{4} rozdział 23
Loki's P.O.V
Nigdy nie byłem typem grzecznego, ułożonego chłopczyka z ambicjami na pomoc społeczeństwu i inny ludziom. W żadnym przypadku też nie byłem brany za milusia. Mój wygląd nie wskazywał z resztą na takie coś. Cóż... Może to dlatego ten chłopak tak na mnie patrzy? Ze strachem, przerażeniem. Zbladł.
- Pieprzysz moją córkę na blacie?
Przechyliłem głowę w bok, patrząc na zastygnięte ciała Deana i Persi. Dziewczyna siedziała na wyspie kuchennej z rozkraczonymi nogami, między którymi znajdował się chłopak. Bokserki wisiały mu na udach, a ja byłem dość pewny, że moja córka nie ma na sobie bielizny.
- J-ja...-jąkał się, wzuwając na siebie ubrania, za co byłem mu wdzięczny, bo ja jestem zdolny znieść wiele, ale takiego widoku nie zniesie żaden człowiek, zwłaszcza ojciec.
- Nie tłumacz się, tylko oddaj mi córkę.-uciąłem temat, zanim zdążyłby się za bardzo rozwinąć i wszyscy by tego żałowali.
- Tak jest.-mruknął pod nosem, podczas gdy Persi zeskoczyła z blatu. Odchrząknęła i dopiero nieśmiało podniosła na mnie zawstydzony wzrok, czemu towarzyszyły rumieńce.
- To ja pójdę się ogarnąć.-pokierowała się do osobnego pokoju, gdzie zniknęła nam z oczu.
Dean uporczywie unikał mojego wzroku, obserwując swoje palce, stukające o kuchenny blat. Byłem naprawdę rozbawiony jego zachowaniem. Zwłaszcza, że znał mnie przecież od ponad roku i nigdy nie zdarzyło mu się mi ulegnąć lub sprawić, że go zawstydzam. To mnie nieco irytowało, ponieważ jak doskonale wszyscy wiedzą, muszę mieć nad wszystkim kontrolę. W tym nad uczuciami i ogólną psychiką innych ludzi. A Dean nie dawał mi tej satysfakcji. Niechętnie musiałem przyznać, że anioły są potężniejsze od magików. Jednak doskonale zdawał sobie z tego sprawę, że mnie się nie podskakuje, bo znajdę sposób, żeby go zabolało.
- Masz dużego?
- LOKI!
Wybuchłem śmiechem na jego zażenowanie w tamtej chwili. Rumieńce miał większe niż Freya po przebiegnięciu dwóch kilometrów.
- Ha, kurwa, ha.-zgromił mnie spojrzeniem, które w jego wykonaniu miało być groźne, ale mnie jedynie jeszcze bardziej rozbawiło.- Nie chcesz mi urwać głowy za to, że sypiam z twoją córką?-zapytał w pewnej chwili, na co zmarszczyłem brwi.
- Nie interesuje mnie to, z kim sypiasz.-odparłem, wzruszając ramionami.
- A to z kim sypia Persi?
- Jest dorosła.
Miał odpowiedzieć na moje słowa, ale wtedy moja córka pojawiła się w kuchni.
- Możemy iść.-ogłosiła, na co kiwnąłem głową i jeszcze spojrzałem na Deana.
- Mam u ciebie dług, aniołku.-zakpiłem i wyszedłem z domu razem z Persi, która ówcześnie pocałowała chłopaka na pożegnanie. Nie zwróciłem na to uwagi dopóki się nie odezwała, gdy już szliśmy ulicą w stronę domu.
- Idziemy pieszo?
- Nie, na nogach.
- Ale to to samo.-odparła, a ja się do niej uśmiechnąłem, dzięki czemu wiedziała, że żartowałem.- Dlaczego tak?
- Ponieważ chcesz porozmawiać.
- Ja chcę po...-urwała w momencie, gdy posłałem jej to moje charakterystyczne spojrzenie, mówiące, że to co powiedziałem, ma się stać, bo inaczej będę zły. A wszyscy doskonale wiedzą, że jak Loki jest zły, to dziewięć świat jest w stanie poruszyć, żeby tylko zadowolić swoje ego i zranić tego, kto wyprowadził ją z równowagi.
I Loki nie wie dlaczego mówi o sobie w trzeciej osobie...
- No to o czym chcę rozmawiać?-mruknęła dziewczyna, kiedy przyswoiła fakt o rozmowie.
- O Deanie.
- Jezu.-jęknęła, zapewne przewracając oczami.
- Boże jak coś.-odparłem, jednak przed rozpoczęciem rozmowy pozwoliłem kilku sekundom spokojnie, powoli upłynąć.- Podoba ci się?-zacząłem, na co odpowiedziała mi chwilowa cisza, a zaraz po tym westchnięcie.
- Gdyby mi się nie podobał, nie spałabym z nim.
- Masz zamiar z nim być?
- Nie wiem, ugh, może? A co?
- Nie możesz z nim być.-powiedziałem, licząc raczej na sprzeciw niżeli na to, co zrobiła moja córka zaraz po wypowiedzeniu przeze mnie tych słów.
- Okej.
Okej?
- Jak to okej? Nie jesteś zła?-spojrzałem na nią zdziwiony, ale jej mina nie wyrażała żadnych skrajnych emocji jak złość, czy smutek, tylko zobojętnienie. Jakby nie zależało jej na Deanie, albo nie miała z nim większych planów.
- Nie, nie mam zamiaru umawiać się z aniołem, który zapewne zaraz odleci gdzieś w dal, bo zakończył misję, czy coś. Nie będę cierpieć.-stwierdziła, a ja kiwnąłem głową w akcie zgody.
- Rozumiem.-przyznałem zgodnie z prawdą.- Ale to nie zmienia faktu, że Dean ci się podoba.-dodałem po chwili ciszy wypełnionej naszymi rozmyślaniami.
- I co?
- Nie chciałabyś z nim być?
- Tato, oczywiście, że bym chciała, ale tak jak mówię... Nie mam zamiaru się zakochać tylko po to, żeby potem cierpieć rozłąkę.
- A gdyby Dean został?
- Nie zostanie, bo po co?-prychnęła, będąc pewną, że będzie tak, jak mówi, ale najwidoczniej zapomniała o fakcie, iż ma ojca czarodzieja, który udaje, że nie zależy mu na jej szczęściu, ale tak naprawdę zależy mi na niej bardziej niż na kimkolwiek innym-z wyjątkiem Freyi oczywiście.
- Jeszcze się zdziwisz.
Wiem, wiem...
Rozdział o niczym, ale naprawdę nie mam pomysłów na tą książkę i zastanawiam się nad jednym...
Czy by jej nie skasować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro