{ 3 } rozdział 10
Loki powrócił do swojej żony, która zrobiła mu wywiad na temat tego co się z nim ostatnio dzieje, ale Loki starał się tak odpowiadać, żeby nie okłamać żony, ani nie powiedzieć jej za dużo informacji, które kobieta mogła na prawdę różnie przyjąć. Skończyło się na tym, że jeszcze sobie porozmawiają, ale rano, kiedy Freya nie będzie miała tyle alkoholu we krwi co tamtej nocy. Po powrocie do0domu, Loki usiłował położyć blondynkę spać, ale nie było to takie łatwe jak mu się mogło wydawać. Zwłaszcza, że kobieta była bardzo chętna na zabawę ze swoim mężem, który niestety nie wykazywał takiej ochoty.
- Kochanie, idź spać.-polecił psotnik patrząc w oczy kobiety, która jednak nie odpuszczała.
- Kiedy ja nie chcę.-wydęła wargi, co zawsze robiła będąc czegoś spragnioną. W tym przypadku były to pieszczoty ze strony swojego ukochanego.- Na co innego mam ochotę.-zamruczała splatając swoje dłonie na karku mężczyzny.
- Właśnie widzę, ale na prawdę ja nie mam na to ochoty. Zwłaszcza, że rano nie będziesz nic pamiętać. Bądź grzeczna i się połóż.-poprosił ujmujac dłonie swej zony w swoje, po czym ucałował każdą z nich.
- Zanieś mnie.
Loki westchnął, a następnie pokręcił głową rozbawiony, ale podniósł kobietę za uda tak, aby ta mogła opleść nogami jego talie. Zaniósł blondynkę na łóżko, a ta wtuliła się w jego szyję.
- Loki?-zapytała przecierając zmęczone oko, podczas gdy kruczowłosy ściągał z niej spódniczkę.
- Tak?
- Mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz.
Psotnik zamarł słysząc te słowa, jednak szybko powrócił do rozbierania kobiety.
- Wydaje ci się.
- To czemu nie chcesz się ze mną kochać?
- Ponieważ jesteś pijana .
- Nie jestem. No może troszkę, ale to nie tłumaczy tego, że cały czas chodzisz spięty.
- Bo pokłóciłem się z Wandą, skarbie, tyle. Wiesz, że nie lubię się z nią kłócić, zwłaszcza teraz, gdy ona ma moce, a ja swoich nie. Jest ode mnie potężniejsza i może z łatwością zemścić się na mnie, Dlatego takimi osobami trzeba uważać.
- Ja na ciebie nie uważałam, kiedy miałeś moc i jakoś żyję.
- Prawda, ty mi pyskowałaś, ale ja to nie Wanda. ona to jeszcze dziecko, nie znające się na magii w takim stopniu jak inni czarownicy.
- Nie brakuję ci tego?
- Magii? Owszem, ale nic nie poradzę.
- Nie ma sposobu, żebyś zabrał ją ode mnie?
- Jest, ale jest ryzykowny i mógł by ci zagrażać, a na to nie pozwolę. W ogóle nie pozwolę cię nigdy zranić. Dlatego też niektóre rzeczy zostawiam sobie i nie mówię ci ich. Nie ma powodu, dla którego musisz się ciągle czymś stresować. A zwłaszcza tym co teraz się dzieję...-urwał spoglądając kątem oka na swoja zonę, której oddech się unormował, a oczy były zamknięte, zasnęła.
Psotnik poczuł ulgę, a jednocześnie żal. Na szczęście nie słyszała tego, co przed chwilą jej powiedział, ale czy to dobrze? Z jednej strony tak, ponieważ unikną zbędnych problemów oraz kłótni, a z drugiej, to nie jest dobry plan kłamać swojej żonie. W Nowym Jorku nastał dzień, który był wyczerpujący po nocy, jaka drużyna spędziła na misji. Tylko Pepper została wówczas w wieży, aby przypilnować snu dziewczynki.
- Dzień dobry.-wymamrotał Tony do reszty obecnych w kuchni przy porannej kawie, czyli Clintowi oraz Steve'owi.- Jak się spało? Pewnie tak jak mi, czyli w ogóle, nie?
- Weź wyjdź.-mruknął Cap.
- E-e poranna dawka Tonyego zawsze wskazana.
- W takim razie przedawkowałem.-rzucił łucznik znad kuka swojej kawy, w którą się patrzył usiłując nie zasnąć.
- Śmierć przez zatrucie Starkiem.-dodał Steve.
- Albo moimi oparami.
Kapitan i łucznik spojrzeli na miliardera, a potem wymienili miedzy sobą spojrzenia i to wystarczyło, aby wzięli kubki w dłonie i przenieśli się do salonu piętro wyżej, gdzie Pepper spała w fotelu.
- Ta to ma dobrze.-prychnął kapitan siadając na kanapie przed telewizorem.
- Czy ja wiem? Cala noc pewnie siedziała i słuchała czy Persi się nie obudziła.
- Przynajmniej nie musiała biegać po Syberii w lateksie.
Tym czasem na Malediwach był środek nocy. Jednak Freye dręczyły okropne koszmary. Miała wrażenie, że się topi, że brakuje jej tlenu, dlatego usilnie walczyła o powietrze. Loki przestraszył się tym i postanowił obudzić żonę.
- Freya, skarbie.-potrząsał jej ramionami licząc na jakikolwiek efekt.
Na szczęście kobieta zaraz wybudziła się z koszmaru i cała spocona usiadła. Miała ciężki oddech i przerażenie w oczach, co nie umknęło uwadze Lokiego. Mężczyzna wziął blondynkę w ramiona, a ta oszołomiona nadal dochodziła do siebie.
- Już dobrze.-zapewnił głaszcząc czule plecy zapłakanej kobiety, która dopiero po chwili odwzajemniła uścisk, wtulając się w pierś męża.- Nie masz się czego bać, jestem tutaj.-szeptał, podczas gdy dłonią sięgnął w przód, aby zapalił jedna z lampek nocnych i oświetlić nieco ciemne kąty.
- To było takie straszne.-zapłakała przypominając sobie to uczucie wody w płucach, zimnej i nieprzyjemnej w smaku.
- Wiem, teraz już jest dobrze. Co ci się śniło?
Zanim odpowiedziała, ułożyła głowę wygodnie na ramieniu mężczyzny, a policzek oparła o jego szyję.
- Że jestem w wodzie i tonę. Nie mogłam złapać tchu... Nie było nigdzie brzegu, a gdy płynęła w górę, nie mogłam dotrzeć do powierzchni... I fakt, ze nasz dom jest na wodzie, wcale mi nie pomaga, Loki.
- Gdybym mógł, sprowadziłbym go na plaże, ale nie mam takich zdolności, kochanie.
- Wiem.
Z tym słowem bardziej wtuliła się w swojego ukochanego, a kiedy Loki zgasił światło i położył siebie oraz Freyę, zasnęła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro