{4} rozdział 3
Ranve's P.O.V
Szedłem ulicami miasta, chcąc dotrzeć do miejsca zbiórki naszej paczki. Niedługo potem zobaczyłem siedmioro ludzi w jednym z załuków.
- Cześć.-z każdym przybiłem piątkę oprócz Ricka. On mnie zignorował. Udawałem, że się tym nie przyjmuję i zajałem miejsce obok Lily, czyli brunetki o ciemnej karnacji i brązowych oczach.
- To co dzisiaj robimy?-spytał Travis, szatyn z brązowymi oczami.
- Idziemy na boisko?-zaproponował blondyn o brązowych oczach, Justin.
- Znowu?-marudziła Alissa, blondynka z brązowymi oczami. Ogółem sporo osób w naszej grupie jesr brązowooka.
- A co byś chciała?-zapytał jej chłopak, czyli Justin, którego już znacie. Objął jej ramiona. Ja za to spojrzałem na blondyna, Lucasa, który patrzył na mnie. On jako jedyny miał niebieskie oczy i pochodził z Irlandii. Odwrócił wzrok zaraz po tym jak nasze spojrzenia się spotkały. Uniosłem brew, ale odpuściłem temat.
- Nie wiem, może pizzeria? Albo lody?
- O! Zgadzam się!-rozentazjuzmowana Michonne zabrała głos pierwszy raz w tym spotkaniu. Michonne z kolei była szatynką i tu niespodzianka; również miała brązowe oczy. Leciała na Ricka, ale on nic o tym nie wiedział. Za to inni tak.
- No dobra.-westchnąłem chcąc jak najszybciej pójść gdziekolwiek.- Idziemy do pizzeri, zamówimy co tam chcecie, a potem na boisko.-zarządziłem, ale ostateczny głos w naszej grupie miał Justin. To on był liderem. A ja jego zastępcą.
Każdy w naszej grupie miał rolę; Lily była od wymówek przed dorosłymi i policją. Jak coś zmalowaliśmy, to ona robiła słodkie oczka i dzięki niej wiele razy nam się upiekło. Travis, czyli brat Ricka był naszym muzykiem. Wszędzie zabierał gitarę i grał dla nas. Rick, to mięśniak. Robił za ochronę i pilnował nas, żebyśmy nic głupiego nie zmalowali. Alissa, to po prostu maskotka. Jest ładna, więc robi za twarz naszej grupy. Michonne była od załatwiania czasu i miejscówek. Ogółem co byś nie chciał, ona to załatwi. Justin, jak już mówiłem robi za przywódce. Decyduje gdzie idziemy, na jak długo, co robimy i kiedy wracamy. Decyduje też o tym kto zostaje a kto odchodzi, ale jak na razie nie zdarzyło się, żeby musiał kogoś wywalać. Lucas jest naszym wywiadem. Bada miejsca, gdzie chcemy coś zrobić. Mówi gdzie i kiedy jeździ policja. A ja? Ja jestem tym "niezwykłym". Mam moce, które się przydają.
Naszą paczkę można nazwać wywiadem, albo coś w rodzaju szajki przestępczej, ale jak narazie nasze największe przestępstwo, to wejście na prywatną posesje sąsiada Justina.
Decyzja zapadła, więc poszliśmy do pizzeri, której właściciel bardzo lubił nasze towarzystwo. Całą grypką zasiedliśmy przy naszym stałym miejscu; stoliku przy oknie. Siedziałem między Niallem, a Rickiem. Na przeciwko mnie siedziała Alissa obejmowana przez Justina.
- O, nasi stali bywalcy.-zagruchała kelnerka, która zawsze nas obsługiwała. Była niewiele starsza od nas, więc nieźle się dogadywaliśmy. Jay chciał ją nawet przyjąć do naszej grupy, ale ona wolała spokojny tryb życia.- Co podać?-przyłożyła długopis do notesu i spojrzała na nas wyczekująco.
Zalaliśmy ją toną zamówień, które o dziwo zawsze były trafne i nie pomylone.
- Ktoś brał piłkę?-zapytał Justin patrząc na mnie, bo to zwykle ja pilnowałem takich rzeczy.
Ups...
- Um.-podrapałem się w kark, patrząc na niego przepraszająco.
- No dobra, czyli jesteśmy bez piłki.-stwierdził Rick.- To co będziemy tam robić?
- Pogramy w prawda czy wyzwanie.-powiedział Irlandczyk, a wszyscy się z nim zgodzili.
Niedługo potem dostaliśmy nasze zamówienia, za które zapłacił Justin. Zawsze to robił. Był bogaty, a rodzice wynagradzali mu ich nieobecność pieniędzmi. Próbował zgrywać, że go to nie obchodzi, ale widać było po nim, że tęskni za rodziną. Cóż, Jay jest Jay'em-w życiu się nie przyzna do emocji.
- Lily! No chodź!-krzyknęła Michonne, kiedy byliśmy na boisku.
Dziewczyny postanowiły nas olać i iść się gonić na wzajem. Więc zostałem ja, Travis, Rick, Justin i Lucas do gry w prawda czy wyzwanie.
- Justin zaczyna w końcu przywódca.-rzuciłem patrząc na niego. Spojrzał na mnie i zmrużył oczy, jakby chciał mnie zabić spojrzeniem.
- W takim razie Ranve, prawda czy wyzwanie?-zapytał i oczywiście.
- Prawda.-wybrałem mając w głowie to, że Jay specjalizuje się w rzucaniu durnych i czasem hamskich wyzwań. Czytaj przelizanie się z kimś albo zeskoczenie z dwóch metrów.
- Jesteś prawiczkiem?
Gorszego pytania nie mógł zadać. Naprawdę.
- No dalej.-Travis szturchnął mnie łokciem w żebra, a ja spaliłem buraka, patrząc w beton przed sobą, bo byłem chyba jedynym prawiczkiem w naszej grupie.
- Uh, tak.-wymamrotałem wciąż wpatrując się w grunt, jakby miał mi on zapewnić bezpieczeństwo.
- Co ty? Na serio?-spytał Lucas jakoś dziwnie tym podjarany. Czy to takie ekscytujące, że nigdy nie uprawiałem seksu?
- No tak.-powiedziałem zerkając na niego spod rzęs. Nagle jakby sobie coś przypomniał i spuścił wzrok zarumieniony. Swoją drogą nawet uroczo to wyglądało. Taki spłoszony Lucas.
- Dobra, teraz ty dziewico boża.-zakpił Rick.
Wybrałem Travisa, który powiedział, że chcę wyzwanie, więc kazałem mu dać z liścia Rick'owi. Ten wkurzył się i oddał bratu jakieś trzy razy mocniej.
- Niall, prawda czy wyzwanie?-spytał Travis, a blondyn przygryzł wargę i wybrał wyzwanie.- Przeliż się z Laufeysonem.-wskazał na mnie z hamskim uśmiechem na ustach.
Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Nigdy nie całowałem się z facetem...
Nigdy nawet z dziewczyną nie wymieniałem śliny!
Jak mam to zrobić? Przelizać, czyli z językiem, tak? Matko. Spieprze to. Na bank to spierdole i będą się ze mnie śmiać.
Wstałem, on też. Podeszliśmy do siebie. Przełknąłem ślinę, patrząc mu w oczy. Wyglądał jakby się bał, ale również jakby na to czekał i był zniecierpliwiony. Nie miałem głowy się nad tym zastanawiać w tamtym momencie. Zwłaszcza, że nasze twarze dzieliły milimetry.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro