Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{4} rozdział 13

Freya's P.O.V

To nie mogło być prawdą, że on stoi tutaj. W dodatku przede mną i wlepia swój intensywny, wręcz przenikliwy wzrok w moje ciało. Czuję, że mnie skanuje. Jego oczy błądzą po mym ciele bez żadnego skrępowania, a ja jedyne, co mogę zrobić, to zacisnąć uda i opuścić wzrok.

W końcu się odezwał, a niezręczną ciszę między nami przerwał jego bas.

- Pamiętasz mnie.

- Um, trudno zapomnieć kogoś, kto jednym SMS-em zniszczył, a jednocześnie ułożył mi życie.-syknęłam trochę wkurzona, ale miałam do tego prawo.

- Wiem.-podrapał się w kark.- To nie było jakieś fajne.-mruknął i w tym momencie chciałam mu przywalić z liścia w twarz.

- Takich rzeczy się nie robi.-założyłam ręce na piersi, chcąc wydawać się panią sytuacji.

- Tak, przepraszam.

- Myślisz, że zwykłe "przepraszam" załatwi to, jak przez ciebie płakałam?

- Nie.-uniósł na mnie rozżalony, ale jednocześnie pewny siebie wzrok.- Dlatego zapraszam cię na kawę.

Nie potrafiłam ukryć zaskoczenie, które wtargnęło na moją twarz. Kawa? Tak po prostu kawa?

- Wyjaśnimy sobie wszystko i może pogadamy?-ciągnął, a uśmiech grał mu na ustach, jak na przepięknym instrumencie.

- No...-zawahałam się, ale on podjął decyzję za mnie i nim zdążyłam się zorientować, byliśmy w kafeice.

Usiadłam na przeciwko niego, aczkolwiek mój wzrok był wszędzie, tylko nie na nim.

- Słyszałem, że jesteś mężatką.-rozpoczął rozmowę, której ja jednak nie chciałam ciągnąć, więc jedynie odmruknęłam coś jako przytaknięcie.- Nie wyglądasz na szczęśliwą z tego powodu.

Po pierwsze; czy on właśnie zasugerował, że związek z moim mężem nie daje mi szczęścia?

A po drugie; skąd ma takie informacje, że jestem mężatką?

Jednynie wyruszyłam ramionami, a wzrok zawiesiłam na kawie, którą kelnerka chwilę temu postawiła mi przed nosem. Zdziwiłam się, czując jego palce na swoim podbródku. Uniósł go, a moje oczy mimowolnie spotkały się w jego spojrzeniem. Miał ciepły dotyk i taki przyjemny w dotyku. Całkowita odmiana w stosunku do Lokiego, bo ten znowu ma lodowate dłonie jak i całe ciało. Sama taraz nie wiem co wolę bardziej.

- Nie smuć się.-wychrypiał, po czym lekko się uśmiechnął, co rzeczywiście dodało mi otuchy, ale i przetrzeźwiałam.

Co ja robię?

- Um, wybacz.-wstałam, łapiąc przy okazji kontakt wzrokowy z Justinem.- Nie powinnam z tobą rozmawiać ani nawet na ciebie patrzeć.

- To nie przestępstwo rozmawiać z byłym. W dodatku z byłym, którego nie widziałaś dwadzieścia lat.

- Ale to nie fair w stosunku do mojego męża.-zaargumentowałam, chcąc już odejść, ale kiedy zrobiłam krok w stronę wyjścia z kafeiki, poczułam ucisk na nadgarstku.

Spojrzałam na niego. Stał i patrzył na mnie z tym czymś w oczach. Taki błysk miał, gdy dwadzieścia lat temu byliśmy razem, a ja spojrzałam na przystojnego mężczyznę na siłowni. Potem w domu miałam niezłe lanie. Jestem prawie pewna, że widział przerażenie w moich oczach.

- Nie myśl, że tak łatwo się mnie pozbędziesz ze swojego życia, Rosa.

- Puść, to boli.-jęknęłam, bo jego uścisk na mojej dłoni stał się faktycznie bolesny.

- Jesteś moja. I tylko moja. Nie jego. Jesteś moja.-powtarzał jak mantrę, modlitwę. Jakby ilość wypowiedzianych przez niego słów miała wpłynąć na moje zdanie o nim.

- Justin...

Naprawdę chciałam stamtąd iść. Bałam się go i nie sposób było tego nie okazać. Wierciłam nadgarstkiem, chcąc się wydostać z jego uścisku, ale nie miałam na tyle siły. Na szczęście sam mnie puścił. Wyglądał jakby przypomniał sobie gdzie jest i, że ludzie patrzą na nas. Niektórzy widocznie zastanawiali się czy wkroczyć, ale żaden z nich się nie ruszył. Podejrzewam, że nawet gdyby mnie gwałcił na naszym stoliku, nikt by nie zareagował. Odchrząknął, poprawiając swoją marynarkę i rozglądnął się, aby zobaczyć, że wszyscy na nas patrzą. Wystawił palec w moją stronę, marszcząc brwi w złym spojrzeniu.

- Zapamiętaj, że jeszcze z tobą nie skończyłem.

- Jeszcze z tobą nie skończyłem?-zapytał Loki tego samego dnia, siedząc na krześle w kuchni, podczas gdy ja robiłam obiad.

- Naprawdę ci tak powiedział?-prychnął, a ja jedynie skinęłam głową. Byłam w szoku po tym, co się stało i bez znaczenia, że miało to miejsce dwie godziny temu.

- Co za bezczel. Przychodzić do ciebie po tylu latach i takim zerwaniu.

Tym razem nie zareagowałam w żaden sposób, co dało do myślenia psotnikowi, bo zaraz poczułam dwa, silne ramiona, owijające się wokół mojej talii. Mimowolnie się uśmiechnęłam, a na moje policzki wstąpił lekki rumieniec, gdy złożył parę pocałunków na moim policzku oraz szczęce.

- Nie przejmuj się nim. Tylko cię straszy, żebyś do niego wróciła.

- Ale on naprawdę zachowywał się jak jakiś opętany. Powtarzał w kółko, że jestem tylko jego.

- A ja ci powtarzam, że jesteś tylko moja i w przeciwieństwie do niego, ja nie oddam cię nikomu.-zarzekł się, a na te słowa poczułam się faktycznie lepiej.- Niech tylko spróbuje się do ciebie zbliżyć chociaż na kilometr, to zobaczy jak to jest spotkać Lodowego Olbrzyma.

- Och, faktycznie się ciebie przestraszy.-przewróciłam oczami z uśmiechem.- Wybacz kochanie, ale w porównaniu do Lodowego Olbrzyma, jesteś mikrusem.

- Dziękuję.-udawał oburzonego, aczkolwiek wystarczyło, że pocałowałam jego nos i od razu się rozchmurzył.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro