{ 3 } rozdział 5
Dedykowane BecouseIronMan
💖💖💖
Wezwana ekipa ratowników dość szybko zjawiła się na miejscu, jednak rozstawienie sprzętu i rozeznanie się w sytuacji trochę im zajęło. Tłum został rozproszony dzięki prośbie ratowników. Przy akcji zostali tylko rodzice dzieci, Stark oraz Clint z Laurą.
- Dobra, opuszczaj.-polecił ratownik wiszący na linie, która miała zaraz wpuścić go do wnętrza studni.
- Co się właściwie stało?-zapytał kapitan oddziału, podczas gdy jeden z jego ludzi zagłębiał się w czerń studni.
- Nie wiemy, oni nigdy się nie bawili przy studni sami. To mądre dzieci.-odparł Loki starając się zachować zdrowy rozsądek.
- To moja wina.-zaszlochała przytulona do boku byłego maga Freya.
- O czym ty mówisz?-zapytał zdezorientowany mężczyzna patrząc na swoją żonę.
- Powiedziałam im, że w nocy siedzą motylki w środku studni, a rano z niej uciekają.
- Młodzi pewnie chcieli zobaczyć motylki.-podsunął kapitan patrząc na studnie, w której już zniknął ratownik.
- Dlaczego im to powiedziałaś?-zapytał zielonooki głaszcząc kobietę po włosach.
- Bo to prawda, tam są motyle, ale to ćmy.-powiedziała, a potem na dobre się rozpłakała.
- To nie twoja wina.-zapewnił kruczowłosy, jednak kobieta nie słuchała go, przez co westchnął zrezygnowany i postanowił pomóc jej głaskając plecy blondynki.
- Mam ich!-ogłosił ratownik w studni, ogłaszając to przez krótkofalówke na ramieniu swojego kapitana.
- Wyciągaj!-krzyknął dowódca oddziału machając rękami do dwóch mężczyzn obsługujących wyciągarke.- Przyjąłem, wyciągamy was.-powiedział do krótkofalówki.
- Ja pierdole, jaki stres.-mruknął miliarder opierając się na ramieniu Clinta.
- Nic im nie jest, na pewno nic im nie jest.-szeptał Loki tak cicho, aby nikt inny niż on sam nie mógł go usłyszeć.
Niedługo potem ratownik wyłonił się ze studni trzymając przy swych bokach dwójkę dzieci. Freya sapnęła szczęśliwa na ten widok, jednak Loki zauważył, że jego syn ma zamknięte oczy.
- Chłopak nie oddycha!-krzyknął jeden z ratowników przejmując chłopca do swoich rąk.
- O Boże.-sapnęła Laura przytulając się do boku swojego męża.
- Reanimacja!-ogłosił ratownik, po czym przystąpił do czynności, która miała wydobyć płyn z płuc chłopaka.
- W porządku? Nic cię nie boli?-upewniała się ratowniczka otulając dziewczynkę kocykiem.
- Mama! Tata!-zawołała blondyneczka rzucając się w stronę rodziców.
Loki przyjął dziecko w swoje ramiona i podniósł je, żeby mama też mogła przytulić wyziębioną dziewczynkę.
- Jestem kochanie.-zaszlochała kobieta głaskając dziecko po twarzyczce.
Kruczowłosy wtulił dziecko w swoje ramiona, przyglądając się akcji resuscytacji Ranve.
- Mamy wysłać helikopter?-zapytał ratownik swojego kapitana.
Ten rzucił spojrzenie mężczyźnie, który zaprzestał właśnie reanimacji i pokręcił głową w stronę swojego kapitana.
- Cholera.-westchnął dowódca zagryzając warge.- Czas zgonu, dwudziesta trzecia pięćdziesiąt siedem.-powiedział uprzednio patrząc na swój zegarek.
- Nie.-zapłakała matka dziecka trzęsąc się z emocji.
- To niemożliwe, próbujcie jeszcze raz!-krzyknął Clint, jednak ratownicy nie mogli więcej zrobić.
- Przyczyna zgonu, to najprawdopodobniej utonięcie.-dodał ratownik, który jeszcze przed chwilą prowadził resuscytację.
- Zamierzamy wziąć go do szpitala i tam przeprowadzić sekcje zwłok, żeby dokładnie wiedzieć co było przyczyną śmierci, zgadzacie się państwo?-zapytał kapitan patrząc pytając na Lokiego, który jednak nie kontaktował ze światem tylko patrzył na ciało swojego syna, które właśnie było pakowane do czarnej folii.- Proszę pana.-mruknął po chwili, na co były mag pokiwał głową nadal nie do końca wiedząc na co się zgadza.
Persi została zbadana przez ratowników, a potem oddana w ręce rodziców. Za to ciało Ranve przewieziono do oddalonego o sto kilometrów szpitala, gdzie czekało na swoją kolej w sekcji. Ta noc była tragedią dla każdego z mieszkańców. Nikt nie przespał ani minuty aż do świtu, który wydał się być bledszy, marniejszy i szarszy od innych poranków. Niebo było zachmurzone i lał deszcz. Loki siedział w kuchni przy stole z kubkiem herbaty w ręku i patrzył przez okno na studnie, którą jego sąsiedzi postanowili zburzyć i zasypać ziemią. Psotnik był nieobecny myślami, a Freya od godziny siedziała pod prysznicem płacząc nad tym co się stało.
- Tatusiu.
Loki spojrzał na swoją córeczkę, która również nie mogła spać przez noc.
- Tak, skarbie?-zapytał biorąc ją na swoje kolana, aby móc otulić jej ciałko ramionami.
- Gdzie jest Ranve?
Na to pytanie mężczyzna zesztywniał. Od razu uderzyło go to wszystko, co stało się zaledwie kilka godzin temu.
- Jest...-urwał czując, że dłużej nie jest w stanie powstrzymać emocji oraz łez.
Schował twarz we włosach dziewczynki, żeby nie widziała jego łez i bólu. Jednak mała doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że tatuś płacze.
- Nie płacz.-powiedziała ujmując twarz psotnika w rączki i głaskając jego policzek paluszkiem.- Ranve nie chcę, żebyś płakał.-powiedziała potem całując czoło ojca.
Loki uśmiechnął się przez łzy i przytulił małą, całując jej główkę. Później, gdy Persi położyła się spać w łóżeczku, zielonooki postanowił, że dołączy do prysznica ze swoją ukochaną. Do tego celu wszedł do łazienki, gdzie kobieta w kabinie prysznicowej opierała się rękąo ściankę mając zamknięte oczy i głowę pochyloną w dół. Po rozebraniu się do naga, wszedł pod prysznic i przytulił swoją żonę od tyłu. Delikatnie musnął ustami jej kark, po czym przytulił się do pleców blondynki.
- To mojw wina.-szepnęła na nowo rozpłakując się, ale tym razem odwróciła się do męża i wtuliła w jego ciało.- Moja wina.-powtarzała.
- Nie kochanie, to nie jest twoja wina. Jeżeli już, to moja, bo nie potrafiłem ich dopilnować.
- Ale to ja im nagadałam o motylach i teraz jest jak jest. Ranve nie żyje i to moja wina.-wyszlochała walcząc o słowa przez gulę w gardle.
Loki nie miał pojęcia jak uspokoić swoją żonę, dlatego wziął ją w ramiona i głaskał po włosach licząc, że to ją uspokoi. Po kilku chwilach tak się stało i kobieta zaczęła zasypać wykończona, więc Loki wyłączył prysznic i wyszedł z kabiny razem z ukochaną na rękach. Okrył jej ciało ręcznikiem, a sam na siebie zarzucił szlafrok. Położył ciało Freyi na ich łóżku i spojrzał na nią. Widać było po niej rozpacz, ale mimo to Loki wciąż dostrzegał w niej tą niewinną dziewczynkę. I teraz właśnie był czas na to, aby pokazać jej, że ktoś przy niej jest i ją kocha, wspiera ze wszystkich sił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro