Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{ 3 } rozdział 4

Goście powoli opuścili dom psotnika, pozostawiając go z wszystkimi zadaniami, jakie trzeba było wykonać, aby przywrócić budynek do stanu używalności. Jednak za priorytet postawił sobie żonę, która cierpiała katusze w łóżku.

- Wypij, pomoże ci.-powiedział kruczowłosy podając swojej ukochanej szklankę wody, do której dosypał elektrolitów, dla wsparcia jej organizmu.

- Uh, dzięki.-sapnęła przeczesując włosy w tył przy podnoszeniu się w górę, aby móc usiąść i oprzeć się plecami o tylnią ramę łóżka.

- Głowa boli?-zapytał, podczas gdy blondynka zerowała szklanke.

Pokiwała głową w odpowiedzi, po czym oddała pustą już szklanke do rąk psotnika.

- Możesz coś dla mnie zrobić?-zapytała niewinnym tonem, robiąc minę zbitego szczeniaczka.

Loki uśmiechnął się na tem widok i kiwnął głową zagryzając wargę.

- Sprawdź diabełki, bo za cicho jest w tym domu.-powiedziała.

Kruczowłosy nie zwracał na to wcześniej uwagi, ale wtedy zorientował się, że rzeczywiście jest coś nie tak.

- Zaczekaj.-polecił wstając z krawędzi łóżka i później pokierował się na korytarz a z niego do pokoju córki.

Nie było dziewczynki w pomieszczeniu, przez co Loki nieco się zdziwił i zmartwił, jednak doskonale wiedział, że jeżeli już, to rodzeństwo bawi się razek na zewnątrz. Postanowił to sprawdzić, dlatego wyszedł na zewnątrz domu, gdzie stanął na tarasie i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu dzieci. Nie było nigdzie żadnej duszy.

- Hej!

Psotnik spojrzał w stronę, skąd pochodził krzyk i zobaczył swojego sąsiada, Clint'a.

- Wyspany?-zaczepił nawiązując do poprzedniej nocy.

- Ja tak, ale Freya umiera.-odparł rozbawiony.- A ty nie wyglądasz na tego, co ma kaca.

- Bo go nie mam. Domowe sposoby działają.-od razu wyjaśnił.

- Widziałeś gdzieś Ranve albo Persi?

- Nie, bo co? Zgubiłeś?-zapytał podchodząc bliżej, żeby nie rozmawiać na ten temat tak głośno.

- Nie wiem właśnie.-podrapał się po tyle głowy jeszcze raz skanując wzrokiem podwórko.

- Ciekawe.-mruknął łucznik także patrząc czy gdzieś w pobliżu nie ma dzieci.- Ale rano były, tak?

- No tak. Szlag by to.-przeklął będąc na siebie złym za nie dopilnowanie pociech.

- Pewnie gdzieś się bawią.-uspokoił.

- Clint, a gdyby chodziło o twoje dzieci? Byłbyś spokojny czy przeklinałbyś wszystko co żyje?-zapytał zaczepnie.

- Racja.-westchnął.- Dobra, w takim razie zbieramy osiedle i szukamy dzieci.

Godzinę później cała oklica przystąpiła do poszukiwań, a w tym Freya i Stark, który jak tylko się dowiedział o incydencie-porzucił pracę nad nową zbroją i przyleciał pomóc.

- Nie no, tak ich nie znajdziemy.-powiedział miliarder widząc, że ludzie plątają się w niewiadomym celu.- Świta!-krzyknął, po czym wszedł na beczke po ropie, żeby być na widoku.

Oczy wszystkich zwróciły się ku niemu, a Loki tylko czekał aż szatyn wpadnie do środka beczki.

- Podzielimy się na grupy, żeby sprawdzić większy teren. Przynajmniej nie będziemy sobie przeszkadza. Więc tak. Grupa A, czyli sąsiedzi od północy szukają w lesie!

Ponad dziesięć osób zebranych w grupie przystąpiło do przeczesywania lasu z nadzieją na odnalezienie dzieci.

- Grupa B, wschodniowcy, biorą na siebie ten obszar aż po osiedle zachodnie. Na południu nie ma domów, więc tam też trzeba będzie poszukać. Do tego zadania przystąpimy ja, Loki, Clint i Freya. Raz raz!

Wszyscy posłuchali milionera głównie dlatego, że jako jedyny ułożył w miarę sensowny plan.

- Kurwa.-przeklął szatyn, kiedy wieko beczki załamało się pod nim i ten wpadł do beczki aż po pas.

Loki wybuchł śmiechem, za to Freya nie była w nastroju do żartów.

- Loki.-mruknęła do swojego małżonka, kiedy Clint podszedł do miliardera, aby wyjąc go z beczki.

Psotnik zwrócił głowe w stronę kobiety i zauważył łzy w jej oczach, przez co zrobiło mu się źle na sercu. I nie pocieszał go nawet fakt, że Stark nie może wydostać się z beczki.

- A co jeżeli oni się nie znajdą?-szepnęła, ale był to załamujący się, ledwo kontrolowany szept, przy którym warga.kobiety zadrżała.

- Kochanie.-westchnął przyciągając kobietę do swojej piersi.- Znajdą się, zobaczysz. To duże dzieci.-zapewnił głaskając czule plecy blondynki, która płakała w pierś ukochanego.

- Przepraszam.-zawołał miliarder, dzięki czemu małżeństwo odsunęło się od siebie, aby spojrzeć na wciąż tkwiącego w beczce mężczyznę.- Nie chcę przeszkadzać tej cudownej, jakże romantycznej chwili, ale chciałbym zauważyć, że...-mówił spokojnie i tonem niemalże dżentelmeńskim.-... JA WCIĄŻ SIEDZE W TEJ CHOLERNEJ BECZCE!-krzyknął zezłoszczony.

Wspólnymi siłami jakoś udało im się go wyciągnąć z beczki, którą miliarder potem kopnął z całej siły.

- No, to szukamy drodzy państwo.-mruknął poprawiać swoje spodnie, po czym ruszył w przód.

Loki i Clint wymienili się spojrzeniami, a następnie pokręcili głowami w pełni rozbawieni. Dalsze poszukiwania były bardzo intensywne i trwały do wieczora, kiedy to było już zbyt ciemno, żeby dotrzeć coś w oddali. Ludzie zebrali się pod domem Laufeysonów, aby posłuchać co dalej.

- Nie ma sensu, żebyśmy szukali po nocy.-mruknął jeden z sąsiadów, a reszta się z nim zgodziła.

Freya cały czas płakała jak nie w chusteczke, to w ramię swojego męża, który był tak samo zdruzgotany jak ona, ale starał się być silny, dla niej.

- Trzeba zadzwonić na policję i zgłosić zaginięcie.-powiedział Clint wchodząc na werande domu, gdzie stali Stark oraz małżeństwo Laufeyson.

- A c...

- TUTAJ!

Wszyscy spojrzeli w prawą stronę, gdzie stał mężczyzna w średnim wieku i wymachiwał rękami.

- MAM ICH!

Wskazał za siebie, po czym zaczął biec w tamtą stronę, a reszta podążyła za nim po lekkim namyśle. Loki przepchał się przed tłum, aby zobaczyć, że mężczyzna zaprowadził ich do starej studni, która od lat jest nieczynna, bo nie zbiera wody.

- Wpadli tam.-ogłosił, kiedy Freya oraz Loki stanęli po drugiej stanie kamiennego muru, ogradzającego studnie.

- Jesteś pewien?-zapytała blondynka patrząc z nadzieją oraz strachem na mężczyznę.

- Tak, słychać szloch.

Stark pojawił się obok nich i chciał posłuchać czy rzeczywiście ktoś tam jest, ale tłum i szepty między ludźmi nie dawały na to szansy.

- ZAMKNĄĆ TWARZE!

Wrzask znalazcy spowodował grobową ciszę wśród wszystkich. Ci, którzy byli najbliżej też starali się wytężyć słuch, aby na własne uszy to usłyszeć. I faktycznie. Po chwili usłyszeli stłumiony, zniekształcony przez ściany i echo szloch. Freya poznała, że był to szloch Persi. Ale jedni nie dawało jej spokoju.

Czemu nie słychać też Ranve?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro