Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{ 3 } rozdział 13

Wszyscy stali oniemiali i patrzyli na kobietę, która niegdyś była małą dziewczynką, którą zajmowała się jej starsza siostra, Rosalia. Loki jako jedyny zachował kamienną twarz, dzięki czemu Nathallie wlepiła w niego swe przenikliwe spojrzenie. Zmrużyła podejrzliwie oczy, a następnie uśmiechnęła się i podeszła powoli bliżej towarzystwa.

- Co tak cicho się nagle zrobiło?-zapytała z cwaniackim uśmiechem wypisanym na swej bladej twarzy.- Nie ciszycie się, że wróciłam? Siostrzyczko...-zwróciła się do blondynki, która z przerażeniem patrzyła w oczy swej siostry.-...liczyłaś, że zginę? 

- T-ty nie żyjesz.-wydukała Freya mocniej zaciskając palce na koszuli swego męża.

- Och, czyli wierzysz w duchy.-stwierdziła, a zaraz potem rozpłynęła się w powietrzu, po czym zostały tylko białe ogniki rozmazujące się w powietrzu.

Nagle pojawiła się tuż przed swoją siostrą, sprawiając, że ta zesztywniała ze strachu.

- Nie bój się.-mruknęła i wysunęła dłoń, aby dotknąć policzka kobiety, ale Loki był szybszy i złapał rękę Nathallie zanim zetknęła by się z twarzą jego żony.

Spojrzenia byłego maga oraz Cerse się skrzyżowały, a nie były wcale przyjazne. Kobieta prychnęła śmiechem, na co Loki zmarszczył brwi.

- Jesteś taki naiwny.-zaśmiała się, przybliżając do mężczyzny na tyle, aby ich klatki piersiowe się zetknęły.- Miałam z tobą tyle zabawy.-westchnęła rozmarzona.

- O czym ty mówisz?-wtrącił łucznik.

- Twoja zdrada z Wandą...-mruknęła oddalając się o kilka kroków, żeby zacząć krążyć po pokoju.- Biedna Wanda oskarżona o takie coś, tylko szkoda, że ktoś zawładnął jej umysłem i sam sprowokował cię do zdrady.-powiedziała śledząc opuszkami palców komodę.

Loki analizował każde słowo wypowiedziane przez siostrę jego małżonki i nie mógł uwierzyć, że dał się tak nabrać.

- Śmierć waszych dzieci...

- Jak to dzieci? Przecież Persi... Gdzie Persi?!-zapytała wystraszona matka.

- Zobacz w studni.-mruknęła jej siostra, przez co łzy stanęły w oczach kobiety, a były mag walczył ze swoją złością.- Oczywiście żyją. Dbam o nie. Nie mogła bym zabić dzieci. Wiem jak to jest być zaniedbaną, zapomnianą i odesłaną na śmierć.-warknęła patrząc oskarżycielsko w stronę zapłakanej Freyi, szukającej pociechy w ramionach swojego ukochanego.- Myślałaś, że jak mnie zostawisz na pastwę śmierci i wyjdziesz za potężnego maga, to nie będę w stanie zrobić ci krzywdy?

- Jak mogłaś...-zaszlochała.

- Jak? Och, to bardzo proste. Na początku, abym miała jakiekolwiek szanse na powodzenie tego wszystkiego, musiałam pozbyć się tego, co cię chroni. Moc Lokiego była potężna, nie ukrywajmy, że moja też taka jest, aczkolwiek nie chciałam się jeszcze ujawniać, ani go zabijać, bo był mi potrzebny do dalszych planów, jakie miałam. Pozbyłam się jego mocy. Kiedy już stał się bezbronny, a ty nieświadoma i niedouczona o stosowaniu magii, jaką posiadasz, mogłam przystąpić do zadawania ciosów waszej rodzinie.-wytłumaczyła patrząc na pamiątki na półkach.- Jako Cerse posiadam niespotykane nigdzie indziej w dziewięciu światach zdolnośći, które mogłam wykorzystać do takich rzeczy jak zwabienie waszych dzieci do studni, zaopiekowanie się nimi i zmanipulowanie ratowników, aby działali na moją korzyść. Prawda, że nie planowała waszych wakacji na Malediwach, ale wcale mi to nie przeszkadzało. 

- Czyli ty to wszystko wymyśliłaś, ale czemu? Po co?

- Żebyście cierpieli.-warknęła, a pokój pogrążył się w ciemności i mgle.- Tak jak ja cierpiałam, kiedy umierałam.

- Jak udało ci się przeżyć?-zapytał Loki nie dając się omamić sztuczkom Cerse, ltóre miały na celu wystraszenie towarzystwa, aby zaćmić ich zdrowy rozsądek.

- Odkryłam w sobie Cerse.-powiedziała.- Kiedy byłam bliska śmierci, zapłakana zebrałam w sobie moc i spróbowałam się podnieść z ziemi. Udało się. Od tamtej pory zapragnęłam was zabić, zniszczyć, sprawić, że będziecie wyć błagając o litość.

- Zamierzasz nas zabić?-zapytał Loki.

- Nie, ależ skąd. To było by za proste, nie uważasz, Loki? Najpierw wbije sztylet w brzuch twojej żony.-powiedziała, po czym teleportowała się do blondynki, wbijając jej ostrze w podbrzusze.

Krzyk wydostał się z ust kobiety, a Loki odepchnął Cerse od niej i pomógł swej żonie ułożyć się na podłodze. Freya walczyła o oddech, który rwał się jej przez ból, jaki odczuwała.

- Patrz na mnie.-polecił zielonooki, starając się nie panikować, ale nie wychodziło mu, gdyż bał się o swoją żonę.- Nie zamykaj oczu.-rozkazał, uciskając ranę, przy czym pomógł mu Clint.

- A tobie nie pozwolę jej pomóc.-rzuciła i za pomocą magii odciągnęła kruczowłosego od kobiety, unieruchamiając go więzami magii.

Usiłował się wyrwać, ale wtedy więzy zacieśniały się jeszcze bardziej, przez co odbierały mu możliwość oddechu. Clint ruszył w stronę Cerse, aby powalić ją, ale przeniknął przez jej ciało jak przez powietrze, lądując ostatecznie na ścianie. 

- Jesteście tacy zabawni.-zaśmiała się, obracając w stronę Laury, która stała wpatrzona w kobietę niczym posąg.- Clint, jak bardzo kochasz swoją żonę?-zapytała, a podstępny uśmiech wtargnął jej na usta.

Jednym, nagłym ruchem ręki sprawiła, że Laura zapadła się pod ziemię do pasa, co wywołało u niej krzyk.

- Laura!-krzyknął łucznik, podbiegając do swojej żony, która coraz bardziej zapadała się pod ziemię. Chwycił ją za rękę i pociągnął w górę, ale nic to nie dało.- Nie puszczaj.-polecił.

- Clint...-załkała.

- Oj jak ślicznie.-zagruchała Cerse.- A gdzie wasze pociechy?-przypomniała sobie nagle.

- Ani się waż!-krzyknęła Laura, zapadnięta już po piersi.

- Czego ty chcesz?-zapytał Loki starając się jak najbardziej rozluźnić swoje mięśnie.

- Proste. Przejąć moc mojej siostry, wyczyścić wam pamięć i przejąć władzę nad wszystkimi dziewięcioma światami.

- Ha, powodzenia.-prychnęła blondynka, trzymając się za brzuch.

- W czym rzecz, droga siostro?-zapytała.

- A w tym, że prędzej umrę niż dam ci swoją moc.

- Jeżeli tak rwiesz się do śmierci, to nie odmówię ci, siostrzyczko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro