{4} rozdział 14
Persi's P.O.V
W poniedziałek normalnie poszłam do szkoły pomimo tego, jak Ranve namawiał mnie, żebym odpoczęła i została ten tydzień w domu. Ja jednak nie chciałam dać satysfakcji tym, którzy zrobili mi krzywdę. Było spokojnie na pierwszych dwóch lekcjach, ale na długiej przerwie ich zobaczyłam. Stali pod jedną z sal i gadali we trójkę o czymś, co wydawało się ich bardzo śmieszyć. Zwiesiłam głowę i skuliłam się w sobie, chcąc jakoś przejść obok nich. Gdyby to nie było konieczne, to pewnie bym poszła inną drogą, ale sala, w której miałam mieć lekcję była w korytarzowym zauku i nie było innej drogi niż przejść obok tych dupków. No więc przeszłam obok, udając, że ich nie ma.
- Ej! Maleńka!-zagwizdał jeden, na co tylko zacisnęłam powieki i szłam dalej.
- Poka sowe!
- Ugh.-mruknęłam pod nosem, chcąc być w domu. Mogłam posłuchać brata, ale nie! Przecież ja wiem lepiej...
Otwarłam oczy i zdążyłam tylko zobaczyć czyjąś czarną koszulkę, zanim moje czoło się z nią zderzyło.
- Ow.-jeknęłam, myśląc, kiedy nastąpi uderzenie mojej głowy o kafelki na korytarzu, ale coś powstrzymało mnie od upadku.
Po chwili wymacałam, że to dwa cosie.
O, dość umięśnione cosie.
- Nic ci nie jest?-zapytał mało znany mi męski głos. Kojarzyłam go ze stołówki. Czasem przebłyskiwał pomiędzy gadaniną, ale nie mogłam rozpoznać kto jest jego posiadaczem.- Możesz już otworzyć oczy. Żyjesz.-mruknął rozbawiony, po czym do moich szcześciarskich uszu dobiegł piękny dźwięk jego śmiechu. I nagle mnie olśniło. Dean z czwartej D. Otworzyłam oczy i rzeczywiście to był on. A ja w jego ramionach. O mój Boże...
- J-ja...-jęknęłam, wpatrzona w jego cudowne, szare tęczówki, które zawsze wydawały mi się tak piękne, że to był grzech patrzeć w nie przez taką szarą istotkę jak ja.
- Czyli nic ci nie jest.-powiedział, odprawiając mnie na własne, chybotliwe w tamtej chwili nogi.
Uśmiechnął się, a ja umarłam.
Nigdy takiego czegoś nie widziałam, przysięgam jak żyje nie widziałam.
- Jak masz na imię?-zapytał, wkładając dłonie w kieszenie swoich czarnych, jeansowych rurek z dziurami.
- Um... Persi.
- Piersi?
- Persi!-poprawiłam go, mając dość tego, że wszyscy przekręcali moje imię w ten sposób.
Mamo, Tato...
Nie wiem coś cie brali, gdy przyszło wam mnie nazwać, ale ja też chcę.
- Och, okej.-zaśmiał się i och...- Ja jestem...-oczywiście tutaj musiałam popisać się moim stalkingiem i przerwać mu.
- Dean.
Spojrzał na mnie nieco niezrozumiale, ale potem-na moje szczęście-się uśmiechnął.
- Więc mnie znasz.-stwierdził.- Ale ja nie znam ciebie.-jego oczy zabłyszczały, gdy to powiedział, ale wtedy zadzwonił dzwonek, a ja cudem powstrzymałam się od przywrócenia oczami.
Powoli nasza klasa wspaniała salę, ale Dean nagle pociągnął mnie za łokieć w tył tak, że zostaliśmy na szarym końcu.
- Siedź przede mną.-szepnął mi do ucha, a potem przepuścił mnie w drzwiach jako pierwszą.
Wykonałam jego polecenie, nie mając z tym żadnego problemu, bo oczywiście Marica, moja przyjaciółka, z którą dzielę ławkę na wszystkich lekcjach. Lekcja oczywiście była mega nudna, bo to fizyka, ale w pewnym momencie Dean kopnął mnie lekko w dół pleców. Obróciłam się, a on pokazał mi kartkę, na której było coś nabazgrane. Wzięłam ją na swoją ławkę i położyłam na stronie w otwartym zeszycie, żeby nauczyciel nie zauważył.
Gramy w pytanie za pytanie?
Mimowolny uśmiech zagrał mi na ustach po przeczytaniu tej wiadomości. Odpisałam mu i wręczyłam kartkę z powrotem, gdy nauczyciel był odwrócony do tablicy i zapisywał na niej bodajże nowy temat lekcji.
Zaczynaj.
Pisaliśmy sobie te wiadomości przez całą lekcję i ani razu nie zostaliśmy przyłapani. Za to nic nie wiem z optyki, którą omawialiśmy na tej lekcji.
Masz rodzeństwo?
Brata, ale się do niego nie przyznaję. Jest starszy. A ty masz?
Nie, jedynak :( Ulubiony kolor?
Zielony ^^ Twój?
Czerwony i czarny. Jakie masz zainteresowania?
Książki, TV i wkurzanie brata, a ty?
Sport i chyba tylko to :p
Na tym to się skończyło, bo rozbrzmiał dzwonek na przerwę, a tym samym kończący moje dzisiejsze lekcje. Wyszłam ze szkoły zadowolona, ponieważ ten dzień nie był taki zły, jakiego się spodziewałam. Niestety oni doprawili gorycz poniedziałku...
- Czekaj no.
Momentalnie serce mi przyspieszyło, a oddech zaczął się szarpać, gdy zrównali ze mną krok. Było ich chyba pięciu, ale nie jestem pewna, bo patrzyłam w ziemię.
- Czemu nas unikasz?-zapytał ten, co pierwszy wtedy zaczął się do mnie dobierać. Pamiętam to doskonale. Jak powiedział, że zabawimy się i rozpiął spodnie.
- Nie mów, że ci się nie podobało.-zaśmiał się drugi i jednocześnie właściciel mojego dziewictwa.
- Ej, mała.-któryś złapał mnie za łokieć, a ja zamknęła oczy, wyobrażając sobie, że jestem w łóżku, a Ranve jest obok mnie i opowiada mi historię z życia wziętą, co robił zawsze, gdy nie mogłam spać.
Potem wszystko mi się zlało.
Ciemna uliczka. Śmiechy. Gwizdy. Pytania. Dźwięk ulicy i rozpinanego rozporka.
A ja zadawałam sobie jedno pytanie...
Gdzie ten, co obiecał, że nigdy nie pozwoli mnie skrzywdzić?
Gdzie jest Ranve?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro