{4} rozdział 18
Loki's P.O.V
Myślą, że nie widzę. Że nie wiem. Że mam to gdzieś i, że mnie to nie obchodzi.
Ale ja widzę. Ja wiem. Obchodzi mnie to i to bardzo.
Freya śpi wykończona po ostatnich zdarzeniach, Ranve tak samo. Tylko ja w tym domu byłem na nogach. Tylko ja planowałem i knułem. Aż w końcu teleportowałem się do pokoju jednego z tych, co zrobili krzywdę mojej córce. Byłem w zaciemnionym kącie jego pokoju, więc nastolatek mnie nie widział. Ale ja tak. Widziałem go, jak leży na swoim łóżku, słuchając muzyki i pisząc coś na swoim telefonie, który wyglądał mi na szczyt techniki w swoim zakresie. Spokojnie mogłem wejść głębiej w słabo oświetlony pokój, a on i tak nie zorientował się, że coś jest nie tak. Głośną muzykę pochodzącą z jego słuchawek słyszałem będąc metr od niego. Byłem pewien, że blask moich oczu odbijał się w jego telefonie, gdy się nad nim nachyliłem i chyba to mnie zdradziło. Co miało zrobić, więc się uśmiechnąłem, gdy przerażony chłopak zaskoczył z łóżka z krzykiem, który magicznie zatrzymałem w tym pokoju, aby nie zbudził on innych domowników.
- Och, czyżbym cię wystraszył?-mruknąłem, udając zdziwienie, za to on wcale nie musiał udawać swojego przerażenia.- Wybacz, nie chciałem. Miałem nadzieję, że zejdziesz na zawał już po sekundzie.-uśmiechnąłem się niby przyjaźnie.
- Czego chcesz?-zapytał swoim dygoczącym głosem, trzymając się swojego biurka jakby miało mu ono dać gwarancję bezpieczeństwa.
Głupi ludzie.
- Ja?-zbliżyłem się do niego na kilka kroków, na co zareagował przewidywalnie. Szarpnął się, przylegając do ściany, przy której stało łóżko.- Może najpierw odpowiesz mi na pytanie; czego chciałeś od mojej córki?
Zamilkł, myśląc.
- Czekaj.-odkleił się od ściany i zbliżył nieco do mnie, mrużąc oczy, co zapewne pomogło mu dostrzec kontury mojej twarzy. Niech sobie poogląda, bo to prawdopodobnie ostatnie, co widzi.- Ty jesteś ten ojciec Persi?
Zignorowałem fakt, że nazwał mnie tak, jakbyśmy się znali, kiedy powinien oddawać mi pokłony, abym łaskawie zostawił go w spokoju i pozwolił spokojnie żyć w tym swoim chorym, midgardzkim świecie, który z reszta i tak skazany jest na zagładę. Pewnie pomyślicie, że sam w to nie wierzę skoro nie staram się uchronić mojej rodziny od tej zagłady, ale tu kolejne zaskoczenie o mnie. Ja myślę o wszystkim, a niektóre rzeczy przewiduję z własnych spekulacji i domysłów, więc bez obaw o dobro mojej jeszcze midgardzkiej rodziny.
- Jestem Loki.-poprawiłem go, co i tak było uogólnione, bo w końcu jestem księciem Asgardu, a nie jakimś zwykłym Lokim, ojcem nastoletniej uczennicy.- I owszem, jestem ojcem Persi. Tej samej Persi, której ty zrobiłeś krzywdę, a wiadomo, że żaden ojciec nie lubi, jak ktoś, a w szczególności taki nieobyty chłopak jak ty, robi krzywdę ich córkom.
- Nieobyty? Po jakiemu ty pierdolisz stary?
Wspominałem, że nienawidzę tej krainy?
- To się nazywa elegancki język, czyli taki, którego ty nie posiądziesz nigdy.-podszedłem do niego, a on odruchowo cofnął się w tył, na co zareagowałem śmiechem. Bawi mnie ten chłopak, doprawdy.
- Nie zbliżaj się do mnie!-sięgnął po lampkę, stojącą na biurku i zapewne chciał użyć jej jako broni. Ponownie się zaśmiałem.
- Wiesz, nie sądzę, że ta lampka mogłaby zrobić mi krzywdę.-zauważyłem, ale jego to nie wydawało się ruszać, w związku z czym zdecydowałem się przejść do konkretów. I tak za dużo czasu na niego zmarnowałem, a przecież to tylko zwykły, nic nie warty śmiertelnik z krainy głupców.- Posłuchaj mnie teraz uważnie.-spojrzałem mu głęboko w oczy, a siła mojego umysłu wydarła lampkę z jego rąk, roztrzaskując ją o ścianę, przez co chłopak nieźle się wystraszył. Niech się boi.
Moja córka była przerażona, a to jego jakoś nie ruszyło, więc dlaczego miałoby mnie teraz wziąć za serce?
- Mógłbym cię jednym spojrzeniem roztopić, niczym lodowy posąg, albo w takowy zamienić, ale to była by za duża łaska i litość za taki czyn jak twój, więc przygotuj się na to, że rano twoi rodzice odnajdą twoje zmasakrowane ciało rozprute na dwie części.-mówiłem, a jego twarz wyrażała nic innego jak czysty szok i przerażenie, którym emanowała jego persona.- Ale to ie będzie takie łatwe. Najpierw cię będę torturował słownie, aby twoja psychika podupadła, a potem pokaże ci, co potrafi to maleństwo.-wyciągnąłem zza paska zbroi sztylet i przystawiłem mu do oczów, aby dokładnie się mu przyjrzał. Z łatwością mógł oglądać swoje odbicie w ostrzu, co przeraziło go jeszcze bardziej.
Musiałem pilnować, aby nie zszedł mi tu na zawał, bo planowałem inne atrakcje na te noc.
- Potem na twoich oczach rozpruję ci brzuch.-przyłożyłem sztylet do jego piersi, na co zareagował tak, jakby się dusił, ale to był tylko efekt strachu, jaki w nim zawładnął.- Kiedy już będę widział, że ten blask w twoich oczach zniknął, a oddech ci staje w płucach, wydłubię ci oczy.
W tym momencie zbladł tak, że sam się przestraszyłem.
Oczywiście nie miałem zamiaru robić tych wszystkich rzeczy, bo pomimo mojego szatańskiego charakteru i pomysłów nie lepszych, nie byłem tym samym Lokim, co kiedyś. teraz-mając syna w jego wieku-nie jestem w stanie zrobić mu krzywdy.
Jaki ja miękki się stałem.
Jego krzyk prawie rozsadził mi bębenki uszne. Zastanawiałem się co go do tego sprowokowało. Przez chwilę bałem się, że przez przypadek wbiłem mu nóż w ciało, ale nie. Ostrze było na swoim miejscu, czyli w mojej dłoni. Doszedłem do wniosku, że chłopak był taki przerażony, że nawet szok mu przeszedł i dał rade krzyknąć. Zniknąłem, nie pozostawiając po sobie absolutnie żadnego śladu. Nawet we wspomnieniach chłopaka pozostawiłem pustkę, ale pozostała mu lekcja o tym, że dziewczynki się szanuję, tak jak ich ojców.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro