Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{4} rozdział 17

Freya's P.O.V

Zbliżała się północ, a jej dalej nie było. Nie dała znaku życia. Żadnego telefonu, SMSa, czy nawet znaku, że żyje. Ranve wydzwaniał do niej od dwóch godzin nieprzerwanie, ale nie było żadnego sygnału. Loki za to starał się odnaleźć jej umysł, siedząc na krześle z zamkniętymi oczami. Czasem marszczył brwi, jakby coś odnalazł, aczkolwiek potem wracał do swojej kamiennej maski. Ja chodziłam w kółko, myśląc gdzie mogłaby być moja kruszynka.

- Mamo.

Przeniosłam załzawiony wzrok na syna, który pokręcił głową na znak, że nadal nie ma sygnału. Byłam bliska płaczu, ponieważ ona nigdy tak nie znikała, a jeżeli nawet, to pisała SMSa, że będzie o tej i o tej porze. Teraz nic. Głuchy szum. Jak na morzu. A samotnego człowieka bardzo trudno odnaleźć w morzu.

- Dobra, ja pójdę jej szukać.-powiedziałam nagle, ubierając kozaki.

- Freya.-odezwał się mój mąż. Spojrzałam na niego, a on uważnie mi się przyjrzał.- Bądź ostrożna.-powiedział w końcu, na co tylko przytaknęłam głową.

Wyszłam z domu tak szybko, jak to było możliwe. Chciałam poszukać jej na własną rękę, chociaż wiedziałam, że pewnie nie ma jej gdzieś na ulicy. Musiałam zagłębić się w miasto, jego uliczki i zakamarki, bo jest szansa, że moje dziecko po prostu się zgubiło. Może siedzi gdzieś w zauku i płacze, bo nie może znaleźć domu? Telefon rozbity, oczy załzawione i zero nadzieji.

Muszę ją znaleźć.

Po chwili zaczęłam odczuwać zimno, które uderzało we mnie w postaci wiatru. Włożyłam ręce w kieszenie bezrękawnika, aby je trochę rozgrzać. Pomimo moich starań i tak było mi zimno. Przeklinałam siebie w myślach za to, że nie wzięłam kurtki.

I wtedy usłyszałam trzask.

Za sobą.

Jakby szkło, na które ktoś nadepnął, a to pod naporem ciężaru roztrzaskało się w mak.

Momentalnie serce podskoczyło mi do gardła. Wiedziałam, że nie powinnam była tego robić, ale się zatrzymałam i obróciłam.

Zobaczyłam ciemną postać, która znieruchomiała. W blasku ulicznej latarni widać było kaptur naciągnięty na głowę tego kogoś oraz czarną kominiarkę na twarzy. Nawet nie próbował uciekać. Po prostu stał i patrzył. Miałam podejrzenia, że to mężczyzna. Postura na to wskazywała no i to umięśnienie widoczne nawet przez ubrania.

Nagle postać ruszyła do mnie.

Jezus Maria-pomyślałam i zanim zdążyłam pomyśleć drugi raz, moje nogi same pognały w przeciwną stronę.

Biegłam tak szybko, że mijane widoki zlewały się w jedność, a ja nawet nie czułam zmęczenia przez adrenalinę. Chciałam być w domu. A tymczasem uciekałam przez zamaskowanym kimś, który prawdopodobnie mnie pobije, okradnie, zgwałci i zabije.
- PUSZCZAJ!-wydarłam się, gdy złapał mnie w talii, przez co upadłam na ziemię brzuchem. Spadł na mnie swoim ciałem, a łzy spływały po mojej twarzy jak chciały.

- Cicho.-rozkazywał mi, ale ja byłam głucha na jego słowa. Próbowałam się wyrwać, lecz dobrze mnie przytrzymał. Zasłonił mi usta dłonią, żebym nie wydawała żadnych dźwięków, aczkolwiek szloch, w jaki wtedy popadłam nie było w stanie ustać, a tym bardziej być cicho.- Nie zrobię ci krzywdy.-zarzekał się, jednak ja chciałam walnąć jego głową o asfalt.- Ja cię tylko ostrzegę, Rosa.-zastygłam, gdy użył mojego starego imienia. Skąd je znał? Skąd mnie znał?- Nie uciekaj od przeznaczenia, bo ono i tak cię dopadnie. Mój zleceniodawca kazał powiedzieć, że jeżeli będziesz robić coś wbrew jego woli, twój mąż na tym ucierpi.

Potem ze mnie zszedł, a zanim zdążyłam obrócić się na plecy, zniknął. Zostałam tylko ja leżąca na pustym chodniku obok sklepu jubilerskiego. Zapłakana i przestraszona. Nie miałam nawet siły wstać, więc zwróciłam się do mojego ukochanego.

- Loki, pomocy.

Nie musiałam długo czekać na odzew z jego strony, bo wiedziałam, że Loki miał otwarty umysł w tamtej chwili i moje słowa wyraźnie się odbijały w jego głowie. Pojawił się przede mną w swojej zbroi niczym rycerz. Mój wybawca.

- Co się stało?-zapytał, widząc mnie zapłakaną na ziemi. Podniósł mnie jak pannę młodą, a ja od razu wtuliłam się w jego tors. Tak dawno nie czułam się przerażona, że zapomniałam jaka to jest adrenalina.

Słowa, które wypowiadałam były zniekształcone przez szloch, a swoje łzy praktycznie połykałam. Loki stwierdził, że wytłumaczę mu to w domu, kiedy się uspokoję, a nastąpiło to szybko, ponieważ kiedy tylko poczułam miękkość materaca naszego łóżka, od razu zapanował we mnie spokój. Mogłam opowiedzieć mężowi o tym, co się stało i tak zrobiłam. Nie ominęłam ani jednego szczegółu, który mógł okazać się istotny dla psotnika. Ten słuchał mnie ze spokojem i cierpliwością. Niejednokrotnie podczas mojego monologu wpadałam w rozpacz, ale on mnie nie pospieszał, tylko czekał aż będę zdolna mówić dalej. Po wszystkim kazał mi odpocząć, a sam udał się na dół, gdzie nie wiem co robił, ale nie interesowało mnie to w tamtej chwili tak bardzo jak sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro