{ 3 } rozdział 4
Goście powoli opuścili dom psotnika, pozostawiając go z wszystkimi zadaniami, jakie trzeba było wykonać, aby przywrócić budynek do stanu używalności. Jednak za priorytet postawił sobie żonę, która cierpiała katusze w łóżku.
- Wypij, pomoże ci.-powiedział kruczowłosy podając swojej ukochanej szklankę wody, do której dosypał elektrolitów, dla wsparcia jej organizmu.
- Uh, dzięki.-sapnęła przeczesując włosy w tył przy podnoszeniu się w górę, aby móc usiąść i oprzeć się plecami o tylnią ramę łóżka.
- Głowa boli?-zapytał, podczas gdy blondynka zerowała szklanke.
Pokiwała głową w odpowiedzi, po czym oddała pustą już szklanke do rąk psotnika.
- Możesz coś dla mnie zrobić?-zapytała niewinnym tonem, robiąc minę zbitego szczeniaczka.
Loki uśmiechnął się na tem widok i kiwnął głową zagryzając wargę.
- Sprawdź diabełki, bo za cicho jest w tym domu.-powiedziała.
Kruczowłosy nie zwracał na to wcześniej uwagi, ale wtedy zorientował się, że rzeczywiście jest coś nie tak.
- Zaczekaj.-polecił wstając z krawędzi łóżka i później pokierował się na korytarz a z niego do pokoju córki.
Nie było dziewczynki w pomieszczeniu, przez co Loki nieco się zdziwił i zmartwił, jednak doskonale wiedział, że jeżeli już, to rodzeństwo bawi się razek na zewnątrz. Postanowił to sprawdzić, dlatego wyszedł na zewnątrz domu, gdzie stanął na tarasie i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu dzieci. Nie było nigdzie żadnej duszy.
- Hej!
Psotnik spojrzał w stronę, skąd pochodził krzyk i zobaczył swojego sąsiada, Clint'a.
- Wyspany?-zaczepił nawiązując do poprzedniej nocy.
- Ja tak, ale Freya umiera.-odparł rozbawiony.- A ty nie wyglądasz na tego, co ma kaca.
- Bo go nie mam. Domowe sposoby działają.-od razu wyjaśnił.
- Widziałeś gdzieś Ranve albo Persi?
- Nie, bo co? Zgubiłeś?-zapytał podchodząc bliżej, żeby nie rozmawiać na ten temat tak głośno.
- Nie wiem właśnie.-podrapał się po tyle głowy jeszcze raz skanując wzrokiem podwórko.
- Ciekawe.-mruknął łucznik także patrząc czy gdzieś w pobliżu nie ma dzieci.- Ale rano były, tak?
- No tak. Szlag by to.-przeklął będąc na siebie złym za nie dopilnowanie pociech.
- Pewnie gdzieś się bawią.-uspokoił.
- Clint, a gdyby chodziło o twoje dzieci? Byłbyś spokojny czy przeklinałbyś wszystko co żyje?-zapytał zaczepnie.
- Racja.-westchnął.- Dobra, w takim razie zbieramy osiedle i szukamy dzieci.
Godzinę później cała oklica przystąpiła do poszukiwań, a w tym Freya i Stark, który jak tylko się dowiedział o incydencie-porzucił pracę nad nową zbroją i przyleciał pomóc.
- Nie no, tak ich nie znajdziemy.-powiedział miliarder widząc, że ludzie plątają się w niewiadomym celu.- Świta!-krzyknął, po czym wszedł na beczke po ropie, żeby być na widoku.
Oczy wszystkich zwróciły się ku niemu, a Loki tylko czekał aż szatyn wpadnie do środka beczki.
- Podzielimy się na grupy, żeby sprawdzić większy teren. Przynajmniej nie będziemy sobie przeszkadza. Więc tak. Grupa A, czyli sąsiedzi od północy szukają w lesie!
Ponad dziesięć osób zebranych w grupie przystąpiło do przeczesywania lasu z nadzieją na odnalezienie dzieci.
- Grupa B, wschodniowcy, biorą na siebie ten obszar aż po osiedle zachodnie. Na południu nie ma domów, więc tam też trzeba będzie poszukać. Do tego zadania przystąpimy ja, Loki, Clint i Freya. Raz raz!
Wszyscy posłuchali milionera głównie dlatego, że jako jedyny ułożył w miarę sensowny plan.
- Kurwa.-przeklął szatyn, kiedy wieko beczki załamało się pod nim i ten wpadł do beczki aż po pas.
Loki wybuchł śmiechem, za to Freya nie była w nastroju do żartów.
- Loki.-mruknęła do swojego małżonka, kiedy Clint podszedł do miliardera, aby wyjąc go z beczki.
Psotnik zwrócił głowe w stronę kobiety i zauważył łzy w jej oczach, przez co zrobiło mu się źle na sercu. I nie pocieszał go nawet fakt, że Stark nie może wydostać się z beczki.
- A co jeżeli oni się nie znajdą?-szepnęła, ale był to załamujący się, ledwo kontrolowany szept, przy którym warga.kobiety zadrżała.
- Kochanie.-westchnął przyciągając kobietę do swojej piersi.- Znajdą się, zobaczysz. To duże dzieci.-zapewnił głaskając czule plecy blondynki, która płakała w pierś ukochanego.
- Przepraszam.-zawołał miliarder, dzięki czemu małżeństwo odsunęło się od siebie, aby spojrzeć na wciąż tkwiącego w beczce mężczyznę.- Nie chcę przeszkadzać tej cudownej, jakże romantycznej chwili, ale chciałbym zauważyć, że...-mówił spokojnie i tonem niemalże dżentelmeńskim.-... JA WCIĄŻ SIEDZE W TEJ CHOLERNEJ BECZCE!-krzyknął zezłoszczony.
Wspólnymi siłami jakoś udało im się go wyciągnąć z beczki, którą miliarder potem kopnął z całej siły.
- No, to szukamy drodzy państwo.-mruknął poprawiać swoje spodnie, po czym ruszył w przód.
Loki i Clint wymienili się spojrzeniami, a następnie pokręcili głowami w pełni rozbawieni. Dalsze poszukiwania były bardzo intensywne i trwały do wieczora, kiedy to było już zbyt ciemno, żeby dotrzeć coś w oddali. Ludzie zebrali się pod domem Laufeysonów, aby posłuchać co dalej.
- Nie ma sensu, żebyśmy szukali po nocy.-mruknął jeden z sąsiadów, a reszta się z nim zgodziła.
Freya cały czas płakała jak nie w chusteczke, to w ramię swojego męża, który był tak samo zdruzgotany jak ona, ale starał się być silny, dla niej.
- Trzeba zadzwonić na policję i zgłosić zaginięcie.-powiedział Clint wchodząc na werande domu, gdzie stali Stark oraz małżeństwo Laufeyson.
- A c...
- TUTAJ!
Wszyscy spojrzeli w prawą stronę, gdzie stał mężczyzna w średnim wieku i wymachiwał rękami.
- MAM ICH!
Wskazał za siebie, po czym zaczął biec w tamtą stronę, a reszta podążyła za nim po lekkim namyśle. Loki przepchał się przed tłum, aby zobaczyć, że mężczyzna zaprowadził ich do starej studni, która od lat jest nieczynna, bo nie zbiera wody.
- Wpadli tam.-ogłosił, kiedy Freya oraz Loki stanęli po drugiej stanie kamiennego muru, ogradzającego studnie.
- Jesteś pewien?-zapytała blondynka patrząc z nadzieją oraz strachem na mężczyznę.
- Tak, słychać szloch.
Stark pojawił się obok nich i chciał posłuchać czy rzeczywiście ktoś tam jest, ale tłum i szepty między ludźmi nie dawały na to szansy.
- ZAMKNĄĆ TWARZE!
Wrzask znalazcy spowodował grobową ciszę wśród wszystkich. Ci, którzy byli najbliżej też starali się wytężyć słuch, aby na własne uszy to usłyszeć. I faktycznie. Po chwili usłyszeli stłumiony, zniekształcony przez ściany i echo szloch. Freya poznała, że był to szloch Persi. Ale jedni nie dawało jej spokoju.
Czemu nie słychać też Ranve?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro