{ 2 } rozdział 32
- Loki, ale to jest niebezpieczne.-sapnął miliarder przykręcając śrubke do jednego z heumów swoich zbroi.
- Mówisz to do kogoś, kto to wie, więc zamilcz i mi to po prostu daj.-mag przekręcił oczami.
- Nie mogę, nie rozumiesz?-spojrzał na zielonookiego, który przeszywał go swym czujnym spojrzeniem.- Loki...
Zanim dokończył, książę przyłożył mu po dwa palce do obu skroni, dzięki czemu zahipnotyzował mężczyznę. Brązowe dotychczas tęczówki miliardera zmieniły swój kolor na głęboką, jaskrawość błękitu, który przerażał swoim martwym kolorem.
- Prowadź do tesseractu.-polecił mag unosząc pewniej podbródek, będąc całkowicie pewny swojego planu, który tak długo opracowywał w swojej komnacie, żeby każdy szczegół palił perfekcją.
Kiedy już oboje stanęli u szklanych drzwi prowadzących do tajemnego skarbca podziemnego, Loki przyjrzał się uważnie wnętrzu pomieszczenia, do którego za chwilę miał wkroczyć. Zmrużył oczy dopatrując się niebieskiej poświaty, jaka biła ze szklanej gabloty po drugiej stronie pokoju. Skinął głową na naukowca, a ten wpisał kod cyfrowy na elektronicznym zamku w drzwiach, dzięki czemu drzwi zaraz rozsunęły się z charakterystycznym świstem powietrza.
- Zostań tutaj.-rozkazał czarownik, a sam udał się do środka pomieszczenia, jednak musiał jeszcze raz użyć swych magicznych zdolności, aby monitoring obecny w skarbcu nie zarejestrował jego osoby.
Założył ręce za plecami, ponieważ taka pozycja dawała mu poczucie kontroli, jakiej teraz potrzebował. Serce mu przyspieszyło, kiedy stanął krok przed tesseractem. Przyjrzał mu się i westchnął zdając sobie sprawę, że jeżeli zrobi to, co zamierza, to straci coś, co było z nim od początku i bardzo mu pomagało w życiu. Jednak zdrowie rodziny było dla niego o wiele ważniejsze niż własne. Sięgnął do otwarcia gabloty i odsłonił błękitną moc sześcianu. Delikatnie otulił go swoją peleryną, przez co nie zostałby oparzony mocą tego zjawiska. Odwrócił się i napotkał czujny wzrok Wandy, która stała kilka metrów od niego i uważnie się mu przyglądała.
- Nie powinno cię tu być.-mruknęła zbliżając się do niego powoli, przez co Loki poczuł się zagrożony i rozglądnął się dookoła w poszukiwaniu pomocy.
- Jestem, bo muszę.-odparł starając się wyglądać na pewnego siebie, jednak szatynka wiedziała, co mu siedzi w głowie, ponieważ jej zdolności znacznie się wyostrzyły od ostatniego razu, gdy widziała maga.
- Na co ci to?-skinęła głową na sześcian trzymany w rękach mężczyzny.
Loki spojrzał na tesseract, po czym wzrok wbił w brąz tęczówek kobiety.
- Potrzebuję tego.
Wanda otwarła usta, aby coś odpowiedzieć, jednak uprzedził ją krzyk, a raczej krzyki z zewnątrz. Do pomieszczenia wpadła cała drużyna Avengers, łącznie z Iron Man'em oraz Vision'em.
- Idź.-rzuciła szatynka, po czym obróciła się w stronę swoich towarzyszy i utworzyła barierę, dzięki której uniemożliwiła im przejście do maga. Kruczowłosy przez kilka sekund nie miał pojęcia co ze sobą zrobić, ale w końcu jednak teleportował się na zewnątrz budynku. Z przerażeniem stwierdził, że tesseract wypala dziurę w materiale jego peleryny. Musiał się spieszyć, żeby sześcian nie zrobił mu krzywdy w postaci oparzeń, a Loki doskonale wiedział, że takie obrażenia są niezwykle bolesne i ciężko się goją. Nawet przy użyciu magii.
- Heimdallu.-powiedział patrząc w niebo, z którego chwilę później błysnął kolorowy strumień światła, wciągając maga do środka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro