Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{ 2 } rozdział 16

Siedziałem w fotelu tuż przed kominkiem i czytałem książkę oczekując na pobudkę swojej ukochanej. Trwało to trochę, ale w końcu poczułem, jak jej energia się uaktywnia. Jednak poczułem wyjątkowo mało aetheru. Był ledwo wyczuwalny, co mnie bardzo zdziwiło. Spojrzałem na Freyę i zobaczyłem, że otwiera oczy, więc wstałem z fotela odkładając nań książkę i ruszyłem do łóżka. Klęknąłem przy swojej żonie, aby zobaczyć jak blada była. Czułem, że sam bledne na jej widok.

- Loki?-przetarła zmęczone oko swoją piąstką.- Coś się stało?-zapytała beznamiętnie.

- Coś na pewno.-odparłem przykładając dłoń do czoła blondynki.

Było zimne, wręcz lodowate. Nie będę ukrywał, że przeraziło mnie to, ponieważ temperatura jej ciała była niższa od mojego, co zdarza się tylko trupom.

- Kochanie, słabo ci?-zapytałem.

- Mhm.

- Bardzo?

Pokiwała głową w odpowiedzi, przez co jeszcze bardziej spanikowałem. Jednak szybko skarciłem się w myślach za taką postawę. Uspokój się, Loki.

- Dobrze, powiedz mi, czy czujesz to?-uszczypnołem lekko jej dłoń, na co ona syknęła pod nosem i pokiwał głową.

Tyle dobrego.

- Loki, co się dzieje?-wymamrotała zmartwiona i zdezorientowana.

- Nic, słońce.-postanowiłem ją okłamać, bo stres i nerwy raczej jej nie pomogą w tej sytuacji.- Zaraz wrócę, dobrze?-wstałem.

- Mhm.

Wyszedłem z komnaty i złapałem pierwszą lepszą służke, aby posłać ją do mojego syna. Jednak surowo zabroniłem rozumowy z księżniczką. Potem udałem się w podziemia pałacu, gdzie miałem nadzieję spotkać uzdrowicieli. Ale nie chciałem byle jakiego, szukałem tego, który od zawsze mi pomagał.

- Loki!-zawołał głos za mną, dzięki czemu odwróciłem się tam i znalazłem to, czego szukałem.

- Artrusie.-podszedłem do niego szybko, ale zachowując swoją książęcą postawę.

- Cóż tak pędzisz?-zakpił, gdy już stanąłem przed nim.

- Potrzebuje twej rady.-oznajmiłem prowadząc go w stronę mojej komnaty.

- Co się stało?

- Moja żona zachorowała.

- Zachorowała? Niespotykane.

- To nie jest zwykła choroba, myślę, że to ma związek z jej aetherem.-powiedziałem nieco ciszej, aby nie rozsiewać plotek po pałacu.

- Och, może być.-odszepnął, kiedy znaleźliśmy się przed drzwiami mojej komnaty.- Zaczekaj tu.-polecił, a sam wszedł do pokoju.

Minęła chwila i z pokoju wyszła służka z moim synem prowadząc go za rączkę.

- Tatusiu?-wyciągnął rączki w moją stronę, dzięki czemu od razu go podniosłem.- Co się dzieje mamusi?-zapytał obejmując moją szyję rękami.

Rzuciłem spojrzenie służce, a ona posłusznie dygnęła i odeszła w głąb korytarza.

- Mama źle się czuję.-wyjaśniłem patrząc w jego zielone oczęta, które lekko pobłyskiwały.

Zastanawiałem się czy moje oczy też tak błyszczały, gdy byłem w jego wieku. Cóż, raczej nikt mi na to pytanie nie odpowie.

- Dlatego śpi?-zaczął bawić się materiałem mojej szaty.

- Tak, a ty czemu nie śpisz? Za wcześnie na twoją pubudkę.

- Nie mogłem spać.-wyjawił, co mnie zaciekawiło, bo nasz syn słynął z niezwykle twardego snu.

- A to czemu?

- Miałem zły sen.-wydmał wargi, na co się uśmiechnąłem, ponieważ zawsze tak robi, gdy chce na siebie zwrócić uwagę.

- Jakiż to?

- No...-westchnął.- Taki niebieski zimny pan do mnie przyszedł.

- Niebieski?-uniosłem brwi w zaskoczeniu.

- I zimny.-pokiwał głową.

Zmartwiło mnie to, ale zanim zdążyłem wysunąć jakieś wnioski, drzwi od komnaty się otwarły, a z nich wyszedł uzdrowiciel. Po jego minie mogłem wydedukować, że raczej wszystko w porządku.

- I co?-zapytałem od razu.

- Co z mamusią?-wybełkotał Ranve z paluszkiem w ustach, którego mu wyciągnąłem.

- Mamusia jest zdrowa.-zagruchał do malucha, po czym spojrzał na mnie.- Wszystko w porządku, to tylko skok aetheru, nie jest groźny, ale zbyt wiele trenowała.

Skarciłem się w myślach za to, że ją tak hartowałem. Nie miałem pojęcia, że moja żona ma tak słaby umysł na aether. Będę musiał zwrócić na to uwagę.

- Odpoczynek, odpoczynek i jeszcze raz odpoczynek. Napar z tricastu* pomoże jej wrócić do pełni sił.-uśmiechnął się do nas pocieszająco.

- Dobrze, czy to wszystko?-zapytałem.

- Raczej tak, ale uważaj na nią, Loki, ona nie jest czarownikiem od urodzenia, a także Asgardką. Jej ciało nie jest przystosowane do takiej ilości magii, jaką na ten czas dysponuje.-powiedział.

- Rozumiem, rzeczywiście byłem tak zapatrzony na jej umiejętności, że nie zwróciłem uwagi na moją żonę.-przyznałem zakłopotany swoją niekompetencją.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro