesubordynacja była dla niego najważniejsza.
- Skrzywdził cię, bo byłaś na tyle głupia, żeby iść na imprezę dla starszaków.
W tym momencie poczułam się jak niczego nie warta szmata. Jak rozstrojone skrzypce; niby grają, ale dźwięk nie jest piękny, a zepsuty i zniszczony.
- Loki.-odezwała się mama, kładąc dłoń na ramieniu męża.- Daj jej spokój, wiesz, jak boli taka krzywda?
- Nie wiem i nigdy się nie dowiem, bo mam na tyle oleju w głowie, żeby unikać takich sytuacji.-warknął w moją stronę.
- Nie wiesz, więc się nie wypowiadaj.-mruknął Ranve. Cicho, ale słyszalnie.
Ojciec wbił w niego wzrok, a ja wiem, że teraz on miał przerąbane i w ogóle nie powinien był się oddzywać. Jeszcze takim tonem i z takim tekstem.
- Że co proszę?-zapytał ojciec, potrząsając głową.- Nie jesteś pełnoletni, a ryby i dzieci głosu nie mają.
- Wiesz co?-Ranve wstał i ojć.- Wal się.
O kurwa.
- Słucham?!
- Ranve!-skarcił go matka zapewne też wyczuwając, że jeżeli tego nie powstrzymamy, to może być źle.
- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać?!
- Śmiem, bo olewasz krzywdę własnej córki!-wskazał na mnie ręką. Chciałam zniknąć. Zapaść się pod ziemię.
- Nie olewam! Dbam o jej dyscyplinę do cholery, ale widzę, że tobie ona się przyda bardziej!
- Jesteś najgorszym ojcem na tej planecie!-podszedł do niego na tyle, że ich klatki piersiowe praktycznie się stykały, co oznaczało, że już jest za późno, żeby ich rozdzielić.
- Radzę ci się w tej chwili zatkać, albo...
- Albo co?-prychnął, a wszystkie szafki się otwarły. Okej, bałam się.- Uderzysz mnie? No, co mi zrobisz? Pokaż mi.
- Ranve...-mruknął ojciec, chcąc opanować moce syna, ale ten wciąż był ponad emocjami.
- Nienawidzę cię całym swoim sercem, przysięgam. Kiedyś, kiedy ja i Persi od ciebie uciekniemy, zobaczysz co straciłeś.-mówił, przybliżając się do ojca, a ten się cofał, żeby nie podbudzić emocji Ranve. Tata schował żonę za swoimi plecami, a ja wstałam, chcąc zareagować.- Nie wiem co jest dla ciebie ważniejsze. My, czy dyscyplina? Bo mam wrażenie, że ja i Persi jesteśmy dla ciebie jedynie ciężarem. A ty lubisz pozbywać się zbędnych rzecz. Czemu nie wypierdolisz nas na bruk?-przechylił głowę w bok, a ojciec zaczął się dusić.
Złapał dłońmi za swoje gardło, chcąc nabrać powietrza, ale moc Ranve mu to uniemożliwiała.
- Ranve! Dość!-zapłakałam, wtulając się w ramię brata, który wydawał się być przerażony.
- Ale... Ja nie mo-mogę...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro