Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{4} rozdział 4

Nasze oddechy praktycznie się wymieniały, a oczy wbijały w siebie wzajemnie.

Nie wierzę, że to zrobiłem, ale...

Pocałowałem go. Złączyłem nasze usta. Wepchnął język pomiędzy moje wargi i dalej czułem, jak dotyka nim mojego podniebienia. Na koniec w końcu przywitał się językiem z moim własnym.

Nie powiem, że mi się nie podobało, bo było całkiem miło, ale zrobiło się dziwnie, gdy Lucas zamknął oczy i przyłożył dłoń do mojego policzka. Wyglądał, jakby się tym delektował?

Przeniosłem wzrok ponad ramię Lucasa, gdzie zauważyłem ruch i... Kurwa.

Odkleiłem się od niego tak, jakby mnie poparzyły jego usta. Zrobiłem kilka kroków w tył i na kogoś wpadłem. Poleciałem w tył na plecy, ale to łokieć piekł mnie jak cholera.

Westchnąłem z całej tej sytuacji. Z boku musiało to wyglądać jakbym był największą ciapą na tej ziemi.

- Zajebie cię kiedyś.-powiedział głos Justina, a ja na niego spojrzałem i dość szybko załapałem, że to na niego nadepnąłem. Miał rozerwaną wargę, z której ciekła krew.

Oho, miałem przejebane.

Ale nie tym się wtedy interesowałem. Spojrzałem w tłum i zobaczyłem, że Lauren nadal tam stoi i patrzy na mnie ze zmartwieniem, ale i zaskoczeniem. Kurwa, czemu akurat teraz musiała tamtędy przechodzić? Lauren podobała mi się od szóstej klasy podstawówki, a teraz prawdopodobnie miała mnie za geja.

- Nic ci nie jest?-zapytał Lucas, wystawiając do mnie dłoń, której użyłem, żeby wstać na nogi.

- Ta.-spojrzałem na swój łokieć, który był rozdarty. Potem przeniosłem wzrok na Justina. Siedział na ziemi z przyciśniętą chusteczką do wargi. Obok niego siedziała Alissa, głaskająca jego włosy oraz policzek.- W porządku?-spytałem go, a on na mnie spojrzał z pogardą.

- Jak się nie wykrwawie, to będzie w porządku.-odparł ledwo zrozumiale.

- Sorry, nie chciałem.-przygryzłem wargę.

- Co ci się stało?-zapytał Lucas, a ja na niego popatrzyłem.- Oderwałeś się jakbyś zobaczył we mnie wroga.-jego oczy posmutniały i... Co się dzieję?

- Nie, tylko Lauren...

- Ah no tak.-sapnął, jakby to było coś złego, że zależy mi, żeby dziewczyna, w której się podkochuje miała o mnie jak najlepsze zdanie.

Nagle poczułem pchnięcie na plecech, przez które wpadłem na Lucasa. Na szczęście utrzymał się na nogach i mnie złapał.

- Justin, co ty odpierdalasz?-syknął Irlandczyk, kiedy ja starałem się utrzymać na własnych nogach.

- Przez niego mam rozpierdoloną warge!

- Rozjebać ci jeszcze coś?!-warknął Lucas, stając niebezpiecznie blisko Jussa.

- Ej ej!-krzyknęła Michonne, rozdzielając chłopaków, żeby się nie pobili.

- Odbiło wam?-zareagował Rick, odciągając Justina w tył za koszulke.

Lucas i Jay darzyli się wzajemnie morderczymi spojrzeniami, a ja stałem i patrzyłem na to, jak jakiś niedorozwinięty.

Bo co miałem zrobić?

W ogóle czemu Lucas mnie broni?

- Dobra, ludzie, ogar.-mruknął Rick będąc chyba poirytowanym ich zachowaniem.- Chodźmy stąd zanim się pozabijamy wzajemnie.-pociągnął go jeszcze trochę, a on spojrzał na mnie wyczekująco. Wiedziałem co mam robić, więc skinąłem głową i zatrzymałem Lucasa, żebyśmy oboje szli na tyle grupy. Justin szedł z przodu, więc lepiej, żeby nie spotkał się teraz z Lucasem.

- Co ci odbiło, Luc?-szepnąłem, kiedy szliśmy na stare tory, gdzie zawsze chodziliśmy, żeby zaznać trochę spokoju od miastowego rumoru. Sam też często tam bywałem, gdy pokłóciłem się z rodzicami, albo świat był przeciwko mnie. Albo gdy po prostu nie dawałem sobie rady z mocami, jakie posiadam.

On tylko wzruszył ramionami, jakby to było normalne, co się działo na boisku. Schował ręce w kieszenie spodni, a wzrok wbił w ziemię, a raczej tory, po których szliśmy. Wyglądał jakby się mnie bał...

W może się mnie boi?

W końcu mam moce i jednym ruchem dłoni mogę go zabić...

Ale tego nie zrobię. Nigdy bym nie skrzywdził nikogo bezbronnego.

- Luc, jakoś dziwnie się przy mnie zachowujesz.-stwierdziłem, patrząc na jego profil.

- Tak wyszło.-ponownie mnie zbył, ale tym razem się chociaż odezwał. Może mnie nie lubi? Zrobiłem mu coś?

Ugh, zamęczę się tym...

Nawet nie zauważyłem, kiedy nasza grupa się zatrzymała, przez co wpadłem na plecy Travisa.

- Uh, sorry.-mruknąłem stając obok niego, ale on nie przejął się moją wpadką. Chociaż jeden normalny.

- Dobra wiara, kto odważny, ten za mną!-krzyknął Justin, po czym pokierował się do wnętrza ciemnego tunelu kolejowego.

- Posrało cię?-sapnęła Michonne, bo chłopaki od razu za nim poszli.

- Ty nie idziesz?-spytał mnie Lucas, a ja pokręciłem przecząco głową.- Czemu?-zewrócił i podszedł do mnie.

- Jakoś tak.-wzruszyłem ramionami, nie chcąc, żeby drążył temat. No niestety...

- Boisz się?

- Luc, błagam cię nie dopytuj.-przewróciłem oczami, po czym kopnąłem jakiś kamień.

- No spoko.-mruknął i... No właśnie nic. Stał i tylko stał.

- Nie idziesz?

- Będziesz tu sam stał?-spojrzał na mnie chyba pierwszy raz nie przypadkowo i ze swojej woli.

- A chcesz ze mną się tu nudzić?-skrzyżowałem nasze spojrzenia i coś się zmieniło. Poczułem się jakoś tak dziwnie.

- Ranve.-mruknął, stając przede mną. Patrzył mi w oczy jak zaczarowany, a ja zaciekawiony o co chodzi i co chce mi zrobić.- Nie wyśmiej mnie, ale chyba cię kocham...

Rozszerzyłem oczy, nie tyle na to wyznanie, ale on się pochylił i mnie pocałował.

Nie tyle, co pocałował, ale przycisnął swoje usta do moich. Po chwili zaczął nimi poruszać w powolnym, lekkim tempie, a ja nadal miałem szeroko otwarte oczy w szoku.

Co powinienem zrobić?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro