{ 2 } rozdział 16
Siedziałem w fotelu tuż przed kominkiem i czytałem książkę oczekując na pobudkę swojej ukochanej. Trwało to trochę, ale w końcu poczułem, jak jej energia się uaktywnia. Jednak poczułem wyjątkowo mało aetheru. Był ledwo wyczuwalny, co mnie bardzo zdziwiło. Spojrzałem na Freyę i zobaczyłem, że otwiera oczy, więc wstałem z fotela odkładając nań książkę i ruszyłem do łóżka. Klęknąłem przy swojej żonie, aby zobaczyć jak blada była. Czułem, że sam bledne na jej widok.
- Loki?-przetarła zmęczone oko swoją piąstką.- Coś się stało?-zapytała beznamiętnie.
- Coś na pewno.-odparłem przykładając dłoń do czoła blondynki.
Było zimne, wręcz lodowate. Nie będę ukrywał, że przeraziło mnie to, ponieważ temperatura jej ciała była niższa od mojego, co zdarza się tylko trupom.
- Kochanie, słabo ci?-zapytałem.
- Mhm.
- Bardzo?
Pokiwała głową w odpowiedzi, przez co jeszcze bardziej spanikowałem. Jednak szybko skarciłem się w myślach za taką postawę. Uspokój się, Loki.
- Dobrze, powiedz mi, czy czujesz to?-uszczypnołem lekko jej dłoń, na co ona syknęła pod nosem i pokiwał głową.
Tyle dobrego.
- Loki, co się dzieje?-wymamrotała zmartwiona i zdezorientowana.
- Nic, słońce.-postanowiłem ją okłamać, bo stres i nerwy raczej jej nie pomogą w tej sytuacji.- Zaraz wrócę, dobrze?-wstałem.
- Mhm.
Wyszedłem z komnaty i złapałem pierwszą lepszą służke, aby posłać ją do mojego syna. Jednak surowo zabroniłem rozumowy z księżniczką. Potem udałem się w podziemia pałacu, gdzie miałem nadzieję spotkać uzdrowicieli. Ale nie chciałem byle jakiego, szukałem tego, który od zawsze mi pomagał.
- Loki!-zawołał głos za mną, dzięki czemu odwróciłem się tam i znalazłem to, czego szukałem.
- Artrusie.-podszedłem do niego szybko, ale zachowując swoją książęcą postawę.
- Cóż tak pędzisz?-zakpił, gdy już stanąłem przed nim.
- Potrzebuje twej rady.-oznajmiłem prowadząc go w stronę mojej komnaty.
- Co się stało?
- Moja żona zachorowała.
- Zachorowała? Niespotykane.
- To nie jest zwykła choroba, myślę, że to ma związek z jej aetherem.-powiedziałem nieco ciszej, aby nie rozsiewać plotek po pałacu.
- Och, może być.-odszepnął, kiedy znaleźliśmy się przed drzwiami mojej komnaty.- Zaczekaj tu.-polecił, a sam wszedł do pokoju.
Minęła chwila i z pokoju wyszła służka z moim synem prowadząc go za rączkę.
- Tatusiu?-wyciągnął rączki w moją stronę, dzięki czemu od razu go podniosłem.- Co się dzieje mamusi?-zapytał obejmując moją szyję rękami.
Rzuciłem spojrzenie służce, a ona posłusznie dygnęła i odeszła w głąb korytarza.
- Mama źle się czuję.-wyjaśniłem patrząc w jego zielone oczęta, które lekko pobłyskiwały.
Zastanawiałem się czy moje oczy też tak błyszczały, gdy byłem w jego wieku. Cóż, raczej nikt mi na to pytanie nie odpowie.
- Dlatego śpi?-zaczął bawić się materiałem mojej szaty.
- Tak, a ty czemu nie śpisz? Za wcześnie na twoją pubudkę.
- Nie mogłem spać.-wyjawił, co mnie zaciekawiło, bo nasz syn słynął z niezwykle twardego snu.
- A to czemu?
- Miałem zły sen.-wydmał wargi, na co się uśmiechnąłem, ponieważ zawsze tak robi, gdy chce na siebie zwrócić uwagę.
- Jakiż to?
- No...-westchnął.- Taki niebieski zimny pan do mnie przyszedł.
- Niebieski?-uniosłem brwi w zaskoczeniu.
- I zimny.-pokiwał głową.
Zmartwiło mnie to, ale zanim zdążyłem wysunąć jakieś wnioski, drzwi od komnaty się otwarły, a z nich wyszedł uzdrowiciel. Po jego minie mogłem wydedukować, że raczej wszystko w porządku.
- I co?-zapytałem od razu.
- Co z mamusią?-wybełkotał Ranve z paluszkiem w ustach, którego mu wyciągnąłem.
- Mamusia jest zdrowa.-zagruchał do malucha, po czym spojrzał na mnie.- Wszystko w porządku, to tylko skok aetheru, nie jest groźny, ale zbyt wiele trenowała.
Skarciłem się w myślach za to, że ją tak hartowałem. Nie miałem pojęcia, że moja żona ma tak słaby umysł na aether. Będę musiał zwrócić na to uwagę.
- Odpoczynek, odpoczynek i jeszcze raz odpoczynek. Napar z tricastu* pomoże jej wrócić do pełni sił.-uśmiechnął się do nas pocieszająco.
- Dobrze, czy to wszystko?-zapytałem.
- Raczej tak, ale uważaj na nią, Loki, ona nie jest czarownikiem od urodzenia, a także Asgardką. Jej ciało nie jest przystosowane do takiej ilości magii, jaką na ten czas dysponuje.-powiedział.
- Rozumiem, rzeczywiście byłem tak zapatrzony na jej umiejętności, że nie zwróciłem uwagi na moją żonę.-przyznałem zakłopotany swoją niekompetencją.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro