Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{4} rozdział 12

Loki's P.O.V

- Tato, kiedy ja nie mogę.-marudził Ranve, gdy już kolejny raz nie mógł sobie poradzić z wykonaniem mojego polecenia, czyli zwykłego rozwalenia poduszki mocą umysłu.

Młody westchnął, aczkolwiek podjął się ponownej próby. Ku mojemu zadowoleniu-oczywiście ukrytemu pod maską obojętności-poduszka uniosła się z rogu kanapy. Patrzyłem na pełną skupienia twarz nastolatka, kiedy skupiał się na utrzymaniu poduszki w powietrzu. W pewnym momencie wyczułem strach w jego umyśle, który cały czas miałem pod kontralą, więc w razie czego mógłbym szybko zareagować. Ranve bał się. Był przerażony wizją użycia większej ilości mocy po tym, co się stało podczas naszej kłótni. Ja jednak nie odczuwałem strachu czy innych negatywnych emocji względem mojego syna. Wypadek. Zwykły wypadek i tyle. Nie ma się nad czym rozwodzić. Jednak on przeżywa to bardziej niż ktokolwiek z nas. Będę musiał mu chyba powiedzieć o tym, że podczas tego, jak mnie dusił, miałem nad wszystkim kontrolę.

Chciałem tylko, aby zobaczył potęgę swojej magii i to, jak może się skończyć taki wybuch emocji.

Mag musi być opanowany.

- Tato.

Z zamyślenie obudził mnie jęk syna. Spojrzałam na niego. Patrzył na mnie błagalnie, czemu towarzyszyło przerażenie. Wybuchowa mieszanka, jeżeli chodzi o magię.

- Spokojnie.-powiedziałem, patrząc w jego oczy ze stoickim spokojem. Dałem mu tym do zrozumienia, że nic się nie dzieje i, że nie ma podstaw do, żeby się bać.- Jeżeli to ci pomoże, wystaw rękę i nakieruj ją na poduszkę.-poradziłem, ponieważ faktycznie to pamaga. Mi przynajmniej pomagało.

Kiwnął głową i wykonał moje polecenie. Widziałem jak nerwowo zagryza warge i oblizuje usta. Przypomniało mi się, jak ja uczyłem się magii. Tak samo reagowałem. Frigg miała przeze mnie mnóstwo siniaków. Pamiętam, jak uczyła mnie teleportacji. Za pierwszym razem teleportowałem tylko moje ubrania.

Razem z bielizną.

Policzki mnie piekły, jakby się zapaliły, a poczucie własnej wartości jeszcze nigdy nie było tak niskie, jak wtedy. Na szczęście Frigg podeszła do mnie i z lekkim, podnoszącym na duchu uśmiechem okryła moje roznegliżowane ciało jedwabnym kocem utkanym ze złotej tkaniny.
- To nic.-powiedziała swoim melodyjnym, spokojnym głosem, a na ustach grał jej przyjemny uśmiech.- Jutro spróbujesz jeszcze raz, kochanie.-przeczesała moje krótkie wtedy włosy swoimi palcami. Jej dotyk był dla mnie jak błogosławieństwo. Miły, ciepły, kojący i dodający otuchy.- Nie przejmuj się. Takie rzeczy się zdarzają nawet najlepszym.

- Nawet tacie?-zapytałem, bo wtedy Odyn był dla mnie rycerzem. Bohaterem wśród złoczyńców. Śmiałkiem nad śmiałkami.

Jakim ja głupim dzieckiem byłem.

- Nawet tacie.-jej czułe usta zetknęły się ze skórą na moim czole, a ja od razu poczułem się lepiej i miałem ochotę znowu spróbować teleportacji.

Ranve przechylił głowę w bok i zmrużył oczy. Słychać było rozrywane szwy poduszki, ale nic więcej się nie stało. Nastolatek wypuścił wstrzymywane powietrze, a poduszka opadła na podłogę prawie nienaruszona.

- Jestem taki do bani.-mruknął sam do siebie, patrząc w jakże interesującą podłogę.

- Nieprawda.-stanowczo zaprzeczyłem, zakładając ręce na piersi i wciąż utrzymywałem ten sam, niezmieniony wyraz twarzy.

Spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczonu tym, że nie nawrzeszczałem na niego za nieudaną próbę czarowania. Nie wiem co w tym takiego dziwnego. Nigdy na niego nie krzyczę za to, że mu się coś nie udało.

- Przyznałeś się do tego, że nie umiesz tego zrobić i to się nazywa odwaga.-kontynuowałem.- Gdybyś za wszelką cenę starał się to zrobić, nie umiejąc prawidłowo wykorzystać mocy, mogłoby się stać coś, co zdecydowanie nie należy do przyjemnych rzeczy.

Młody patrzył na mnie z czymś nieodgadnionym w oczach aż w końcu odchrząknął i opuścił na sekundę wzrok.

- To co teraz?

- Teraz zrób sobie przerwę.-powiedziałem i sam usiadłem w fotelu. Wziąłem w rękę poduszkę, która przed chwilą była obiektem testów mego syna. Przejrzałem się jej. Miała kilka pęknięć w szwach, ale to tyle. I tak dobrze jak na jego umiejętności.

- To...-zaczął, a ja teraz się zorientowałem, że usiadł w fotelu na przeciwko mnie.

- To?-dopytałem, unosząc brew. Ranve często tak robił. Ucinał zdania, a ty myśl Bożku o co mu chodzi.

- No...-podrapał się w kark. Z daleka dało się wyczuć, że coś go gryzie.- Nie jesteś jakby zły za ten... Wypadek? Wczoraj.

Westchnąłem ciężko, bo wiedziałem, że zaczyna się rozmowa typu "ja ci wytłumaczę, ale ty i tak zostaniesz przy swoim".

- Ranve, to był wypadek, tak?-popatrzyłem w jego oczy ze spokojem i opanowaniem. Czasem taka maska pozwalała mi głębiej zapoznać się z jego myślami, więc często ją stosowałem w naszych rozmowach. Może dlatego młody nie umie rozpoznać kiedy jestem zły a kiedy nie? Nie widział u mnie jeszcze nerwów. Jasne, wtedy z Persi, poniosły mnie emocje, ale to nie były prawdziwe nerwy. Nie takie, jakich doznałem, gdy Odyn wyjawił mi prawdę o mnie i moim pochodzeniu.

- No tak, nie chciałem tego, ale sam fakt, że się do tego posunąłem.

- To nie ty. Byłeś na mnie zły, a twoja moc to odebrała. Musisz zrozumieć, że ty i twoja moc, to osobne istoty. Ty jesteś zły-twoja moc jest w furii.-wyjaśniłem.- To samo ze smutkiem. Ty się smucisz, a twoja moc jest w rozpaczy.

- Czyli...-wyprostował się.- Moja moc, to taki człowiek?

Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który bezczelnie wtargnął mi na usta, rujnując moją stoicką maskę.

- Tak, Ranve. Coś w tym stylu.-mruknąłem rozbawiony, ale potem dodałem już poważniej.- Musisz być ze swoją mocą kumplami. Najlepszymi przyjaciółmi. Jeżeli tak nie będzie, ona cię zniszczy.

Widziałem przerażenie w jego oczach, ale musiałem mu to powiedzieć, żeby zrozumiał, że taka moc, to nie zabawka. Nie przyjemność. Nie byle co. Moc, czary, magia, to rzeczy piękne, a zarazem niebezpieczne. Niszczą posiadacza od środka. Ale tego nie musi wiedzieć. Sam do tego dojdzie w swoim czasie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro