{4} rozdział 2
Freya
Siedzieliśmy z Lokim przy stole, zajadając się przyrządzoną przeze mnie kolacją, gdy nagle drzwi od domu się otwarły, a potem z hukiem zamknęły. Wkurzony (i to mocno widzocznie) Ranve pobiegł na górę po schodach, przy okazji powodując zlecenie wszystkich książek z regału przy ścianie.
Wraz z jego emocjami budzą się do życia moce, których on jeszcze nie jest w stanie okiełznać.
- Ciekawe co tym razem.-mruknął mój mąż, nie za bardzo przejęty faktem, że jego syn rozwalił jego biblioteczke i prawdopodobnie nieświadomie demoluje teraz pokój.
- Wyglądał na poddenerwowanego.-wyruszyłam ramionami.
- Nie zdążyłem się przypatrzeć.-stwierdził, sięgając po sól do ziemniaków.
- Może do niego pójdę, co?-skrzywiłam się na myśl, co i w jakim stanie mogę zastać w pokoju syna.
- Daj mu chwilę. Niech ochłonie.-powiedział i w sumie miał rację. Gdybym tam teraz weszła mogłabym niechcący oberwać od niego jakimś biurkiem lub czymś takim.
To już się zdarzało...
- Zjedz i dopiero pójdziesz.
Uśmiechnęłam się do niego promienie. Dbał o mnie na każdym kroku i upewniał się, że napewno jest mi dobrze w niektórych sytuacjach. Kochałam go całym sercem i duszą, a on mnie wszystkim, co miał. Byłam mu wdzięczna, że pozwolił mi zajrzeć do swojego małego świata i dzielić z nim tajemnice oraz sekrety.
Ufał mi, a ja jemu.
Zgodnie z jego radą zjadłam kolację (która była lekko niedoprawiona, ale cóż) i poszłam do syna. Zapukałam w dębowe drzwi, ale nie doczekałam się odpowiedzi. A nawet jeżeli coś mi odpowiedział, zagłuszyła to głośna, rockowa muzyka.
Ranve był jednym z TYCH nastolatków.
- Ranve?-zapukałam nieco głośniej, jednak i to nie dało skutku.- Kochanie, wchodzę.-ogłosiłam i tak też zrobiłam.
Wychyliłam głowę zza drzwi i zobaczyłam syna leżącego brzuchem na łóżku z twarzą w poduszce i rękami obejmującymi małego "jaśka", którego dostał od cioci Laury na swoje szóste urodziny. Pamiętam to jak dziś.
Szkoda mi, że wyjechaliśmy ze spokojniej wsi do ruchliwego miasta, jakim jest miasto aniołów. Los Angeles. LA.
Czemu akurat tutaj? Ranve ma tu szkołę, do której zapragnął chodzić, Persi po prostu chciała się tu przeprowadzić, bo to "fajne miasto".
A ja i Loki?
Cóż, to skomplikowane...
Loki uważa to miasto za jakiś łącznik ze światem Hell. Nie wiem o co z tym chodzi, ale podobno to miasto ma dobry wpływ na początkujących czarodziejów. Mają tu lepszą kontrolę nad mocami i jest większe skupienie magii.
Czy coś.
Za to ja uważam, że to miasto ma w sobie coś takiego niezwykłego. Przyciąga mnie, a ja się nie spieram. Jasne, brakuje mi przyjaciół. Clinta, Laury, Natashy i innych, ale coś za coś.
Usiadłam na skraju łóżka Ranve i obróciłam się nieco, żeby ściszyć radio, z którego wydobywał się "jazgot" jak to mój mąż nazywa.
- Kochanie?-poklepałam jego tyłek i więcej robić ani mówić nie musiałam, bo sam zaczął mi tłumaczyć.
- Nienawidzi mnie.-wymamrotał nadal trzymając twarz w poduszce, przez co musiałam naprawdę wytężyć słuch, żeby go zrozumieć.
- Kto taki?-spytałam, przeczesując jego czarne włosy palcami.
Miał to po tacie. Uśmiechnęłam się na tą myśl.
Obrócił głowę w moją stronę i spojrzał na mnie tymi swoimi brązowymi oczętami, do których nie jedna dziewczyna przyleciała.
- Rick.
Mina mi zrzędła. Nie lubiłam chłopaka. Ugh, nie wiem nawet czemu. Był niby uprzejmy wobec mnie i Lokiego, ale zwodził Ranve na złe tory i to mi wadziło.
- Mamo.-mruknął, a ja się otrząsnęłam z zamyślenia i na niego spojrzałam.- Nienawidzisz go, więc czy mogę pogadać o tym z tatą? On go akceptuje.
- Nie nienawidzę go. Po prostu... Mam do niego uraz. Tata jest zajęty sprzątaniem książek, które rozwaliłeś idąc na górę.
- Serio znowu to zrobiłem?-jęknął, przywracając się na plecy.- Trzeba będzie je przykleić jakimś super glu czy coś.-podłożył ręce pod głowę.
- Nie, tata ma zajęcie przynajmniej.-zachichotałam, a on się uśmiechnął.- To mów o co poszło.
- No...-spuścił wzrok i westchnął.- Gadaliśmy o tobie.-wyznał i przygryzł wargę.
- O mnie?-zdziwiłam się, bo faktycznie żadko jestem tematem rozmów. Zwłaszcza nastolatków.
- Rick zapytał mnie czy nie mógłbym go przenocować jeden lub dwa dni, bo się pokłócił z rodzicami i nie ma gdzie mieszkać.-oblizał usta i na mnie spojrzał.- Odparłem, że na bank się nie zgodzisz.
No tak...
- I co on na to?-dopytywałam, ani na moment nie spuszczając wzroku z jego tęczówek, żeby wydać się bardziej pewną siebie.
- Że no tak, bo moja matka uważa go za największe zło tego świata i w ogóle ma go za bandyte.
- Wcale nie mam...
- Powiedz mi, że to nie prawda.-wtrącił, a ja zacisnęłam usta. Co miałam powiedzieć? Kłamać mu nie będę. Westchnął.- Mamo, on nie jest taki zły.
- Robi z ciebie kryminaliste.
- Wcale nie. To ja go odciągam od głupich pomysłów, a nie on mnie wciąga.
- Ale nauczyciele się skarżą, że coraz częściej im pyskujesz...
- Bo mnie wkurzają, tyle.-wzruszył ramionami, jakby to było nic.
- Ranve...
- Wiem, wiem.-przewrócił oczami.- Ale czy ty i tata nie działaliście tak na siebie? Nie ściągał cię na złą stronę?
- Nie, Ranve. Twój ojciec zawsze...
- Zawsze?-uniósł brew i wiedziałam o co mu chodzi.
Sprawa z tym, jak na początku naszej znajomości z Lokim, zdradziłam swojego chłopaka z tym magiem.
Ranve wiedział. Nie mamy przed sobą tajemnic w tej rodzinie.
- No dobrze może nie zawsze, ale...
- Mamo.-wtrącił.- Chodzi o to, że zacząłem cię bronić. Mówiłem, że ty go nie znasz, ale on stwierdził, że pewnie też tak o nim myślę. I tak to mniej więcej było.
Zamyśliłam się chwilę, łącząc fakty w mojej głowie. U mnie to zajmowało zdecydowanie więcej czasu niż u Lokiego.
- Przyjaźń jest wieczna, Ranve. Tylko czasem potrzebuje odpoczynku.
Ranve w mediach💞💖😱
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro